Ubrałem na siebie czerwono- czarną koszulę i wytarte dżinsy. Do stroju dopasowałem szare conversy. Trzęsący się z zimna, które nadal dawało się we znaki po okrutnym śnie, zamknąłem pokój i skierowałem się do restauracji hotelowej. Wszedłszy do kuchni przywitałem się z moimi współpracownikami, jednocześnie biorąc z małej szafeczki swój pracowczniczy kostium.
- Może gdzieś wyskoczymy po pracy? - spytała mnie Beth - jedna z kelnerek. Obrzuciłem ją oschłym spojrzeniem i wydukałem:
- Nie. - a następnie wyszłem z kuchni i podeszłem do zajętego stolika. Siedziała przy nim znajoma postać.
- Merlon co ty tu do licha robisz? - mężczyzna mający około pięćdziesiąt lat, posiwiał od ostatniego spotkania. Ubrany w śmierdzące łachmany przypominał ulicznego niedołęgę, którym w rzeczywistości wcale nie był. Mieszkał blisko hotelu i od czasu do czasu pojawiał się na spotkaniach u Andrewa. Był nielicznym, którego stamtąd znałem. Większość towarzyszyła mi przy zabijaniu demonów.
Uwielbiałem to robić.
- Siedzę i czekam aż ta ładna pani przyniesie mi moje zamówienie. - powiedział zdegustowany.
- Ty lepiej idź i się umyj. Wyglądasz okropnie. - poleciłem mu nie tracąc złośliwego uśmiechu z twarzy.
Merlon podniósł prawą rękę i powąchał swoją pachę, po czym wydał z siebie jęk i stwierdził:
- Cuchnę jak nie wiem co. Zaraz pójdę, chciałem tylko coś ci powiedzieć.
Rozejrzałem się dookoła. Było mało klientów a każdy z nich miał już złożone zamówienie. Nic się nie stanie jeśli usiąde i chwilę porozmawiam z towarzyszem.
- O co chodzi?
- Mamy nowe wiadomości dotyczące potomka.
Przychyliłem się nieco do przodu i wyszeptałem:
- Jakie?
- Wracałem ze spotkania u Andrewa i zgadnij na kogo wpadłem. - zrobił przerwę. Nakazałem mu kontynuować. - Samego Toma Tiffanego. Zaciągnąłem go na tyły budynku i pod pretekstem, że zabiję jego córkę kazałem mu powiedzieć wszystko co wie o 666 dziecku Lucyfera.
- Co powiedział? Streszczaj się.
- Że jest w San Francisco.
Zamarłem.
- Skąd miał takie informacje?
- Ktoś znowu kabluje. Jest jakaś osoba, która ma kontakt z demonem i udaje jej sprzymierzyńca. Tak naprawdę chce go wydać.
- Kim jest ta osoba?
- Niejaka Mira Loglend.
- W takim razie po czym poznała ...?
- Demon nie pojawił się sam.
-Więc z kim jeszcze?
- Ze swoją matką.
Przepraszam, że są takie odstępy czasu ale chodzę już do szkoły i nie mam czasu pisać... :( Dobranoc :*
Nie ma co Jeydon potrafi grzecznie odmówić spotkania. Mam takie wrażenie ze piszesz jakoś inaczej, no nic, to pewnie moje wyobrażenia. Czekam na nexta.
OdpowiedzUsuń