środa, 28 sierpnia 2013

Koniec rozdziału 31

Ubrałem na siebie czerwono- czarną koszulę i wytarte dżinsy. Do stroju dopasowałem szare conversy. Trzęsący się z zimna, które nadal dawało się we znaki po okrutnym śnie, zamknąłem pokój i skierowałem się do restauracji hotelowej. Wszedłszy do kuchni przywitałem się z moimi współpracownikami, jednocześnie biorąc z małej szafeczki swój pracowczniczy kostium.

- Może gdzieś wyskoczymy po pracy? - spytała mnie Beth - jedna z kelnerek. Obrzuciłem ją oschłym spojrzeniem i wydukałem:

- Nie. - a następnie wyszłem z kuchni i podeszłem do zajętego stolika. Siedziała przy nim znajoma postać.

- Merlon co ty tu do licha robisz? - mężczyzna mający około pięćdziesiąt lat, posiwiał od ostatniego spotkania. Ubrany w śmierdzące łachmany przypominał ulicznego niedołęgę, którym w rzeczywistości wcale nie był. Mieszkał blisko hotelu i od czasu do czasu pojawiał się na spotkaniach u Andrewa. Był nielicznym, którego stamtąd znałem. Większość towarzyszyła mi przy zabijaniu demonów.

Uwielbiałem to robić.

- Siedzę i czekam aż ta ładna pani przyniesie mi moje zamówienie. - powiedział zdegustowany.

- Ty lepiej idź i się umyj. Wyglądasz okropnie. - poleciłem mu nie tracąc złośliwego uśmiechu z twarzy.

Merlon podniósł prawą rękę i powąchał swoją pachę, po czym wydał z siebie jęk i stwierdził:

- Cuchnę jak nie wiem co. Zaraz pójdę, chciałem tylko coś ci powiedzieć.

Rozejrzałem się dookoła. Było mało klientów a każdy z nich miał już złożone zamówienie. Nic się nie stanie jeśli usiąde i chwilę porozmawiam z towarzyszem.

- O co chodzi?

- Mamy nowe wiadomości dotyczące potomka.

Przychyliłem się nieco do przodu i wyszeptałem:

- Jakie?

- Wracałem ze spotkania u Andrewa i zgadnij na kogo wpadłem. - zrobił przerwę. Nakazałem mu kontynuować. - Samego Toma Tiffanego. Zaciągnąłem go na tyły budynku i pod pretekstem, że zabiję jego córkę kazałem mu powiedzieć wszystko co wie o 666 dziecku Lucyfera.

- Co powiedział? Streszczaj się.

- Że jest w San Francisco.

Zamarłem.

- Skąd miał takie informacje?

- Ktoś znowu kabluje. Jest jakaś osoba, która ma kontakt z demonem i udaje jej sprzymierzyńca. Tak naprawdę chce go wydać.

- Kim jest ta osoba?

- Niejaka Mira Loglend.

- W takim razie po czym poznała ...?

- Demon nie pojawił się sam.

-Więc z kim jeszcze?

- Ze swoją matką.






Przepraszam, że są takie odstępy czasu ale chodzę już do szkoły i nie mam czasu pisać... :( Dobranoc :*

wtorek, 27 sierpnia 2013

Libster Blog Award

Nominacja do L.B.A jest przyznawana przez bloggerów, w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Otrzymują ją blogi o mniejszej ilości obserwujących, przez co daje możliwość rozpowszechnienia się. Po otrzymaniu nominacji należy odpowiedzieć na 11 pytań, które ułożył jej autor. Następnie układasz 11 pytań, które zadajesz 11 nominowanym przez Ciebie osobom.




Zostałam nominowana przez : sztyletnica

Regulamin: 

1. Podziękuj osobie dzięki, której trafiłeś do konkursu. 
2. Obserwuj i skomentuj bloga osoby, która Cię nominowała. 
3. Odpowiedz na pytania. 
4. Napisz 5 ciekawostek o sobie. 
5. Wstaw "always the best blogs" na swojego bloga. 
6. Wybierz 10 blogów, które według Ciebie powinny trafić do konkursu, 
7. Przekaż osobom wybranym przez Ciebie wiadomość o nominacji. 
8. Umieść ich blogi w tym poście.



5 CIEKOWSTEK O MNIE

1. Chodzę do szkoły baletowej i uczę się baletu, współczesnego, ludowego itp.
2. Kocham KFC
3. Nie mam chłopaka
4. Zbyt łatwo ufam ludziom dlatego często się na nich zawodzę
5. Jestem jedynaczką
6. W przyszłości chcę wyjechać do Londynu i mieć wielką bibliotekę w domu
7. Nałogowo czytam książki
8. Nie bluźnię po polsku
9. Nigdy nie tknę używek Blee
10. Kocham słuchać Grubsona , Adele i Florence.



Moje odpowiedzi:
1. Wampir czy wilkołak?
Wampir
2. Wierzysz w istnienie istot nadprzyrodzonych?
Wierzę tylko w duchy jeśli chodzi o istoty paranormalne
3. Wiesz co to Stonehenge?
Nie
4. Jakiej muzyki słuchasz?
Hiphop, alternative, rock
5. Lubisz Justina Biebera?
NIe
6. Rozrużnił abyś/byś bósto Greckie, Egipskie lub Skandynawskie?
Tak.
7. Znienawidzony przedmiot?
Geografia
8. Czytasz jakieś książki oprócz lektur?
Tak.
9. Pizza czy hamburger?
Pizza
10. Wiesz co to creepypasta?
Nie
11. Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia? 
Nie wiem, uwierzę jak przeżyję.


Moje pytania
1. Dżem czy nutella?
2. Co cię skłoniło do pisania bloga?
3. Jakie książki czytasz?
4. Jakiego aktora lubisz najbardziej?
5. Umiesz tańczyć?
6. Co lubisz robić w wolnym czasie?
7. Ukrywasz coś przed całym światem?
8. Wierzysz w Boga?
9.Twoja wada i zaleta to?
10. KFC czy Mac?


Moje nominacje:
1. . Ból moim przyjacielem
2. Otwórz wrota do innego świata
 

piątek, 23 sierpnia 2013

Krótki dalszy fragment rozdziału 31

Obudziłem się w swoim pokoju nadal zdruzgotany i sparaliżowany. To tylko sen... Koszmar. Szkoda, że Rose nie zaszczyciła mnie imieniem i nazwiskiem swojej córki - byłoby o wiele prościej się jej pozbyć. Kobieta - duch dała mi jeszcze jedną rzecz do zrozumienia - ktoś kogo znam jest ostatnim potomkiem. Przeszedł mnie dreszcz.

Wstałem z miękkiego i wygodnego łóżka i skierowałem się do balkonu. Piękna panorama San Francisco jak zwykle mnie zachwyciła.

Nadchodziła jesień, dlatego drzewa pokrywały już żółte i pomarańczowe liście. Dzisiejszego dnia niebo było błękitne a słońce grzało jak wściekłe. Jeszcze wczoraj lało jak z cebra. Swój wzrok skupiłem na moście Golden Gate i wyobraziłem sobie mnie i Cher, razem stojących i wypatrujących przyszłości na horyzoncie zatoki. I w tym momencie wiedziałem - uświadomiłem sobie, że jeszcze dzisiaj zrealizuję swoje wyobrażenia. Powiem Cher to co czuję. O zachodzie słońca.

Opuściłem balkon i poszedłem do kuchni by zrobić sobie śniadanie. Kiedy miałem już zacząć jeść, ktoś zapukał do drzwi. Nieco zirytowany, zaklnąłem i nerwowo otworzyłem drzwi. Miałem już coś powiedzieć, powstrzymała mnie zmartwiona mina Cher.

- Cześć. - przywitałem się.

- Hej. Mogę wejść? Zajmę tylko chwilę. - zapewniła. Nic nie mówiąc, otworzyłem szerzej drzwi i wpuściłem ją do środka. Ruda piękność stanęła obok blatu kuchennego i przypatrywała mi się ze smutkiem.

- O co chodzi? - zapytałem.

- Przepraszam za wczoraj. Staraliście się mnie pocieszyć a ja zachowałam się jak kretynka.

- Nie ma o czym mówić. Naprawdę. - uśmiechnąłem się. Dziewczyna ku mojemu zaskoczeniu również wygięła swoje usta w łuk. Chciałem ją przytulić, poczuć, że jest tylko moja. Jeśli teraz jej nie zaproszę na randkę, nie odważę się już nigdy.

- Chciałbym się z tobą spotkać dzisiaj wieczorem. Mianowicie o siedemnastej na Golden Gate.

- Wspaniale. - cały czas się uśmiechała. Po chwili poszła w kierunku drzwi i powiedziała - A więc do siedemnastej. - później wyszła.
 
 
 
Nie mam za bardzo weny, dlatego umieszczam takie krótkie rozdziały ... :(





 

 

 

 

 


niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozdział 30 i fragment 31


Przecież o tym wiedziałam. To ja miałam wizję jak Rose wciela się w Jacka Halleya i ukrywa tu jego ciało. Czemu więc osłabłam? No tak, zapomniałam. Przecież Jack Halley jest moim ojcem. Na razie wiedziała o tym tylko Alex - dziewczyna, którą poznałam trzy godziny temu i zdążyłam się z nią zaprzyjaźnić. Powiedziałam jej kim jestem a ona mi. Byłyśmy podobne.

Stałam teraz przed wielkim, rozwalonym łożem i patrzyłam na zgniłe ciało Halleya. Śmierdziało stęchlizną i zaschniętą krwią. Musieliśmy zatkać sobie nosy by nie zwrócić. Madison wykrzywiła twarz a Jeydon z opanowaniem okrążył łóżko. Zatrzymał się po drugiej stronie i podniósł coś z podłogi. Tym czymś okazała się żółta już koperta. Ktoś napisał list wieki temu i schował go właśnie w tą kopertę. Jay jednym ruchem ją rozerwał i wyjął ze środka kartkę papieru. Zaczął czytać na głos:


Piszę z nienawiścią.

Piszę z gniewem.

Mam nadzieję, że pozostanę w waszej pamięci. Moją zemstą będzie zabicie Jacka Halleya. Ale wiedzcie, że mam jeszcze jeden dług to odegrania. Zraniliście Shannon, ja zranię Tiffanego.

Pisząc wiem, że to wszystko ujdzie mi na sucho. Kiedy popełnię powyższe zbrodnie, będę już martwa. Jak duch może zabić człowieka? Nigdy się nie poddam, jestem i będę silna. Silniejsza niż wy wszyscy.

Nienawidzę was. Pragnę by każdy z plemienia Diemonts spłonął żywcem, byście umarli w cierpieniu. Nie zemszczę się na was wszystkich - może niektórzy zrozumieją co zrobili.

Jak dziś pamiętam tą noc. Mgła, straszne pieśni, wyraziste, zielone oczy i Camilie Pig. Zwracaliście się do niej po imieniu. Parę dni później zdobyłam o niej wszystkie informacje w księdze Diemonts. To wasza asystenka. Prawa ręka Tiffanego. Śpiewała mi podczas gdy wy ...

Mam nadzieję, że po śmierci Halleya i wyryciu mojego nazwiska na ciele Tiffanego będziecie o mnie pamiętać.

Jeszcze jedna dusza będzie musiała zginąć.

Dziecko, które stworzyliście. Zabiję ję.




Rose Luvery

Wstrząsnął mną dreszcz. Moja matka chce mnie zabić. Dlatego nawiedziła mnie wtedy w hotelu, dlatego śmierć ostrzegała, że mam wracać do domu bo inaczej po mnie przyjdzie. Ostatnim razem gdy ją widziałam, powiedziała, że już jej nie zobaczę. A szkoda. Bo chciałabym z nią porozmawiać.

Oh, tak bardzo chciałabym siedzieć teraz w swoim pokoju i patrzeć w lustro. Tak bardzo pragnę cofnąć się w czasie.

- To okropne. Chodźmy stąd. Pełno tu much. - jęczała Mad.

- Mój Boże, nie mogę tu więcej mieszkać. Jak tylko pomyślę, że spałam dwa pokoje dalej, pot mnie oblewa. - mówiła Alex.

- Znaleźliście coś jeszcze? - zapytałam moich przyjaciół.

- Weszliśmy do archiwum ale jedyne co udało nam się odkryć to szczury. - wyjąkała żałośnie Madison.

- Niemożliwe. Niedawno była tam jeszcze masa dokumentów. - przyznałam. Zabrałam część ich ale nie wszystkie. Przecież chyba z tona leżała na stole.

- Archwium jest wyczyszczone. - powiedział Jay.

- Brałaś coś stamtąd? - zapytałam Alex. Dziewczyna pokręciła głową i zaprzeczyła.

- Jeżeli to nie ty ani my a do tego domu nie wchodził nikt od 1994 roku to kto?

- Przecież węszy tu Halley. Pamiętacie co powiedział nam Tom? Podobno tylko większość z nich była sfałszowana. Więc musiało tu być coś co mogłoby nas zaprowadzić na trop potomka. - nerwowo przełknęłam ślinę. Wzdrygnęłam się i objęłam rękoma.

- Coś ci jest? - spytał z troską Jeydon.

- Zrobiło mi się zimno i nie chcę tu więcej siedzieć. Wolę hotel. - Madison prychnęła i odpowiedziała:



- A kto nie woli?

- Cher ma racje. Nic tu po nas. Idziemy. - odparł Jeydon.

Moi przyjaciele zaczęli iść w stronę drzwi wyjściowych natomiast ja przystanęłam i odwróciłam się do Alex.

- Co z tobą?

Dziewczyna westchnęła.

- Nie mogę iść z wami. Nie mam nawet pieniędzy.

Szkoda mi jej było. Nie dość, że bardzo ją polubiłam to jeszcze znała mój sekret. Musiałam ją mieć na oku.

- Chodź, zaopiekujemy się tobą.

- Nie mogę, naprawdę. - posmutniała.

Wyjęłam z torby podróżnej długopis i pamiętnik z którego wyrwałam kartkę papieru. Napisałam na niej adres hotelu i numer pokoju oraz telefon.

- Miej ze mną kontakt. Wkrótce zadzwonię.

- Dziękuję. - uśmiechnęła się.

- Gdzie się teraz podziasz?

- Nie chcę więcej tu spać. Poszukam schronienia.

- Parę kilometrów dalej jest mój dom. Myślę, że Shannon cię przyjmie. - mam nadzieję...



- Nie...

- Oh, daj spokój. - uścisnęłam jej dłoń i wyszłam z Białego Domu. Być może już nigdy tu nie wrócę. Nie wrócę do miejsca w, którym zostałam stworzona.



***


Jeydon

Szliśmy lasem pogrążeni w zupełnej ciszy. Nawet Madison o dziwo przestała gadać. A Cher... od wyjścia ze swojego domu zachowywała się dziwnie. Ale co jej się dziwić? Miała złe kontakty ze swoją ciocią, pewnie się pokłóciły.

Chciałem wierzyć, że o to chodzi bo... Bo ją pokochałem.

Jej rude, lśniące włosy i te magnetyzujące oczy. Była piękna i mądra. Gdy ją widzę po prostu brakuje mi słów. Dałbym wszystko by była ze mną. Niedługo jej o tym powiem. Wyznam jej miłość.

Postanowiłem, że też nie będę się odzywał. Cher musi ochłonąć.



~~~

Siedzieliśmy w hotelu i znów jedliśmy pizzę. Tym razem atmosfera była drętwa. Madison co jakiś czas próbowała poprawić nastrój Cher ale ta w ogóle jej nie słuchała. Myślała o czymś innym. Tak bardzo chciałbym wiedzieć o czym.

- Czemu jesteś taka smutna? - zapytałem ją gdy Madison poszła do swojego pokoju.

- Pokłóciłam się z ciotką i mam wyrzuty sumienia. Powiedziałam jej parę słów, których żałuję. - westchnęła idąc do łazienki. Przytrzymałem ją za rękę i zmusiłem by odwróciła się do mnie twarzą i na mnie spojrzała.

- Jeśli jest jakaś inna sprawa, która cię gnębi zawsze możesz mi o niej powiedzieć. - zapewniłem szczerze. Cher uśmiechnęła się smutno i pokiwała głową. Wlepiłem w nią spojrzenie i lekko pochyliłem. Byłem tek blisko jej ust. Prawie bym ją pocałował, na co tak długo czekałem, gdyby nie wchodząca Mad.

- Cholera! - krzyknąłem.

- Przepraszam, że przeszkodziłam ci w pocieszaniu naszej przyjaciółki. - wybełkotała. - Przyszłam tylko po swój plecak. - po paru minutach z powrotem jej nie było.

- Jay, myślę, że powinieneś już iść. - powiedziała Cher. - Jest mi lepiej, naprawdę. Potrzebuję trochę pobyć sama.

Kiwnąłem głową i lekko dotykając ustami jej czoła, wyszeptałem:

- Śpij dobrze.

Następnie wypadłem z jej pokoju jak torpeda. Było mi głupio - ma tak nędzny humor a ja jeszcze próbowałem ją całować. Idiota ze mnie.

Przeszedłem parę metrów dalej i wszedłem do swojego pokoju numer 45. Nie korzystając z łazienki położyłem się na łóżku i długo myślałem o Cher. Miałem plan na to jak powiedzieć jej co czuję.

Zasnąłem.





 

Rozdział 31





Poczułem, że jest mi zimno. Jakby lód zamarzał na mojej skórze. Szczękający zębami, otworzyłem oczy i zobaczyłem coś czego nikt nie chciałby zobaczyć.



Czarna pustka.

Wyciągnąłem przed siebie rękę. Coś ją złapało i nie chciało puścić. Szybko ją szarpnąłem ale bez skutku. Postanowiłem, że pomogę sobie drugą ręką. Ta również została unieruchomiona. Załamany i przestraszony do szpiku kości zacząłem wrzeszczeć. Może ktoś mnie usłyszy?

Nagle moja noga została szarpnięta. Przestałem wołać o pomoc i z całej siły wyprężyłem ciało. Jednym szybkim ruchem wyrwałem obie ręce z uścisku. Prawdziwym przerażeniem było to, że nie mogłem ich zobaczyć. To przez te egipskie ciemności - łumaczyłem sobie. Noga nadal zostawała nieruchoma. Postanowiłem, że usiądę i zobaczę co mnie za nią trzyma. Ledwo co uniosłem plecy, uderzyłem się w głowę. Sparaliżowany przesunąłem rękę w bok i poczułem zimną ścianę. Zrobiłem to samo drugą ręką i znów ten sam efekt. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że to coś co szarpało moją nogą to nie było nic innego niż moja nieświadomość. A miejsce w którym jestem to po prostu trumna.

Po paru minutach zacząłem zamarzać. Nie mogłem wydusić z siebie głosu. Brakło mi sił na krzyk.

- Niszczysz swoje życie, Jeydonie. - ktoś powiedział. Głos kobiety. - Pozbądź się niepotrzebnych osób. - Rose. To ona do mnie przemawiała.

- Czy to sen? - zapytałem ledwie słyszalnym głosem. Udało mi się wypowiedzieć choć trzy słowa.

- Tak. Ostrzegam cię. Wyeleminuj niektóre osoby ze swojego życia.

- Kogo? - wyszeptałem.

- Moją córkę.





 

Obudziłem się w swoim pokoju nadal zdruzgotany i sparaliżowany. To tylko sen... Koszmar.

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział 29

Miłe towarzystwo oraz okropna pogoda sprawiło, że musieliśmy zatrzymać się tu na jakiś czas. Nie myślałam o tym miejscu jak o piekle. Czułam się tu wręcz dobrze.

Jeydon i Madison nie zostawiali mnie samej więc nie miałam jak porozmawiać z Alex. A szkoda. Bo coraz bardziej sprawiała wrażenie tajemniczej.

Przestałam myśleć o sobie jako o potworze. Zapomniałam czego się dowiedziałam parę godzin temu i ponownie zaczęłam żyć. Pff. Żyć. Jakbym ja kiedykolwiek żyła.

Postanowiłam, że nie będzie już rozpaczania nad tym kim się jest. Daję sobie dwa miesiące. Nie więcej. Przez ten czas mam parę zadań. Chcę pomóc moim przyjaciołom w pracy, wyznać swoje uczucia Jayowi, zrobić coś szalonego z Madison i ... i pożegnać się z Shannon i Billiem.

- Idziemy sprawdzić inne pokoje. Idziesz z nami? - zapytał Jeydon. Pokręciłam głową i odpowiedziałam:

- Nie. Zostanę tutaj.

Przyjaciele uśmiechnęli się lekko i wyszli z kuchni. Gdy nie słyszam ich stąpania po skrzypiących deskach zaczęłam rozmawiać z Alex.

- Czym się interesujesz?

- Gram na gitarze. - odparła lekko.

- Wow! Serio? Umiesz zagrać na przykład Love song Adele?

Dziewczyna pokiwała głową i entuzjastycznie odpowiedziała:

- Kocham ją. Niedługo nawet pojadę na jej koncert.

Podskoczyłam. Od zawsze marzyłam by ją zobaczyć. Może uda mi się uzbierać pieniązdze i pojechać razem z przyjaciółmi i Alex do...

- A gdzie będzie grała?

- W San Francisco. Nie wiedziałaś?

O mój Boże! Ten dzień to jedna wielka klapa ale to co usłyszałam sprawiło, że choć na chwilę się uśmiechnęłam. Na chwilę bo przecież nie wiadomo kiedy odbędzie się ten perfomence.



- Kiedy?

- Za pół roku. Nie mogę się doczekać. Może pojedziemy razem?

Zbladłam.



- Nie. Raczej nie.

Alex westchnęła i usiadła na lichym kuchennym krzesełku.

- Może chcesz żebym ci zagrała? - zapytała.

- Nie teraz. - podziękowałam.

Nastało między nami milczenie. Dziewczyna siedziała na krześle i nuciła nieznaną mi melodię a ja podeszłam do okna. Nadal nie przestało padać. Wiatr wiał tak mocno, że obawiałam się iż jakieś drzewo uderzy o budynek. To przyniosłoby wielkie szkody.

Źle się czułam okłamywując moich przyjaciół ale o wiele gorzej byłoby gdyby poznali prawdę. Jakby na mnie patrzyli? Przecież musieliby mnie zabić... Wiadomość o tym kim jestem ciążyła mi na sercu niczym tona kamieni. Miałam wyrzuty sumienia, że od razu nie przyznałam się choćby Madison. Być może ona pogodziłaby się z prawdą. Być może pozwoliłaby mi uciec? Ale Jeydon nie. Jay od razu złapał by za nóż i wbił mi by go prosto w serce. Nie pamiętałby o mnie jako o swojej przyjaciółce. Zawsze postępował według reguł. Był bezwzględny.

Spojrzałam na śpiewającą Alex i uśmiechnęłam się. Jestem bardzo ciekawa jaką to tajemnicę skrywała. Dlaczego nie mieszka w mieście?

- Alex, mogę cię o coś spytać?

Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie wypędzając na chwilę okrutną atmosferę i potaknęła głową.

- Powiesz mi czemu ludzie z San Francisco cię wypędzili?

Zaproponowała mi miejsce obok siebie. Przyjęłam jej propozycje i usiadłam na drugim krześle. Dziewczyna zaczęła mówić:

- Głupio mi trochę o tym mówić... bo nie powinnam tego robić. Nikt nie wie że żyję. Oprócz wyjątków...

Wybałuszyłam oczy.

- Jak to? - zdołałam tylko spytać.

- W 1994 roku zostałam zabita przez swojego ojca. Przynajmniej większość tak myśli. Moja mama została zgwałcona na czarnej mszy przez Toma Tiffanego. Brutal jakich mało.

O Matko. Czyżbym miała do czynienia z...

- Czy twoja matka nazywała się Jessica Albinos?

Alex rzuciła na mnie jednoznaczne spojrzenie. Mocno się zdziwiła.

- Skąd ... skąd wiesz?



- Znam twojego ojca. Andrew ?

- Dokładnie tak ale ja nie rozumiem...

- Posłuchaj też jestem dzieckiem demona. - uśmiechnęłam się porozumiewawczo. Cieszyłam się, że mogę z kimś o tym porozmawiać. Wyczuwałam w tej dziewczynie prawdziwą, bratnią duszę.

- W tym roku miały miejsce tylko dwa gwałty. Jeden na mojej matce a drugi na ... O Mój Boże. Jesteś 666 potomkiem? Tym szatańskim?

Prychnęłam.

- Chyba każde są szatańskie.

Alex przerażona pokręciła głową.

- Nie. Ty jesteś, ty jesteś inna. Nadzwyczajna z nas wszystkich.

Wlepiłam w nią spojrzenie.



- Co to znaczy?

- Wiele czytałam o ostatnim potomku. W pewnej starej bibliotece znajduje się tajemna księga plemienia Diemonts. Znajdziesz tam prawie wszystkie informacje na temat dzieci - demonów, Katheriny Halley, jej brata, ale nie tylko. Podam ci namiary. - wstała na chwilę i podeszła do szafki kuchennej i wyciągnęła kartkę z długopisem. Pędem wróciła do stolika i ponownie usiadła bazgrząc jednocześnie na kartce papieru:




Christian Figher

555- 645- 782


- Jest tam napisane, że jako jedyna jesteś pół- krwii. Jest to o wiele gorsze niż jestestwo krwii w pełni demonicznej. W naszym wypadku, nie występują zmiany w zachowaniu. Jest po prostu wpisane, że potencjalnie jesteśmy demonami ale nie zachowujemy się agresywnie. No chyba, że ktoś nas naprawdę wkurzy. Ale ty... Nigdy nie wiesz kiedy wybuchniesz. Gdy zamieniasz się w demona, zapominasz o ludziach, których kochałaś. Nie ma dla ciebie znaczenia, że kiedyś przyjaźniłaś się na przykład z Madison. Zabijasz ją i zostawiasz. Nie panujesz nad sobą, nie masz kontrolii.

Przełknęłam ślinę. To okropne. Kim ja w ogóle jestem? Po co jeszcze żyję? Jeszcze nigdy nie miałam takiego wybuchu - postanowiłam zapytać Alex dlaczego.

- Mi nigdy nie przydarzyło się coś takiego.

- Cher, nie dowiesz się. To wystąpi nagle. Z zaskoczenia.

Ukryłam twarz w dłoniach i zaczęłam płakać. Czego jeszcze się dowiem?

- Christian ci pomoże. Możesz powiedzieć, że mnie znasz i to ja zaoferowałam ci z nim kontakt. Wystarczy, że wytłumaczysz mu po co potrzebujesz księge a on ci ją wręczy.

- Nie rozumiem dlaczego Halley i inni jej nie dorwali? Przecież mając ją mogą mnie znaleźć, prawda?



- Tak.

- Kto wiedział jak się nazywam, skoro dana ta jest zawarta w ksiedze.

- Nie podane jest imię i nazwisko, jedynie matka i numer potomka.

- Rozumiem. - pokiwałam głową. - Dziękuję ci, że mogłam z tobą porozmawiać. Proszę cię, żebyś nie mówiła o tym Madison i Jeydonowi. Oni nie wiedzą kim jestem. Gdybym im powiedziała... zabiliby mnie.

- Nie możesz się przyznać. Ja to zrobiłam i tego żałuję. Nikt oprócz Christiana nie zaakceptował mojego jestestwa. Ludzie, którzy wiedzą kim jestem to moja rodzina. Zawarłam z nimi umowę, że zniknę ale oni nie pisną nigdy słówka, że żyję. Kilkanaście lat żyłam w jednym pomieszczeniu. Aż wreszcie uciekłam tutaj.

- Andrew żałuje tego co zrobił. Może powinnaś z nim porozmawiać?



- Nie! Nigdy.

- Jak właściwie się to stało? - zapytałam z troską.

- Byłam niemowlęciem. Ojciec przyszedł do mojego pokoju i próbował udusić. Gdy skończył ja jeszcze żyłam. Tylko on nie zdawał sobie z tego sprawy.

- Kto ci o tym powiedział?

- Moja mama. Zabrała mnie ze sobą.

- Uciekła od Andrewa?



- Tak.

W tym samym momencie Jeydon wtargnął do kuchni. Błagałam by nie podsłuchiwał podczas gdy rozmawiałam z Alex.

- Nie uwierzycie co znaleźliśmy.



- Co?

- Ciało Jacka Halleya.

Zrobiło mi się niedobrze.