Jay czekał na mnie przy wejściu do
restauracji w hotelu, która w niczym nie różniła się od pozostałych
pomieszczeń. Jakby starożytna, antyczna i bogata. Sprawiała wrażenie czystej i
schludnej aczkolwiek bardzo drogiej.
- Hej, Cher. – przywitał się mój
towarzysz. Przenikał mnie wzrokiem. Ubrany był w czarny garnitur a włosy jak
zwykle ułożone niedbale.
- Ładnie wyglądasz. – przyznałam
nieśmiało. Obrzucił mnie zaskakującym wzrokiem ale po chwili uśmiechnął się
zupełnie ładnie.
- Ty też, naprawdę. – zmieniłam tok
myślenia.
- Gdzie usiądziemy? – spytałam.
Rozejrzał się po sali restauracyjnej i odpowiedział:
- Może tam? – wskazał stolik przy
oknie. Za nim widniała panorama San Francisco.
- Na, którym piętrze jesteśmy? –
zapytałam rozkojarzona. Idąc tutaj myślałam tylko o śnie.
- Na ostatnim – przerwał swoją
wypowiedź. – Cher, czy ty się dobrze czujesz?
Nie odpowiedziałam tylko ruszyłam do
przodu. Rozglądając się na boki zauważyłam, że w restauracji nie było ruchu.
Oprócz nas tylko dwa stoliki były zajęte.
Usiadłam i poprawiłam biały obrus,
który niechcąco pomarszczyłam. Jeydon zajął miejsce przede mną i otworzył usta
by zawołać kelnerkę.
Tak, jasnowłosą kelnerkę o błękitnych
oczach i długich nogach.
- Witaj, Nolan. – szepnął bezwarunkowo
Jay.
Kobieta wyprostowała się i
uśmiechnęła.
- Cześć, Jay, co zamawiacie? –
spytała nie patrząc na mnie.
- Ja poproszę spaghetti. –
powiedziałam.
- Dla mnie to samo. – oznajmił. Gdy
Nolan odeszła od razu zaczął pytać. – Powiesz mi jak tu się znalazłaś?
Powiedziałaś wcześniej, że uciekłaś z domu. Wytłumaczysz dlaczego?
Zastanawiałam się co odpowiedzieć.
Nie wiem kim jestem. Miałam
tego dosyć, dlatego uciekłam. –miałam wielką ochotę tak powiedzieć. Niestety kłamstwo znów
zwyciężyło.
- Pokłóciłam się z Shannon.
- Shannon? – powiedział pytająco.
- To moja ciotka.
Pokiwał głową.
- To była ta przyczyna, tak? – zadał pytanie
jeszcze raz.
- Owszem. Może pogadamy o tych
dokumentach i Rose. – zaproponowałam.
- Zgadzam się. – odpowiedział kładąc
dłonie na stole.
- Śniło mi się… coś co było przerażające.
– odrzekłam zdruzgotana.
Przychylił się w moją stronę na tyle
mocno, że poczułam jego perfumy. Pachniał zniewalająco, świeżo, sama nie wiem
dokładnie jak. Ale wiedziałam, że był to zapach jedyny w swoim rodzaju.
Pokochałam go od razu. Jego czysto niebieskie oczy przyciągały jeszcze bardziej
niż perfumy.
- Co takiego ci się śniło? – spytał powtórnie.
- Widziałam tylko żółte oczy i miałam
świadomość, że jestem w archiwum w Białym Domu. To coś powiedziało: Nie
uciekniesz przede mną, Cherry Beverly.
- Co? – zapytał głośno. Uciszyłam go
i kontynuowałam.
- Insynuował mi, że tak się nazywam.
Wydaje mi się to …
Wpadka.
- Czekaj, czekaj. Czyli tak się nie
nazywasz, tak?
- Nie. Naprawdę nazywam się Cher
Houston.
Pokiwał głową.
- Więc, nie rozumiem…
- Posłuchaj dalej. Zapytałam się tego
kogoś, kto to S.B.
- I co? – dopytywał bardzo
zainteresowany.
- Proszę, wasze spaghetti. – oboje odskoczyliśmy
od siebie gdy Nolan z trzaskiem i niezadowoleniem położyła talerze na stoliku.
Uśmiechnęliśmy się równocześnie.
- Dziękuję. – nawet na nią nie
spojrzał. Wpatrywał się tylko w moje oczy . Miałam wrażenie, że jest oschły dla każdego
tylko nie dla mnie.
- Mów dalej. – zachęcił gdy kelnerka
odeszła.
- Mam sama się domyślić. –
powiedziałam w końcu.
Odetchnął ciężko.
- No to nadal nam nic to nie mówi. –
przyznał zasmucony.
- Mam do ciebie pytanie. – wzięłam do
ust pierwszy kęs spaghetti. To samo uczynił Jeydon. Smak tej potrawy był przepyszny.
Jeszcze nigdy nie skosztowałam lepszego spaghetti. – Jak to możliwe, że tak
szybko przybiegłeś do mnie?
- Nie kierowałem się do domu tylko do
kawiarni.
- Aha. Hmm, dobre to spaghetti. –
mruknęłam.
- Bardzo dobre. – wybełkotał.
Oboje zaczęliśmy się szczerze śmiać.
I oboje nie wiedzieliśmy dlaczego.
Podobna restauracja.
A tak wygląda podawane spaghetti w San Francisco.
Pozdrawiam ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz