czwartek, 31 stycznia 2013

Rozdział XXXXVI ( ostatni ) i epilog


- Aaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Heath miał rozwinięte, szare skrzydła i wisiał w powietrzu trzymając mnie za dłoń. Spojrzałam na chwilę w dół lecz szybko tego widoku pożałowałam. Ogień. Płomienie bawiły się moją przyjaciółką i pochłaniały ją tak, że prawie nie mogłam jej dojrzeć.

- Heath? Udało się!? – spytałam lekko uśmiechając się w duchu. Cholera, moja przyjaciółka płonie a ja jestem szczęśliwa.

- Nie obwiniaj siebie. Masz prawo, żeby czuć się szczęśliwą. Zabiłaś Aarona. Raz na zawsze.

Już nic nie było w stanie mi zniszczyć humoru. Największy Upadły zginął z mojej ręki. Pozostawał jeden problem.

Skoro dobro istnieje a zła nie ma, to oznacza tylko jedno: kolejne pytania i komplikacje.

- O to też się nie martw. Wódz podjął pewną decyzję ale pozwól, że zanim wszystko ci wytłumaczę to wrócimy na górę.

- Racja. Wracajmy do domu. – powiedziałam wreszcie się uśmiechając.

Rozwinęłam swoje skrzydła i z zadowoleniem stwierdziłam, że są one białe. Kim się stałam? Czy ta cała afera z ponowną zmianą czasu spowodowała, że jestem Białą Istotą?

Razem z Heathem podlecieliśmy do Wzgórza na, którym siedziałam razem z Argie i teraz zamiast mojej przyjaciółki to Heath siedział i obejmował mnie. Szeptał:

- To już koniec. To wszystko. – odwzajemniałam jego uściski i pocałowałam w usta.

Pocałunek trwał niezbyt długo aczkolwiek poczułam ciepło i radość, która napływała na mnie jak fala potężnej wody.

- Heath, kim teraz jestem?

Uśmiechnął się jeszcze mocniej i pokazał swoje białe zęby. Jego błysk w oczach i piękne, potargane włosy sprawiły, że miałam ochotę pocałować go raz jeszcze.

Mamy dużo czasu. Nigdzie nam się nie spieszy.

- Jesteś Ciemnym Światłem. Już nie smucisz się z tego powodu, co? – zaśmiał się. Gdybym była „ normalna” i młodsza pomyślałabym, że Heath to jakaś gwiazda filmowa z, którą chciałabym być. Marzyłabym o chwili spędzonej z nim sam na sam. A teraz? Mam to wszystko podane jak na dłoni. Nie może być lepiej.

- Ale … nie spełniłam swojej misji więc dlaczego … - zrobiłam przerwę. Pomogłam im! Zabiłam Aarona, odnalazłam pomoc dla Aniołów. – To wspaniałe! – położyłam się na trawie i spoglądałam w słoneczne, przejrzyste niebo. Heath położył się obok mnie i patrzył na mnie jak na cud. Moje policzki oblały się rumieńcem.

                                     - Gdzie moja rodzina, gdzie Dev, Vee? Co z Gabrielem i Jerrym? – pytałam szybko. Chciałam znać odpowiedzi. – I co z tymi dokumentami, które znalazłam w skrzynce. Co tam takiego było?

                                 - Twoja rodzina, mam na myśli Reachel, Northiego siedzą sobie w domu, oglądają pewnie jakiś serial i czekają na powrót córki ze szkoły. Vee i David są teraz na fizyce i patrzą ze strachem na Hugrama ( mój nauczyciel od fizyki, każdy się go boi bo wygląda obrzydliwie i przerażająco). A Gabriel? Postanowił, że zostanie w świadomym śnie a Niebo zostawi pod opieką twojego Ojca, Ivana. Jerry uciekł. Nie mógł poradzić sobie z myślą, że Aaron go oszukiwał. A co do dokumentów to czekają na nas w twoim pokoju. Powiedziałem Davidowi, żeby je tam zostawił.

- Kiedy?

                                             - Przed chwilą, w czasie gdy byłem pomiędzy  uratowaniem ciebie a czasem gdy zabiłaś Aarona. Stworzyłem jakąś nową czasoprzestrzeń, taką, którą można nagle wywołać. Akurat udało mi się w takim świetnym…

                                                         - Ujęciu. – dokończyłam. – Chcę je zobaczyć.

                                                 - Lav, naprawdę? Dopiero co skończyliśmy ten cały bałagan.

                                                       - Chcę to już mieć wszystko za sobą. – mruknęłam i dałam mu buziaka w policzek.

                                                           - W porządku. – przyznał i wstał. Wyciągnął rękę z kieszeni swoich czarnych spodni i podał mi abym mogła bezpiecznie wstać.

Spacerowaliśmy po polanie i rozmawialiśmy. Nie była to poważna rozmowa o życiu i śmierci jaką dotychczas toczyliśmy ale raczej pogawędka o niczym. I tak miało być.

Gdy wyszliśmy z Krainy Istot i złapaliśmy taksówkę wreszcie uświadomiłam sobie, że chcę być Ciemnym Światłem i pozostać Białą Istotą. Bez tego byłabym szarą dziewczyną, którą nikt by nie zauważał. Nawet Heath.

- Mylisz się. – zapewnił mi gdy siedzieliśmy w taksówce. – Podobałabyś mi się nawet jako zwykła nastolatka.

Prychnęłam a facet prowadzący auto spojrzał na nas dziwnie i zupełni nie mógł pojąć o czym mówimy.

Gdy wreszcie dojechaliśmy do mojego domu, uśmiechnęłam się. Chciałabym by takie życie pozostało już na zawsze. Spokojne, radosne i nie sprawiające bólu. Heath zapłacił facetowi pięć dolców i wyszedł z samochodu. Ja zrobiłam to zaraz po nim a następnie najszybciej jak mogłam wbiegłam do domu i rzuciłam się wprost do salonu.

                                           - Mamo! Northy! – przytuliłam Reachel a następnie starego już labradora. Wyglądał marnie ale gdy zobaczył moją uśmiechniętą buzię, również się rozpromienił. Heath stał w progu drzwi i patrzył prawie wybuchając śmiechem na tą całą scenkę.

                   - Lav, kochanie co się stało?

Zaśmiałam się głośno ale zaraz odpowiedziałam:

                                        - Nic mamo. Po prostu jestem szczęśliwa. Zjemy dzisiaj pizzę z Heathem?

Mama spojrzała na mojego chłopaka i niechętnie pokiwała głową.

                                            - Tak. A teraz idź już do pokoju, Dev coś ci przyniósł.

Nie odpowiedziałam tylko wbiegłam po schodach do swojego pokoju. Heath nie mógł za mną nadążyć. Zaczęłam szukać koperty po wszystkich szafkach, pod łóżkiem, po paru minutach dostrzegłam, że leżała ona na moim łóżku. Wzięłam ją w dłonie i ostrożnie rozerwałam. W środku były dwa listy i jakieś pudełeczko. Małe i czarne. Śmierdzące Aaronem.

Wyjęłam tylko listy. Pierwszy z nich był napisany przez mojego Ojca do Aarona.

Drogi Aaronie…

Rozgryzlem twój caly plan dotyczacy nowego swiata. I wiedz ze nie pomoge ci. Nie chce sluzyc zlu, z reszta teraz kiedy urodzila mi sie coreczka. Ciemne Swiatlo. Jestem przekonany, ze kiedys sie ciebie pozbedzie i zrobi to czego bym sie nie odwazyl. Pewnie po przeczytaniu tego listu bede juz martwy ale co mi tam. Robie to dla Lavende i Reachel.

Ivan Purry

 

Wyjęłam od razu drugi list, mając prawie łzy w oczach. Mój tata nie chciał mu służyć. Naprawdę, chciał z tym skończyć. Och, czemu go tu nie ma? – spytałam siebie rozpaczliwie.

Drugi list napisany był zupełnie innym pismem.

 

Ivanie Purry,

Zupełnie nie rozumiem twojej głupoty. Wolisz skazac siebie i córke na smierc? Czy jestes az tak gotow zaryzykowac to dla rodziny? No cóz, nie masz serca. Mimo to nie zabije cie. A przynajmniej nie w tym czasie. Teraz dokanczam swój plan dotyczacy nowego swiata. Masz ostatnia szanse, przesylam z tym listem pierscien, który nalezal do samego Stwórcy. Dzieki niemu bedziesz silniejszy. Dlaczego ci go daje? Bo wiem, ze i tak zginiesz a nastepnie ja go pojme. Jako dar od mojego przyjaciela Ivana.

Aaron.

 

PS! UWazaj, wieczorem mam sporo wolnego czasu, moge do ciebie wpasc.

 

                                     - Więc mój ojciec miał z nim kontakt. – powiedziałam patrząc na Heatha.

                                          - Tak ale jak widać krótki. Może był pod jego wpływem tak jak Gave i Jerry?  

                                           - Całkiem możliwe. Pokaż mi ten pierścień. – rozkazałam. Heath westchnął.

                                       - Tylko go nie zakładaj. – ostrzegł mnie.

                                         - Naprawdę uważasz, że byłabym taka głupia i założyłabym coś co na pewno nosił Aaron? Dzięki… - parsknęłam.

Mój chłopak podszedł do mnie i usiadł obok na łóżko. Złapał mnie za dłoń i wyszeptał do ucha:

- Kochanie, przestań się już tak zamartwiać. Przecież czeka na nas pizza.

- Tak, masz racje ale jak myślisz po co Aaron ma te listy?

- Może łączyła go z twoim ojcem jakaś więź?

- Tak, ale po co schował to przed światem? – spytałam. To wszystko nadal wydawało mi się takie dziwne.

- Aaron to nie człowiek, Lavende. To Upadły, on nie przechowuje swoich dokumentów w laptopie. – uśmiechnął się.

- Serio? A mi się wydaje, że na jego biurku widziałam właśnie to urządzenie… - zaśmiałam się szyderczo. – Kocham cię. Może faktycznie zostawmy te listy w spokoju…

- No widzisz. Wreszcie mnie posłuchałaś, moje Ciemne Światło.

Ucałował mnie w policzek i razem wyszliśmy z pokoju.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Epilog

 

Kraina Istot od zawsze była piękna, ale teraz gdy jesteśmy tu wszyscy razem, dopiero odczuwam tą radość i piękno. Niebo, zupełnie niebieskie, przejrzyste a na nim świecąco, jasne słońce. Drzewa wysokie, uśmiechające się do siebie, rosnące aż po samo niebo. Ziemia, ciepła, zielona, wreszcie miękka.

Woda błękitna, spokojna, szumiąca i ciepła.

Ogień. Jego nie ma. Nie jest tu zupełnie potrzebny, no chyba, że dla mnie i dla Heatha. Choć, my też już go posiadamy.

Te wszystkie ostatnie wydarzenia, zbliżyły nas do siebie ale również sprawiły, że zaczęliśmy patrzeć na świat inaczej. Nic nie może istnieć bez swojej przeciwstawności. Miłość bez nienawiści. Dobro bez zła. Biała Istota bez Ciemnej Istoty. Lav bez Heatha.

                               - No ustawcie się już! – krzyknęła Anielica. Miała długie, blond włosy sięgające aż do pasa. Jej oczy świeciły błękitem a białe zęby pokazywała prawie cały czas. Zupełnie jakby chciała się pochwalić.

Argie, duch – anioł – moja przyjaciółka przybyła wraz z rodzicami i usiadła na ziemi. Vee i  David – moi najwspanialsi przyjaciele – ustawili się koło Heatha a Reachel, Northy, Ivan i reszta Aniołów za nami.

- No to wszyscy razem, cheese! – zarządziła Anielica.

Pstryk. Białe światełko aparatu oświetliło nas znienacka a każdy wypowiedział to jedno słowo.

Tym razem zdjęcie nie pozostanie zamknięte w skrzynce na cmentarzu. Pozostanie tutaj. W naszym sercu i miejscu gdzie zawsze będziemy bezpieczni.

Na zawsze.

Bo tam gdzie Ciemne Światło, tam reszta świata.









Lavende??











Kochani nie chcę nic mówić ale tak kończy się historia Lavende i Heatha...
Jeśli chcecie mi coś powiedzieć lub napisać to zróbie to tutaj. Właśnie na tym blogu, gdzie dawaliście mi otuchy. Muszę przyznać, bardzo przywiązałam się do Lavende Purry i jej nieco nienormalnego myślenia... Ale cóż, opisałam ją jako ,, JA".
Jutro 1 rozdział ,, Drogi do śmierci".
To papa :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz