środa, 29 sierpnia 2012

Rozdział XX


                ,, Razem upadną by powrócić na nowo” ? Przecież to się nie spełni. Ja już narodziłam się na nowo. Więc niemożliwe jest abym ponownie to zrobiła. Razem. Ale kto z kim? Hmm co jest w poprzednim zdaniu? ,, I spełni się nieba niebieskiego słowo” a wcześniej: ,, Skrzydła jednego zabłysną błękitnie”. Nie pamiętam czy w pierwszej przepowiedni mianem jeden był nazwany Heath czy Loren… Chyba, że ,, jednego” oznaczałoby tylko jedną istotę. Albo Heath albo Loren. Oczywiście, Heath jest już Upadłym tak jak jego druga część. Więc nie mogę być do końca pewna komu zabłysną te skrzydła.
                  Loren napisał, że na bramie znajdę wskazówkę jak dostać się do Nieba. Ale przecież nic takiego nie znalazłam. Jedyne miejsce jakie tu jest uwzględnione to ogród Istot. Ma tam na mnie czekać mój ojciec. Tylko gdzie on może być? Hmm skoro nazywa się Ogrodem Istot, a za bramą, przed którą właśnie stoimy jest Kraina Istot to prawdopodobnie ogród ten będzie we wnętrzu Krainy.
                      - Heath. Wiesz gdzie jest Ogród Istot? – spytałam nieświadomie czy może mi już odpowiedzieć.
                      - Teraz nic mi już nie grozi. On jest tam. – pokazał palcem na bramę.
Domyśliłam się.
                      - Ale gdzie konkretnie, pokażesz mi?
Z niepokojem zauważyłam, że przez jego piękne błękitne oczy wkrada się żółta barwa. Musimy się spieszyć. – pomyślałam.
Otworzył bramę a ja ujrzałam po raz kolejny inny świat. Tyle, że nie byłam już nim tak bardzo zainteresowana i zainspirowana jak poprzednim razem. Sama nie wiem dlaczego. Może dlatego, że w moim sercu panował chaos i nie miałam siły rozkoszować się pięknem tego miejsca. Bo tak było. Byłam wyczerpana. Sama myśl, że Argie i Heath musieli czekać na mnie 17 lat przyprawiała o dreszcze. Przecież Aaron, tak jak wspominał Loren jest bardzo niebezpieczny. Jedno dotknięcie i może kogoś zabić. To naprawdę straszne. Kiedy tak podążaliśmy pogrążając się w poszukiwaniach ogrodu przypomniałam sobie pewne słowa z pierwszego listu Lorena. Podobno ktoś chce mnie dorwać  i jest on w mojej szkole.
                         - Heath?
Odwrócił się do mnie i spojrzał. Na jego ciele zauważyłam liczne siniaki i pręgi. Ranił go. Bił mojego Heatha, Anioła, który mnie kocha.
                         - Kto to taki?
Wiedział o czym mówię. Zrozumiałam to po jego oczach. Od razu spojrzały w dół.
                         - Aaron może wejść w różne ciała ludzi i różnych istot. Pamiętasz jak Maggie tak strasznie ci dokuczyła w szkole?
                         - Wtedy co się na nią rzuciłam? – spytałam ochrypłym głosem.
                         - Tak zgadza się. Wstąpił w jej ciało.
Pokiwałam głową.
                         - Czemu chciał mnie dorwać?
                         - Nadal chce, Lav. O to mu chodziło. Nie chciał byś dopełniła misji bo wtedy Upadli musieliby wrócić do Piekła i odstąpić na ziemi miejsca Aniołom.
                         - Czyli ,, Ciemne Światło” nie ma tak naprawdę złego zadania?
                         - Ma lepsze niż Jasne Światło. Twój ojciec miał dokładnie odwrotne zadanie. Miał uwolnić Dobre Anioły i odstąpić miejsca Istotom Czarnym i Ciemnym. A wtedy na ziemi zapanowałby chaos.
                         - Dlaczego więc Jerry go zabił? Przecież nie jest dobry.
                        - Powodem zabicia wcale nie było dokonanie zadania ale właśnie niedokonanie. Twój ojciec nie wyjaśnił ci prawdy bo tak jak ja nie może. To znaczy ja już mogę. Ale do rzeczy. Więc w ostatniej chwili przeciwstawił się Aaronowi i nie chciał dokończyć tego co zaczął. Wściekły Aaron go zabił. Teraz kiedy powróciłaś jako Jasne Światło chce cię odnaleźć, żebyś dopełniła misji.
                        - Ale czemu podczas mojego upadku błagali bym dokończyła zadania?
                        - To nie byli Upadli. To były Jasne Istoty.
                       - Nie. Oni byli Złymi. Poznałam ich.
                       - Ja też jestem zły. Może stali się takimi jak ja i Argie?
                       - To po co by chcieli bym zaprowadziła ich do Piekła?
                       - Lav, kochanie oni mieli na myśl, żebyś dokończyła zadania ale jak już się narodzisz na nowo. Chcieli byś ich uwolniła od złego.
Teraz rozumiem. Choć nie do końca. Loren wspominał też o Apokalipsie. Może miał na myśli to, że kiedy już powrócę jako Jasne Światło i nie będę chciała odstąpić miejsca Upadłym rozpocznie się wojna. Może Aaron będzie chciał mnie zabić tak jak mego ojca?
                       - Apokalipsa… O co w niej chodzi?
Zatrzymał się. Głośno westchnął i przybliżył się do mnie.
                       - Dokładnie o to co przed chwilą pomyślałaś. Tylko pamiętaj. Najpierw musisz mu się przeciwstawić i zabić Istoty Czarne i Ciemne i dopiero nas ratować. Bo jeśli zrobisz na odwrót to Upadli będą mieli władzę nad światem. Na razie masz ją ty. Chodźmy. Twój tata na ciebie czeka. – kiedy zauważyłam, że już stoję w ogrodzie oniemiałam. Wyglądał dokładnie tak samo jak ten w szkole. Tyle, że zamiast czarnej róży, zauważyłam kwitnącą białą. Tak jak mówiła przepowiednia.
                       - Witaj ponownie córeczko. – odezwał się głos mego ojca. Rozejrzałam się dookoła i dostrzegłam go stojącego przy biało – czarnej brzozie.
Podbiegłam do niego i wtuliłam się w jego ramiona. Niestety… było to trudne bo jego ciało było przezroczyste.
                       - Tato. Właśnie spełniła się przepowiednia. Co to znaczy?
                       - Niezupełnie. – zauważył. Spojrzał na Heatha a ja ugięłam kolana.
                         Mój ukochany wisiał w powietrzu z rozwiniętymi skrzydłami. Płakał. Jego łzy leciały na trawę ogrodu. Ale nie krzyczał, był nad wyraz spokojny. Nie zachowywał się tak jak ja podczas Upadku. Ale zapomniałam… On n i e stawał się złym. Jego skrzydła zmieniają kolor na znów błękitny. Ale chwila… Po jakimś czasie widzę jak pojawia się drugi Heath. Tylko nieco inny. Jego oczy są rudo – brązowe a kiedy poczułam jego zapach bryzy morskiej wiedziałam kogo widzę. To Loren. Tak jak myślałam. Staną się znów jednością. Kiedy oderwałam się od mojego taty błyskawicznie znalazłam się przy nim.
                     - Podobały ci się moje listy ? – spytał uwodzicielsko.
Przytuliłam go i odpowiedziałam:
                     - Jak najbardziej.
Odwzajemnił moją czułość ale zaraz odszedł. Stanął kilka metrów ode mnie, rozłożył wielkie szare skrzydła i wzniósł się w górę. Ich ciała zaczęły się łączyć. Przybliżać do siebie aż w końcu stały się jednym. Przez kilka sekund unosił się w powietrzu a po chwili upadł na podłogę. Zwinięty w kulkę, patrzył na mnie swymi błękitnymi oczami. Jego szare pióra leżały rozsypane. Instynktownie do niego podbiegłam i przykucnęłam.
                     - Wróciłem. W pełni. – zaśmiał się cicho.
                     - Tak. Jesteś mój. Już na zawsze. – ucałowałam go w policzek i pomogłam wstać.
Otrzepał się ze stosu piór i schował skrzydła. Wyglądał już na pełnego sił. Ucieszyłam się. W końcu lada chwila miała wybuchnąć wojna.
                     - Jak mogę go znaleźć?
                     - Aarona? – spytał zdezorientowany.
                     - Tak. Chcę z nim pogadać.  – wyjaśniłam z trudem. Wiem, że mnie nie puści ale co innego mogę zrobić? Nie mogę dopuścić zła. Nie mogę.
                     - Lav, nie powiem ci. Nie pozwolę byś się z nim spotkała. Może cię zabić. Na razie nie ma powodu. Sam powiedziałeś, że chce mnie przekabacić na swoją stronę.
                     - Tak. Dobrze. Do licha, ok. – zdenerwowany przygarnął mnie do siebie.
                     - Zgadzasz się? – spytał z oddali mój tata.
                     - Tak. Ale pójdę z nią.
                     - To niebezpieczne. – przypomniał Ivan.
                     - Jak mogę go pokonać? – pytam z nadzieją, że zna odpowiedź.
                     - Nie wiem. Sama musisz to wymyślić.
Rozumiem.
                     - Idźmy już. – zażądałam.
Nie odpowiedział. Wyszliśmy z ogrodu, zostawiając tam mego ojca. Pragnęłam już spotkać się z Aaronem. W tej chwili.
             Szliśmy teraz tą łąką na której Heath opowiedział Argie i mi o wszystkim. Przemierzaliśmy ją z dwie minuty aż w końcu znaleźliśmy grotę. Czarna jak smoła i przeraźliwa. W środku nie wyglądało wcale lepiej. Ciemne ściany, odurzający zapach. Nic przyjemnego. Grota ta była duża. W jej wnętrzu przechodziło dużo Upadłych. Mierzyli nas wzrokiem. Czasami zdawało mi się, że chcą się na nas rzucić. Bardzo się bałam, więc mocniej przytrzymałam się Heatha.
                  - Daleko jeszcze? – pytam z nadzieją, że powie: nie.
                  - Właściwie to już go widzisz.
Rozejrzałam się skołowana ale po chwili zorientowałam się kogo miał na myśli. Przed nami stał wysoki Upadły z bardzo wyrazistymi, żółtymi oczami. Uśmiechał się do mnie ale nie tak jak bym chciała. Przez jego twarz wylatywały złe emocje. Gniew, może i strach, niechęć.
                   - Lavende Purry, potomkini Jasnego Światła. Witaj w moich progach. – przywitał się. A później zaprosił nas do swojej komnaty.


I co sądzicie o tym rozdziale?                  May it be

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz