17 urodziny. I kto by pomyślał, że z
rozwydrzonej trzynastolatki stanę się już prawie dojrzałą osobą.
Siedziałam na łóżku wpatrywając
się w okno. Jak dobrze byłoby stać się znów małą dziewczynką. Tak naprawdę, nie
wiem o sobie nic. Oczywiście oprócz tego, że mam na imię Lavende i jestem z
Dallas. Ale nie wiem jakie jest moje nazwisko, kim jest moja prawdziwa mama i
tata. Nie mam pojęcie jak tu się znalazłam. Moje oczy są bardzo jasno-
błękitne. Aż białe, a w okolicach gdzie się znajduję zostawiam za sobą również
białe pióra. Lecz są dwie rzeczy o, których pamiętam: słowa ,,Narodziłam się na
nowo” i te oczy… Rudo- brązowe. Piękne, duże, wyraziste, hipnotyzujące,
sprawiające, że zapominasz o problemach o otaczającym cię świecie. I tylko to,
to mi pozostało.
Puk, puk. Ktoś zapukał do
drzwi. Pewnie to Reachel.
- Kochanie mogę wejść? –
spytała zza pokoju.
- Mamo już nie mam
trzynastu lat, wejdź. – nakazałam rozbawiona. Weszła do pokoju z promiennym
uśmiechem.
- Mamy dla ciebie
prezent, prawda Northy? – za chwilę wbiegł również biały labrador.
Radośnie szczeknął a Reachel podarowała mi do
rąk małe pudełko.
Spojrzałam na nią pytająco i
powoli otworzyłam aby zobaczyć zawartość. W środku leżał naszyjnik. A raczej
amulet. Duże, tygrysie oko. Brązowy ze złotymi pasami. Przepiękny.
- Dziękuję. – wtuliłam
się w ramiona mamy, ona zaś za chwilę założyła mi go na szyję.
- Mam dla ciebie coś
jeszcze. – włożyła mi w dłoń małą kopertę.
- Przeczytaj to w
najbliższym czasie.
To dziwna sprawa. Co mogło w
niej być? Jeśli list, to od kogo? Tak bardzo chciałam otworzyć to już teraz ale
wiedziałam, że nie będę mogła się skupić jeśli Reachel nie wyjdzie z mojego
pokoju.
Wpatrywałam się w kopertę.
- Miałaś to w koszuli,
którą byłaś owinięta jak cię znalazłam.
Pokiwałam zrozumiale głową.
- Mamo mogę zostać sama?
Oczywiście Northy ze mną zostanie. – pogłaskałam labradora po pyszczku.
Pomachał ogonem.
- Tak. – udała się do
drzwi i po chwili już jej nie było.
Od razu rozerwałam kopertę. W
środku znajdowała się karteczka. Kiedy przeczytałam pierwsze zdanie, ugięły się
pode mną kolana.
LAVENDE
PURRY! Przeczytaj to!
Jestem
toba. Tyle ze z innego wcielenia. Już
ci wszystko tlumacze. Jestem Ciemnym Swiatlem. Czyli mam przeprowadzic Zle
Anioly do Piekła. Ale tego nie zrobie bo wtedy zabije swoich przyjaciol. Wiec postanowiłam
popelnic samobójstwo i narodzic sie jako ty. Nie wiem teraz co będziesz musiala zrobic ale Pamietaj!
Heath to twój chłopak a Argie to przyjaciolka. W zadnym razie nie ufaj Maggie,
Jerriemu, Aaronowi czy Gavu. Jeśli teraz jestes jeszcze mala i czyta to nasza mama to
droga Reachel ona musi to przeczytac! To nie sa zarty. Za żadne skarby. To cholernie wazna
sytuacja. To Chyba Tyle co musisz wiedziec. Aha i nie pytaj o nic Heatha ani
Argie! Narazisz ich na podwojne niebezpieczeństwo. Reszte powierzam Lorenowi – czyli Heath. Ta sama
Istota.
5.09.2006r. Dallas .
Glower Street 8A Lav.
Jak to możliwe? Ona jest
mną? I ma tak samo na imię… I zna mój adres, nazwisko, nawet imię mojej mamy…
Tylko jak z innego wcielenia? O co tu chodzi? I wspomniałam coś o Lorenie,
chwila: WSPOMNIAŁAM? Czyżby to była prawda? Czy ta dziewczyna była mną?
Pytania pojawiały się co
sekundę a odpowiedź na choćby jedno pytanie nadal nie przychodziła. Loren.
Loren. Coś mi mówi to imię. I te oczy, wiadomość na tablicy…
Nagle, w ułamku sekundy moje oczy zaczęły
puchnąć. Fala rażącego ognia spowodowała, że upadłam na podłogę a wszystko
wokół mnie zakołysało się. Widziałam sufit swojego pokoju jak przez mgłę. Nie
wiem co się ze mną dzieje. Zaczynam się trząść. Próbuję cokolwiek powiedzieć
ale z mojego gardła nie słychać nawet najmniejszego dźwięku. Northy stara się
mnie obudzić, liżąc po twarzy i drapiąc ale to nic nie daje. Już jestem w innym
świecie. Myślę, że umarłam.
***
Jednak nie. Żyję. Widzę siebie
stojącą na jakimś klifie. Obok mnie jest jakaś dziewczyna i piękny, przystojny
chłopak. Dobrze zbudowany o rudo- brązowych oczach. To one… Te z moich
wspomnień.
- Nie róbcie tego. Wrócę do was! Poddajcie się
i idźcie samowolnie do Aarona. Pozostańcie takimi jakimi jesteście. Nadal
dobrymi. Wiem, że i tak zdradziliście Niebo ale błagam nie upadajcie z własnej
woli. Poczekajcie. Zaufajcie mi.
A później osoba bardzo
podobna do mnie skoczyła. Szybowała w powietrzu. Aż w końcu wleciała do krainy
ognia. Płonęła… Wrzeszczała… Jej przyjaciele nie skoczyli za nią, spojrzeli
tylko na siebie i wycofali się, a następnie zniknęli.
Drugi obraz przedstawia
również mnie jak stoję w tym pokoju i piszę… A mianowicie tą karteczkę! Trwa on
tylko chwilę. Bo zaraz pojawia się trzeci obraz… Stoję w ogrodzie przy dużej,
czarnej róże. Coś czytam. Nie mogę
przyjrzeć się z bliska bo stoję bardzo daleko. Próbuję zapamiętać obraz tego
miejsca jak najlepiej by po obudzeniu się z tego koszmarnego snu, udać się tam.
Za chwilę moje drugie ja, odkłada kopertę pod liść róży. Jestem pewna, że to
miejsce istnieje. Wiem o tym.
Wkrótce budzę się. Oczy
nadal szczypią a głowa strasznie boli ale czuję się jakoś dziwnie do tego
przyzwyczajona. Jakbym była już kiedyś w takim stanie. Próbuję przypomnieć
sobie taką sytuację ale jak na złość nie mogę.
Powoli próbuję wstać. Muszę
iść w tamto miejsce. Muszę. Tylko gdzie w pobliżu znajduje się jakiś ogród?
Jest w naszej szkole ale przecież wstęp tam jest zakazany. Zbiegam szybko po
schodach do kuchni i zakladam na siebie letnią kurtkę. Może jest ciepło ale
nieprzyjemnie chłodny wiatr dmucha co chwilę.
Wychodzę z domu. Zmierzam
ulice obserwując jak co chwila ludzie wychodzą do ogródków by pielęgnować swoje
rośliny. Zaczynam biec. Strasznie źle się czuję gdy nie wiem czegoś, co
najwyraźniej dotyczy mnie. Biegnę coraz szybciej aż w końcu skręcam i z oddali
widzę moją szkołę. Po paru minutach jestem już na miejscu. Poprawiam włosy i idę
niezauważalnie do ogrodu szkolnego. Z przykrością stwierdzam, że jest ona
zamknięta… Cóż trzeba przez nią przeskoczyć. Z trudem próbuję stanąć na płotku.
Nie będzie łatwo – myślę.
- Pomóc? – na dźwięk
męskiego głosu, noga ześlizguje się a ja prawie tracę równowagę. Kiedy
dokładnie przyjrzałam się jego twarzy zauważyłam, że wygląda dokładnie jak
Heath. Ten chłopak ze snu. Tyle, że jego oczy są innego koloru. Mają odcień
żółci. Ostrej i niebezpiecznej żółtości.
- Tak. – odpowiadam jak
głupia. Wkrótce otrząsam się i kontynuuję – Dziękuję.
Skinął głową i za chwilę
zauważam, że ptak, który przed chwilą leciał nad naszymi głowami stanął w
miejscu. Jakby coś go zatrzymało, jakby czas został zatrzymany. Dobrze wiem,
choć nie mam pojęcia skąd, stoi za tym ten chłopak. Chłopak, który właśnie z
uśmiechem otwiera bramę.
- Jak ty to zrobiłeś?
Jeszcze bardziej wyszczerza
zęby
- Nic nie mów, tylko
choć. – zaszczycił mnie swoim pięknym spojrzeniem. Nagle jego oczy znów są rudo
– brązowe.
Prowadzi mnie do
niesamowitego miejsca. Wszędzie kwiaty. We wszystkich kolorach. Od białego do
czarnego. Czarna róża.
- To tam! – wołam sama do
siebie. Kieruję się ku temu niezwykłemu kwiatu i wsadzam rękę pod liść. Tak jak
zrobiła to dziewczyna ze snów. Wyciągam czarną kopertę. Od Lorena.
Lavende,
Wiem,
ze trudno ci sie przyzwyczaic do tego wszystkiego co niedawno cie spotkalo. Ten
sen, nie był przypadkiem. Była to wizja przeszlosci. Obrazy… Jestes jasnowidzem
i medium. Nic sie nie zmienilo… Widzisz, przed urodzeniem bylas kims innym. To
znaczy mialas tak samo na imie i nazwisko i tak samo wygladalas, ale bylas
Ciemnym Swiatlem… Teraz otrzymalas zadanie po tacie. Musisz przeprowadzic Dobre
Anioly do Nieba. Wtedy ty tez staniesz sie dobra. Po przeczytaniu tego listu
wszystko sobie przypomnisz. Wiec sie nie martw. Po prostu czytaj.
Musisz udac sie do samego Nieba.
Spotkasz tam pewna Biala Istote, która przyprowadzi cie do samego dowodcy
Niebios. Argie i Heath zostali Upadlymi nie tylko za to, ze zdradzili ci
sekrety ale takze dlatego, ze nie wypelnilas misji. Ktos cierpi za twoje bledy.
Oczywiscie, jestem z ciebie bardzo
dumny. I wciaz cie kocham. Ale do rzeczy. Gdy juz staniesz twarza w twarz z
wodzem musisz cos sprawic, zeby uwolnil twoich
przyjaciol z roli zlych. Wtedy stana sie znow dobrymi i Bedziesz mogla ich
wtedy uratowac. Jak to zrobisz oraz kiedy to pozostawiam juz tobie. Jak
dostaniesz sie do Nieba, znajdziesz na bramie, która stoi na cmentarzu. Oczywiscie
na pierwszy rzut oka znajdzie sie przepowiednia. Ale sprobuj wejrzyc glebiej.
To tyle. Kocham cie.
Twój
Loren.
Po paru minutach stania i
ponownego czytania tego listu, stało się tak jak napisał Loren. Już pamiętam…
Wróciłam! To ja! Uradowana zaczęłam skakać. Heath stał za mną i uśmiechał.
- Kocham cię! –
wykrzyknęłam.
Niestety nie zaaragował tak
jak bym chciała. Jego oczy nabrały żółtego koloru a inny Heath popchnął mnie
tak mocno aż upadłam na trawę. Kiedy próbowałam wstać, ponawiał ruch.
- Heath! Co ty wyprawiasz?
– ale ja wiem co. Jest Upadłym Aniołem. Złą, Czarną Istotą. Inaczej nie miał by
takich oczu.
- Przestań! – wrzeszczę z
trudem.
Kiedy wreszcie dotarły do
niego moje słowa, złagodniał. Spojrzał na mnie z niepokojem i powiedział:
- Przepraszam.
Przepraszam.
Podał mi rękę bym mogła wstać
i mocno przytulił do siebie.
Nie byłam pewna czy powinnam
to robić. Może na jakiś czas, a póki a nie dostanę się do Nieba, nie powinnam
się z nim spotykać? Ale jak bym mogła, kocham go.
- Musimy się spieszyć.
Jedziemy na cmentarz. A przy okazji z chęcią odwiedzę Krainę Istot. –
wyszczerzyłam niepewnie zęby.
- Już się robi wasza
wysokość. – powiedział mniej entuzjastycznie.
Wychodzimy razem, trzymając
się za rękę z ogrodu i kierujemy się na szkolny parking. Z oddali dostrzegam
już srebrnego jeepa. Podchodzę do niego i otwieram drzwiczki. Zapomniałam, że
Heath ma włączony alarm. Za chwilę mój chłopak uspokaja samochód i razem do
niego wsiadamy. Odpala silnik i zaczynamy jechać. Po drodze rozmawialiśmy. A
mianowicie o Northym, o moim nastoletnim życiu… I o wszystkim co do tej pory
mnie spotkało. Kiedy zauważam, że jesteśmy już blisko pytam:
- Co z Argie?
- Została u Aarona. Ja
potajemnie się wymknąłem. Nie mogłem dłużej czekać. I tak 17 lat to za dużo.
- Jest tam strasznie?
- Nawet nie wiesz jak.
Zgrzytam zębami i po chwili
stoimy przed cmentarzem. Nie droczymy się z chodzeniem, szybko biegniemy i
wpatrujemy się w słowa wyryte na bramie:
Ciemne Światło ale jak jasne,
Ma serce ciepłe i własne.
Powróci by nas uratować,
Jeśli jej się uda, będziemy ją wiecznie miłować.
- Cóż, dwie już się sprawdziły. – odrzekł Heath.
- Jest jeszcze jedna. Tak
pisał Loren. To znaczy ty tak pisałeś. – uśmiechnęłam się. Starałam się dojrzeć
jeszcze jakieś słowa ale na próżno. Pocierałam dłonią o bramę ale nic nie
znalazłam. Wokół bramy było pełno zarośli. Odgarnęłam je ręką i zobaczyłam
tabliczkę a na niej kolejną przepowiednię:
Białe, Czarne, Istoty Inne,
Anioły Upadłe tylko winne.
Ciemne Światło, córka po ojcu,
Będzie na nią czekał w naszym ogrojcu.
A
gdy przybędzie, róża biała zakwitnie,
Skrzydła jednego zabłysną błękitnie
I
spełni się nieba niebieskiego słowo,
Razem
upadną by powrócić na nowo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz