poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział 29

Miłe towarzystwo oraz okropna pogoda sprawiło, że musieliśmy zatrzymać się tu na jakiś czas. Nie myślałam o tym miejscu jak o piekle. Czułam się tu wręcz dobrze.

Jeydon i Madison nie zostawiali mnie samej więc nie miałam jak porozmawiać z Alex. A szkoda. Bo coraz bardziej sprawiała wrażenie tajemniczej.

Przestałam myśleć o sobie jako o potworze. Zapomniałam czego się dowiedziałam parę godzin temu i ponownie zaczęłam żyć. Pff. Żyć. Jakbym ja kiedykolwiek żyła.

Postanowiłam, że nie będzie już rozpaczania nad tym kim się jest. Daję sobie dwa miesiące. Nie więcej. Przez ten czas mam parę zadań. Chcę pomóc moim przyjaciołom w pracy, wyznać swoje uczucia Jayowi, zrobić coś szalonego z Madison i ... i pożegnać się z Shannon i Billiem.

- Idziemy sprawdzić inne pokoje. Idziesz z nami? - zapytał Jeydon. Pokręciłam głową i odpowiedziałam:

- Nie. Zostanę tutaj.

Przyjaciele uśmiechnęli się lekko i wyszli z kuchni. Gdy nie słyszam ich stąpania po skrzypiących deskach zaczęłam rozmawiać z Alex.

- Czym się interesujesz?

- Gram na gitarze. - odparła lekko.

- Wow! Serio? Umiesz zagrać na przykład Love song Adele?

Dziewczyna pokiwała głową i entuzjastycznie odpowiedziała:

- Kocham ją. Niedługo nawet pojadę na jej koncert.

Podskoczyłam. Od zawsze marzyłam by ją zobaczyć. Może uda mi się uzbierać pieniązdze i pojechać razem z przyjaciółmi i Alex do...

- A gdzie będzie grała?

- W San Francisco. Nie wiedziałaś?

O mój Boże! Ten dzień to jedna wielka klapa ale to co usłyszałam sprawiło, że choć na chwilę się uśmiechnęłam. Na chwilę bo przecież nie wiadomo kiedy odbędzie się ten perfomence.



- Kiedy?

- Za pół roku. Nie mogę się doczekać. Może pojedziemy razem?

Zbladłam.



- Nie. Raczej nie.

Alex westchnęła i usiadła na lichym kuchennym krzesełku.

- Może chcesz żebym ci zagrała? - zapytała.

- Nie teraz. - podziękowałam.

Nastało między nami milczenie. Dziewczyna siedziała na krześle i nuciła nieznaną mi melodię a ja podeszłam do okna. Nadal nie przestało padać. Wiatr wiał tak mocno, że obawiałam się iż jakieś drzewo uderzy o budynek. To przyniosłoby wielkie szkody.

Źle się czułam okłamywując moich przyjaciół ale o wiele gorzej byłoby gdyby poznali prawdę. Jakby na mnie patrzyli? Przecież musieliby mnie zabić... Wiadomość o tym kim jestem ciążyła mi na sercu niczym tona kamieni. Miałam wyrzuty sumienia, że od razu nie przyznałam się choćby Madison. Być może ona pogodziłaby się z prawdą. Być może pozwoliłaby mi uciec? Ale Jeydon nie. Jay od razu złapał by za nóż i wbił mi by go prosto w serce. Nie pamiętałby o mnie jako o swojej przyjaciółce. Zawsze postępował według reguł. Był bezwzględny.

Spojrzałam na śpiewającą Alex i uśmiechnęłam się. Jestem bardzo ciekawa jaką to tajemnicę skrywała. Dlaczego nie mieszka w mieście?

- Alex, mogę cię o coś spytać?

Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie wypędzając na chwilę okrutną atmosferę i potaknęła głową.

- Powiesz mi czemu ludzie z San Francisco cię wypędzili?

Zaproponowała mi miejsce obok siebie. Przyjęłam jej propozycje i usiadłam na drugim krześle. Dziewczyna zaczęła mówić:

- Głupio mi trochę o tym mówić... bo nie powinnam tego robić. Nikt nie wie że żyję. Oprócz wyjątków...

Wybałuszyłam oczy.

- Jak to? - zdołałam tylko spytać.

- W 1994 roku zostałam zabita przez swojego ojca. Przynajmniej większość tak myśli. Moja mama została zgwałcona na czarnej mszy przez Toma Tiffanego. Brutal jakich mało.

O Matko. Czyżbym miała do czynienia z...

- Czy twoja matka nazywała się Jessica Albinos?

Alex rzuciła na mnie jednoznaczne spojrzenie. Mocno się zdziwiła.

- Skąd ... skąd wiesz?



- Znam twojego ojca. Andrew ?

- Dokładnie tak ale ja nie rozumiem...

- Posłuchaj też jestem dzieckiem demona. - uśmiechnęłam się porozumiewawczo. Cieszyłam się, że mogę z kimś o tym porozmawiać. Wyczuwałam w tej dziewczynie prawdziwą, bratnią duszę.

- W tym roku miały miejsce tylko dwa gwałty. Jeden na mojej matce a drugi na ... O Mój Boże. Jesteś 666 potomkiem? Tym szatańskim?

Prychnęłam.

- Chyba każde są szatańskie.

Alex przerażona pokręciła głową.

- Nie. Ty jesteś, ty jesteś inna. Nadzwyczajna z nas wszystkich.

Wlepiłam w nią spojrzenie.



- Co to znaczy?

- Wiele czytałam o ostatnim potomku. W pewnej starej bibliotece znajduje się tajemna księga plemienia Diemonts. Znajdziesz tam prawie wszystkie informacje na temat dzieci - demonów, Katheriny Halley, jej brata, ale nie tylko. Podam ci namiary. - wstała na chwilę i podeszła do szafki kuchennej i wyciągnęła kartkę z długopisem. Pędem wróciła do stolika i ponownie usiadła bazgrząc jednocześnie na kartce papieru:




Christian Figher

555- 645- 782


- Jest tam napisane, że jako jedyna jesteś pół- krwii. Jest to o wiele gorsze niż jestestwo krwii w pełni demonicznej. W naszym wypadku, nie występują zmiany w zachowaniu. Jest po prostu wpisane, że potencjalnie jesteśmy demonami ale nie zachowujemy się agresywnie. No chyba, że ktoś nas naprawdę wkurzy. Ale ty... Nigdy nie wiesz kiedy wybuchniesz. Gdy zamieniasz się w demona, zapominasz o ludziach, których kochałaś. Nie ma dla ciebie znaczenia, że kiedyś przyjaźniłaś się na przykład z Madison. Zabijasz ją i zostawiasz. Nie panujesz nad sobą, nie masz kontrolii.

Przełknęłam ślinę. To okropne. Kim ja w ogóle jestem? Po co jeszcze żyję? Jeszcze nigdy nie miałam takiego wybuchu - postanowiłam zapytać Alex dlaczego.

- Mi nigdy nie przydarzyło się coś takiego.

- Cher, nie dowiesz się. To wystąpi nagle. Z zaskoczenia.

Ukryłam twarz w dłoniach i zaczęłam płakać. Czego jeszcze się dowiem?

- Christian ci pomoże. Możesz powiedzieć, że mnie znasz i to ja zaoferowałam ci z nim kontakt. Wystarczy, że wytłumaczysz mu po co potrzebujesz księge a on ci ją wręczy.

- Nie rozumiem dlaczego Halley i inni jej nie dorwali? Przecież mając ją mogą mnie znaleźć, prawda?



- Tak.

- Kto wiedział jak się nazywam, skoro dana ta jest zawarta w ksiedze.

- Nie podane jest imię i nazwisko, jedynie matka i numer potomka.

- Rozumiem. - pokiwałam głową. - Dziękuję ci, że mogłam z tobą porozmawiać. Proszę cię, żebyś nie mówiła o tym Madison i Jeydonowi. Oni nie wiedzą kim jestem. Gdybym im powiedziała... zabiliby mnie.

- Nie możesz się przyznać. Ja to zrobiłam i tego żałuję. Nikt oprócz Christiana nie zaakceptował mojego jestestwa. Ludzie, którzy wiedzą kim jestem to moja rodzina. Zawarłam z nimi umowę, że zniknę ale oni nie pisną nigdy słówka, że żyję. Kilkanaście lat żyłam w jednym pomieszczeniu. Aż wreszcie uciekłam tutaj.

- Andrew żałuje tego co zrobił. Może powinnaś z nim porozmawiać?



- Nie! Nigdy.

- Jak właściwie się to stało? - zapytałam z troską.

- Byłam niemowlęciem. Ojciec przyszedł do mojego pokoju i próbował udusić. Gdy skończył ja jeszcze żyłam. Tylko on nie zdawał sobie z tego sprawy.

- Kto ci o tym powiedział?

- Moja mama. Zabrała mnie ze sobą.

- Uciekła od Andrewa?



- Tak.

W tym samym momencie Jeydon wtargnął do kuchni. Błagałam by nie podsłuchiwał podczas gdy rozmawiałam z Alex.

- Nie uwierzycie co znaleźliśmy.



- Co?

- Ciało Jacka Halleya.

Zrobiło mi się niedobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz