Wyszłam ze swojego pokoju i
skierowałam się do łazienki. Muszę wziąć zimny prysznic, natychmiast. Gdy tylko
odkręciłam wodę, usłyszałam wołania Shannon:
- Cher, wszystko w porządku?
Zakręciłam wodę i odpowiedziałam:
- Tak, miałam zły sen. To wszystko.
Kłamczucha.
Nic nie jest w porządku.
Gdy tylko odkręciłam kurek, zdjęłam z
siebie wszystko i wskoczyłam pod prysznic.
Myślałam, że kąpiel mi pomoże ale
niestety widok ścieżki i krzyża w oku przystojnego chłopaka, nie dawał mi
spokoju. Może inna osoba, pomyślałaby, że jestem nienormalna, że chcę teraz iść
do lasu. Ale tylko to może mnie uspokoić. Ciemny, tajemniczy las.
Odsunęłam drzwiczki kabiny, zawinęłam
się w ręcznik i po cichu zeszłam po schodach na parter. Zauważyłam, że Billy
siedzi jeszcze w swoim gabinecie a więc ostrożnie uchyliłam drzwi i wyszłam z
domu.
A może ten sen, to jakieś
ostrzeżenie? – pytałam samą siebie. Ten chłopak… Powiedział, że muszę przebyć
drogę. A co jeśli, nadszedł czas bym uwolniła się od tego domu i pognała przed
siebie? Właśnie tym lasem?
Stąpałam do przodu i byłam prawie
pewna, że jestem gotowa uczynić to teraz. Prawie…
Miałam na sobie tylko ręcznik, który
ledwie trzymał się mojego ciała. To chyba nieodpowiedni strój na drogę do
donikąd.
Dlatego też, cofnęłam się z powrotem
do domu i pomyślałam: Jeśli nie zrobię tego teraz, już nigdy nie poczuję smaku
wolnego życia. Nie poznam przyjaciół, nie zwiedzę świata…
Nie zważałam teraz na uczucia Shannon
i Billiego ale tylko na myśli, która mi mówiła, kazała mi wręcz uciekać,
przebyć drogę.
Nie zauważyłam nawet, że jestem już w
swoim pokoju. Działałam szybko i sprawnie, nie mogę stracić minuty dłużej. Wyrzuciłam
ze swojej szafy ciuchy i niestarannie wpakowałam je w torbę podróżną.
Dorzuciłam do niej kosmetyki, laptopa, pamiętnik i telefon. Na siebie
zarzuciłam bluzę i dżinsy ale na zewnątrz jest dość chłodno, więc założyłam
jeszcze kurtkę z polaru.
Ostatni raz popatrzyłam na ściany
mojego pokoju.
Nie ma niczego wspominać, nic się tu
nie działo. Zeszłam na parter i przymierzyłam czarne trampki. Bez pożegnania, wybiegłam z domu.
NIE ZAMIERZAŁAM TU WRACAĆ.
CHCĘ PRZEBYĆ DROGĘ.
JEŚLI NAWET BĘDZIE ONA PROWADZIŁA DO
ŚMIERCI.
Rozdział 3
Ponuro patrzyłam na otaczający mnie
świat. Wokół tylko drzewa i drzewa. Przyznam, bałam się trochę być tutaj sama.
W końcu była noc a przed chwilą przyśniła mi się śmierć. Nie najlepszy moment
na uciekanie z domu.
Tylko, że prawda jest inna.
Ja nie uciekam od Shannon, Billiego,
tych drewnianych ścian.
Ja uciekam od siebie, od tej
rudowłosej dziewczyny, która nie wie kim jest.
Biegłam tak szybko i tak pewnie, jak
tylko potrafiłam. Przerażała mnie myśl, że ktoś się za mną czai. Wyobraźcie
sobie, jesteście sami w wielkim, ciemnym lesie i to o pierwszej w nocy, nie
wiecie tak naprawdę gdzie się kierujecie, w waszym telefonie nie ma zasięgu by
wezwać pomoc. Chciałabym mieć teraz choć jedno koło ratunkowe.
Niepostrzeżenie moja stopa zahaczyła
się o korzeń drzewa i niezdarnie runęłam na zimną glebę. A były na niej robaki,
dlatego zaczęłam krzyczeć:
- Blee! – reszta mojego popisu, to piski
i obelgi na czarne robactwo.
I oczywiście, przez moją nieuwagę
ktoś zaświecił mi latarką prosto w twarz.
Nieśmiało podniosłam oczy i
zobaczyłam coś czego chyba nie chciałabym zobaczyć.
Jakaś grupka starszych mężczyzn,
popijała piwo i patrzyła na mnie dziwnym i zaskakująco, aktywnym wzrokiem.
Nie wiedziałam sama co robić. Czy
uciekać, czy prosić o pomoc. Nie wydawało mi się, że chcą mi zrobić krzywdę.
Ale co ja mogę wiedzieć o ludziach? Przez lata nie wychodziłam z domu i nie
widziałam się z żadnym człowiekiem. Nie licząc oczywiście Shannon i Billiego.
- Co tu robisz? – spytał opryskliwie
jeden z mężczyzn. Był zarośnięty i nie pachniał za ciekawie a w dłoni trzymał
piwo. Chyba nie należy mu odpowiadać.
Widząc, że nie chcę nic powiedzieć,
zapytał drugi raz, tyle, że głośniej.
- No co tu robisz? – w jego tonie
głosu słychać było, że jest pijany.
- James, nie bądź niemiły. – upomniał
go chudy chłopak, również popijał piwo.
- A co jeśli ona jest tą, którą
szukamy?
Pokręciłam głową i szybko wstałam z ziemi.
O czym a raczej o kim oni mówią?
- O co tu chodzi? – popatrzyłam na
milszego z mężczyzn.
James prychnął i zaśmiał się
sarkastycznie.
- O proszę, potrafisz mówić. Może
najpierw opowiedz nam co tu robisz?
Pokręciłam przecząco głową.
- W takim razie, jesteśmy zmuszeni
cię ze sobą zabrać. – wydukał James, biorąc mnie za rękę i ciągnąc w kierunku,
w którym się kierowałam.
- Dobrze, dobrze. Już wam wszystko
mówię. – No może z paroma wyjątkami, dodałam w myśli. – Miałam zły sen,
dotyczący mojej babci, która mieszka w mieście. Jestem z nią bardzo przywiązana więc postanowiłam
sprawdzić czy u niej wszystko w porządku. – miałam sama ochotę wybuchnąć
śmiechem. Cher, kto uwierzy w twoje bajeczki?!
- I nie mogłaś zadzwonić? – spytał
podejrzliwie.
- Moja babcia, nie ma telefonu.
Geniuszu… - dodałam po cichu.
- Wiesz chociaż w którą stronę masz
iść? To duży las a niewielu zna go na pamięć… - powiedział młodszy towarzysz.
- Nie do końca. W sumie to bardzo się
martwię i nie wiem czy zaraz nie zawrócę. – oczywiście, że tego nie zrobię.
Miałam nadzieję, że ci mężczyźni, będą mogli mnie odprowadzić do miasta.
- Pomożemy ci. Nie możesz przecież
zostać tu sama. – odpowiedział na moje
myśli…
- Jak masz na imię? – zapytałam nawet
przystojnego chłopaka.
- Andrew. – przedstawił się.
- Cher. – podałam mu rękę. Chwycił ją
zdecydowanym ruchem i uśmiechnął. – To którędy mam iść?
James, ku mojemu zaskoczeniu
powiedział:
- Idź cały czas prosto. Jak zobaczysz
wielki, biały dom to będzie znaczyło, że jesteś blisko miasta.
- Skąd dom i to w dodatku biały, w
środku lasu? – zadałam pytanie.
- Nikt tam nie mieszka, dawno temu
odbudowano go bo urządzano w nim jakieś pogańskie uroczystości. – wyjaśnił
szybko z dziwną pogardą na twarzy.
- Pójdę z tobą. – zapewnił mnie
Andrew.
- Zwariowałeś? – spytał jakiś bardzo
podobny chłopiec do Andrewa. Może to jego brat? Tyle, że młodszy.
- Dojdę z nią do tego domu a później
zawrócę. Nic się nie martwcie. – odpowiedział chłopak nie patrząc na swojego
brata.
- Dobra, jak chcesz. Tylko uważaj na
nią. – wskazał mnie palcem James.
- Mam na imię Cher. – przypomniałam.
- Uważaj na Cher. – poprawił z lekkim
rozbawieniem.
Uśmiechnęłam się i po chwili zostałam
tylko ja i Andrew.
- To co, idziemy ? – spojrzałam przed
siebie. Na moim ciele pojawiła się gęsia skórka.
- Chodźmy. – powiedział i zaczął
prowadzić.
Witajcie, bardzo Was przepraszam, że tak długo nie umieszczałam nowego rozdziału ale padł mi Internet :/ Teraz kiedy mam w zapasie dużo rozdziałów będę starała się je dodawać codziennie.
:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz