środa, 30 stycznia 2013

Dalszy fragment XXXXV rozdziału


Jerry stał zszokowany i nie wiedział komu ma wierzyć. Jego Pan, byłby w stanie go zabić? To przecież niemożliwe…

Ale o to mu chodziło.

Doprowadzał ludzi do obłędu psychicznego a gdy nie byli w stanie już mu służyć, zabijał ich. Tak jak zrobił z moim ojcem. I tak jak robi to teraz ze mną.

Ile razy musiałam przez niego cierpieć?

Ile razy jeszcze będę przez niego płakać?

Czy nie wystarczała mu śmierć Ivana, Betty?

Dlaczego krzywdzi mnie i Heatha i doprowadził do śmierci Argie?

Te wszystkie myśli eksplodowały na zewnątrz a moje usta nie potrafiły się zamknąć.

- Co? Nie pamiętasz może już swojej skrzyneczki na cmentarzu? Znalazłam ją. – zacisnął szczękę. – Wszystkie dokumenty, plany, wyobraź sobie, że jest tam nawet zdjęcie wszystkich Jasnych i Białych Istot na tej polanie. Tak. Nie rób takiej miny bo zaraz zacznę się śmiać. Gave był u mnie i wiesz co? Pokazałam mu przyszłość. Wiem, że chciałeś go tylko wykorzystać do swoich celów. Maggie  załamała się po tym   jak zobaczyła, że ją zabijasz. Myślała, że ją kochasz, ty wstrętny egoisto! Jerriemu także mogę wszystko ukazać. – popatrzyłam się na ciemnowłosego mężczyznę, stojącego za Aaronem. O’Connel nie był w stanie w to wszystko uwierzyć. – Chodź. Daj dłoń.

- Ani mi się waż! – krzyknął rozwścieczony diabeł.

- Panie o czym ta Anielica mówi? – pyta zaciskając pięści.

- Wiesz co jest najpiękniejsze w tym wszystkim? – spojrzał na mnie wymownie. – To, że wiem jak cię zabić. I robię to dokładnie teraz. Trafiam do ciebie przez słowa, zabijam cię od wnętrza. Sprawiam, że twoja dusza się rozczłonkowuje. To mój rytuał i ty masz teraz słuchać! Nikt cię nie kocha. Nikt nawet nie pragnie byś istniał. Chcesz sprawić by na ziemi zapanowało Piekło? Proszę bardzo ale najpierw zobacz swój los! – rzuciłam się na Aarona, dotykając jego brudno- pięknej twarzy i zbyt idealnych – złych dłoni. Obraz przyszłości był zbyt okrutny, żebym mogła się w niego zagłębiać. Postanowiłam, że zostawię w nim Aarona samego.

***

Aaron

 

Piekło. Demony. Ogień.

Pustka. Wypełnienie. Pustka.

Aaron. Gabriel. Gabriel.

Zło. Dobro. Dobro.

 

Wygrywa pustka dla niego.

Wygrywa Gabriel dla dobra.

Dobro zawsze wygrywa.

 

Kiedy stał nad wodospadem Istot zastanawiał się co ma począć. Rzucić się? Zacząć życie od nowa? Został oszukany i to nie przez kogoś lub coś. Przez siebie samego. Zabijał, był okrutny, żywił się śmiercią. Do czasu gdy zapragnął i swojej śmierci. I chciał to zrobił. Zabić się. Skończyć żywot na tym świecie. Raczej w tym Piekle.

Lavende Purry, niby zwykła dziewczyna po uszy zakochana w Heathie Lorenie Bakerze. I co ona zrobiła? Odmieniła wszystko, już od samego początku gdy została namaszczona przez Gabriela. W jej krew została wlana krew największego dotychczas Ciemnego Światła. Samego Stwórcy Świata. To nie wcale Gabriel wszystko rozpoczął. Stwórcą jest ktoś i nikt, osoba dobra i zła, człowiek i nieczłowiek. Nie można zdradzić kim On jest.

Dziewczyna była, jest i będzie Ciemnym Światłem. Takie jest przeznaczenie.

 

 

Skoczył. I zatracił się w swojej pustce.

 

***

Lavende

 

- Teraz rozumiesz? Wiesz już co znaczy ból? Cierpienie? – pytam silna. To jeszcze nie koniec. Dusza jeszcze nie została do końca rozczłonkowana.

Wściekły Aaron ruszył do Heatha. Wystarczy, że go dotknie.

- Tylko spróbuj! – krzyknęłam i ponownie rzuciłam się na mojego wroga. – Jeśli go tkniesz, wezwę Stwórcę a tego chyba byś nie chciał. – spojrzał na mnie zgorzkniały. - Nie mam pojęcia kim jesteś, i myślę, że nikt tego nie wie bo na to nie zasługujesz!

I świat znowu zniknął. Usłyszałam tylko swój krzyk.




Ciekawi co dalej??

1 komentarz:

  1. Extra, szkoda że już koniec : ))
    Jeśli chcesz przeczytać moją książkę serdecznie zapraszam na razie są tylko 2 rozdziały ale mam nadzieję że ci się spodoba.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń