1993r, San Francisco, sabat czarownic
Ktoś tu jest. Za mgłą stała jakaś
postać i nachalnie patrzyła na Rose Luvery. Ona zaś przywiązana była do łóżka,
nie mogąc wydusić z siebie głosu. Została porwana a zaraz miała być zgwałcona.
Sabat czarownic- miejsce i czas czarnej mszy.
Dzisiaj w nocy, jacyś ludzie wkradli
się do jej domu. Nie żądali okupu, dokumentów, nie chcieli zabić Rose z
miejsca. Mieli na celu wykorzystać ją i zgwałcić na mszy poświęconej dla
Szatana.
- Puśćcie mnie! – udało jej się
wydusić ledwie szeptem.
Wreszcie otworzyła szerzej oczy i
ujrzała tłum ludzi, ubranych na czarno i szyderczo się śmiejących. Stali przed
łóżkiem, na którym leżała. Kobiety umalowane bardzo ostro, uśmiechające się do
swoich towarzyszy i nucące melodie przypominające mroczne piosenki z horrorów.
Może to coś w rodzaju zaklęcia, przecież w końcu to sabat czarownic.
- Proszę pani ale pani ładna.
Spodobasz się Lucyferowi. – powiedział jeden z mężczyzn. Zbliżał się do niej
coraz szybciej i niebawem miał to zrobić.
Nie pozostało nic innego jak krzyczeć
i błagać o pomoc.
Ale kto może ją usłyszeć w jakiś
pomieszczeniach pod ziemią?
- Proszę. Nie róbcie mi nic złego. –
ryknęłam. – Pomocy!
Facet o głębokich zielonych oczach
położył dłoń na jej sercu i wyszeptał:
- Wejdź w nią nasz Zbawco! Lucyferze,
wypełnij jej duszę i zrodź nam demonicznego potomka!
Kobiety poczęły cicho śpiewać:
Potomek o krwi nieczystej, pół
demonicznej, potomek o krwi nieczystej, o zrodź nam go Lucyferze.
- Nie, proszę, nie róbcie mi nic! Nie
powiem nikomu o was ale proszę wypuśćcie mnie!
- zrezygnowana i zapłakana zaczęła łkać. Jej czarne włosy wpadały jej w
usta i w oczy więc nie mogła trzymać ich cały czas otwartych. Wiedziała, że nie
otrzyma odpowiedzi. Przestała błagać o pomoc, wtopiła się w tylko demoniczny
śpiew:
- Lucyferze, Lucyferze zrodź nam
demonicznego potomka.
Rozdział 1
Patrząc się w lustro, nie wiedziałam
kogo widzę. Jak się nazywa ta dziewczyna? Kto ją urodził? Dlaczego nie może
chodzić do szkoły jak inna młodzież? Lecz zwykłe pytania kierujące się
bezpośrednio do jakiejś dziewczyny, nie mogły zmienić teraźniejszości. Ta
dziewczyna o rudych, lśniących włosach to ja. Cher. Więcej na swój temat nie
wiem. Mieszkam z ciocią Shannon i wujkiem Billiem w lesie. Billy wybudował tu
kiedyś drewniany domek, w którym obecnie mieszkamy. Nie był duży ale też nie
mały, odpowiedni do naszych potrzeb. Każdy miał swój pokój i łazienkę, kuchnia
była jedna i niewielkich rozmiarów. Dom zawierał też piwnicę, do której zawsze
jako mała dziewczynka bałam się schodzić. Chyba jak każde dziecko, uważałam, że
są tam duchy. Na szczęście jestem już starsza. Jako siedemnastolatka nie mam
przyjaciół ani chłopaka. Nie wychodzę z domu dalej niż na jeden kilometr. Tam
gdzie powinnam czuć się bezpieczna – jak sądzi Shannon – jest ten dom. I tylko
niego mam się trzymać. By umilić sobie czas, często spaceruję po pobliskim
lesie i słucham mojej ukochanej muzyki. Adele – mój Anioł. Nie chodzę do
szkoły, uczy mnie mój wuj, który pracuje w pobliskim liceum do, którego
powinnam chodzić. Codziennie o siedemnastej, gdy przychodzi z pracy woła mnie
do swojego gabinetu i stara się wbić mi coś do głowy. Nie stawia ocen, uważa,
że one nie mogą pomóc nikomu w przyszłości. Liczy się wiedza a nie skala ocen.
Właśnie teraz siedzę na łóżku w swoim
dość dużym fioletowym pokoju i patrzę się na ścianę, na której wisi średnich
wymiarów lustro. Przeszywam siebie samą wzrokiem i czekam. Czekam na moment, w
którym dowiem się kim jestem. Czy ta bladoskóra, rudowłosa, zielonooka
dziewczyna może skrywać jakąś tajemnicę? Dałabym wszystko by choć raz pójść do
sklepu na jakiekolwiek zakupy. Dotychczas ubierała mnie Shannon, która co
tydzień w sobotę jechała do galerii po ciuchy i kosmetyki, ogólnie mówiąc po
wszystko czego potrzebowałam. W sumie to miałam już tego dość. Nikt nie ma
prawa zabraniać mi wolnego życia. Kiedyś stąd ucieknę, jestem tego pewna.
- Cher, idziesz? – spytał Billie,
uchylając lekko drewniane drzwi.
Uśmiechnęłam się do mojego wujka i
odpowiedziałam:
- Tak, co dzisiaj robimy? –
spojrzałam na niego wymownie i pytająco. Oby nie matma, oby nie matma.
- Zrobimy sobie temat z polskiego. O
średniowieczu, co ty na to? – odwzajemnił uśmiech. Widać, że bardzo lubił tą
epokę. Nigdy wcześniej się tak nie cieszył kiedy mieliśmy opracowywać jakiś
temat z polskiego.
- Wspaniale. Zaraz zejdę tylko
naszykuję zeszyty i podręcznik. – odpowiedziałam mając nadzieję, że
czterdziestoletni wujek wreszcie zamknie drzwi. Zrobił po mojej myśli. Wstałam
ze swojego łóżka i podeszłam do komody, gdzie trzymałam wszystkie moje „dokumenty” typu: zeszyty do przedmiotów, notatnik,
brudnopis i jakieś podręczniki. Wzięłam
ten do polskiego, chwyciłam długopis i szybko wybiegłam z pokoju.
Jestem ciekawa czy spodobał wam się początek mojej nowej książki. Tytuł to ,, Droga do śmierci" a to jej okładka:
Podoba wam się?
Prolog bardzo mi się spodobał. Podejrzewam że główna bohaterka to córka szatana. I jeszcze coś jeżeli chcesz wydać te książki nie powinnaś zamieszczać ich treści na blogu, tak żeby każdy mógł je przeczytać za darmo.
OdpowiedzUsuń