niedziela, 29 lipca 2012

Prolog i I rozdział.


 Prolog




       Wchodząc do swojego pokoju miałam nadzieję, że w końcu ból minie. Miałam ochotę położyć się na łóżku i czekać na sen. Lecz nie musiałam śnić by to zobaczyć. Za oknem spadły miliona piór… Białych piór. Najwidoczniej wzięły się z nieba. Podeszłam do okna i odsłoniłam firankę. Na trawniku przed domem leżał chłopak. Zwinięty w kulkę wydawał się na mnie patrzeć. Gdy tylko spojrzałam na jego oczy wiedziałam, że nie jestem do końca bezpieczna, lecz coś podpowiadało mi, że kiedyś to spojrzenie wybawi mnie od śmierci. Zbiegłam po schodach domku i szeroko otworzyłam drzwi by móc szybko wybiec. Rozglądając się w różne kierunki dostrzegłam tylko trawnik a na nim czarny popiół. Jego już nie było… Być może to moja wyobraźnia tylko dawała się we znaki. Popędziłam z powrotem na górę i położyłam się na łóżku. Zamknęłam oczy i poczułam dziwne zgrubienie pod głową. Podniosłam się i przyjrzałam poduszce po czym ją delikatnie uniosłam. Na materacu leżał stos piór. Tym razem czarnych piór…














                        ROZDZIAŁ I



  Najgorszy dzień na świecie? Początek roku szkolnego…
Wychodząc z domu na jesienne, zimne powietrze miałam nadzieję, że jutro będzie sobota… Ale nie jutro jest wtorek! Czyli dwie godziny matematyki pod rząd. Nasza nowa wychowawczyni przesłała nam na e-maila plan lekcji i z tego co widziałam to nie zapowiadało się na to, żebym zdała.
    Razem z mamą i gospodynią mieszkamy w Dallas w małym domku. Cieszyłam się, że tu zamieszkałyśmy bo nie lubię słońca a w Phoenix było jego nadmiar. Betty – gospodyni domowa była moją drugą matką bo ta pierwsza, czyli Reachel wolała spędzać czas ze swoim nowym chłopakiem. W szkole byłam pośmiewiskiem, można tak powiedzieć. Na szczęście miałam swoją grupkę przyjaciół. Vee, Argie i David. Jest jeszcze taka Maggie ale ona stanowczo nie należy do tej grupy osób co my… Jest piękna, nieco stuknięta, wredna, złośliwa, hamska i można wymieniać jej inne cechy godzinami.  Staram się ją unikać ale niestety w czwartki mamy ten sam rozkład lekcji więc jesteśmy zmuszone siadać w jednej ławce…
     Jestem jasnowidzką i chyba dobrze się z tym czuję. Przynajmniej mogę unikać złych ocen z testów – zawsze zobaczę wcześniej odpowiedzi. O moim darze wiedziała tylko Argie bo ona jest tak jakby mi najbliższa. Oczywiście Vee i David coś podejrzewają ale my nakręcamy ich, że po prostu mam dobrą głowę do nauki – jeśli chodzi o testy- a gdy przewidzę coś co powiedzą, unikam odpowiedzi.
     Mam siedemnaście lat i chodzę do drugiej liceum. Na szesnaste urodziny poprosiłam Reachel, żeby kupiła mi samochód ale biorąc pod uwagę jej teraźniejszy stan czyli zakochanie, oczywiście mi go nie kupiła. Tak więc zbieram teraz na forda focusa, bo mam dość łażenia do szkoły na piechotę. Czasami zdarza mi się poprosić o pomoc Davida bo mieszka obok mnie ale nie mogę ciągle siedzieć mu na głowie. Dzisiaj ubrana w czarną sukienkę i uczesana w koczka popędziłam pod dom Davida licząc, że jeszcze nie wyjechał do szkoły.
   Miałam farta bo jego Volkswagen Passat stał na podjeździe. Jego dom był o wiele bogatszy od mojego. Miał trzy piętra, parking, ogród i dodatkowe pomieszczenie do robienia zdjęć. David ma talent do robienia zdjęć, dlatego jest w szkolnym kółku fotograficznym.
    Podeszłam bliżej kremowych, drewnianych drzwi i cicho zapukałam. Po paru sekundach  drzwi się otworzyły.
        - Hej Lav. – przywitał mnie Dev. Lav czyli skrót mojego imienia od Lavende- co oznaczało lawenda. Nie lubiłam tego imienia więc kazałam mówić Lav.
        - Cześć. Podrzucisz mnie? – spytałam opierając się o barierkę przy drzwiach. David spojrzał na mnie z uśmiechem i powiedział:
        - Chyba ktoś nie ma humoru, co? – zaśmiał się szyderczo i złapał mnie za rękę. Gdyby zdarzyło to się pierwszy raz pomyślałabym, że to zwykły, kumplowski gest. Niestety zdarzało to się ostatnio bardzo często. Argie sądziła że chłopak się we mnie zadurzył. Ja uważam, że to niemożliwe bo nie jestem w jego typie. Co prawda mam długie nogi, duże oczy i ciemne włosy, które opadały mi na ramiona ale jednego czego nie miałam to ciemnej karnacji a David powiedział, że jego dziewczyna marzeń powinna mieć bardzo ciemną skórę. Więc wszystko jasne.
       - Nie, no może trochę. Reachel i Gave znów dzisiaj się spotykają i to u mnie w domu więc nie mam ochoty na nic.
Mruknął coś pod nosem i potrząsnął swoimi czarnymi jak smoła włosami. Były lekko kręcone i niesforne.  
        - To może wpadniesz dzisiaj do mnie? Pouczyła byś mnie chemii. Nie rozumiem tych reakcji chemicznych wiesz… - zająknął się.
Tak jasne, każdy tak mówił. Mimo to David jest moim przyjacielem i nie wypadało by odmówić.
      - Ok. Będę około 19 ? – zapytałam wpatrując się w jego czarne spodnie. Zawsze zakładał ciuchy tylko w tym kolorze. Na samym początku myślałam, że jest satanistą, albo że słucha metalu ale teraz wiem, że to po prostu jego styl. 
      - Świetnie. Dobra to jedziemy. – powiedział schodząc ze schodków. Zapalił swojego Volkswagena i wsiadł do auta. – Chcesz prowadzić?
         - Nie dzięki. – otworzyłam drzwiczki od strony pasażera i delikatnie uniosłam swoją aksamitną sukienkę tak aby się nie pogniotła. W jego samochodzie było zawsze komfortowo i chłodno. Lubiłam w nim przebywać a Dev doskonale o tym wiedział.
        - Cieszysz się, że już koniec wakacji? – spojrzał w lusterko aby dokładnie przyjrzeć się mojej fryzurze. – Mówiłem ci już, że pięknie wyglądasz? – spytał z szelmanckim uśmiechem.
        - Nie jeszcze nie mówiłeś. – zaśmiałam się pokazując różowe rumieńce na policzkach. – I nie, nie cieszę się, że koniec wakacji.
        - To tak jak ja. Chociaż spójrz, w końcu załapiesz dobre oceny, nie brakowało ci tego przez wakacje?
        - Bardzo śmieszne a po za tym, chyba w tym roku nie zdam. – oznajmiłam z poważną nutą w głosie. On natomiast zaczął się szczerze śmiać. – Co cię tak rozbawiło?
        - Ty i nie zdać? Haha… Oj Lav, Lav nie okłamuj samą siebie. Proszę.
     Odpalił silnik i odjechał od domowego parkingu.
Jeśli chodzi o Deva to był to może mój ideał na faceta ale czułam do niego tyle co do Argie.  Wiem natomiast, że on chyba ma już swoją ,, ulubienicę”, to Maggie… Niestety ona. Co z tego, że była głupia i hamska skoro jej włosy sięgały do pasa, nogi miała dłuższe niż tułów a oczy miała niezwykle niebieskie? Każdy chłopak ulegał jej figurze nawet ten, który był już z jakąś związany. Na samym początku pomyślałabym, że jest wiedźmą i rzuca urok ale teraz wiem, że po prostu już taka jest. Niewybaczalnie piękna i niewybaczalnie głupia… Jedyne z czego zdawała to charakteryzacja bo codziennie nakłada na siebie tyle tapety co hollywoodzkie gwiazdy.
Vee była raczej przeciętna. Niezbyt wysoka, trochę pulchna, w każdym razie nie był nią nikt zainteresowany. Za to miała ogromny dar w malarstwie. Potrafiła to co widzi przenieść na kartkę, i to w jak pięknej formie!
Po chwili zastanowienia zauważyłam, że samochód stanął a ja przypomniałam sobie jak to Maggie popchnęła mnie na WF. Kiedy trenerka wyszła z sali ona podeszła do mnie i bez powodu mi prawie przyłożyła, dobrze, że złapała mnie Argie. Upokorzyłam się przed całą klasą, że głupia blondynka potrafi mną pomiatać jak chce.
         - Trzeba będzie pchać… - powiedział do mnie David.
         - Słucham? – warknęłam oburzona, na początku nie pomyślałam, że mówi o samochodzie. – A, no tak. Pomóc ci?
Zaśmiał się po raz kolejny i zapytał:
         - Albo pójdźmy na pieszo?
          - No dobra, ale deszcz nie pada?
         - Chyba nie. Lav, powiedz mi coś.
         - Tak? – spytałam z chwilą namysłu. Błagam nie zapytaj o związek, błagam, błagam…
         - Dasz mi kiedyś szansę?
Zamarłam. W jednej chwili chciałam wysiąść z samochodu, nawet gdyby była ulewa. I co mam powiedzieć? Słuchaj, jesteś moim facetem marzeń ale nie mogę z tobą być bo ty wolisz ciemnoskóre? Ta i czego jeszcze? Ale chwila, spytał się! A to znaczy, że jemu zależy. Chyba tak? Prawda? Muszę pogadać z Argie. Tylko co mam mu odpowiedzieć?
        - Słuchaj, musimy już iść. Jest za dziesięć. Nie zdążymy. – otworzyłam drzwiczki, on przetrzymał mnie za rękę i powiedział:
        - Odpowiesz mi do jutra?
        - Tak. – burknęłam i wybiegłam z samochodu. Dojdę sama.
Biegłam przez kałuże, starając się jak najszybciej dojść do szkoły. Znajdowała się parę przecznic dalej ale nie mogłam po raz kolejny spojrzeć mu w oczy, nie teraz.
Za sobą usłyszałam ciche śmiechy dziewczyn. To pewnie mój koszmar, Maggie. Odwróciłam się sprawdzając czy mam racje. Na szczęście nie, to była Vee i Argie.
         - Jak dobrze, że to wy. – uścisnęłam je. Argie dzisiaj wyglądała zjawiskowo. Miała na sobie białą, krótką sukienkę, białe czółenka na szpilce. Włosy miała luźno puszczone na ramiona. Vee jak to zawsze, ubrana w czarne spodnie i białą bluzkę. – Świetnie wyglądacie.
         - Ty też Lav. Co tam słychać? – spytała Arg.
         - Niezbyt  ciekawie. Dostałyście e- maila od pani Stewart?
         - Bo sprawdzałam pocztę. Daj spokój, dopiero skończyły się wakacje! Ja teraz myślę tylko o chłopakach. Zerwałam z Teddym. – zasmuciła się i spojrzała na Vee. – A ty?
         - Nie. Nie chciało mi się patrzeć. – jak zawsze bezinteresowna, mało ogarnięta nasza Veeka.
          - Musimy się dzisiaj spotkać po szkole ok.? – zapytałam patrząc w kierunku Argie.
             - Jasne. To o siódmej?
             - Nie, spotykam się z Davidem.
             - To po piątej co? – spytała.
              - Mi pasuje.
Tak więc dalsza droga do szkoły poszła bardzo miło, jak to z przyjaciółkami. Niestety pod szkołą musiałam zobaczyć mojego upiora, czyli ukochaną Maggie. Ubrana w różową kieckę mierzyła mnie wzrokiem od stóp do głów. Miałam ochotę jej coś powiedzieć ale albo to skończyłoby się bijatyką albo przekleństwami a może tylko zwykłą kłótnią. Nie chciałabym się wpakować w tarapaty w pierwszy dzień szkoły.
             - Kogo my tu mamy. Biedaczkę Lavende. – wyrzuciła Mag. Musiała pierwsza zacząć, oczywiście.
              - Nie mów na mnie Lavende. – burknęłam i poszłam w kierunku sali w, której miała się odbyć uroczystość. Argie i Vee cały czas za mną szły.
Moja szkoła nie była za bardzo wybitna. Szare, ponure pomieszczenia, małe okna, atmosfera jak w normalnej szkole… Nauczyciele też nie byli za bardzo mili. Lubili faworyzować niektóre osoby, w tym czasami mnie. Na szczęście nikt na to nie zwracał uwagi. Klasa przyzwyczaiła się już do moich stopni i mojego toku nauczania więc nie mieli z tym problemu.
Kiedy siadałam na ławce w sali zauważyłam moją klasę. Stali pod drugiej stronie. Ann i Mary pomachały mi a reszta odwróciła się, w tym Maggie. Gdy Argie i Vee weszły na środek zawołałam:
             - Chodźcie tutaj! – pomachałam .
Vee obejrzała się za siebie i uśmiechnęła się, Pociągnęła Argie za sukienkę i wtedy oniemiałam. Po prostu nie mogłam uwierzyć, że go widzę… To był on… Chłopak ze wspomnień. Nie miałam pojęcia skąd znam tą twarz ale byłam przekonana, że gdzieś już ją spotkałam. Wspomnienia…
W drzwiach stał chłopak o ciemnej karnacji, kręconych, krótkich włosach i rudo – brązowych oczach. Opierał się o drzwi i cały czas wpatrywał we mnie. Przestań się gapić! – nakazałam sobie. Ale nie potrafiłam. Moim marzeniem było, żeby podszedł do mnie i spytał się choć o imię. Nie potrafiłam oderwać od niego wzroku. Niestety moje obserwacje przerwała pani Stewart, która zaczynała uroczystość.
Vee przestała się ze mnie śmiać a nasza wychowawczyni zaczęła mówić:
               - Witajcie po wakacjach. Teraz czeka was trudna praca przez cały rok. Mam nadzieję, że mojej nowej klasie będzie się ze mną miło pracowało. Po zakończeniu uroczystości pójdziecie do swoich klas i tam zostaniecie z waszymi wychowawcami. Dziękuję. Teraz przekazuję swój głos pani Dyrektor Young. – oderwała wzrok od Ann i przeniosła ją na Maggie, która naśmiewała się z Teddym z Argie. To właśnie dla niej ją rzucił!
                - Co za … - wybuchnęłam. Przypadkowo powiedziałam to o wiele za głośniej niż chciałam powiedzieć. Dwie dyrektorki spojrzały na mnie osłupiałym wzrokiem, a pani Stewart zapytała:
                - Panno Lavende Purry ma pani coś przeciwko pani dyrektor Young? – spojrzała na mnie gniewnym wzrokiem.
                - Ależ oczywiście, że nie… - zaczęłam.
                - Dziecko wstań jak do ciebie mówię! – wykrzyknęła. – Co ty sobie myślisz, że możesz nazywać nauczycieli tak jak chcesz? I czemu ciągle siedzisz?! – teraz zaczęła wrzeszczeć.
Co ja jej zrobiłam? Co za kobieta… Jakaś taka nerwowa…
Nerwowa? To za mało powiedziane…
Usłyszałam ledwie szepczący głos w mojej głowie. Obejrzałam się za siebie ale każdy zwrócony był na mnie, więc trudno było zgadnąć kto do mnie przemawia. Ale jednak to nie kłótnia z profesor Stewart spowodowała, że stałam się centrum uwagi, a to, że stał przede mną chłopak ze wspomnień…

5 komentarzy:

  1. Świetne opowiadanie. :) Szkoda że takie krótkie. ;) Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. ;)
    Poinformuj mnie kiedy go dodasz dobrze? :)
    Pozdrawiam
    http://fantasies-sherry.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję ci bardzo za tak miły komentarz :) Jutro będzie kolejny rozdział... Dziękuję ci bardzo, że skomentowałaś jako pierwsza... Na pewno zajrzę na twojego bloga ; )

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam, ale zbyt bardzo, no po prostu zbyt bardzo kojarzy mi się to z "Szeptem". Czytałaś tę powieść?
    Jeśli tak, to proszę zrób coś, by czytelnicy nie odnosili takiego wrażenia. Działa to na niekorzyść Twojej pracy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Obiecałam, że zacznę czytać więc zaczęłam. OMG!! SUPER!!
    Będę czytać dalej :D

    OdpowiedzUsuń