Świetnie. Naprawdę genialnie. Zwiał. Podchodzę jeszcze
raz do samochodu, schylam się i patrzę pod srebrnego jeepa. Nikogo nie ma. Jak
mógł zginął skoro był duchem? Albo i nim nie był? Pomyślmy: Jestem medium,
widzę duchy. Louis nie stąpał po ziemi i miał przezroczystą skórę, czyli
wszystko świadczyło o tym, że był duchem. Lecz Heath nie przeleciał przez
niego, co temu zaprzeczało. Do tego, wkradł się do czasu… Takie uprawnienia
miałam ja, Heath i on. Czyli nasza trójka była najwyraźniej nienormalna… Inna.
- Musimy jechać. –
powiedziałam do Heatha. On tylko wzruszył ramionami i wsiadł do samochodu. Ja
zrobiłam to samo.
Odpalił silnik i jechaliśmy
dalej. Przez całą drogę zastanawiałam się gdzie może być Argie. Kina są już
zamknięte, centrum handlowe też. W Dallas był tylko jeden park, w którym przebywałyśmy.
Wszystkie oprócz tego jednego były nam nieznane, bałyśmy się tam chodzić.
Szczególnie w nocy, kiedy nikogo tam nie ma… Nie pomyślałam tylko o jednym
miejscu. Rok temu zmarła jej babcia. Leonora Duchnat była wzorową, ,,
dallasową” kobietą, która przewodniczyła w radzie miejscowych : RDK, Rasowe
Dallasowe Kobiety. Beznadziejna nazwa, ale jak ważna była dla Leonory.
Pamiętam, że Argie strasznie przeżyła śmierć swojej babci. Nadal czasami o niej
wspomina.
- Jedziemy na cmentarz. –
mówię, zwracając uwagę Heatha. Wiem, że nie był to odpowiedni pomysł, w końcu
przed chwilą walczyliśmy z duchem, lub zjawą… Nie wiem nadal kim był.
- Nie wiem czy to dobra
propozycja… - odpowiedział patrząc się w moje oczy. – Jakiego są koloru?
- Czemu się pytasz?
Przecież właśnie na nie patrzysz. – mruknęłam, odwracając wzrok. – Kim on był?
Zaparkował przy najbliższym
cmentarzu. Oczywiście nie chciał odpowiadać. Złapałam go za rękę, kiedy chciał
wysiąść.
- Odpowiesz? – pytam z
nadzieją.
- Tak, w swoim czasie. –
wyszarpuje mi się i idzie w kierunku bramy.
Okazuje się, że jest ona
zamknięta. Szarpiemy z całych sił aż w końcu Heath przeskakuje przez nią.
Ląduje po drugiej stronie i mówi do mnie:
- Dasz radę? – uśmiecha
się pokazując zęby.
- Tak. – zgrywam pewną siebie. Lecz zanim
zdążyłam cokolwiek zrobić, Heath otwiera bramę.
- Jak ty to? – pytam z
rozdziawioną buzią.
- Ma się swoje sposoby. –
bierze mnie za dłoń i całuje ją. Na moich policzkach pojawiają się rumieńce i
wkrótce go pytam:
- Odpowiesz na moje
pytania w piątek?
Po chwili wpatrywania się w
swoje oczy, odpowiada:
- Chciałbym, nawet nie
wiesz jak bardzo, Lav. – i idzie dalej. Nie czekam na niego, sama błąkam się
między nagrobkami. Zimne, nieprzyjemne powietrze dotyka moje ciało. Ogarnia
mnie aż czuje dreszcze. Ciche szelesty liści, które niedawno spadły nadają
cmentarzowi tajemniczy urok. Przypominam sobie śmierć mojego taty. Wieczorna
kolacja rodzinna, pożegnanie się na dobranoc. A rano… Pustka i ból. Zmarł z
powodu ataku serca. Gdy obudziła się mama, on już nie żył. Teraz przemierzając
kolejne nagrobki, moje włosy jak opętane rozwiewają się na wszystkie kierunki.
Łapię jeden kosmyk, który niesfornie pada mi na oczy i odciągam go na tył głowy.
Jak wiele bym dała, by ten
dzień w ogóle się nie zdarzył. Jak Argie mogła zaginąć? Nigdy nie wymykała się
domu, nigdy. Była wzorem wzorowej córki. Zawsze słuchała się rodziców, wracała
na czas. Może nie zginęła z własnej woli, może ktoś ją porwał?
- Heath! – wołam. Odwraca
się do mnie i szybko biegnie. – Co jeśli ktoś ją porwał?
Robi zrzedną minę i mówi:
- Lav, masz takie
przeczucie?
Zastanawiam się chwilę. Faktycznie,
ten pomysł pojawił się w mojej głowie i jestem niemal pewna, że jej tu nie ma.
A skoro nie ma jej tu, w teatrach, w parkach i w innych tego typu miejscach, to
gdzie by sama poszła? Policja mówi, że ktoś taki nie mieszka w tym mieście. O
Matko!
- Heath, ta sprawa jest
poważna. Policja sądzi, że Argie Duchnat nie mieszka w tym mieście. – mówię
spanikowana. – Musimy się śpieszyć!
Nic nie odpowiada. Bierze
mnie za rękę i razem biegniemy przez cmentarz. Przeszukujemy każdą alejkę,
każdą ławkę, na której by mogła siedzieć. Z przykrością jednak stwierdzam, że
jej tu nie ma. Rzucam się w ramiona Heathowi i zalewam się płaczem. Nie
potrafię się opanować. On trzyma mnie przy sobie, póki nie przestanę. Czuję się
przy nim potrzebna, bezpieczna, lecz nie jest to taka czułość, jaką czułam gdy
czytałam list od Lorena. W piątek wszystko się wyjaśni – myślę. Nagle z
kieszeni moich spodni wydobywa się dźwięk dzwoniącej komórki. Dzwoni: Argie.
Chwytam telefon i odbieram.
- Argie! No ja nie wierzę! Gdzie ty się
podziewasz! Właśnie szukam cię po cmentarzach, i w ogóle po całym mieście! –
rzucam obelgi na przyjaciółkę.
- Odwróć się.
- Co? O czym ty… -
zacinam się gdy widzę Argie stojącą obok mnie.
Odkładamy telefony i razem
się w siebie wtulamy. Trwa to tylko chwilę, bo zaraz ją od siebie odpycham i
patrzę się jej w oczy.
- No co się tak gapisz?
– pyta rozbawiona.
- Gdzieś ty była?
Wzięła głęboki wdech,
wypuszczając go po chwili.
- No dobra… To tak. Po
tym jak twoja mama przyjechała po ciebie do szkoły, ja poszłam na lekcje.
Wyjaśniłam Douglasowi dlaczego cię nie ma na drugiej matmie, przyjął to z
łagodnością. Później był test z geografii, nawiasem mówiąc napisałam na pięć.
Pani Smith powiedziała, że napiszesz go w następny wtorek. – odetchnęłam z
ulgą. Nie chciałam mieć jeszcze problemów z nauką. – Po lekcjach poszłam do
domu. Opowiedziałam o tobie mojej mamie i pozwoliła mi do ciebie pójść. Więc
tak zrobiłam. Kierowałam się w kierunku twojego domu ale nie uwierzysz co się
dalej stało! Spotkałam Teddyego!
- Argie, proszę nie
mów, że do niego wróciłaś. – powiedziałam z nadzieją, że odpowiedź będzie
przecząca.
- Oczywiście, że nie!
Nie jestem taka głupia. Wręcz przeciwnie, wygarnęłam mu! – zachichotała.
- No, muszę przyznać,
że jestem z ciebie dumna. No ale tak długo z nim gadałaś?
Zawahała się. Miałam takie
wrażenie, że nie chce się przyznać co dalej się z nią działo. Jednak to,
musiała mi powiedzieć. Wszyscy się o nią bardzo martwiliśmy.
- Już byłam blisko
ciebie, gdy … zobaczyłam Davida. Nie uwierzysz co robił.
Domyśliła się. Już wie, że
Dev jest gejem. Pewnie musiało być mu głupio. Zauważyła go pewnie z Markiem.
Szkoda mi mojego przyjaciela, ale powinien być przygotowany na to, że wkrótce
Vee i Argie zauważą kim jest.
- Argie, ja wiedziałam od
samego początku. Nie wiń go za to. Wiesz, nie miał wyboru. Taki już się
urodził. A my przyjaciele musimy go wspierać. – zanim zdążyłam jeszcze
cokolwiek powiedzieć, Arg podniosła rękę i spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem.
- Przepraszam? O czym ty
mówisz? – pyta mnie zdezorientowana.
- A ty o czym? – słyszę
cichy śmiech Heatha. Stał cały czas przy mnie, bacznie obserwując i słuchając
naszą rozmowę.
- Zobaczyłam jak David
trzyma się za rękę z Maggie i razem idą do jego domu! A o czym ty myślałaś?
David i Maggie? Nie, no
przecież to absurd.
- Argie, to nie mógł być
on, przecież on jest gejem… - nie zauważam nawet kiedy wypowiadam te słowa.
Miałam dochować tajemnicy, a tymczasem moja przyjaciółka już patrzy na mnie jak
na opętaną.
- Lav, dobrze się
czujesz? Może masz gorączkę? – pyta, dotykając swoją dłonią mojego czoła.
Szybko ją strzepuję i mówię:
- Argie, rozmawiałam z nim.
Przyznał mi się do tego. Bał się nam powiedzieć, bo myślał, że przestaniemy go
lubić. Miałam na razie nic nie mówić, ale wygadałam się. – przyznałam ze
skruchą.
- Lavende Purry! – woła.
– Czemu ty nic mi wcześniej nie powiedziałaś?!
- Dev mi zakazał. –
przyznaję. Tak naprawdę to nie było do końca kłamstwo. Mówiłam całkowitą
prawdę.
- Dobra pogadam z nim.
No ale słuchaj! W każdym razie, podeszłam do niego i spytałam się go co tu robi
i w dodatku z tą wydrą. On spojrzał na mnie i mówi: Odprowadzałem ją do domu. A
ja na to: Za rękę. A on: Nie można? Po czym odszedł.
Dziwne, że Dev tak nagle,
spotkał się z Mag, przecież nienawidził jej tak jak my. A szczególnie wiedział,
że ja jej bardzo, ale to bardzo nie znoszę. Co prawda widziałam, że czasami
przyglądał się jej, ale teraz skoro wiem, że jest gejem niemożliwe było to, by
chciał z nią chodzić. Muszę z nim jutro pogadać. Musimy.
- Jutro z nim pogadamy,
a teraz idziemy do domu, ok.?
- Jasne. –
odpowiedziała, równocześnie z Heathem.
Razem podeszliśmy do
srebrnego jeepa i wsiedliśmy do środka. Zaraz przypomniało mi się, że czas
nadal jest zatrzymany a Argie normalnie rozmawia… Tak jak ten duch, czy zmora –
nadal nie wiem kim był – tak jak ja, Heath. W dodatku policja powiedziała, że
nikt tu taki nie mieszka. Z nią jest coś nie tak. I to bardzo nie tak.
Postanowiłam skontaktować się z Heathem.
Słyszysz mnie?
Tak.
Czemu Argie normalnie rozmawia, skoro czas jest nadal
zatrzymany?
Nie wszyscy są tym za kogo ci się podają, Lav.
Zapamiętaj to sobie.
Heath, proszę nie bądź skomplikowany.
Ja nie jestem skomplikowany, to ty taka jesteś.
Słucham?
Wymyśliłaś sobie, że policja powiedziała tak o Argie.
Widzisz, tak naprawdę nic takiego nie mówili.
Skąd możesz to wiedzieć?
Ja też jestem inny, z resztą jak reszta tego miasta.
Nie jesteś wyjątkiem.
,, Ja też jestem inny, z
resztą jak reszta tego miasta. Nie jesteś wyjątkiem” – słowa te spowodowały, że
drugi raz już w tym dniu, nie mogę opanować swoich myśli. Od pojawienia się w
moim życiu Lorena i Heatha mam cały czas mętlik w głowie. A może to nie oni
namieszali. Może jest tak jak mówi Heath. To ja jestem skomplikowana.
Przepraszam, że nie dodawałam wcześniej żadnego nowego kawałka ale wyjechałam w góry... : ) Teraz będą pojawiać się codziennie. Pozdrawiam :)
No i gdzie ja mam cię zaobserwować dziewczyno?!
OdpowiedzUsuńYyy ale że tak się zapytam o co chodzi? xD
OdpowiedzUsuń