W późniejszym czasie rozmawialiśmy o
błahostkach. Droczyliśmy się ze sobą lub pytaliśmy o rzeczy zupełnie nieistotne.
Dziwnie tak było rozmawiać z kimś kogo tak naprawdę nie znam. Patrzeć na niego,
odpowiadać na pytania, śmiać się nieprzymusowo i nie przejmować życiem.
- Czy jutrzejsza kolacja jest nadal
aktualna? – zapytał, odsłaniając zęby.
- Czekaj, czekaj. Jeszcze dzisiaj nad
ranem miałeś mnie za kompletną idiotkę i zbywałeś mnie… Co cię tak zmieniło? –
sprawiłam, że przez dobre pięć minut nic nie mówił. Opuścił wzrok, nadal się
uśmiechając. Chciałam przerwać tą krępującą sytuację gdy ten nagle zaczął mówić
zaskakujące mnie słowa.
- Jesteś inna niż myślałem. Muszę
przyznać, na początku uważałem cię za dziewczynę, która szuka… pocieszenia na
ulicy. Teraz wiem, że tak nie jest. Dziwnym trafem, wtedy na ulicy chciałem do
ciebie zagadać bo … sam nie wiem dlaczego, może po dłuższej znajomości będę
umiał ci to wyjaśnić. Podoba mi się twój styl bycia, jesteś niby taka
zainteresowana ale z drugiej strony niedostępna. – zupełnie tak jak ty –
dodałam w myślach, byłam wstrząśnięta jego słowami – mam nadzieję, że kiedyś będę
mógł powiedzieć ci coś więcej niż dzisiaj. I wiedz, że nie jestem idealnym
typem mężczyzny. Mam swoje wady.
- Każdy je ma. – przyznałam
zarumieniona.
- Jeszcze tego nie wiem. Nie poznałem
wszystkich. To jak, ta jutrzejsza kolacja, aktualna? – spytał znowu.
- Myślę, że tak ale może to być
raczej spotkanie towarzyskie przed godzinami południowymi? – zadałam pytanie
neutralnym tonem. Odgarnęłam włosy padające mi na oczy.
- Jasne. Pracę zaczynam jutro dopiero
o ósmej wieczorem.
- Dobrze, to przyjdziesz do mnie, ok?
Muszę poszukać pracy.
- Aha. Haha. – roześmiał się
szczerze.
Spojrzałam na niego dziwacznie a on jeszcze
bardziej się roześmiał.
- Szukasz pracy u mego boku? –
zapytał już spokojny.
- A co w tym dziwnego? – nie rozumiałam
go. Naprawdę był dziwny.
- Wiesz, nie robiłbym tego.
Obrzuciłam go zdziwionym spojrzeniem.
- Uwierz, nikt nie da ci pracy.
Teraz to ja się roześmiałam. Gdy brzuch
przestał mnie boleć od śmiechu, zapytałam:
- Nie wierzysz w moje umiejętności?
- Nie chodzi o ciebie. To mnie nikt
nie lubi w San Francisco.
Kluska stanęła mi w gardle.
Ale nie dlatego, że Jay zażartował.
Śmierć stała przy jego krzesełku.
Rozdział 10
- Jeydon, proszę cię, to niemożliwe. –
odpowiedziałam przerażona.
- Nie żartuję. Naraziłem się im i to
nieźle. – powiedział zupełnie nie znając powagi sytuacji.
- Myślę, że już powinieneś iść.
- Niestety tak. – wstał przygnębiony
i powiedział – Do jutra.
- Pa. – odsapnęłam gdy Śmierć zniknęła.
- Jestem za tobą. – rozległ się cichy
szept. Ostrożnie i powoli odwróciłam głowę za siebie. Nie kłamała.
- Wiesz już kim jest S.B? – spytała strasznym
głosem.
- Nie.
- Dać ci wskazówkę, byś wreszcie
zawróciła do domu?
Pokiwałam twierdząco głową.
Siedziałam jak sparaliżowana.
- Jesteś z nią związana.
Ponownie zesztywniałam. Nie czułam
rąk ani nóg.
- Ale … Cherry Beverly, wymyśliłam to
by okłamać tego faceta… - wyszeptałam. Wiedziałam bardzo dobrze, że i tak mnie usłyszy.
- Masz dobrą wyobraźnię, lecz musisz
wiedzieć, że to nie twoje prawdziwe nazwisko.
- Jak to? – zapytałam ale jej już nie
było.