Na małym ekraniku w środku transportu pojawiła się nazwa ulicy Glorria Street na, której znajdował się Medical Center. Wysiedliśmy z autobusu i od razu zobaczyliśmy interesujący nas budynek. Ogromna, biała i szeroka budowla rozciągała się na około 30 metrów. Szpital liczył pięć pięter a na każdym z nich po 10 nowoczesnych okien. Gdyby budynek ten nie był tak zadbany, można byłoby porównać go do Białego Domu w lesie. Teren szpitala odgrodzony był siatką. Na przeciwko przystanku nie było jej więc spokojnie weszliśmy do wnętrza Medical Center.
W środku nie było tak pięknie jak na zewnątrz. Brudne, obskurne ściany pokryte pajęczyną, mokre i lepkie kafelki, na popękanym suficie masa migających jarzeniówek. Jay nie rozglądał się dookoła jak ja, ruszył do recepcji przy, której siedziała młoda dziewczyna. Może w moim wieku. Miała lekko kręcone, krótkie włosy, błękitno - szare oczy. Jej rumiana karnacja dodawała błyskotliwego wdzięku recepcjonistce.
- Witam. - odezwała się przyjemnym głosikiem. - W czym mogę Państwu pomóc?
- Szukamy doktora Hopkinsa. - odezwałam się. Dziewczyna spojrzała na mnie nieco podejżliwie i ponownie zadała pytanie.
- Czy byli Państwo umówieni? - widocznie po wizycie Madison dostała repremendę, że nie należy wpuszczać wariatek do gabinetu lekarza.
- Nie... - wyjąkałam szukając wskazówki u Jaya.
- A więc nie mogę Was wpuścić. - odrzekła zrezygnowanym tonem.
- Proszę, to pilna sprawa. My tylko na chwilę. Możesz poczekać za drzwiami. - zaczął proponować Jeydon. - Właściwie to tylko ja muszę porozmawiać z doktorem. - rzucił mi porozumiewawcze spojrzenie w kierunku wielkiego segregatora na ladzie.
Dziewczyna zastanowiła się przez chwilę i podrapała się po głowie.
- W porządku. Tylko na pięć minut. - odparła w końcu.
- Więcej to nie zajmie. - wyszczerzył się promiennie Jay i poszedł za recepcjonistką.
Rozejrzałam się dookoła czy nikogo nie ma w pobliżu i gdy upewniłam się, że na korytarzach jest pusto a w poczekalni nikt nie czeka otworzyłam segregator.
WPISY KLIENTÓW ROK 2013
Przełożyłam kilkadziesiąt stron w tył i zobaczyłam rocznik, który mnie ineteresował.
WPISY KLIENTÓW ROK 1994
Popatrzyłam na daty. Kwiecień, maj, sierpień, wrzesień, październik. Z dnia 11 października były tylko dwie klientki.
Rosalie Luvery i...
Jessica Albinos.
***
Jeydon wszedł do gabinetu Hopkinsa i poczekał aż recepcjonistka przestanie się tłumaczyć. W między czasie miał nadzieje, że Cher nikt nie przyłapie i zdąży coś ciekawego odkryć. Naprawdę lubił tą dziewczynę. Gdy pracownica recepcji wyszła z pomieszczenia, od razu postawił kawę na ławę.
- Witam. Jestem Jeydon Hall, pracuję jako Łowca. Oczekuję informacji na temat dziecka Rosalie Luvery.
Doktor zaśmiał się histerycznie i złapał się za podbródek.
- Nie mogę Panu udzielić takich informacji.
Jay sięgnął do kieszeni spodenek i wyłożył obchaną kopertę z pieniędzmi na jego biurko.
- A ja myślę, że jednak Pan może. - uniósł brew.
- Ile? - spytał rozkojarzony Hopkins.
- Tysiąc dolarów. Możesz przeliczyć. - bezpośrednio przeszedł na ,,ty".
- Nie ma potrzeby. Za chwilkę przyjdę. - wstał i skręcił do jakichś drzwi w jego gabinecie. Jay usłyszał kartkowanie. Doktor czegoś szukał.
Po paru minutach z powrotem siedział za biurkiem.
- Panie Jeydonie przykro mi to powiedzieć ale jedyne co znalazłem to to, że ojcem dziecka jest niejaki Jack Halley i to, że dziecko urodziło się dziewczynką. Ważyła i mierzyła więcej niż inne niemowlęta kiedy przychodzą na świat. Nazwisko to Luvery, zgodnie z nazwiskiem matki. Imię zaś jest nieznane. Adres zamieszkania podany jest na Grands Hotel przy ulicy Lombard Street. Gdzieś za tą serpentyną.
Tyle mu wystarczyło. Nie ma sensu drażnić dalej Hopkinsa i tak więcej nie powie. Podziękował mu i wyszedł z gabinetu. Dziewczyna w, której się zakochał stała już na zewnątrz.
***
Nie mogłam opanować emocji. Jessica Albinos rodziła tego samego dnia co Rose! Nie pamiętam czy wspominał mu o Andrewie. Jeśli nie, muszę to zrobić teraz. Wychodził właśnie jak zwykle olśniewający z Medical Center i szedł w jej kierunku. Spuściłam wzrok. Chciałam poczekać aż Jay opowie pierwszy tego co się dowiedział.
- Hopkins potwierdził to, że ojcem dziecka był Halley. Powiedział też, że adres zamieszkania wpisany jest na Grands Hotel. - wytrzeszczyłam oczy. I on mówi o tym tak spokojnie? Demon, którego szukamy jest w naszym hotelu! - Nie ciesz się tak. Wiadome jest przecież, że Rose ukryła gdzieś swoje dziecko. Podała ten adres tylko po to bo dobrze wiedziała, że Halley i Tiffany będą węszyć i próbować ją znaleźć. Zaplanowała samobójstwo by na ich oczach umrzeć.
Logiczne. Wyszłam na kompletną idiotkę.
- W czasie gdy uciekałam z domu spotkałam grupkę mężczyzn. - Jay spojrzał na mnie zabawnie. - Starszych ode mnie. Jeden z nich nazywa się Andrew Albinos.
- Znam gościa. Widziałem go kiedyś na spotkaniu u Billsa.
- On miał żonę, Jessicę Albinos.
- No i?
- Rodziła w ten sam dzień co Rose.
- Nie gadaj. Trzeba ją znaleźć. Może będzie coś wiedziała! - mówił z entuzjazjem.
- Druga sprawa.
- Co?
- Została zamordowana przez Tiffanego.
- Kiedy?
- Dzień po samobójstwie Rose... - wyjaśniłam a Jay zaklnął pod nosem.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń