piątek, 29 marca 2013

Rozdział 9


Jay czekał na mnie przy wejściu do restauracji w hotelu, która w niczym nie różniła się od pozostałych pomieszczeń. Jakby starożytna, antyczna i bogata. Sprawiała wrażenie czystej i schludnej aczkolwiek bardzo drogiej.

- Hej, Cher. – przywitał się mój towarzysz. Przenikał mnie wzrokiem. Ubrany był w czarny garnitur a włosy jak zwykle ułożone niedbale.

- Ładnie wyglądasz. – przyznałam nieśmiało. Obrzucił mnie zaskakującym wzrokiem ale po chwili uśmiechnął się zupełnie ładnie.

- Ty też, naprawdę. – zmieniłam tok myślenia.

- Gdzie usiądziemy? – spytałam. Rozejrzał się po sali restauracyjnej i odpowiedział:

- Może tam? – wskazał stolik przy oknie. Za nim widniała panorama San Francisco.

- Na, którym piętrze jesteśmy? – zapytałam rozkojarzona. Idąc tutaj myślałam tylko o śnie.

- Na ostatnim – przerwał swoją wypowiedź. – Cher, czy ty się dobrze czujesz?

Nie odpowiedziałam tylko ruszyłam do przodu. Rozglądając się na boki zauważyłam, że w restauracji nie było ruchu. Oprócz nas tylko dwa stoliki były zajęte.

Usiadłam i poprawiłam biały obrus, który niechcąco pomarszczyłam. Jeydon zajął miejsce przede mną i otworzył usta by zawołać kelnerkę.

Tak, jasnowłosą kelnerkę o błękitnych oczach i długich nogach.

- Witaj, Nolan. – szepnął bezwarunkowo Jay.

Kobieta wyprostowała się i uśmiechnęła.

- Cześć, Jay, co zamawiacie? – spytała nie patrząc na mnie.

- Ja poproszę spaghetti. – powiedziałam.

- Dla mnie to samo. – oznajmił. Gdy Nolan odeszła od razu zaczął pytać. – Powiesz mi jak tu się znalazłaś? Powiedziałaś wcześniej, że uciekłaś z domu. Wytłumaczysz dlaczego?

Zastanawiałam się co odpowiedzieć.

Nie wiem kim jestem. Miałam tego dosyć, dlatego uciekłam. –miałam wielką ochotę tak powiedzieć. Niestety kłamstwo znów zwyciężyło.

- Pokłóciłam się z Shannon.

- Shannon? – powiedział pytająco.

- To moja ciotka.

Pokiwał głową.

- To była ta przyczyna, tak? – zadał pytanie jeszcze raz.

- Owszem. Może pogadamy o tych dokumentach i Rose. – zaproponowałam.

- Zgadzam się. – odpowiedział kładąc dłonie na stole.

- Śniło mi się… coś co było przerażające. – odrzekłam zdruzgotana.

Przychylił się w moją stronę na tyle mocno, że poczułam jego perfumy. Pachniał zniewalająco, świeżo, sama nie wiem dokładnie jak. Ale wiedziałam, że był to zapach jedyny w swoim rodzaju. Pokochałam go od razu. Jego czysto niebieskie oczy przyciągały jeszcze bardziej niż perfumy.

- Co takiego ci się śniło? – spytał powtórnie.

- Widziałam tylko żółte oczy i miałam świadomość, że jestem w archiwum w Białym Domu. To coś powiedziało: Nie uciekniesz przede mną, Cherry Beverly.

- Co? – zapytał głośno. Uciszyłam go i kontynuowałam.

- Insynuował mi, że tak się nazywam. Wydaje mi się to …

Wpadka.

- Czekaj, czekaj. Czyli tak się nie nazywasz, tak?

- Nie. Naprawdę nazywam się Cher Houston.

Pokiwał głową.

- Więc, nie rozumiem…

- Posłuchaj dalej. Zapytałam się tego kogoś, kto to S.B.

- I co? – dopytywał bardzo zainteresowany.

- Proszę, wasze spaghetti. – oboje odskoczyliśmy od siebie gdy Nolan z trzaskiem i niezadowoleniem położyła talerze na stoliku. Uśmiechnęliśmy się równocześnie.

- Dziękuję. – nawet na nią nie spojrzał. Wpatrywał się tylko w moje oczy .  Miałam wrażenie, że jest oschły dla każdego tylko nie dla mnie.

- Mów dalej. – zachęcił gdy kelnerka odeszła.

- Mam sama się domyślić. – powiedziałam w końcu.

Odetchnął ciężko.

- No to nadal nam nic to nie mówi. – przyznał zasmucony.

- Mam do ciebie pytanie. – wzięłam do ust pierwszy kęs spaghetti. To samo uczynił Jeydon. Smak tej potrawy był przepyszny. Jeszcze nigdy nie skosztowałam lepszego spaghetti. – Jak to możliwe, że tak szybko przybiegłeś do mnie?

- Nie kierowałem się do domu tylko do kawiarni.

- Aha. Hmm, dobre to spaghetti. – mruknęłam.

- Bardzo dobre. – wybełkotał.

Oboje zaczęliśmy się szczerze śmiać. I oboje nie wiedzieliśmy dlaczego.



 Podobna restauracja.
 A tak wygląda podawane spaghetti w San Francisco.

Pozdrawiam ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz