wtorek, 19 lutego 2013

Koniec rozdziału 2 i cały rozdział 3


Wyszłam ze swojego pokoju i skierowałam się do łazienki. Muszę wziąć zimny prysznic, natychmiast. Gdy tylko odkręciłam wodę, usłyszałam wołania Shannon:

- Cher, wszystko w porządku?

Zakręciłam wodę i odpowiedziałam:

- Tak, miałam zły sen. To wszystko.

Kłamczucha.

Nic nie jest w porządku.

Gdy tylko odkręciłam kurek, zdjęłam z siebie wszystko i wskoczyłam pod prysznic.

Myślałam, że kąpiel mi pomoże ale niestety widok ścieżki i krzyża w oku przystojnego chłopaka, nie dawał mi spokoju. Może inna osoba, pomyślałaby, że jestem nienormalna, że chcę teraz iść do lasu. Ale tylko to może mnie uspokoić. Ciemny, tajemniczy las.

Odsunęłam drzwiczki kabiny, zawinęłam się w ręcznik i po cichu zeszłam po schodach na parter. Zauważyłam, że Billy siedzi jeszcze w swoim gabinecie a więc ostrożnie uchyliłam drzwi i wyszłam z domu.

A może ten sen, to jakieś ostrzeżenie? – pytałam samą siebie. Ten chłopak… Powiedział, że muszę przebyć drogę. A co jeśli, nadszedł czas bym uwolniła się od tego domu i pognała przed siebie? Właśnie tym lasem?

Stąpałam do przodu i byłam prawie pewna, że jestem gotowa uczynić to teraz. Prawie…

Miałam na sobie tylko ręcznik, który ledwie trzymał się mojego ciała. To chyba nieodpowiedni strój na drogę do donikąd.

Dlatego też, cofnęłam się z powrotem do domu i pomyślałam: Jeśli nie zrobię tego teraz, już nigdy nie poczuję smaku wolnego życia. Nie poznam przyjaciół, nie zwiedzę świata…

Nie zważałam teraz na uczucia Shannon i Billiego ale tylko na myśli, która mi mówiła, kazała mi wręcz uciekać, przebyć drogę.

Nie zauważyłam nawet, że jestem już w swoim pokoju. Działałam szybko i sprawnie, nie mogę stracić minuty dłużej. Wyrzuciłam ze swojej szafy ciuchy i niestarannie wpakowałam je w torbę podróżną. Dorzuciłam do niej kosmetyki, laptopa, pamiętnik i telefon. Na siebie zarzuciłam bluzę i dżinsy ale na zewnątrz jest dość chłodno, więc założyłam jeszcze kurtkę z polaru.

Ostatni raz popatrzyłam na ściany mojego pokoju.

Nie ma niczego wspominać, nic się tu nie działo. Zeszłam na parter i przymierzyłam czarne trampki.  Bez pożegnania, wybiegłam z domu.

NIE ZAMIERZAŁAM TU WRACAĆ.

CHCĘ PRZEBYĆ DROGĘ.

JEŚLI NAWET BĘDZIE ONA PROWADZIŁA DO ŚMIERCI.

 

 

 

 

 

 

Rozdział 3

 

Ponuro patrzyłam na otaczający mnie świat. Wokół tylko drzewa i drzewa. Przyznam, bałam się trochę być tutaj sama. W końcu była noc a przed chwilą przyśniła mi się śmierć. Nie najlepszy moment na uciekanie z domu.

Tylko, że prawda jest inna.

Ja nie uciekam od Shannon, Billiego, tych drewnianych ścian.

Ja uciekam od siebie, od tej rudowłosej dziewczyny, która nie wie kim jest.

Biegłam tak szybko i tak pewnie, jak tylko potrafiłam. Przerażała mnie myśl, że ktoś się za mną czai. Wyobraźcie sobie, jesteście sami w wielkim, ciemnym lesie i to o pierwszej w nocy, nie wiecie tak naprawdę gdzie się kierujecie, w waszym telefonie nie ma zasięgu by wezwać pomoc. Chciałabym mieć teraz choć jedno koło ratunkowe.

Niepostrzeżenie moja stopa zahaczyła się o korzeń drzewa i niezdarnie runęłam na zimną glebę. A były na niej robaki, dlatego zaczęłam krzyczeć:

- Blee! – reszta mojego popisu, to piski i obelgi na czarne robactwo.

I oczywiście, przez moją nieuwagę ktoś zaświecił mi latarką prosto w twarz.

Nieśmiało podniosłam oczy i zobaczyłam coś czego chyba nie chciałabym zobaczyć.

Jakaś grupka starszych mężczyzn, popijała piwo i patrzyła na mnie dziwnym i zaskakująco, aktywnym wzrokiem.

Nie wiedziałam sama co robić. Czy uciekać, czy prosić o pomoc. Nie wydawało mi się, że chcą mi zrobić krzywdę. Ale co ja mogę wiedzieć o ludziach? Przez lata nie wychodziłam z domu i nie widziałam się z żadnym człowiekiem. Nie licząc oczywiście Shannon i Billiego.

- Co tu robisz? – spytał opryskliwie jeden z mężczyzn. Był zarośnięty i nie pachniał za ciekawie a w dłoni trzymał piwo. Chyba nie należy mu odpowiadać.

Widząc, że nie chcę nic powiedzieć, zapytał drugi raz, tyle, że głośniej.

- No co tu robisz? – w jego tonie głosu słychać było, że jest pijany.

- James, nie bądź niemiły. – upomniał go chudy chłopak, również popijał piwo.

- A co jeśli ona jest tą, którą szukamy?

Pokręciłam głową i szybko wstałam z ziemi. O czym a raczej o kim oni mówią?

- O co tu chodzi? – popatrzyłam na milszego z mężczyzn.

James prychnął i zaśmiał się sarkastycznie.

- O proszę, potrafisz mówić. Może najpierw opowiedz nam co tu robisz?

Pokręciłam przecząco głową.

- W takim razie, jesteśmy zmuszeni cię ze sobą zabrać. – wydukał James, biorąc mnie za rękę i ciągnąc w kierunku, w którym się kierowałam.

- Dobrze, dobrze. Już wam wszystko mówię. – No może z paroma wyjątkami, dodałam w myśli. – Miałam zły sen, dotyczący mojej babci, która mieszka w mieście. Jestem z nią  bardzo przywiązana więc postanowiłam sprawdzić czy u niej wszystko w porządku. – miałam sama ochotę wybuchnąć śmiechem. Cher, kto uwierzy w twoje bajeczki?!

- I nie mogłaś zadzwonić? – spytał podejrzliwie.

- Moja babcia, nie ma telefonu. Geniuszu… - dodałam po cichu.

- Wiesz chociaż w którą stronę masz iść? To duży las a niewielu zna go na pamięć… - powiedział młodszy towarzysz.

- Nie do końca. W sumie to bardzo się martwię i nie wiem czy zaraz nie zawrócę. – oczywiście, że tego nie zrobię. Miałam nadzieję, że ci mężczyźni, będą mogli mnie odprowadzić do miasta.

- Pomożemy ci. Nie możesz przecież zostać tu sama. – odpowiedział na  moje myśli…

- Jak masz na imię? – zapytałam nawet przystojnego chłopaka.

- Andrew. – przedstawił się.

- Cher. – podałam mu rękę. Chwycił ją zdecydowanym ruchem i uśmiechnął. – To którędy mam iść?

James, ku mojemu zaskoczeniu powiedział:

- Idź cały czas prosto. Jak zobaczysz wielki, biały dom to będzie znaczyło, że jesteś blisko miasta.

- Skąd dom i to w dodatku biały, w środku lasu? – zadałam pytanie.

- Nikt tam nie mieszka, dawno temu odbudowano go bo urządzano w nim jakieś pogańskie uroczystości. – wyjaśnił szybko z dziwną pogardą na twarzy.

- Pójdę z tobą. – zapewnił mnie Andrew.

- Zwariowałeś? – spytał jakiś bardzo podobny chłopiec do Andrewa. Może to jego brat? Tyle, że młodszy.

- Dojdę z nią do tego domu a później zawrócę. Nic się nie martwcie. – odpowiedział chłopak nie patrząc na swojego brata.

- Dobra, jak chcesz. Tylko uważaj na nią. – wskazał mnie palcem James.

- Mam na imię Cher. – przypomniałam.

- Uważaj na Cher. – poprawił z lekkim rozbawieniem.

Uśmiechnęłam się i po chwili zostałam tylko ja i Andrew.

- To co, idziemy ? – spojrzałam przed siebie. Na moim ciele pojawiła się gęsia skórka.

- Chodźmy. – powiedział i zaczął prowadzić.
 
 
 
 
 
 
 
 
Witajcie, bardzo Was przepraszam, że tak długo nie umieszczałam nowego rozdziału ale padł mi Internet :/ Teraz kiedy mam w zapasie dużo rozdziałów będę starała się je dodawać codziennie.
:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz