wtorek, 21 sierpnia 2012

Rozdział XIII


                       Czy to niebo? – pytam ze zdziwieniem Heatha.
Myślałam, że na ziemi nie może być tak pięknie – znów się bardzo myliłam.
                        Gdzie dookoła spojrzeć widziałam kwiaty. Gdzie wytężyłam ucho słyszałam wodę. Gdzie tylko poczuć, ogarniał mnie ciepły i przyjemny wietrzyk ale i gorący ogień. Lecz gdy wkroczyłam dalej do tego nieosiągalnego świata, moje wnętrze – moje serce – albo od razu cała ja, poczułam się równie tak pięknie jak to miejsce. Mój duch pasował tutaj. Byłam cząstką którejś z tych rzeczy. Może kwiatka? Być może wody? Nie wiem co to takiego ale jednego jestem pewna. To miejsce Jasnego Światła, osoby, która mnie kocha – Ivana Purrego a ja jestem jego córką i właśnie ten kawałek tej przestrzeni wypełniam. W całości.
                         Wszędzie góry. Wszędzie lasy. Słońce i księżyc w tym samym czasie. Obraz jasności i ciemności nachodzą na siebie. Biel i Czerń. Podejrzewam co to za miejsce. Istot Nienaturalnych, takich jak ja, Heath, Loren, Argie czy Jerry. To miejsce nocy i dnia. Aniołów i Upadłych.
                         - Nie mylisz się. – mówi pewnie Heath. Siedzimy razem na pięknej polanie wpatrując się w zachodzące słońce i duży jasny księżyc. Oświetla nas w całej postaci.
Uśmiecham się gdy mój chłopak bierze mnie za dłoń i mówi:
                         - Kocham cię. – a następnie ją całuje.
                         - Ja was też. – odpowiadam, przytulając go z całych moich sił.
                         - Was? – pyta po chwili zastanowienia.
                         - No tak. Ciebie i Lorena.
Robi kwaśną minę i odpowiada:
                         - Nie musisz mówić: nas. To jest ta sama osoba. Ja jestem Lorenem a on jest mną. Taka sama osobowość. – nagle zamilkł. Szybko wręcz błyskawicznie wstaje i mówi:
                          - Lav tak bardzo chcę ci wszystko wyjaśnić. Nawet nie wiesz jak. To coś mnie zżera od środka, kiedy pytasz a ja nie mogę ci odpowiedzieć. I tak złamałem jedną z zasad. Wprowadziłem cię tu.
Teraz ja wstaję, nie pozwalając mu by cokolwiek dalej powiedział. Zatykam mu usta dłonią i teraz ja kontynuuje wyjaśnienia.
                         - Nie bój się. Sama się domyślam. Jestem Czarną Istotą. Mój ojciec był Białą i jednocześnie Jasnym Światłem. Miał za zadanie przeprowadzić Dobre Anioły z powrotem do Nieba. Nie udało mu się bo ktoś go zabił. Już wiem kto. Banda rozwydrzonych Upadłych, których JA, Ciemne Światło muszę przeprowadzić do Piekła. Jeśli tego nie uczynię, najprawdopodobniej umrę lub upadnę. Ty nie możesz mi nic powiedzieć, tak jak tata czy Argie, bo wtedy złamiecie zasady Niebios. Niebo zakazało mówieniu o ich sprawach na ziemi. Dlatego nie możesz nic w tej sprawie zrobić. Jedynie czego nie wiem to co znaczy Narodź się na nowo, i co mam zrobić ze swoją durnowatą misją! – wyjaśniam. Heath robi zdziwioną minę ale zaraz przygarnia mnie do siebie i szepcze:
                        - Jesteś taka mądra.
Prycham lekceważąco. Za chwilę do oczu napływają mi łzy i wolno wypowiadam kolejne słowa:
                        - A co jeśli, ty złamiesz zasady? Umrzesz?
Kręci przecząco głową i odchodzi ode mnie. Opiera się o pobliskie drzewo i wyjaśnia:
                        - Upadnę. Tak jak ty.
Podchodzę do niego i głaszczę po plecach.
                        - Nie będziesz musiał tego zrobić. Wypełnię misję i wtedy będziemy razem.
                        - Chyba się myliłem. Jeszcze niczego nie rozumiesz. Loren napisze list. Wyjaśni ci wszystko.
Zdumiona patrzę jak prawie zaczyna płakać.
                        - Hej. – zaczynam i próbuję go do siebie odwrócić. Po paru minutach mi ustępuje. – Nie mów o nim jako : on. To ty jesteś Lorenem. – przypominam mu. – I to ciebie kocham. W takiej czy innej postaci. Jesteś dla mnie wszystkim. Szkoda, że musiałeś na mnie czekać.
                       - Nadal muszę. – uśmiecha się i podarowuje romantyczny pocałunek.
                       Gdy po jakimś czasie wracamy z powrotem do bramy, nic nie mówimy. Po prostu obserwujemy świergoczące ptaki, szumiące drzewa, i pluskającą wodę. Tak jakby wszystkie żywioły występowały w tym miejscu jednocześnie. Po raz ostatni patrzę jak wszystko co się rusza wydaje się być takie realne. I ten obraz potoku, a nad nim parę drzew. I to przejrzysto – ciemne niebo. Ciepły, wiosenny wiatr i zew ducha.
Heath wyprowadza mnie z trudem z tego pięknego miejsca a ja z niezadowoleniem stwierdzam, że jestem znów w obślizgłym cmentarzu. Wyjaśniam Lorenowi, że nie chcę tu już dłużej przebywać i wkrótce wychodzimy z tego miejsca.
                      Jest już całkiem ciemno a wiatr nachalnie wieje we wszystkie strony. Stukam się w czoło. Dobrze wiedziałam, że będę wracać nocą a nie wzięłam ze sobą żadnej kurtki. Kiedy tak spacerujemy uliczkami i patrzymy sobie w oczy, mój telefon nagle zadzwonił. Wyjmuję go z kieszeni kamizelki i odbieram. Po drugiej stronie słyszę zdenerwowaną mamę.
                      - Lav, dziecko? Jesteś tam? Lav?! – mówi spanikowana.
                      - Mamo przekazałam Betty, że wychodzę ze znajomym.
Wybucha płaczem.
                      - Mamo? – pytam.
                      - Przyjedź szybko. – znów zaczyna płakać.
Teraz ja z trudem powstrzymuję się od płaczu. Kolana zaczynają się uginać a w głowie panuje straszny zamęt. Heath wyczuwa co się stało i szybko przejmuje telefon.
                       - Pani Purry już jedziemy do domu.
Ja wciąż w szoku pozwalam by Heath podprowadził mnie do samochodu. Nie zwraca uwagi na to, że jest po alkoholu. Po prostu jedzie wprost do mnie. Nawet nie wiem o czym rozmawia z moją mamą. Nie słucham ich. Zwracam tylko uwagę na ton zrozpaczonej mamy. Co się mogło stać?
.





***
Reachel




               Gdy wchodząc do kuchni poczuła zapach miedzi, podejrzewała co mogło się stać. Pewnie coś stało się Lav. Spanikowana zaczęła dzwonić na policje. Nie sprawdziła co się stało. Bała się tego widoku. Myślała, że ktoś grasuje w domu. Gdyby włamywacz usłyszał rozmowę, zaatakowałby i ją. Cichym głosem poinformowała policję o sytuacji. Zaraz będą – poinformowali.
               Chodziła w kółko aż nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Szybko otworzyła i na werandzie zobaczyła komisarza. Przywitał się a ona błyskawicznie kazała przeszukać dom. Ostrożnie kręcił się po pokojach, uważnie patrząc czy aby nikomu się nic nie stało i czy włamywacza nie ma w domu. Gdy wreszcie dotarł do pokoju jej córki, zawołał ją. Pobiegła pospiesznie tam gdzie jej kazał. Lecz tego widoku nie pozbędzie się nigdy. Na obraz tego co zobaczyła poczęła krzyczeć, wrzeszczeć i cokolwiek się dało by uwolnić ból, który ten ktoś kto to zrobił, uwolnić. Z trudem odpowiedziała na pytania komisarzy policji. Jak mogła cokolwiek mówić w takiej sytuacji?
                  - Może pani wszystko nam opowiedzieć?
Pokiwała potakująco głową.
                   - Przyszłam do domu i coś poczułam… - zaczęła z trudem. Cały czas przypominała sobie ten okrutny widok. Krew. Tyle jej było… Teraz siedząc na czerwonej kanapie, z wielkim bólem wypowiadała kolejne słowa. – Nie chciałam sprawdzić co się stało. Bałam się. Zadzwoniłam po policję.
Komisarz kiwał głową ze zrozumieniem. Drugi policjant zapisywał coś w notesie.
                   - O której pani była w domu?
                   - Wpół do jedenastej. Wracałam z pracy.
                   - I od razu pani zadzwoniła?
                   - Tak. – powiedziała pewnie.
                   - Podejrzewa pani kto mógł to zrobić? – spytał podejrzliwie.
Zastanowiła się chwilę. Może Gave? Chyba nie zrobił by tego…
                    - Ostatnio rozstałam się ze swoim chłopakiem. Nazywał się Gave Ugly.
Popatrzyli na siebie i zaraz jeden z nich zapytał:
                    - Nazywał?
Pokręciła głową i odpowiedziała płacząc:
                    - Oh oczywiście, że nazywa. Pomyliłam się. Nadal jestem w wielkim szoku.
                    - Rozumiemy. Widzi pani, Gave Ugly jest poszukiwany. – popatrzyła ze zdumieniem na każdą twarz policjantów. Wszyscy byli poważni. Nic nie odpowiedziała.
                    - Dobrze, przejdźmy do innej sprawy. Wie pani jak nazywa się ofiara, prawda?
Wybuchła płaczem. Gdy już się opanowała powiedziała dwa słowa:
                    - Betty Blue.





4 komentarze:

  1. Świetne dziewczyno, świetne . !
    Nigdy bym nie pomyślała, że Gave mógłby to zrobić i że jest poszukiwany . ?
    I śmieszne nazwisko "Ugly" (brzydki) .:D
    Kiedy kolejny .? Nie mogę się doczekać .

    nieznajoma14

    OdpowiedzUsuń
  2. Jutro będzie kolejny :) Dziękuję ci za tak bardzo miłe słowa, to dla mnie ogromnie ważne! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie ma sprawy .
    Po prostu mówię jak jest .:)

    nieznajoma14

    OdpowiedzUsuń
  4. A co do Gave, jakby Loren to powiedział: Ci co wydają się ludźmi, wcale nimi nie są :D

    OdpowiedzUsuń