Czy to niebo? – pytam ze
zdziwieniem Heatha.
Myślałam, że na ziemi nie
może być tak pięknie – znów się bardzo myliłam.
Gdzie dookoła spojrzeć
widziałam kwiaty. Gdzie wytężyłam ucho słyszałam wodę. Gdzie tylko poczuć,
ogarniał mnie ciepły i przyjemny wietrzyk ale i gorący ogień. Lecz gdy
wkroczyłam dalej do tego nieosiągalnego świata, moje wnętrze – moje serce –
albo od razu cała ja, poczułam się równie tak pięknie jak to miejsce. Mój duch
pasował tutaj. Byłam cząstką którejś z tych rzeczy. Może kwiatka? Być może
wody? Nie wiem co to takiego ale jednego jestem pewna. To miejsce Jasnego
Światła, osoby, która mnie kocha – Ivana Purrego a ja jestem jego córką i
właśnie ten kawałek tej przestrzeni wypełniam. W całości.
Wszędzie góry.
Wszędzie lasy. Słońce i księżyc w tym samym czasie. Obraz jasności i ciemności
nachodzą na siebie. Biel i Czerń. Podejrzewam co to za miejsce. Istot
Nienaturalnych, takich jak ja, Heath, Loren, Argie czy Jerry. To miejsce nocy i
dnia. Aniołów i Upadłych.
- Nie mylisz się. –
mówi pewnie Heath. Siedzimy razem na pięknej polanie wpatrując się w zachodzące
słońce i duży jasny księżyc. Oświetla nas w całej postaci.
Uśmiecham się gdy mój chłopak
bierze mnie za dłoń i mówi:
- Kocham cię. – a następnie
ją całuje.
- Ja was też. –
odpowiadam, przytulając go z całych moich sił.
- Was? – pyta po
chwili zastanowienia.
- No tak. Ciebie i
Lorena.
Robi kwaśną minę i odpowiada:
- Nie musisz mówić:
nas. To jest ta sama osoba. Ja jestem Lorenem a on jest mną. Taka sama
osobowość. – nagle zamilkł. Szybko wręcz błyskawicznie wstaje i mówi:
- Lav tak bardzo chcę
ci wszystko wyjaśnić. Nawet nie wiesz jak. To coś mnie zżera od środka, kiedy
pytasz a ja nie mogę ci odpowiedzieć. I tak złamałem jedną z zasad.
Wprowadziłem cię tu.
Teraz ja wstaję, nie pozwalając
mu by cokolwiek dalej powiedział. Zatykam mu usta dłonią i teraz ja kontynuuje
wyjaśnienia.
- Nie bój się. Sama
się domyślam. Jestem Czarną Istotą. Mój ojciec był Białą i jednocześnie Jasnym
Światłem. Miał za zadanie przeprowadzić Dobre Anioły z powrotem do Nieba. Nie
udało mu się bo ktoś go zabił. Już wiem kto. Banda rozwydrzonych Upadłych,
których JA, Ciemne Światło muszę przeprowadzić do Piekła. Jeśli tego nie
uczynię, najprawdopodobniej umrę lub upadnę. Ty nie możesz mi nic powiedzieć,
tak jak tata czy Argie, bo wtedy złamiecie zasady Niebios. Niebo zakazało
mówieniu o ich sprawach na ziemi. Dlatego nie możesz nic w tej sprawie zrobić. Jedynie
czego nie wiem to co znaczy Narodź się na nowo, i co mam zrobić ze swoją
durnowatą misją! – wyjaśniam. Heath robi zdziwioną minę ale zaraz przygarnia
mnie do siebie i szepcze:
- Jesteś taka mądra.
Prycham lekceważąco. Za
chwilę do oczu napływają mi łzy i wolno wypowiadam kolejne słowa:
- A co jeśli, ty
złamiesz zasady? Umrzesz?
Kręci przecząco głową i
odchodzi ode mnie. Opiera się o pobliskie drzewo i wyjaśnia:
- Upadnę. Tak jak ty.
Podchodzę do niego i głaszczę
po plecach.
- Nie będziesz musiał
tego zrobić. Wypełnię misję i wtedy będziemy razem.
- Chyba się myliłem.
Jeszcze niczego nie rozumiesz. Loren napisze list. Wyjaśni ci wszystko.
Zdumiona patrzę jak prawie
zaczyna płakać.
- Hej. – zaczynam i
próbuję go do siebie odwrócić. Po paru minutach mi ustępuje. – Nie mów o nim
jako : on. To ty jesteś Lorenem. – przypominam mu. – I to ciebie kocham. W
takiej czy innej postaci. Jesteś dla mnie wszystkim. Szkoda, że musiałeś na
mnie czekać.
- Nadal muszę. –
uśmiecha się i podarowuje romantyczny pocałunek.
Gdy po jakimś czasie
wracamy z powrotem do bramy, nic nie mówimy. Po prostu obserwujemy świergoczące
ptaki, szumiące drzewa, i pluskającą wodę. Tak jakby wszystkie żywioły występowały
w tym miejscu jednocześnie. Po raz ostatni patrzę jak wszystko co się rusza
wydaje się być takie realne. I ten obraz potoku, a nad nim parę drzew. I to
przejrzysto – ciemne niebo. Ciepły, wiosenny wiatr i zew ducha.
Heath wyprowadza mnie z trudem
z tego pięknego miejsca a ja z niezadowoleniem stwierdzam, że jestem znów w
obślizgłym cmentarzu. Wyjaśniam Lorenowi, że nie chcę tu już dłużej przebywać i
wkrótce wychodzimy z tego miejsca.
Jest już całkiem ciemno a
wiatr nachalnie wieje we wszystkie strony. Stukam się w czoło. Dobrze
wiedziałam, że będę wracać nocą a nie wzięłam ze sobą żadnej kurtki. Kiedy tak
spacerujemy uliczkami i patrzymy sobie w oczy, mój telefon nagle zadzwonił. Wyjmuję
go z kieszeni kamizelki i odbieram. Po drugiej stronie słyszę zdenerwowaną
mamę.
- Lav, dziecko? Jesteś
tam? Lav?! – mówi spanikowana.
- Mamo przekazałam Betty,
że wychodzę ze znajomym.
Wybucha płaczem.
- Mamo? – pytam.
- Przyjedź szybko. – znów
zaczyna płakać.
Teraz ja z trudem
powstrzymuję się od płaczu. Kolana zaczynają się uginać a w głowie panuje
straszny zamęt. Heath wyczuwa co się stało i szybko przejmuje telefon.
- Pani Purry już
jedziemy do domu.
Ja wciąż w szoku pozwalam by
Heath podprowadził mnie do samochodu. Nie zwraca uwagi na to, że jest po
alkoholu. Po prostu jedzie wprost do mnie. Nawet nie wiem o czym rozmawia z
moją mamą. Nie słucham ich. Zwracam tylko uwagę na ton zrozpaczonej mamy. Co
się mogło stać?
.
***
Reachel
Gdy wchodząc do kuchni poczuła
zapach miedzi, podejrzewała co mogło się stać. Pewnie coś stało się Lav.
Spanikowana zaczęła dzwonić na policje. Nie sprawdziła co się stało. Bała się
tego widoku. Myślała, że ktoś grasuje w domu. Gdyby włamywacz usłyszał rozmowę,
zaatakowałby i ją. Cichym głosem poinformowała policję o sytuacji. Zaraz będą –
poinformowali.
Chodziła w kółko aż nagle rozległ
się dzwonek do drzwi. Szybko otworzyła i na werandzie zobaczyła komisarza.
Przywitał się a ona błyskawicznie kazała przeszukać dom. Ostrożnie kręcił się
po pokojach, uważnie patrząc czy aby nikomu się nic nie stało i czy włamywacza
nie ma w domu. Gdy wreszcie dotarł do pokoju jej córki, zawołał ją. Pobiegła
pospiesznie tam gdzie jej kazał. Lecz tego widoku nie pozbędzie się nigdy. Na
obraz tego co zobaczyła poczęła krzyczeć, wrzeszczeć i cokolwiek się dało by
uwolnić ból, który ten ktoś kto to zrobił, uwolnić. Z trudem odpowiedziała na
pytania komisarzy policji. Jak mogła cokolwiek mówić w takiej sytuacji?
- Może pani wszystko nam
opowiedzieć?
Pokiwała potakująco głową.
- Przyszłam do domu i coś
poczułam… - zaczęła z trudem. Cały czas przypominała sobie ten okrutny widok.
Krew. Tyle jej było… Teraz siedząc na czerwonej kanapie, z wielkim bólem
wypowiadała kolejne słowa. – Nie chciałam sprawdzić co się stało. Bałam się.
Zadzwoniłam po policję.
Komisarz kiwał głową ze zrozumieniem.
Drugi policjant zapisywał coś w notesie.
- O której pani była w domu?
- Wpół do jedenastej.
Wracałam z pracy.
- I od razu pani zadzwoniła?
- Tak. – powiedziała pewnie.
- Podejrzewa pani kto mógł
to zrobić? – spytał podejrzliwie.
Zastanowiła się chwilę. Może Gave?
Chyba nie zrobił by tego…
- Ostatnio rozstałam się ze
swoim chłopakiem. Nazywał się Gave Ugly.
Popatrzyli na siebie i zaraz
jeden z nich zapytał:
- Nazywał?
Pokręciła głową i
odpowiedziała płacząc:
- Oh oczywiście, że nazywa.
Pomyliłam się. Nadal jestem w wielkim szoku.
- Rozumiemy. Widzi pani,
Gave Ugly jest poszukiwany. – popatrzyła ze zdumieniem na każdą twarz
policjantów. Wszyscy byli poważni. Nic nie odpowiedziała.
- Dobrze, przejdźmy do
innej sprawy. Wie pani jak nazywa się ofiara, prawda?
Wybuchła płaczem. Gdy już się
opanowała powiedziała dwa słowa:
- Betty Blue.
Świetne dziewczyno, świetne . !
OdpowiedzUsuńNigdy bym nie pomyślała, że Gave mógłby to zrobić i że jest poszukiwany . ?
I śmieszne nazwisko "Ugly" (brzydki) .:D
Kiedy kolejny .? Nie mogę się doczekać .
nieznajoma14
Jutro będzie kolejny :) Dziękuję ci za tak bardzo miłe słowa, to dla mnie ogromnie ważne! :)
OdpowiedzUsuńNie ma sprawy .
OdpowiedzUsuńPo prostu mówię jak jest .:)
nieznajoma14
A co do Gave, jakby Loren to powiedział: Ci co wydają się ludźmi, wcale nimi nie są :D
OdpowiedzUsuń