Jerry
stał zszokowany i nie wiedział komu ma wierzyć. Jego Pan, byłby w stanie go
zabić? To przecież niemożliwe…
Ale
o to mu chodziło.
Doprowadzał
ludzi do obłędu psychicznego a gdy nie byli w stanie już mu służyć, zabijał
ich. Tak jak zrobił z moim ojcem. I tak jak robi to teraz ze mną.
Ile
razy musiałam przez niego cierpieć?
Ile
razy jeszcze będę przez niego płakać?
Czy
nie wystarczała mu śmierć Ivana, Betty?
Dlaczego
krzywdzi mnie i Heatha i doprowadził do śmierci Argie?
Te
wszystkie myśli eksplodowały na zewnątrz a moje usta nie potrafiły się zamknąć.
-
Co? Nie pamiętasz może już swojej skrzyneczki na cmentarzu? Znalazłam ją. –
zacisnął szczękę. – Wszystkie dokumenty, plany, wyobraź sobie, że jest tam
nawet zdjęcie wszystkich Jasnych i Białych Istot na tej polanie. Tak. Nie rób
takiej miny bo zaraz zacznę się śmiać. Gave był u mnie i wiesz co? Pokazałam mu
przyszłość. Wiem, że chciałeś go tylko wykorzystać do swoich celów. Maggie załamała się po tym jak zobaczyła, że ją zabijasz. Myślała, że
ją kochasz, ty wstrętny egoisto! Jerriemu także mogę wszystko ukazać. –
popatrzyłam się na ciemnowłosego mężczyznę, stojącego za Aaronem. O’Connel nie
był w stanie w to wszystko uwierzyć. – Chodź. Daj dłoń.
-
Ani mi się waż! – krzyknął rozwścieczony diabeł.
-
Panie o czym ta Anielica mówi? – pyta zaciskając pięści.
-
Wiesz co jest najpiękniejsze w tym wszystkim? – spojrzał na mnie wymownie. –
To, że wiem jak cię zabić. I robię to dokładnie teraz. Trafiam do ciebie przez
słowa, zabijam cię od wnętrza. Sprawiam, że twoja dusza się rozczłonkowuje. To
mój rytuał i ty masz teraz słuchać! Nikt cię nie kocha. Nikt nawet nie pragnie
byś istniał. Chcesz sprawić by na ziemi zapanowało Piekło? Proszę bardzo ale
najpierw zobacz swój los! – rzuciłam się na Aarona, dotykając jego brudno-
pięknej twarzy i zbyt idealnych – złych dłoni. Obraz przyszłości był zbyt okrutny,
żebym mogła się w niego zagłębiać. Postanowiłam, że zostawię w nim Aarona
samego.
***
Aaron
Piekło.
Demony. Ogień.
Pustka.
Wypełnienie. Pustka.
Aaron.
Gabriel. Gabriel.
Zło.
Dobro. Dobro.
Wygrywa
pustka dla niego.
Wygrywa
Gabriel dla dobra.
Dobro
zawsze wygrywa.
Kiedy
stał nad wodospadem Istot zastanawiał się co ma począć. Rzucić się? Zacząć
życie od nowa? Został oszukany i to nie przez kogoś lub coś. Przez siebie
samego. Zabijał, był okrutny, żywił się śmiercią. Do czasu gdy zapragnął i
swojej śmierci. I chciał to zrobił. Zabić się. Skończyć żywot na tym świecie. Raczej
w tym Piekle.
Lavende
Purry, niby zwykła dziewczyna po uszy zakochana w Heathie Lorenie Bakerze. I co
ona zrobiła? Odmieniła wszystko, już od samego początku gdy została namaszczona
przez Gabriela. W jej krew została wlana krew największego dotychczas Ciemnego
Światła. Samego Stwórcy Świata. To nie wcale Gabriel wszystko rozpoczął.
Stwórcą jest ktoś i nikt, osoba dobra i zła, człowiek i nieczłowiek. Nie można
zdradzić kim On jest.
Dziewczyna
była, jest i będzie Ciemnym Światłem. Takie jest przeznaczenie.
Skoczył.
I zatracił się w swojej pustce.
***
Lavende
-
Teraz rozumiesz? Wiesz już co znaczy ból? Cierpienie? – pytam silna. To jeszcze
nie koniec. Dusza jeszcze nie została do końca rozczłonkowana.
Wściekły
Aaron ruszył do Heatha. Wystarczy, że go dotknie.
-
Tylko spróbuj! – krzyknęłam i ponownie rzuciłam się na mojego wroga. – Jeśli go
tkniesz, wezwę Stwórcę a tego chyba byś nie chciał. – spojrzał na mnie
zgorzkniały. - Nie mam pojęcia kim jesteś, i myślę, że nikt tego nie wie bo na
to nie zasługujesz!
I
świat znowu zniknął. Usłyszałam tylko swój krzyk.
Ciekawi co dalej??
Extra, szkoda że już koniec : ))
OdpowiedzUsuńJeśli chcesz przeczytać moją książkę serdecznie zapraszam na razie są tylko 2 rozdziały ale mam nadzieję że ci się spodoba.
Pozdrawiam :*