poniedziałek, 18 marca 2013

Rozdział 8 - fragment


Zastanawiałam się przez jakiś czas, kim mógłby być ten drugi mężczyzna, ten który uratował mi życie.

- Pokaż mi te dokumenty. – zażądał gruby, męski głos z oddali.

- Zostaw ją. Nie widzisz, że jest pobita i nie ma siły na cokolwiek? – zapytał znajomy ton. To Jeydon. To on mnie oderwał od tego faceta.

Podał mi dłoń i pomógł wstać. Nieco osłabiona i zdezorientowana spojrzałam mu w oczy i ledwie słyszalnym głosikiem, powiedziałam:

- Dzięki.

Pokiwał głową, odsłonił lekko zęby i zaraz się odwrócił do drugiego mężczyzny.

- Może pójdziemy gdzieś, gdzie będzie mogła nam je pokazać? – zapytał. – Merlon, nie ma dowodów, że to ona jest Jego dziedzicem.

- Ale wszystko na to wskazuje. – powiedział Merlon.

- Nie dokładnie. – wtrąciłam, kołysząc się na nogach. Zaraz miała ponownie runąć na ziemię. Brzuch bolał a głowa pękała … nie byłam w najlepszym stanie.

- To co, idziemy do hotelu? – Jay odwrócił wzrok. Merlon cały czas mierzył mnie wzrokiem, jakby uważał, że zaraz rzucę się na niego z nożem. Czy coś w tym rodzaju.

Potaknęłam głową i ruszyłam powolnym krokiem przed siebie. Gdy skręciłam w prawo ujrzałam wielki, brązowy budynek. Okna duże, szerokie i przejrzyste a samo wejście do hotelu zachęcało przechodnich. Drzwi ozdobione były złotymi światłami a wokół nich rosły zielone… hmm rośliny?  Nigdy nie widziałam aż tak pięknego miejsca. Nie patrzyłam na okolicę. Na te stare kamienice, brudne bramy i śmierdzące śmietniki. Miałam przed oczyma ogromny hotel, w którym będę mieszkać. I pomyśleć, że nie tak dawno siedziałam jak sierota i wpatrywałam się w lustro.

Przeszłość.

Czas to wymazać z pamięci.

- Nie wejdziesz? – szepnął Jay. Wyciągnął rękę do przodu i popchnął drzwi.

- Przepraszam, zapatrzyłam się.

- Poczekaj aż zobaczysz wnętrze. – powiedział rozbawiony.

Zrobiłam krok przed siebie i oniemiałam. Jakbym ujrzała cud.

Wielki hol, wypełniony był przeróżnymi antycznymi rzeźbami, a na ścianach wisiały obrazy przedstawiające epokę renesansu. Były tak skopiowane, że z tej odległości, w której teraz jestem powiedziałabym że to oryginał. Jeydon patrzył na tą salę równie z uwielbieniem. Ale znał to miejsce. On wiedział co znaczy piękno.

Ja musiałam nacieszyć się tym widokiem.

Ściany pomalowane na kremowo, na podłodze kremowa, odblaskująca posadzka. Gdy patrzyłam w dół mogłam opisać wygląd sufitu. Była tak wypolerowana, że przypominała lustro.

Odwróciłam wzrok, jeszcze nie chciałam przypominać sobie samej siebie.

- Pięknie nie sądzisz? – spytał mój towarzysz.

W tle grała muzyka klasyczna.

- Nawet nie potrafię wyrazić tego słowami.

- Nigdy tu nie byłaś? – zapytał podejrzliwie Merlon.

- Nie. Nie pochodzę z San Francisco. – wyjaśniłam spokojnie. Odwróciłam się twarzą do Jeydona.

- Gdzie mam się zameldować i zapłacić? – Jay szybko wskazał mi palcem, recepcję przy której siedziała ładna, młoda blondynka.

Recepcja ta znajdowała się na samym końcu, ogromnego holu po prawej stronie. Wokół mnie stały kręte schody, które prowadziły na następne piętra. Oddzielone były ścianą.

- Masz wystarczająco pieniędzy?

- Tylko dwadzieścia dolców. – wyjaśniłam przygnębiona, że nie stać  mnie na zapłacenie.

Jay włożył rękę do kieszeni spodenek i wyciągnął drugie dwadzieścia dolarów. Wyłożył je wymownie w moim kierunku i powiedział, żebym je przyjęła. Więc tak zrobiłam.

Ruszyłam w głąb holu obserwując napotkane obrazy, rzeźby i podziwiając piękno tego miejsca.

Na końcu ogromnego pomieszczenia, zaraz przy recepcji zauważyłam kremowe, skórzane sofy, na których można było przysiąść i poczekać na swoją kolej w rezerwacji pokoi. Miałam szczęście, że nie musiałam czekać.

Podeszłam do lady, uśmiechnęłam się uprzejmie do recepcjonistki i zapytałam:

- Ile muszę zapłacić za pokój na dwa tygodnie?

Kobieta chwilę się zastanowiła. Spojrzała na jakąś kartę, wiszącą z tyłu na korkowej tablicy i odpowiedziała:

- Za jeden dzień płaci się trzydzieści dolarów. Przelicz sobie.

Mam przy sobie czterdzieści dolców. Nie starczy mi nawet na pobyt na dwa dni – pomyślałam zdołowana.

,, Starczy ci na jedną noc, powiedz, że jesteś siostrzenicą Rice Camerona a pani w recepcji na pewno się uśmiechnie i obniży ci cenę” – dźwięk głosu Rice zaśnieżył moje przygnębienie.

- Nie chcę się narzucać ale… - blondynka zniecierpliwiona spojrzała na mnie i prychnęła sarkastycznie. Mimo jej chamskiej reakcji, postanowiłam, że dokończę moją wypowiedź. – Jestem siostrzenicą Rice Camerona.

Kobieta w jednej chwili wyprostowała się i oznajmiła zupełnie odmieniona. Na lepsze.

- Piętnaście dolarów za tydzień.

Wybałuszyłam mocno oczy.

- Jak chcesz to możesz zapłacić mi później. – powiedziała serdecznie.

Pokręciłam przecząco głową.

- Nie, zapłacę dzisiaj. – wyłożyłam na ladę czterdzieści dolarów a blondynka szybko oddała mi moją resztę.

Super, dziesięć dolców na całe życie. Muszę znaleźć pracę i to dzisiaj.

- Jak masz na imię? – spytałam jeszcze zanim odeszłam.

- Ive. – przedstawiła się dziewczyna.

- Cher. – podałam jej dłoń. Odwzajemniła uścisk.

- Twój pokój to numer 38. – wyciągnęła kluczyk z zamykanej szafki i podała mi go.

Bez od wzajemnego spojrzenia ruszyłam przed siebie.

- Masz jeszcze resztę? – zapytał zdziwiony Jeydon.

Uśmiechnęłam się zadowolona i przyspieszyłam kroku.

Na prawo od recepcji zobaczyłam ciągnący się w nieskończoność korytarz. Skręciłam do niego i zauważyłam schody na samym jego końcu.

Oglądałam się na boki sprawdzając numery pokoi i ze smutkiem stwierdziłam, że mój pokój jest pewnie pierwszy na piętrze. Tutaj kończy się na numerze 37.

Dźwigając swoją torbę podróżną i ubrana w brudne ubrania razem z moimi towarzyszami weszłam po schodach i wreszcie mogłam wejść do swojego pokoju.

- Mój to 45. – powiedział Jay. – Jak się ogarniesz z tym wszystkim to wpadnij z dokumentami. – uśmiechnął się i razem z drugim mężczyzną poszedł w głąb drugiego korytarza.

Korytarza o brązowo – czerwonych ścianach i złożonego z roślin rosnących po sufit. Na podłodze rozłożony był czerwony dywan. Miło tutaj a w dodatku pachnie omletem.  Zaburczało mi w brzuchu. Dosyć długo już nie jadłam .



Na razie tyle. Piszcie czy podobają wam się te rozdziały :)  Kolejny widoczek w San Francisco. MIASTO

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz