niedziela, 20 stycznia 2013

Rozdział XXXXIII


Stojąc przed bramą do Krainy Istot, byłam przekonana do jednej rzeczy. To właśnie tam jest Maggie. Miałam dobre przeczucie, że coś wkrótce się tam wydarzy. Szkoda tylko, że to coś zdarzy się dzisiaj.

Popchnęłam pewnie drzwiczki bramy, lecz one nie chciały się ruszyć. Cholera – przeklęłam w duchu.  

Zdenerwowana zaczęłam chodzić po całym cmentarzu i zatrzymałam się przy jednym, znaczącym dla mnie. Jeszcze niedawno to ta osoba płakała, nad moim grobem. A teraz jest odwrotnie.

Argie Duchnat

Jasna Istota/ Ciemna Istota.

,, Klucz do drogi, klucz do serca… Klucz gdzie go znaleźć. Nie ma drogi bez piasku, nie ma serca bez bólu”

Widziałam ten napis jak przez mgłę a jednak potrafiłam to przeczytać. To znak. Klucz do drogi- do Krainy Istot. Klucz do serca- do Heatha.

Nie ma drogi bez piasku – jest pod ziemią. Nie ma serca bez bólu – uzyskanie go kosztuje ból. Lub co gorsza. Nie ma Heatha bez bólu. Nie ma Heatha bez poświęcenia.

Nie będę kopać grobów… O nie. To musi być gdzieś tutaj, w jakimś miejscu, które znalezienie go sprawiło by ogromny, bolesny kłopot. Rozejrzałam się w około. Zaraz przy bramie, rósł żywopłot. To na pewno nie tam. Wyciągnięcie klucza byłoby nad wyraz proste. Spojrzałam za siebie.

Czarne róże.

Ciernie czarnych róż.

Rosły na murze, przeplatając się przez siebie. Było jedno zgrubienie. Takie bardzo grube.

Cholera – przeklęłam po raz kolejny. Moje ręce – spojrzałam na dłonie. Przecież, to , to okropne. Mimo to postanowiłam cierpieć. Za Heatha.

Podbiegłam na drugi koniec cmentarza i spojrzałam bardzo dokładnie zgrubieniu. Było zaplatane przez wiele czarnych róż, których łodygi miały wielkie i ostre kolce. Tylko nie panikuj. Rób to ostrożnie – nakazałam sobie.

Przybliżyłam dłonie to róż, omijając kolce.

Lavende? Co ty do licha robisz?

Ratuję ci życie.

Co?

Heath, posłuchaj. Maggie jest… Aaron jest jej krewnym. Wujkiem, który wykorzystywał ją przez całe życie. Zmusiłam ją do obrazu przyszłości i weszłam w jej myśli. Wiem jaki jest plan Piekła. Wiem wszystko, Heath. Wszystko już mam poukładane. Błagam, nie psuj niczego i siedź cicho. Czekaj na mnie. Proszę, nie odpowiadaj.

Zgodnie z moją prośbą, Heath nie odpowiedział. A ja zaczęłam krzyczeć z bólu.

Ciernie wbijały mi się w palce, dłonie, w skórę przebijając ją do krwi. Krople czerwonego plynu, kapały na piach. Czy naprawdę nie pomyślałam o apteczce?

- Aaaaa! – wrzasnęłam, gdy jeden z kolców wbił mi się w środek dłoni i nie chciał wyjść. Nie mogę teraz go wyjąć. Jestem już blisko. Nie było tak jak się spodziewałam. To nie klucz był schowany tylko małe, drewniane pudełko.

Wgłębiłam ręce w ciernie i najmocniej jak umiał pociągnęłam za pudełeczko.  Razem z nim, przewróciłam się o parę metrów.

Cała we krwi, podniosłam twarz z piaszczystego podłoża. Pudełko się rozwaliło a w jego wnętrzu znajdowało się bardzo dużo ciekawych rzeczy. Może nawet za wiele.

Na pierwszy rzut oka ujrzałam klucz do bramy. Radośnie westchnęłam. Lecz bardzo szybko, uśmiech zrzedł mi z twarzy.

Leżało tam zdjęcie. Zrobione w Krainie Istot. Dokładnie to na polanie w jakąś piękną, gwieździstą noc. W pierwszym rzędzie, stałam ja z Heathem, otoczona ramieniem mojego taty. Gabriel stał obok Ivana uśmiechając się bardzo wyraźnie. W drugim rzędzie stało mnóstwo Aniołów. Oh, pominęłam jedną osobę. Przed nami klękała Argie, pewnie krzycząc ,, cheese”.

Nie zauważyłabym nic dziwnego gdyby nie napis na tyle zdjęcia. Napisany czarnym, piórem.

Stare życie.

ZABIĆ.

Plan.

Nowy początek.

Odłożyłam zdjęcie, z myślą, że to przecież kufer Aarona. Nikt inny nie pisał by, że chce nas zabić. Nikt z tego grona.

Obok zdjęcia, leżała koperta. Też czarna, gruba, wypełniona mnóstwem papieru.

Odkleiłam prawie drąc, kopertę. Wyjmowałam każdy dokument po kolei, tak by wiatr nie mógł go zdmuchnąć.

Jako pierwszy zobaczyłam Plan Piekła.

Gdy wszyscy prócz Szatana wyginą, on zniszczy też ziemię i niebo i cały wszechświat. Utworzy Piekło z ogniem. Demony pojawią się na samym końcu. Dobro przestanie istnieć tak jak równowaga.

Będzie dążył do bycia najsilniejszym. Zabić będzie mógł każdego kto mu się przeciwstawi, lub wyda mu się niebezpieczny.

Szatan – Aaron Badly – Antychryst sprowadzający zagładę.

Bóg – Gabriel Woot – Anioł, Stwórca wszystkiego.

Ivan Purry – Jasne Światło – Ojciec Jasnych i Białych Istot, zbawiający żywot złych

Lavende Purry – Ciemne Światło – Matka Ciemnych i Czarnych Istot, zbawiająca żywot dobrych

Heath Loren Baker – silny Upadły – czasoprzestrzeń, myśli, siła, odwaga

Gave Ugly – stróż Aarona, czas, siła, tchórz

Jerry O’Connel – siła, szybkość, sprytność, określano jako SSS

I reszta Istot Nadnaturalnych.

To takie … ekscytujące. Widzieć swoje nazwisko na papierze najważniejszych Istot w całym wszechświecie.

Nie.

To nie jest ekscytujące wariatko – powiedziałam sobie w myślach.

To coś w rodzaju drzewa genologicznego. Tylko ukazanego w niepoprawnej kolejności.

Jako drugi dokument zobaczyłam Zasady Piekła .

Niszczyć wszelkie dobro.

Nie doprowadzać do powstania dobra.

Zabijać Jasne i Białe Istoty.

Być złym, okrutnym.

Czcić Aarona.

Nie ukazywać swojego prawdziwego oblicza dla ludzkości.

Nie zabijać swoich pobratymców.

Nie sprzeciwiać się Szatanowi.

                                 Aaron

Dość. Muszę to gdzieś ukryć. Wykręciłam numer do Davida.

Odebrał po dwóch sygnałach.

 - Halo? Lavende? Wiesz, która godzina?

- Jesteś mi potrzebny. Proszę przyjdź na cmentarz.

- Jesteś na cmentarzu? Lav, do cholery co się dzieje?

- Po prostu zjaw się tutaj jak najszybciej możesz i nie mów nikomu gdzie idziesz. Najlepiej jakby nikt cię nie widział. Wszyscy nas obserwują.

Rozłączył telefon. Pozostało tylko czekać…


I co sądzicie o tym rozdziale?
Upadły Anioł

KRAINA ISTOT :P


Czekam na komentarze :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz