wtorek, 31 lipca 2012

III Rozdział.


To dziwne. Od czasu obudzenia się z przerażającego snu, ani razu nie próbowałam go sobie przypomnieć. Zupełnie jakbym nie chciała go sobie w ogóle wspominać.
       Pamiętam tylko, że działo się ze mną i z Lorenem coś naprawdę złego. Chwila… Kto to Loren? Chyba mówiłam do niego, że go kocham ale skąd u licha ja go znam? Gdybym nie miała z nim nigdy styczności mój mózg nie myślał by o nim, a jednak to, wiedziałam w głębi duszy, że jest dla mnie kimś ważnym.
       Co ja robiłam w tym śnie… Odczuwałam w nim straszne dreszcze, falę oblewającego mnie gorąca, płomienie… Płonęłam! Drżałam!
       Tylko co jeszcze? Pamiętam, że to nie wszystko. Na pewno nie. To coś sprawiało, że czułam się taka bezsilna, taka  niepewna. Ja po prostu spadałam. Spadałam! Tak, to o tym był ten sen. Loren i ja spadaliśmy, płonęliśmy i drżeliśmy!  Teraz było to jasne. Ale on tego nie przetrwał. Spadł. Mówiłam do niego, że go kocham, a on do mnie, że mnie nie puści a jednak to ja puściłam jego. Później pamiętam, że patrzę się na niego jak leży bezwładnie na ziemi i pali się, ogień zalewa jego całe ciało aż w końcu zostaje po nim tylko popiół…
       Popiół?
       Ogień?
       Spadanie z niewiadomo skąd?
       Loren?
Co to wszystko znaczy? Mogłabym przywołać do siebie obraz przeszłości, bo jestem jasnowidzem ale czy ja tego chciałam? Czy pragnęłam dowiedzieć się czegoś co zmieniło by mi własne życie? A po za tym kim był Loren? I on, i chłopak ze wspomnień najwyraźniej są mi bliscy. Chyba, że Loren jest Nim. To byłoby prawdopodobne.
          Idę ciemną już ulicą i nadal zastanawiam się co to wszystko może znaczyć. Idę dopóki nie odwiedza mnie wizja… Czuję, że oczy zaczynają mnie piec, a ciało bezwładnie upada na ulicę. Ulicę! Mogę umrzeć! Ale już nie zdołam krzyczeć ani błagać o pomoc, nie mam siły, zabrała mi ją wizja. Śmiertelnie poważna wizja. Dotycząca życia i śmierci, ale nie mojej, tylko Argie, Vee, Davida i Maggie. Czuję, że zatapiam się w niej, pogrążam coraz to bardziej aż w końcu nie widzę nic, jedynie ciała moich przyjaciół i Maggie. Wszyscy są zakrwawieni, smutni, płaczą, błagają o pomoc, widać, że ktoś ich maltretuje. I to jest osoba, którą nigdy bym nie podejrzewała, osoba, która jest mi tak bliska, a właściwie jest mną. Tak, ja ich zabijam. Teraz widzę to wyraźnie. Mam czarne włosy, czarne paznokcie, czarne oczy, czarną szatę. Cała na czarno, co to może oznaczać? Coś piekielnie złego – myślę. Nie pozwalam odchodzić od wyrazistości. Patrzę na to wszystko i zastanawiam się co u licha ja im robię? Czemu miałabym zabijać własnych przyjaciół? I jak skoro nie miałam broni? Teraz już widzę. Swoimi dłońmi podnoszę w powietrze każdego z nich, zatapiam swoje magnetyczne oczy w ich oczach i szepczę: Giń potworze, a następnie drapię swymi długimi paznokciami ich ciało. To straszne, to przerażające, to piękne – myślę widząc zupełnie inny obraz. Na moim miejscu jest Maggie. Ta złośnica. Próbuje mnie uderzyć własnym skrzydłem. SKRZYDŁEM? I w dodatku czarnym. Jak okrutny jest ten widok. Rozrywa moją prawą część ciała a następnie próbuje dorwać Lorena. Ja mam jeszcze lewą rękę- myślę ze wściekłością. Rzucam się pomiędzy ich ale nagle Loren zupełnie bezinteresownie przyciąga mnie do siebie i razem skaczemy do wody. Wody? To wodospad. Piękny, wielki, niebezpieczny. Razem giniemy, razem spadamy, razem drżymy aż w końcu płoniemy ale nie robimy tego dlatego, że ktoś rzucił nas w ogień, przecież jesteśmy w wodzie, ale dlatego, że zmieniliśmy się, nie jesteśmy już Lavende i Loren teraz staczamy się w zło, piekło, prawdziwą czarną noc.
             Wizja kończy się wraz z przepaścią. Na ulicy na szczęście nie jechały żadne samochody, więc jeszcze żyję. Nie ma też ludzi, którzy mogli by mi pomóc. Mimo to ja staram się wstać na równe nogi i niedbale podchodzę do najbliższej ławeczki. Siadam na niej, wyjmuję chusteczki z kieszeni spodni i wycieram oczy. Nadal puchną, płaczą i szczypią. Bolą tak potwornie, że na razie nie mogę patrzeć. A szczególnie na niego, Lorena.
                 - Stało się coś? – biegnie już w moim kierunku. W jego głosie słychać było szczerość i troskę. To on był nim. Jestem pewna. Ten sam głos, wygląd, wszystko się zgadza. Zgadza się też, że coś do niego czuję bo kiedy głaszcze mnie po policzku czuję przyspieszony puls serca.
                 - Nie, po prostu…- staram się wymyślić jakąś sensowną wymówkę ale nic nie przychodzi mi do i tak już bolącej głowy. 
                 - Po prostu masz spuchnięte oczy, boli cię głowa, płaczesz, trzęsiesz się i co jeszcze? Nie mów mi, że się źle czujesz bo i tak nie uwierzę. Mów prawdę. Zaopiekuje się tobą. – robi swój zawadiacki uśmiech.
                 - Dobrze więc, jestem inna. Nawet coś więcej niż tylko inna ale i dziwna. Ja jestem… Nie, nie, nie tak ma być. Ja muszę już iść.- wstaję z ławki i z trudem przeciągam nogi. Na chodniku jest kamień, głupi mały kamień ale jak wielki spowodował by wypadek gdyby nie on. W ostatnim momencie złapał mnie za przedramiona, tak jak robi to się w teście zaufania.
                 - Zgadzam się. Musisz iść, ale do mnie. – przyciąga mnie do siebie i bierze na ramiona.
                 Wtulona w jego pierś czuję się dobrze, nawet bardzo dobrze. Jest mi piekielnie ciepło a oczy mogą już widzieć. Ale nie na długo, zaraz zasypiam. I wiem, że muszę zaprotestować bo w końcu miałam iść do Argie ale nie chcę tego robić. Chcę być z nim, zawsze.
                 Nie! – krzyczy mój umysł. – Właśnie miałaś wizję o śmierci swoich przyjaciół! Powinnaś powiedzieć o tym Argie i Davidowi! No i Vee, Maggie nie musisz. – tu się śmieje. – Ale widziałam też jak ja umieram i on. – odkrzyknęłam w umyśle.
                 - Śpisz? – spytał.
Dziwne, że tak duży dom jak jego może okazać się tak niezwykle przyjemny i ciepły. Niemalże czuję się jak we własnym domu. Teraz leżę w jego łóżku a on nalewa mi wody w szklankę i przygotowuje mi okład na oczy z rumianku. Wkrótce przychodzi do pokoju, podaje mi szklankę.
                  - Dziękuję. – wyjąkałam powoli. Mimo, że ból trochę minął i tak nie miałam siły na rozmowy.
                  - Nie ma za co. Pij. – rozkazał wskazując palcem na wodę.
Zrobiłam jak mi kazał. Rozkoszowałam się słodkim smakiem pomarańczy, truskawki, gruszki i malin. Pyszne – myślę.
                  - Co to jest? – pytam z rozkoszą.
                  - Mix. – śmieje się z mojego tonu głosu.
                  - Z czego? – odpowiadam mu uśmiechem.
                  - Woda truskawkowa, pomarańczowa, malinowa i gruszkowa. Proste. Razem dają przepyszny smak. Prawda? – zapytał bez oczekiwania na odpowiedź. Dobrze wiedział, że odpowiem, tak.
                   - Loren, słuchaj…
Wybucha śmiechem. Czym go tak rozbawiłam?
                   - Skąd ci przyszło, że mam na imię Loren? – pyta nadal z szerokim uśmiechem.
                   - No bo… Bo… - jęczę. Co mam mu powiedzieć u licha? Słuchaj mam wizję, ty w niej byłeś, powiedziałam, że cię kocham i teraz chyba niestety czuję to samo. NIE! Boże, daj mi mądry język…
                   - Ok., nie chcesz, nie mów. Masz pewnie chłopaka, co?
                   - Nie.- odpowiadam z sarkastycznym uśmiechem. Co go obchodzi czy mam chłopaka czy nie. – A ty masz dziewczynę? – spytałam zaraz.
                    - Hej, nie bądź złośliwa! – powiedział nadal z rozbawieniem.
                     - Więc, słuchaj no, muszę już iść. Umówiłam się z Argie, że pójdę do niej nocować więc w ogóle nie wiem czemu ci się tłumaczę – zaczęłam wygadywać bzdury. Mówię wszystko co mi przyjdzie na język. – bo nie powinnam ci się tłumaczyć skoro nawet nie wiem jak masz na imię, a ty moje znasz chociaż nawet nie wiem skąd bo nie przedstawiłam się tobie…
                      - Ok., rozumiem musisz iść. Ale nie pójdziesz póki nie nałożysz sobie okładu na oczy, ok.?  Nadal są trochę spuchnięte.
                      - Dobra. – przegryzłam wargę.
              Po pół godziny wyszłam od chłopaka ze wspomnień. Która jest właściwie godzina? Pewnie późna, na ulicach nie ma już żadnych ludzi. Było zupełnie ciemno. To dobrze, że Argie mieszka blisko jego ulicy. Bałabym się teraz jechać do domu taki kawał.
               Przez parę minut maszerowałam ulicą aż w końcu zobaczyłam domek przyjaciółki. Nie był tak wielki jak Davida i Jego ale coś w tym stylu jak mój. Podchodzę do drzwi i pukam w czerwone drewno. Po sekundzie Argie stoi w pidżamie, ze wściekłą miną. Ups.
                 - Wytłumaczę ci. – wyjaśniam bez powitania.
                 - Nie masz wyboru, moi rodzice już śpią. Powiedzieli, że mam zakaz ci otwierać drzwi o tej porze. A jednak, jak się obudzą to będziemy mieć obie szlaban. I to na widywanie! Więc albo się pośpieszysz i wyjdziesz z tych głupich drzwi i pójdziesz na górę albo ja kopnę cię w cztery litery i zamknę ci drzwi przed nosem. Co wybierasz? – pyta z sarkazmem. Kiedy się wścieknie potrafi być mega denerwująca.
Wchodzę do środka i szybko biegnę na górę.
                    - Tylko bądź cicho! – szepcze głośno.
Nie odpowiadam tylko biegnę przed siebie. Otwieram drzwi do jej pokoju i siadam na łóżku, zdejmuję buty i głośno ziewam.
Słyszę odgłos skrzypnięcia i zaraz obok mnie siada Argie.
                    - No to opowiadaj.
                    - Zacznijmy od tego, że miałam wizję.
                    - No nie gadaj! Czego dotyczyła?
                    - Śmierci. Waszej śmierci, Argie… - wybuchnęłam szlochem.




Uwaga! Konkurs na najfajniejszego dotychczas bohatera mojej książki!!! Pisać kogo lubicie najbardziej: Lavende, Argie, David, Heath ?? Jestem ciekawa : ) 


poniedziałek, 30 lipca 2012

II Rozdział


- Hej. – powiedział do mnie z uśmiechem. Nie dało się jednak rozpoznać czy był to przyjacielski czy raczej fałszywy uśmiech.
                       - Cześć. – ledwo wyjąkałam to jedno słowo a on dalej zaczął mówić.
                       - Wstań, wiesz ta nerwuska zaraz wybuchnie. Jak będziesz gotowa do mrugnij a wtedy uruchomię czas. – musnął mój policzek opuszkami palców i odszedł na miejsce z którego do mnie przyszedł.
                   Chwila, uruchomić czas? Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam, że wszyscy są w tej samej pozycji co poprzednim razem. Jak on to zrobił? Czy to możliwe, że ten chłopak ze wspomnień, był nadzwyczajny, miał jakąś moc, czy dar?
                    Wróciłam do teraźniejszości i mrugnęłam, tak jak zalecił, a wszystko powróciło do zwyczajności.
                     Wstałam z ławki i zaczęłam mówić:
                     - Pani Profesor bardzo przepraszam, że panią uraziłam.
                     - Możesz usiąść. Wracajmy do kontynuacji naszej uroczystości.
A dalej potoczyło się wszystko samoistnie.

                                                 ***
                                   
Nagle spadałam, płonęłam i drżałam. Te trzy czynności następowały równocześnie. Obok mnie spadał chłopak, płonął, drżał. Trzymał mnie za rękę i krzyczał:
                     - Nie puszczę cię!
                     - A ja ciebie! Kocham cię Loren, słyszysz?
Ale on nie odpowiedział, spłonął i przestał drżeć.



                  Obudziłam się z bolącą głową. Cała byłam odrętwiała a na dłoni miałam ślad po paznokciach, tak jakby ktoś mi je wbijał. Czyżby koszmar był jawą? Ale nie mogłam dłużej o tym myśleć… Zbiegłam do kuchni i wtuliłam się w ramiona naszej gosposi. Betty go  odwzajemniła.
                      - Co się stało? – wydusiłam z siebie.
                      - Przywiozła cię karetka, z powodu duszności na sali zemdlałaś i zaczęłaś cała drżeć. Pani Stewart bardzo zaniepokojona zadzwoniła na domowy i wezwała pogotowie. Lekarze powiedzieli, że powinnaś się porządnie wyspać i zawieźli cię tutaj.
Dopiero teraz przypomniał mi się Dev i nasze wieczorne spotkanie.
                        - O nie! – wykrzyknęłam na głos. – Zupełnie zapomniałam.
                        - Co się stało Lav? – spytała Betty.
                        - Dziś wieczorem idę do Davida pouczyć się chemii… - wyjąkałam ze zdenerwowaniem.
                        - To lepiej już się szykuj, za pół godziny przychodzi Gave i twoja matka… Kazała mi wyjść z domu, już nie wiem co dzieje się z tą kobietą… - powiedziała gosposia.
                        - Tak, ja też nie. – jeszcze raz ją uścisnęłam i pobiegłam do swojego pokoju.
                Co mam włożyć? Zapytałam samą siebie wyrzucając wszystko z szafy. Nie ubierałam się w sukienki ani spódnice, moją znaczną część garderoby przeważały czarne lub dżinsowe rurki i ciemne podkoszulki bez nadruku… BYŁAM PO PROSTU INNA! Lecz każdy ( Maggie ) widząc mnie w tak beznadziejnych ciuchach mówili ( Maggie ), że jestem chłopczycą. I co to kogo obchodzi jak się ubieram. Bez przesady, nigdy nie będę taka jak chłopak ale nie zamierzam stroić się przed lustrem i szafą tak jak prawie każda dziewczyna ( Maggie ).
               Po paru minutach zastanowienia wybrałam swoje ulubione ciemno niebieskie rurki i bordową podkoszulkę. Uczesałam się w luźnego kucyka. Do plecaka spakowałam książkę od chemii i zeszyt, komórkę, latarkę, nożyczki, nóż. Tak nóż, zawsze go noszę na wypadek gdyby ktoś mnie zaczepił lub zaatakował.
               Usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi i głos Gava. Mówił coś do mojej matki, lub byłej matki, bo teraz nie czułam, żeby nią była. Otworzyłam lekko drzwi i sprawdziłam czy Betty jest jeszcze w domu. Niestety w odróżnieniu od Reachel nie było jej słychać. Westchnęłam z dezaprobatą i zbiegłam niezauważalnie z drugiego piętra. Skręciłam do drzwi wejściowych i ostrożnie je uchyliłam. Szybko wyszłam na powietrze i stanęłam jak wryta.
               Na mojej werandzie stał chłopak, on… ze wspomnień.
               - Chyba nie cieszysz się, że mnie widzisz, co? – zastosował swój niegrzeczny uśmieszek.
                - Nie skąd, ja po prostu… Co tu robisz? – zapytałam z kluchą w gardle.
                - Chciałem ci tylko powiedzieć, że zabieram cię w piątek wieczór do Arg Mentor. – puścił oko. – Potrzebujesz trochę odpoczynku.
                 - Nie. Dopiero skończyły się wakacje.
                 - Mimo to nalegam. – powiedział swym uwodzicielskim tonem.
Po chwili namysłu pomyślałam, że przecież nic nie zaszkodzi wybrać się z kolegą do … właśnie do czego?
                  - A co to jest? – zapytałam.
                  - Arg Mentor?
                  - Tak.
                  - Klub. – zaśmiał się w widoku mojej przerażonej twarzy. – Wyluzuj, to zwyczajny, bezpieczny klub.
                  - Od kiedy to kluby są bezpieczne? – spytałam ostrożnie, tak żeby dobrze dobierać słowa.
                  - Od wtedy kiedy ja tam jestem. Mi możesz zaufać.
                  - No nie wiem, nawet cię nie znam. – skłamałam. Znałam go, ze wspomnień ale nic nie mogłam więcej o nim powiedzieć. Tak jakby ktoś wymazał mi wspomnienia, pamięć o nim. – Czy my się znamy?
                  - Tak, ze szkoły.
                  - Ale czy wcześniej gdzieś się spotkaliśmy?
Zmieszał się bardzo wyraźnie. Coś ukrywał.
                  - Nie mam pojęcia, chyba nie.
                  - Mimo to ja cię pamiętam.
Zniknął. Nie wiem jak, ani gdzie ale słyszałam tylko głos w mojej głowie, i to znowu ten sam.
Piątek wieczór w Arg Mentor. Przyjadę po ciebie. Do zobaczenia Lav.
                  Miałam wyraźnie przestraszoną twarz. Jak on to zrobił? To już druga sytuacja, która potwierdzała, że jest jakiś inny i nie powinnam się z nim spotykać. Lecz jego oczy, mówiły, że jestem bezpieczna i tak się czułam.
                 Z uśmiechem na twarzy zapukałam do drzwi Davida. Po sekundzie otworzył z równie promiennym wyrazem twarzy.
                            - Witaj piękna. – przywitał mnie buziakiem w policzek. Co się z nim dzieje?
                            - Siema. – odparłam bezinteresownie.
                            - Wejdź. Masz książki? – spytał biorąc ode mnie plecak przerzucony na ramię.
                            - Tak mam. – rozglądając się w jego domu z zakłopotaniem zauważyłam, że nikogo oprócz nas nie ma. Niestety…
                            - Jesteśmy sami. – zamknął za mną drzwi. Na dźwięk wymawianego słowa ,, sami” przeszedł mnie dreszcz.
                            - Tak widzę… - odparłam idąc ku kanapie. – Weź zeszyt i coś do pisania. Poczekam tutaj.
                            - W porządku. – mruknął niezrozumiale. Odwrócił się plecami i pobiegł na drugie piętro, tam był jego pokój.
Nie zamierzałam siedzieć tu długo a zwłaszcza dlatego, że byliśmy całkiem sami a David stał się naprawdę dziwny i inny niż był kiedyś.
         Przyszedł po paru minutach. Usiadł obok mnie za bardzo blisko, odsunęłam się udając, że szukam podręcznika od chemii w plecaku. Dev patrzył na mnie z ukosa i bacznie próbował złapać mnie za dłoń. Zaczęłam się bać.
                          - Więc czego dokładnie nie rozumiesz? – spytałam przerywając tą kłopotliwą ciszę.
                          - Lav nie chciałem żebyś mnie uczyła chemii tylko…
Tylko co? – pomyślałam. Chyba powinnam wracać… Rany! Zupełnie zapomniałam, miałam spotkać się z Argie. Kurcze muszę się jakoś wywinąć…
                         - Słuchaj Dev, spiesz się bo ja muszę niedługo lecieć.
                         - Dobra, prawda jest taka, że… ja… no…
O nie! No wyduś to z siebie… O rany nie tylko nie to…
                         - Jestem … dobra no zakochałem się.
Taaak, i co teraz?
                           
                         - O rany to genialnie! – wykrzyknęłam ze zdenerwowaniem. Jestem przekonana, że dało się usłyszeć fałszywy ton w moim głosie. – Kim ona jest?
                         - No właśnie tu pojawia się problem.
Boże nie wytrzymam. Oby żeby nie była to ja. Błagam…
                         - Dobra jest nim Mark O’ Connel. – powiedział ze wstydliwym tonem.
Nim? Że jak?! To znaczy, że jest … Nie, nie powiem tego słowa. Ale to czemu tak bardzo starał się mnie poderwać, i ta scena w samochodzie? Tu coś nie gra…
                         - Yyy, ale czemu zapytałeś się mnie o szansę w samochodzie?
                         - Bo myślałem, że mnie znienawidzisz…
No tak, to było logiczne. NIE, chwila? To znaczy, że nie ma do mnie zaufania jako do przyjaciela. Chociaż ja też bałabym się co o mnie pomyślą.
                          - Drogi Davidzie, będę ci wierna jako przyjaciółka do końca życia! I nic nie może tego zepsuć! Pamiętaj. – uśmiechnęłam się i lekko przytuliłam przyjaciela.
            No ładnie, jeśli podobał mu się Mark O’ Connel, największe ciacho szkolne, nie licząc tajemniczego chłopaka ze wspomnień to Ann może pożegnać się z typem chłopaka dla siebie.
                          - Dev on też jest, no wiesz?
                          - Jasne. – odparł naturalnie. – Aha jeszcze jedno. Nie mów nikomu, że jestem gejem, ok.?
                          - Pewnie, możesz na mnie liczyć. Ja już idę, nie obraź się ale dzisiaj nocuję u Argie więc wolałabym już się naszykować.
                           - Nie ma sprawy, leć. Dzięki za wszystko. – powiedział a ja wyszłam z jego domu.
                        Z zagmatwanym kłębkiem myśli starałam sobie przypomnieć wspomnienia. 










niedziela, 29 lipca 2012

Prolog i I rozdział.


 Prolog




       Wchodząc do swojego pokoju miałam nadzieję, że w końcu ból minie. Miałam ochotę położyć się na łóżku i czekać na sen. Lecz nie musiałam śnić by to zobaczyć. Za oknem spadły miliona piór… Białych piór. Najwidoczniej wzięły się z nieba. Podeszłam do okna i odsłoniłam firankę. Na trawniku przed domem leżał chłopak. Zwinięty w kulkę wydawał się na mnie patrzeć. Gdy tylko spojrzałam na jego oczy wiedziałam, że nie jestem do końca bezpieczna, lecz coś podpowiadało mi, że kiedyś to spojrzenie wybawi mnie od śmierci. Zbiegłam po schodach domku i szeroko otworzyłam drzwi by móc szybko wybiec. Rozglądając się w różne kierunki dostrzegłam tylko trawnik a na nim czarny popiół. Jego już nie było… Być może to moja wyobraźnia tylko dawała się we znaki. Popędziłam z powrotem na górę i położyłam się na łóżku. Zamknęłam oczy i poczułam dziwne zgrubienie pod głową. Podniosłam się i przyjrzałam poduszce po czym ją delikatnie uniosłam. Na materacu leżał stos piór. Tym razem czarnych piór…














                        ROZDZIAŁ I



  Najgorszy dzień na świecie? Początek roku szkolnego…
Wychodząc z domu na jesienne, zimne powietrze miałam nadzieję, że jutro będzie sobota… Ale nie jutro jest wtorek! Czyli dwie godziny matematyki pod rząd. Nasza nowa wychowawczyni przesłała nam na e-maila plan lekcji i z tego co widziałam to nie zapowiadało się na to, żebym zdała.
    Razem z mamą i gospodynią mieszkamy w Dallas w małym domku. Cieszyłam się, że tu zamieszkałyśmy bo nie lubię słońca a w Phoenix było jego nadmiar. Betty – gospodyni domowa była moją drugą matką bo ta pierwsza, czyli Reachel wolała spędzać czas ze swoim nowym chłopakiem. W szkole byłam pośmiewiskiem, można tak powiedzieć. Na szczęście miałam swoją grupkę przyjaciół. Vee, Argie i David. Jest jeszcze taka Maggie ale ona stanowczo nie należy do tej grupy osób co my… Jest piękna, nieco stuknięta, wredna, złośliwa, hamska i można wymieniać jej inne cechy godzinami.  Staram się ją unikać ale niestety w czwartki mamy ten sam rozkład lekcji więc jesteśmy zmuszone siadać w jednej ławce…
     Jestem jasnowidzką i chyba dobrze się z tym czuję. Przynajmniej mogę unikać złych ocen z testów – zawsze zobaczę wcześniej odpowiedzi. O moim darze wiedziała tylko Argie bo ona jest tak jakby mi najbliższa. Oczywiście Vee i David coś podejrzewają ale my nakręcamy ich, że po prostu mam dobrą głowę do nauki – jeśli chodzi o testy- a gdy przewidzę coś co powiedzą, unikam odpowiedzi.
     Mam siedemnaście lat i chodzę do drugiej liceum. Na szesnaste urodziny poprosiłam Reachel, żeby kupiła mi samochód ale biorąc pod uwagę jej teraźniejszy stan czyli zakochanie, oczywiście mi go nie kupiła. Tak więc zbieram teraz na forda focusa, bo mam dość łażenia do szkoły na piechotę. Czasami zdarza mi się poprosić o pomoc Davida bo mieszka obok mnie ale nie mogę ciągle siedzieć mu na głowie. Dzisiaj ubrana w czarną sukienkę i uczesana w koczka popędziłam pod dom Davida licząc, że jeszcze nie wyjechał do szkoły.
   Miałam farta bo jego Volkswagen Passat stał na podjeździe. Jego dom był o wiele bogatszy od mojego. Miał trzy piętra, parking, ogród i dodatkowe pomieszczenie do robienia zdjęć. David ma talent do robienia zdjęć, dlatego jest w szkolnym kółku fotograficznym.
    Podeszłam bliżej kremowych, drewnianych drzwi i cicho zapukałam. Po paru sekundach  drzwi się otworzyły.
        - Hej Lav. – przywitał mnie Dev. Lav czyli skrót mojego imienia od Lavende- co oznaczało lawenda. Nie lubiłam tego imienia więc kazałam mówić Lav.
        - Cześć. Podrzucisz mnie? – spytałam opierając się o barierkę przy drzwiach. David spojrzał na mnie z uśmiechem i powiedział:
        - Chyba ktoś nie ma humoru, co? – zaśmiał się szyderczo i złapał mnie za rękę. Gdyby zdarzyło to się pierwszy raz pomyślałabym, że to zwykły, kumplowski gest. Niestety zdarzało to się ostatnio bardzo często. Argie sądziła że chłopak się we mnie zadurzył. Ja uważam, że to niemożliwe bo nie jestem w jego typie. Co prawda mam długie nogi, duże oczy i ciemne włosy, które opadały mi na ramiona ale jednego czego nie miałam to ciemnej karnacji a David powiedział, że jego dziewczyna marzeń powinna mieć bardzo ciemną skórę. Więc wszystko jasne.
       - Nie, no może trochę. Reachel i Gave znów dzisiaj się spotykają i to u mnie w domu więc nie mam ochoty na nic.
Mruknął coś pod nosem i potrząsnął swoimi czarnymi jak smoła włosami. Były lekko kręcone i niesforne.  
        - To może wpadniesz dzisiaj do mnie? Pouczyła byś mnie chemii. Nie rozumiem tych reakcji chemicznych wiesz… - zająknął się.
Tak jasne, każdy tak mówił. Mimo to David jest moim przyjacielem i nie wypadało by odmówić.
      - Ok. Będę około 19 ? – zapytałam wpatrując się w jego czarne spodnie. Zawsze zakładał ciuchy tylko w tym kolorze. Na samym początku myślałam, że jest satanistą, albo że słucha metalu ale teraz wiem, że to po prostu jego styl. 
      - Świetnie. Dobra to jedziemy. – powiedział schodząc ze schodków. Zapalił swojego Volkswagena i wsiadł do auta. – Chcesz prowadzić?
         - Nie dzięki. – otworzyłam drzwiczki od strony pasażera i delikatnie uniosłam swoją aksamitną sukienkę tak aby się nie pogniotła. W jego samochodzie było zawsze komfortowo i chłodno. Lubiłam w nim przebywać a Dev doskonale o tym wiedział.
        - Cieszysz się, że już koniec wakacji? – spojrzał w lusterko aby dokładnie przyjrzeć się mojej fryzurze. – Mówiłem ci już, że pięknie wyglądasz? – spytał z szelmanckim uśmiechem.
        - Nie jeszcze nie mówiłeś. – zaśmiałam się pokazując różowe rumieńce na policzkach. – I nie, nie cieszę się, że koniec wakacji.
        - To tak jak ja. Chociaż spójrz, w końcu załapiesz dobre oceny, nie brakowało ci tego przez wakacje?
        - Bardzo śmieszne a po za tym, chyba w tym roku nie zdam. – oznajmiłam z poważną nutą w głosie. On natomiast zaczął się szczerze śmiać. – Co cię tak rozbawiło?
        - Ty i nie zdać? Haha… Oj Lav, Lav nie okłamuj samą siebie. Proszę.
     Odpalił silnik i odjechał od domowego parkingu.
Jeśli chodzi o Deva to był to może mój ideał na faceta ale czułam do niego tyle co do Argie.  Wiem natomiast, że on chyba ma już swoją ,, ulubienicę”, to Maggie… Niestety ona. Co z tego, że była głupia i hamska skoro jej włosy sięgały do pasa, nogi miała dłuższe niż tułów a oczy miała niezwykle niebieskie? Każdy chłopak ulegał jej figurze nawet ten, który był już z jakąś związany. Na samym początku pomyślałabym, że jest wiedźmą i rzuca urok ale teraz wiem, że po prostu już taka jest. Niewybaczalnie piękna i niewybaczalnie głupia… Jedyne z czego zdawała to charakteryzacja bo codziennie nakłada na siebie tyle tapety co hollywoodzkie gwiazdy.
Vee była raczej przeciętna. Niezbyt wysoka, trochę pulchna, w każdym razie nie był nią nikt zainteresowany. Za to miała ogromny dar w malarstwie. Potrafiła to co widzi przenieść na kartkę, i to w jak pięknej formie!
Po chwili zastanowienia zauważyłam, że samochód stanął a ja przypomniałam sobie jak to Maggie popchnęła mnie na WF. Kiedy trenerka wyszła z sali ona podeszła do mnie i bez powodu mi prawie przyłożyła, dobrze, że złapała mnie Argie. Upokorzyłam się przed całą klasą, że głupia blondynka potrafi mną pomiatać jak chce.
         - Trzeba będzie pchać… - powiedział do mnie David.
         - Słucham? – warknęłam oburzona, na początku nie pomyślałam, że mówi o samochodzie. – A, no tak. Pomóc ci?
Zaśmiał się po raz kolejny i zapytał:
         - Albo pójdźmy na pieszo?
          - No dobra, ale deszcz nie pada?
         - Chyba nie. Lav, powiedz mi coś.
         - Tak? – spytałam z chwilą namysłu. Błagam nie zapytaj o związek, błagam, błagam…
         - Dasz mi kiedyś szansę?
Zamarłam. W jednej chwili chciałam wysiąść z samochodu, nawet gdyby była ulewa. I co mam powiedzieć? Słuchaj, jesteś moim facetem marzeń ale nie mogę z tobą być bo ty wolisz ciemnoskóre? Ta i czego jeszcze? Ale chwila, spytał się! A to znaczy, że jemu zależy. Chyba tak? Prawda? Muszę pogadać z Argie. Tylko co mam mu odpowiedzieć?
        - Słuchaj, musimy już iść. Jest za dziesięć. Nie zdążymy. – otworzyłam drzwiczki, on przetrzymał mnie za rękę i powiedział:
        - Odpowiesz mi do jutra?
        - Tak. – burknęłam i wybiegłam z samochodu. Dojdę sama.
Biegłam przez kałuże, starając się jak najszybciej dojść do szkoły. Znajdowała się parę przecznic dalej ale nie mogłam po raz kolejny spojrzeć mu w oczy, nie teraz.
Za sobą usłyszałam ciche śmiechy dziewczyn. To pewnie mój koszmar, Maggie. Odwróciłam się sprawdzając czy mam racje. Na szczęście nie, to była Vee i Argie.
         - Jak dobrze, że to wy. – uścisnęłam je. Argie dzisiaj wyglądała zjawiskowo. Miała na sobie białą, krótką sukienkę, białe czółenka na szpilce. Włosy miała luźno puszczone na ramiona. Vee jak to zawsze, ubrana w czarne spodnie i białą bluzkę. – Świetnie wyglądacie.
         - Ty też Lav. Co tam słychać? – spytała Arg.
         - Niezbyt  ciekawie. Dostałyście e- maila od pani Stewart?
         - Bo sprawdzałam pocztę. Daj spokój, dopiero skończyły się wakacje! Ja teraz myślę tylko o chłopakach. Zerwałam z Teddym. – zasmuciła się i spojrzała na Vee. – A ty?
         - Nie. Nie chciało mi się patrzeć. – jak zawsze bezinteresowna, mało ogarnięta nasza Veeka.
          - Musimy się dzisiaj spotkać po szkole ok.? – zapytałam patrząc w kierunku Argie.
             - Jasne. To o siódmej?
             - Nie, spotykam się z Davidem.
             - To po piątej co? – spytała.
              - Mi pasuje.
Tak więc dalsza droga do szkoły poszła bardzo miło, jak to z przyjaciółkami. Niestety pod szkołą musiałam zobaczyć mojego upiora, czyli ukochaną Maggie. Ubrana w różową kieckę mierzyła mnie wzrokiem od stóp do głów. Miałam ochotę jej coś powiedzieć ale albo to skończyłoby się bijatyką albo przekleństwami a może tylko zwykłą kłótnią. Nie chciałabym się wpakować w tarapaty w pierwszy dzień szkoły.
             - Kogo my tu mamy. Biedaczkę Lavende. – wyrzuciła Mag. Musiała pierwsza zacząć, oczywiście.
              - Nie mów na mnie Lavende. – burknęłam i poszłam w kierunku sali w, której miała się odbyć uroczystość. Argie i Vee cały czas za mną szły.
Moja szkoła nie była za bardzo wybitna. Szare, ponure pomieszczenia, małe okna, atmosfera jak w normalnej szkole… Nauczyciele też nie byli za bardzo mili. Lubili faworyzować niektóre osoby, w tym czasami mnie. Na szczęście nikt na to nie zwracał uwagi. Klasa przyzwyczaiła się już do moich stopni i mojego toku nauczania więc nie mieli z tym problemu.
Kiedy siadałam na ławce w sali zauważyłam moją klasę. Stali pod drugiej stronie. Ann i Mary pomachały mi a reszta odwróciła się, w tym Maggie. Gdy Argie i Vee weszły na środek zawołałam:
             - Chodźcie tutaj! – pomachałam .
Vee obejrzała się za siebie i uśmiechnęła się, Pociągnęła Argie za sukienkę i wtedy oniemiałam. Po prostu nie mogłam uwierzyć, że go widzę… To był on… Chłopak ze wspomnień. Nie miałam pojęcia skąd znam tą twarz ale byłam przekonana, że gdzieś już ją spotkałam. Wspomnienia…
W drzwiach stał chłopak o ciemnej karnacji, kręconych, krótkich włosach i rudo – brązowych oczach. Opierał się o drzwi i cały czas wpatrywał we mnie. Przestań się gapić! – nakazałam sobie. Ale nie potrafiłam. Moim marzeniem było, żeby podszedł do mnie i spytał się choć o imię. Nie potrafiłam oderwać od niego wzroku. Niestety moje obserwacje przerwała pani Stewart, która zaczynała uroczystość.
Vee przestała się ze mnie śmiać a nasza wychowawczyni zaczęła mówić:
               - Witajcie po wakacjach. Teraz czeka was trudna praca przez cały rok. Mam nadzieję, że mojej nowej klasie będzie się ze mną miło pracowało. Po zakończeniu uroczystości pójdziecie do swoich klas i tam zostaniecie z waszymi wychowawcami. Dziękuję. Teraz przekazuję swój głos pani Dyrektor Young. – oderwała wzrok od Ann i przeniosła ją na Maggie, która naśmiewała się z Teddym z Argie. To właśnie dla niej ją rzucił!
                - Co za … - wybuchnęłam. Przypadkowo powiedziałam to o wiele za głośniej niż chciałam powiedzieć. Dwie dyrektorki spojrzały na mnie osłupiałym wzrokiem, a pani Stewart zapytała:
                - Panno Lavende Purry ma pani coś przeciwko pani dyrektor Young? – spojrzała na mnie gniewnym wzrokiem.
                - Ależ oczywiście, że nie… - zaczęłam.
                - Dziecko wstań jak do ciebie mówię! – wykrzyknęła. – Co ty sobie myślisz, że możesz nazywać nauczycieli tak jak chcesz? I czemu ciągle siedzisz?! – teraz zaczęła wrzeszczeć.
Co ja jej zrobiłam? Co za kobieta… Jakaś taka nerwowa…
Nerwowa? To za mało powiedziane…
Usłyszałam ledwie szepczący głos w mojej głowie. Obejrzałam się za siebie ale każdy zwrócony był na mnie, więc trudno było zgadnąć kto do mnie przemawia. Ale jednak to nie kłótnia z profesor Stewart spowodowała, że stałam się centrum uwagi, a to, że stał przede mną chłopak ze wspomnień…
Hej! To moja pierwsza notka... Przez jakiś czas będę wrzucała tutaj po kawałku moją książkę. ,, Ciemne Światło" to coś innego niż tylko ,, Zmierzch" ( chociaż go lubię ). Tu nie występuje niebezpieczna miłość itp. Więc nie jest to coś podobnego do tego właśnie filmu czy książki.
            Lavende Purry to dziewczyna medium, która potrafi przywoływać do siebie obrazy przeszłości, czy rozmawiać z duchami. Czasami doznaje wizje, które mogą dotyczyć wszystkiego. Dosłownie wszystkiego, bo gdy w jej snach i w myślach pojawia się chłopak, wizje te ostrzegają ją przed śmiercią. Tymczasem do szkoły przychodzi nowy chłopak, Heath, który jak sądzi może zatrzymywać czas. Ma on wiele wspólnego z chłopakiem, którego Lav nazywa ,, chłopakiem ze wspomnień". Dziewczyna otoczona jest trojgiem wspaniałych przyjaciół ale czy oni uratują Lavende przed samą sobą? Co ma wspólnego Heath z tajemniczym chłopakiem? Jedno jest pewne... Niektórych dawnych spraw należy nigdy nie wspominać... Wszystko jest innym niż się wydaje...        
Zapraszam do czytania. Będę dodawała po 1 rozdziale. Zależałoby mi na tym abyście skomentowali czy podoba wam się czy nie... :) Miłego czytania .
A to moja okładka : )