piątek, 3 sierpnia 2012

Rozdział VI


                  Co on robił w moim domu?! Co  on robi w ogóle na tym świecie?! Przecież myślałam, że jest to tylko wytwór mojej wyobraźni… A, a przecież on nie istnieje, przecież nawet go nie znam. Skąd mógłby wiedzieć gdzie mieszkam, i kiedy mam test z geografii… A może zamieszany w to był jeszcze jeden chłopak… Chłopak, który uważa, że umie zatrzymywać czas… Chłopak, który ma na imię Heath i jest niewiarygodnie tajemniczy.
                  - No nie zamęczam cię już, idź do szkoły i przynieś piątkę, jak zawsze kochanie. – uściskała mnie na pożegnanie a ja wściekła wybiegłam z domu.
                  Co ten cały Heath sobie myśli! Ale jestem wkurzona. – burknęłam w myśli. Z drugiej strony biorąc, to jego imię nie zaczyna się na literę L. Chyba, że ma drugie imię… To by wyjaśniało, dlaczego w wizjach i w snach jest Lorenem a w rzeczywistości jest Heathem. Po prostu nie chce się przyznać kim naprawdę jest. Jakby chciał to ukryć. Ukryć przede mną… Trzeba zajrzeć do jego dokumentów szkolnych… Przecież on może czytać w myślach!
                   Idę dalej, przed siebie nie myśląc o tym, że wszystko jest nieruchome, ani o tym, że Heath może jest Lorenem, ani o tym, że za chwilę mam test… Myśląc o niczym. Patrzę na domki szczęśliwych, amerykańskich rodzin, na ogrody starszych obywatelek Dallas, przy okazji na moją starą, nudną szkołę, w której nigdy nic się nie dzieje, aż do czasu kiedy pojawił się Heath lub Loren, eh nie ważne…
Powoli, bez pośpiechu wchodzę do szarego budynku, w którym na korytarzach już jest pusto, następnie otwieram drzwi od mojej klasy i siadam w swojej ławce, patrząc jak pan Douglas sprawdza listę obecności. Myślę sobie: Już, i wszystko wraca do normy.
                  - O panno Purry, miło, że pani nas zaszczyciła swoją obecnością…- wydukał profesor.
                   - Mi też miło pana widzieć. – uśmiecham się promiennie.
Douglas patrzy na mnie ze zdziwieniem i kontynuuje sprawdzanie obecności.
                     - Lav! – ktoś pisnął po cichu.
Rozglądam się po sali i widzę piłującą paznokcie, diablicę Maggie, piszącą kolejny wiersz Mary, nadąsaną Ann i malującą Vee. Ani śladu Argie i Davida… Kurcze, nie przegapili by matematyki… Nie oni.
                      - Do licha Lav! – ktoś znowu się odzywa.
                      - Co jest? – mówię naburmuszona. Profesor zwraca na mnie uwagę i kręci głową. 
                      - Chcesz coś powiedzieć? – pyta mnie z czerwoną twarzą.
                      - Nie, przepraszam. – wyjąkałam.
                      - W porządku. Lavende Purry? A, pani jest. – skinął głową.
Odwróciłam się w kierunku okna. Nie wiem dlaczego to zrobiłam, po prostu moje oczy skierowały się akurat tam. I wtedy zobaczyłam Argie i Davida, którzy jak szaleni przepychali się do okna by mnie zobaczyć i pomachać.
                     - Lav! Wyjdź do nas! – pisnął Dev.
                     - Panie profesorze? – spytałam cieniutkim głosem.
                     - Tak Lavende?
                     - Mogłabym wyjść do toalety?
Głośno odchrząknął i odpowiedział jednoznacznie:
                     - Nie…
                     - Co za dziadzisko… - powiedziała głośno Argie.
Profesor wstał od biurka, rozejrzał się po klasie i spojrzał na mnie spod okularów.
                     - Lavende Purry! Do dyrektora! – zażądał. Maggie zaczęła się cicho śmiać ale nagle do sali wpadł pewny siebie Heath. Uśmiechnął się do mnie z ukosa i powiedział do Douglasa:
                     - Panie profesorze! Pani Young źle się czuje, prosi o pana pomoc… Zaraz tu będzie Pani Stewart i zaopiekuje się swoją klasą. – skierował oczy wprost na moje i zaraz dokończył swoją przemowę – A Lavende Purry jest wołana do sali chemicznej, podobno mają z czymś problem.
Profesor przez chwilę się wahał ale zaraz odpowiedział, idąc w kierunku drzwi i Heatha.
                    - Lavende do chemicznej! Heath i ja pójdziemy do pani Dyrektor. Siedźcie cicho. – o ich wyjściu z sali padło kilka szeptów:
                    - Taa, siedźcie cicho.
                   - Maggie, idziemy dzisiaj do kosmetyczki?
                   - Lav chodź wreszcie!
Szybko znalazłam się w sali chemicznej. Czekałam dobre pięć minut aż w końcu zjawił się Heath, Argie i David.
                  - Co wy tu robicie? Powinniście właśnie siedzieć w ławkach i słuchać muzyki!
Każdy z moich znajomych spojrzał po sobie i miał wyraźnie zdziwioną minę.
                  - Yyy, no Lav, nie myśleliśmy, że cię tak wkurzymy. – odparł Dev. Dziś miał na sobie niebieski sweter i dżinsowe rurki. Heath za to ubrany był w białą koszulę i czarne spodnie.
                  - O co chodzi? – pytam z zakłopotaniem.
                  - Bo, bo my coś odkryliśmy.
Argie podeszła do mnie, wzięła mnie za rękę i powiedziała na ucho:
                 - On jest taki fajny!
Dałam jej znak ostrzegawczy ale szybko go zignorowała.
                 - Twój wspaniałomyślny przyjaciel Heath, ja i Dev w drodze do szkoły spotkaliśmy się i szliśmy razem do szkoły aż tu nagle, bach! Ale co to naprawdę było to musisz już sama zobaczyć.
O czym oni mówili? I jakim cudem Heath jest tu z nimi skoro miał być teraz z Douglasem?
                - Dobra. Pójdziemy na przerwie, która jest…
                - Teraz. – równo z wypowiedzianym słowem przez Heatha, zadzwonił dzwonek. Ten chłopak naprawdę nie jest normalny. Miał kontrolę nad czasem. Może był… uzdolniony paranormalnie tak jak ja? A może był jeszcze kimś innym, kimś kto nie może istnieć, kimś kto nawet nie ma do tego prawa, bo takie rzeczy nie dzieją się na tym świecie.
                Bez słowa wyszłam z chemicznej i pobiegłam ku drzwiom wyjściowym.
                 - Czekaj! – zawołała Argie. – Nie tędy! Musimy pójść do szkolnego ogrodu.
Szkolny ogród- największa atrakcja szkoły, mimo to, że nikt tam nie chodził, bo nie miał nawet jak wejść. Co prawda, kiedyś wstęp tam był wolny ale od czasu gdy Teddy wraz ze swoją ekipą : Ledym, Garettem i Andriem włamali się na teren szkolny a później do ogrodu, dyrektorka powiedziała stanowcze : NIE!, żeby wstęp był wolny. Teraz stanowił on po prostu dekorację do szkoły. Więc jak moglibyśmy tam wejść? No jasne. Czemu wcześniej na to nie wpadłam…
Podeszłam do Heatha na tyle blisko by szepnąć mu do ucha łatwe pytanie:
                  - Zatrzymałeś czas?
Nie odpowiedział. Zaśmiał się i z promiennym, zawadiackim uśmieszkiem odszedł ode mnie, podchodząc do bramy prowadzącą do celowego nam miejsca. Razem z Davidem ją rozbroili a następnie weszli do środka.
Wszędzie, gdzie nie spojrzeć były kwiaty. Konwalie, bratki, niezapominajki, hiacynty. Wszystkie były innego koloru, począwszy od białego do czarnego. I to właśnie ten ostatni mnie zainspirował. Czarny jak smoła i wielki jak  ja. Przeginał się to na prawo, to na lewo. Kwitnął. Był już prawie rozwinięty. Wpatrywałam się na niego i zauważyłam, że pod jego ciemnozielonym liściu leżała koperta, również czarna jak on. Na tyle koperty, białym atramentem było napisane:   Loren   . A gdy ją otworzyłam, zobaczyłam list. Od niego…
                Droga Lav,
Jak bardzo chciałbym byc teraz z toba, ale wiem ze to po prostu niemozliwe… Po naszym upadku, nie wiem czy cokolwiek pamietasz ale to juz niewazne czy tak jest czy nie. Wazne ze wiesz ze cie kocham. Kochalem, kocham i bede kochac. Nie wiem czy ty to samo czujesz do mnie ale mam serdeczna nadzieje ze tak. Wybacz ze pisze z bledami ale bardzo mi sie spieszy.  Postaraj sie mnie zrozumiec. To bardzo Wazne.
             Wiem ze ostatnio mialas wizje, ona dotyczyla mnie, ciebie i twoich przyjaciol. Widzisz jedna z nich juz sie sprawdzila. Tyle ze w innej wersji. To nie Maggie nas tak naprawde zniszczyla ale kto inny. Ten ktos jest w twojej szkole i probuje sie do ciebie dobrac. Prosze uwazaj na siebie.
Musisz wiedziec ze nadchodzi potezne zlo. I tak naprawde ty i ja mozemy je zwyciezyc. Niedługo przysle ci inny list, co prawda w tym samym miejscu bo wiem ze jest tu bezpieczny. Chciałem tylko dodac ze to ja napisałem ci ta wiadomosc na tablicy. I prosze, nie obwiniaj za nic Heatha. On jest niczemu winny. Znam go lepiej niz ty.
Zanim sie pozegnamy pragne napisac ci pare slow…
              Korzystaj z zycia, poki mozesz. Ciesz sie kazda chwila spedzona z Nim. Mysle ze wiesz o kogo chodzi. Kochaj kogo tylko mozesz by tego kogos uszczesliwic. Zyj tak jak chcesz, wszystko jest twoje. Nie zwracaj uwagi na ludzi którzy cos o tobie szepcza, zwroc uwage na ludzi którzy do ciebie mowia. Badz szczesliwa ze wszystkiego. Zycze ci abys nigdy nie była smutna. Abys nigdy w siebie nie zwatpila. Zebys doznala prawdziwej milosci. Abys dlugo zyla z kims kto naprawde cie kocha. Zycze ci abys w pewnej chwili sie nawróciła. Abys nie przestala mnie kochac.
                                            Twój na zawsze,
                                                           Loren. 


                 Stałam nieświadoma niczego z kartką w dłoni i nie wiedziałam co mam myśleć. On mnie naprawdę kocha… I ja chyba jego też. Jak wiele dla mnie to znaczyło, aż za wiele. Jak bardzo tego potrzebowałam, aż za bardzo.



Podobał wam się list? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz