środa, 22 sierpnia 2012

Rozdział XIV


Nie myślałam, że będzie tak źle. Jest tragicznie. Widok zakrwawionej Betty… Mój pokój. Ktoś zamordował ją w moim pokoju! Ktoś zabił moją drugą matkę… moją gosposię, Betty. Bolała mnie głowa a oczy szczypały od płaczu. Stałam wtulona w moją mamę, gdy pogotowie wynosiło jej ciało. Heath stał przy nas i co chwilę pocieszał. Przez cały ten czas miał zgorzkniałą minę. Zaciskał pięści i ogólnie zachowywał się bardzo dziwnie. Podejrzewa kto mógł to zrobić. Ja z resztą też. Pewnie jakiś Upadły.
                    Gdy Reachel cały czas płakała i wspominała wszystkie lata spędzone z Betty, Heath zadał pytanie:
                     - Jak nazywał się pański były partner?
Mama oszołomiona spojrzała na jego oczy. Po chwili odpowiedziała:
                     - Gave Ugly.
Heath w jednym momencie zmienił się w Lorena. Jego oczy nabrały koloru brązu. Zaczął zdenerwowany chodzić po domu i czegoś szukać.
                     - Gdzie twój pokój? – spytał mnie z pierwszego piętra.
                     - Naprzeciwko łazienki. – pospiesznie mu odpowiedziałam.
Zaraz usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Heath przeszukiwał mój pokój.
                     - Mamo? Za chwilę do ciebie przyjdę, ok.? – pytam wciąż patrząc na schody.
                     - Tak. – odpowiada. Nie spojrzała mi jednak w oczy.
Biegnę po schodach aż nagle wchodzę do swojego pokoju. Podchodzę do swojego chłopaka, który stoi przy białym stoliku i wpatruje się w białą tablicę. Spoglądam za nim. Dębieję.
              
                      
                             Twoja mamuśka będzie następna. Jeśli nie wypełnisz misji, srogo tego pożałujesz!
                                                                          G.


                    No jasne. Mogłam się tego od razu spodziewać. To Gave. I nikt inny. Tylko, że… mówił o misji. Czyli nie jest człowiekiem.
                              - To Upadły. – mówię cicho.
                              - Zmaż to. – rozkazuje Heath.
Patrzę na niego zdziwiona i mówię:
                              - Nie robimy żadnych zdjęć?
Zaczyna się śmiać lecz szybko się powstrzymuje.
                              - Na co nam jakieś tam zdjęcia?
                              - Na dowody?
Spojrzał na mnie pobłażliwie i spytał:
                              - Myślisz, że to jakiś kryminalny serial, że do wszystkiego potrzebna jest policja i dowody?
                              - Nie. – mówię.
                              - Więc ja ci mówię, że to gorsze niż horror.
Zgadzam się z nim. Biorę gąbkę nawilżoną wcześniej w łazience i szybko zmazuję napis z tablicy. Gave napisał to bardzo mocno, bo trudno mi idzie zmazywanie. Zaraz podchodzi do mnie Heath i przejmuję robotę. Na szczęście znów jest Heathem, nie Lorenem.
Bardzo zdruzgotana po całej zaszłej sytuacji wychodzę z pokoju, trzymając się za rękę z moim chłopakiem. Gdy byliśmy na półpiętrze, usłyszeliśmy rozmowę telefoniczną mojej mamy z jakąś osobą.
                               - Dobrze. Przygotuję się.
I odłożyła słuchawkę. Razem z Heathem zbiegliśmy już na dół i spokojnym głosem spytałam:
                                - Kto to był?
Poznałam, że się nas wystraszyła ale zaraz odpowiedziała:
                                - Policja. Chcą jeszcze dzisiaj ze mną ponownie porozmawiać.
Spojrzałam na Heatha. Minę miał cały czas skwaszoną i smutną. Przytuliłam go mocniej i podprowadziłam do Reachel. Szybkim wzrokiem obejrzała go całego a ja powiedziałam:
                                - Wiem, że to nieodpowiedni moment ale chcę ci kogoś przedstawić. Mamo, to jest Heath Baker, mój chłopak.
                               - Tak. Skądś cię pamiętam… - wyjaśniła ale zaraz odwróciła wzrok. – Miło cię poznać. – dorzuciła.
Przeprosiłam Heatha za niemiły ton matki. Nie dziwię jej się. Dopiero parę dni temu upomniała się i zaprzyjaźniła z Betty. Teraz widziała jej śmierć a jej córka przedstawia chłopaka, który nie wygląda na wcale przyjemnego. Owszem, Heath i Loren mają swój styl. Ubierają się w zazwyczaj białe lub czarne ciuchy. Nigdy kolorowe. Nigdy…
                                - Policja jest już w drodze. – wyjaśniła.
Pokiwałam głową i razem z Lorenem usiadłam na kanapie obok mojej mamy. Siedzieliśmy tak dobre pół godziny aż wreszcie rozległ się dzwonek do drzwi. Reachel szybko podbiegła, spojrzała przez wizjer i otworzyła. Na werandzie stało dwóch komisarzy. Jeden trzymał notes a drugi cały czas pytał. Mama ruchem ręki zaprosiła ich do środka. Gdy już się rozgościli, zaproponowałam im herbatę. Podziękowali.
                                - Panno?
                                - Lavende. – wyjaśniłam.
                                - Będzie nam pani potrzebna.
Potaknęłam.
Teraz skierowali pytanie do mojej mamy:
                                - Chcemy porozmawiać o Gavie Ugly.
                                - O co chodzi?
                                - Powiedziała pani, że był to pani chłopak.
                                - Był. Doskonale ujęte. – na jej twarzy zagościł przez chwilę marny uśmiech.
                                - My mamy nieco inne informacje. Widzi pani, jest on poszukiwany już od paru lat, lecz wszystkie fakty mówią, że on nie żyje.
Mama spojrzała na nich jak na głupków i zaraz pospiesznie wykrzyczała:
                                 - Myśli pan, że to sobie wszystko wymyśliłam?! Lav, powiedz coś! – spojrzała na mnie. Byłam równie zaskoczona jak ona. Heath zaś tylko prychnął.
                                 - Panie komisarzu, mogę potwierdzić zeznania mojej mamy. Widziałam go. Był tutaj jeszcze przed rozstaniem mamy i jego. Co prawda nie za bardzo go lubiłam ale z Reachel miał bardzo dobre kontakty. Więc wydaje mi się niemożliwe, żeby nie żył.
Podniósł brew.
                                 - Przeszukaliśmy każdą dzielnicę, każdy dom, wszystkie portale internetowe. Nikogo takie nie znaleźliśmy. Kiedyś przed paroma laty, był oskarżony o napad z zabójstwem, lecz zanim poszedł do więzienia, wyjechał z kraju. Od tamtego czasu nikt go tu nie widział. Oprócz państwa. To trochę dziwne…
                                  - Zróbcie coś z tym! – krzyknęła zbulwersowana Reachel.
                                  - Postaramy się.
Uśmiechnął się do mnie ale zaraz przeniósł wzrok na Heatha. Fala gorąca przetoczyła mi się do żołądka.
                                  - Kim pan jest? – spytał siwowłosy policjant. Za nim stał drugi. Pilnie notował każde nasze słowo.
                                  - Jestem jej chłopakiem. Nazywam się Heath Baker.
                                  - Hmm nigdy o panu nie słyszałem. Trafiła pani na wspaniałego chłopca. – powiedział do mnie. Odwzajemniłam jego ciepłe słowa uśmiechem.
                                  - Czy macie jeszcze jakieś pytania? – spytała w końcu mama. Miałam ochotę jej podziękować za to, że tak szybko odwróciła ich uwagę od Heatha.
                                  - Nie. – odpowiedział szeptem. Wstał z kuchennego krzesła i wyszedł z naszego domu.
Reachel ponownie dzisiaj wybuchnęła płaczem.
Podeszłam do niej i czule przytuliłam.
                                  - Mamuś, nie przejmuj się. Przecież widziałyśmy go. To na pewno pomyłka. – wymamrotałam jej do ucha. Heath niespodziewanie szturchnął mnie w rękę i pokazał kciukiem drzwi wyjściowe. Chciał o czymś mi powiedzieć. Uradowana, że może cokolwiek się dowiem, wolno pożegnałam się z mamą i poszłam za ukochanym na werandę. Gdy rozległ się dźwięk zamykanych drzwi powiedział:
                                 - Lav, idź do ogrodu. To po pierwsze. Po drugie. To nie pomyłka. Nic tu nie jest pomyłką. Po trzecie. Jeszcze raz, idź do ogrodu!
A później, ucałował mnie na pożegnanie i szybko pognał w kierunku srebrnego jeepa. Z utęsknieniem, spojrzałam na niego ostatni raz aż w końcu zniknął.
                             Weszłam z powrotem do domu. Mama obejrzała mnie całą i wydukała:
                              - Na pewno jesteś zmęczona. Połóż się już. Ja zaraz też się kładę.
Tak, to prawda. Jestem bardzo dobita dzisiejszym dniem. Tylko jak tu położyć się spać w pokoju, w którym Gave zamordował Betty?
                              - Mamo, mogę dzisiaj spać z tobą?
Uśmiechnęła się przez łzy i odpowiedziała:
                              - Pewnie córeczko.
Powolnym krokiem doszłam w końcu do łazienki. Zdjęłam z siebie ubrania i wskoczyłam pod prysznic. Woda była przyjemnie ciepła i orzeźwiająca. Po piętnastu Mintach kąpieli, wyszłam z łazienki i pognałam do sypialni mamy. Ubrałam się w jakąś starą koszulę i wskoczyłam pod kołdrę.
                              Myślałam o tym wszystkim co się dzisiaj stało. O tym pięknym miejscu w którym byłam z Heathem. O tym jak dobrze nam tam było i oczywiści o Betty i o tym, że już nigdy jej nie zobaczę. Po pięciu minutach, zasypiam.

***
                             Biegnę. Nie zastanawiam się nawet gdzie. Dookoła słyszę piski, krzyki, szepty i wołania. Wszyscy mówią: Dokończ to co zaczęłaś!
                            Tyle, że nie potrafię. Jak mogę zdradzić osoby, które kocham najbardziej? Mam trudny wybór ale przecież nikt nie mówił, że będzie łatwo.
                          Kiedy widzę wodospad, staję i zaczynam się uśmiechać. Wreszcie zacznę nowe życie. Będę mogła postępować zupełnie inaczej niż teraz. Ponownie biegnę by wreszcie stanąć na samym brzegu wodospadu. Kiedy już tam jestem, ostatni raz patrzę na otaczający mnie świat. Na ciepły ogień, powietrze, pluskającą wodę… Drzewa, kwiaty, no i oczywiście na Heatha. Nie wiem czy będę pamiętać to wszystko co między nami było. Nie mam pojęcia. Wreszcie mój wzrok kieruję tylko na dno wodospadu a jest ono bardzo daleko. Po kilku minutach podejmuję decyzję i skaczę. [ …]
Kiedy otwieram oczy mam tylko jedną myśl. Narodziłam się na nowo.


***


                    Obudziłam się o czwartej w nocy zziajana i cała spocona. Otarłam dłonią czoło. Narodziłam się na nowo! To była wizja przyszłości! Spełniłam wolę Heatha. Z zaskoczeniem stwierdzam, że w łóżku nie ma Reachel. Zaspana wychodzę z sypialni i wołam:
                     - Mamo!
Zero odpowiedzi.
                     - Mamo! – ponawiam. Nic.
Szybko przeczesuję każdy pokój. Nikogo w nim nie ma.
Schodzę do kuchni i do salonu. Na wieszaku nie wisi kurtka mamy. Nie ma też jej butów. Wyszła z domu.



Już jutro rozdział XV :)
 

2 komentarze: