Obudziło mnie wołanie mojej matki,
Reachel. Czy ona nie wyobraża sobie, że w dzień moich urodzin chciałabym się
wyspać? Naprawdę w dzisiejszych czasach dorośli są tacy denerwujący, że szkoda
gadać. Na szczęście jestem umówiona z Julienne na drugą. Mamy pójść do kina na
jakąś komedie, nie znam tytułu… Pewnie przyłączy się też do nas Harry. Jak ja
kocham tego chłopaka. Jestem w nim zakochana od czwartej podstawówki. Ale wtedy
takie zakochanie to była dziecinada. Teraz jak jestem prawie dorosła mam u
niego szansę.
- Lav! – powtórne zawołanie
mojej mamy spowodowało, że wstałam z łóżka, otworzyłam drzwi od swojego pokoju
i odkrzyknęłam:
- Zaraz!
Po czym trzasnęłam drzwiami.
Otworzyłam swoją szafę i wyjęłam czarny komplet ubrań. Podkoszulka, spodnie i
buty. Włosy rozpuściłam a grzywkę spięłam na bok. Podeszłam do białego stolika
na którym stała moja wieża i włączyłam płytę P.O.D. Kocham rocka. A szczególnie
ballady.
Weszłam na łóżko w butach i
zaczęłam skakać. Tak dobrze mi szło. Byłam w rytmie póki nie wparowała do
mojego pokoju mama i to bez pukania. Oburzona zeskoczyłam z łóżka i krzyknęłam:
- Co ty sobie myślisz? Nie
wiesz, że się puka?
Reachel zrobiła kwaśną minę i
wyłączyła wieżę z gniazdka. Zdziwiona wybałuszyłam oczy.
- Coś się stało,
kochanie? – spytała z satysfakcją.
Taa, weszłaś do mojego pokoju
mamusiu. – pomyślałam z sarkazmem. Mimo to nie powiem tego na głos. Po co mam
się wysilać?
- A gdzie prezenty? –
zapytałam nadal rozwścieczona.
- Dostaniesz je jak
zejdziesz na dół. – poinformowała z lekkim uśmiechem. Haha – wybuchnęłam śmiechem
w myśli. Mam niby pofatygować się zejść na dół i jak mała dziewczynka cieszyć
się kolejną durną zabawką? Nie, dziękuję.
- Nie zejdę. Masz mi tu
przynieść. – odpowiedziałam z zadowoleniem. I co teraz kto tu rządzi?
- O droga panno. Takim
tonem nie będziesz się do mnie wyrażać. Masz szlaban.
- W moje urodziny? –
wrzasnęłam wściekła.
Potaknęła głową.
- Wyjdź stąd! –
nakazałam. Mama podeszła do mnie bliżej i szepnęła:
- Chciałabym, żebyś była
taka jak osiem lat temu. Grzeczna i rozważna! A nie jak teraz czyli
niewychowany bachor!
Po czym wyszła z pokoju
trzaskając drzwiami.
Podeszłam do łóżka i
sięgnęłam po komórkę. Wybrałam numer Julienne.
- Halo? – odezwał się dźwięk
w komórce.
- To ja.
Ziewnęła.
- No czego chcesz?
Obudziłaś mnie!
Prychnęłam lekceważąco.
- Dziś są moje urodziny,
zapomniałaś?
Po paru sekundach Julienne
odezwała się z sarkastycznym tonem głosu:
- Wiesz co Lav? Nie
obchodzą mnie twoje fochy czy humorki. Nie jesteś królewną nad, którą trzeba
biegać. Przemyśl sobie twoje zachowanie, dobrze ci radzę bo jeśli będziesz tak
się zachowywać jeszcze chwilę dłużej to stracisz przyjaciół.
Wybuchnęłam śmiechem.
- Mówisz dokładnie jak moja
matka.
- Może ona ma racje. Cześć. –
i rozłączyła się.
Czy ich wszystkich dzisiaj
coś ugryzło? Są moje urodziny więc Chyba jasne, że powinni się mną opiekować i
tak dalej. Ale przecież nie mogę też tak się gniewać cały dzień bo zaprzepaszczę
swój dzień. Ostatni raz poprawiłam fryzurę i godnie zauważenia zeszłam po
schodach do salonu. Rozejrzałam się dokładnie i nigdzie zobaczyłam swojej mamy.
Powinna gotować – pomyślałam. Chyba, że wyszła do pracy… Ostrożnie podbiegłam
na kanapę. Usiadłam na niej po czym włączyłam telewizor. Animal Planet? Że jak?
Za moimi plecami rozległo się wesołe szczeknięcie. Odwróciłam głowę aż
zobaczyłam małego, białego labradora. Siedział na dywanie i lekko przechyliwszy
pyszczek patrzył na mnie z wesołością. W moim błękitnym oku pojawiła się łza.
Wstałam z czerwonej kanapy i okrążyłam ją. Kiedy lekko przykucnęłam pies
wskoczył na mnie i zaczął lizać po twarzy.
- Haha. Przestań.
Przestań. – powiedziałam ale bez skutku.
Labrador nie ustąpił. Wzięłam
go na ręce i spojrzałam na jego pyszczek. Był taki słodki. To jest mój
dzisiejszy prezent.
- Podoba ci się imię Northy?
Kolejne szczeknięcie. Po
chwili przytulania zwierzaka zobaczyłam na jego szyi przywiązaną kokardkę.
- Oh biedaku. Muszę ci ją zdjąć. –
położyłam Northiego na podłodze i rozwiązałam dobrze zawiązaną kokardkę. Gdy
wzięłam ją w dłoń zobaczyłam małą, zwiniętą karteczkę.
Idź do mojej sypialni.
Wzięłam na ręce labradora i
razem pobiegliśmy do pokoju mamy. Otworzyłam drzwi i na jej łóżku zobaczyłam zawinięte w papier
urodziny małe pudełko. Rozerwałam opakowanie i ujrzałam nową płytę P.O.D!
- Tak! – krzyknęłam uradowana.
Pod płytą była kolejna
karteczka:
Teraz pójdź do toalety.
I tak zrobiłam. na umywalce
stały perfumy Kristen Stewart!
- Dziękuję. – ucałowałam
Northiego. Odpowiedział mi polizaniem w policzek. Na umywalce mama przyczepiła
karteczkę:
Odwróć
się.
Zrobiłam jak prosiła. Szybko
i gwałtownie odchyliłam się do tyłu i zobaczyłam Reachel. Wtuliłam się w jej
ramiona i szepnęłam:
- Przepraszam.
Northy szczeknął.
- Uważaj bo go udusisz. –
powiedziała rozbawiona mama.
Z uśmiechem zobaczyłam, że
Northy sam zeskoczył mi z rąk i ostrożnie wylądował na fioletowych kafelkach.
- Masz mi jeszcze coś do
powiedzenia, Lav?
- Dziękuję ci. I
przepraszam. Nie powinnam tak do ciebie mówić. Myślałam, że zapomniałaś o moich
urodzinach i nie kupiłaś mi żadnych prezentów. W dodatku Julienne jest ostatnio
dla mnie niemiła…
- A może ty też dla niej
taka byłaś? – spytała ciepłym głosem.
Pokiwałam głową.
- Być może.
Odwróciłam się do lustra i
spojrzałam na oczy. Były prawie białe. Zaś na kafelkach dostrzegłam białe
pióro. Podniosłam je i uważnie mu się przyjrzałam. Było takie miękkie, lekkie i
piękne, że z trudem chciałam się z nim pożegnać.
- Mamo? Skąd to się
wzięło? – spytałam z zaciekawieniem.
Reachel wypuściła powietrze.
- Poczekaj do 17
urodzin. – i wyszła z łazienki.
Co to znaczy? I czemu do 17 ? To jeszcze
cztery lata.
Ponownie weszłam do swojego
pokoju i zauważyłam, że na mojej tablicy jest napisane jedno krótkie zdanie,
które na pewno nie było moim dziełem.
Lav, poczekaj
jeszcze cztery lata.
Loren.
Loren? Kto to do licha
jest? A może jest w naszym domu? Może chce nas zabić?! Kiedy chciałam już
wykrzyknąć imię mojej mamy przypomniałam sobie pewną rzecz. Nie wiedziałam o co
w niej chodzi ale była przemyślana przeze mnie:
Narodziłam się na nowo…
Piękne .;)
OdpowiedzUsuńnieznajoma14