Położyłam swoją torbę na ziemi i
otworzyłam drzwi hotelowego pokoju. W jego wnętrzu było tak jak w innych częściach tego budynku.
Przytulnie, zachwycająco, bogato.
Na wprost wejścia stał przy ścianie
narożny blat kuchenny. Na nim znajdowała się mikrofalówka i solniczka. Przy
lewej ścianie stała lodówka razem z kuchenką a na prawo było kolejne wejście do
sypialni. Łóżko, komoda, biurko, wszystko to wykonane z ciemnego drewna. Na
podłodze panele a przy biurku szklane drzwi prowadzące na balkon.
Widok z niego był jeszcze bardziej
zachwycający. Rozwidlała się tutaj panorama całego miasta. A na samej północy
widoczny był długi, oświetlany most obok
którego leżało szerokie i czyste morze.
Już wyobrażam sobie jak ten obraz
musi być piękny nocą. Nie mogło mnie spotkać większe szczęście.
I niemal już zapomniałam o
przerażających i dziwnych zdarzeniach dotyczących mojej śmierci. Aż do teraz.
Mrużąc oczy od jasnego słońca i
patrząc na te dalekie morze, usłyszałam głośne pukanie do drzwi.
- Otwarte! – zawołałam za siebie.
- Pukałem parę razy ale może nie
słyszałaś. – powiedział niezbyt donośnie Jay.
Wycofałam się do sypialni i usiadłam
na łóżku. Jedwabista pościel miała kolor jasnego fioletu.
- Mogę tutaj wam je pokazać? Nie chce
mi się stąd wychodzić. – wyjaśniłam chłopakowi. Jego zmierzwione włosy
zachęcały by je ułożyć.
- Jasne. Dlatego tu przyszedłem. –
wyszeptał siadając obok mnie. – W kuchni jest twoja torba, zostawiłaś ją przed
drzwiami.
- Dziękuję. – podniosłam się z
wygodnego łoża i podbiegłam do torby. Otworzyłam ją i wyjęłam teczkę z dokumentami
leżącą na samym wierzchu.
Zaniosłam je do sypialni i rozłożyłam
na podłodze.
Pierwszy dokument, który odłożyłam to
dane ostatniego potomka Szatana. Czyli dziewczyna, która podobna jest do mnie z
wyglądu ale tak naprawdę mną nie jest.
- Rany. – powiedział załamanym głosem
Jeydon. – Ty naprawdę je masz. Skąd? Jak ci się udało je zdobyć? – pytał
zaciekawiony jednocześnie kucając na podłożu.
- Zabrałam je z Białego Domu. -
odpowiedziałam patrząc się na kartki papieru.
- Co? – wykrzyknął kompletnie zdezorientowany
Jeydon. – Żartujesz, prawda?
- Nie. – odrzekłam podnosząc wzrok na
chłopaka.
- Mój Boże.
- O co ci chodzi? – zapytałam
oburzała. Zachowywał się jak jakiś nienormalny.
- Wiesz, że to miejsce czystego zła?
Tam kiedyś odbywały się czarne msze i to tam właśnie stworzono ostatniego
potomka. Tego, który nadal żyje.
Zamarłam.
Weszłam do przeklętego miejsca.
Byłam w pokoju, w którym mordowano i
gwałcono kobiety.
Chodziłam po tej podłodze, po której
chodził kiedyś sam Lucyfer.
A najgorsze było to, że zostawiłam w
nim tego chłopaka…
- Jesteś pewny, że mówimy o tym samym
miejscu?
- Biała willa położona w samym środku
lasu przy San Francisco. Nikt tam nie wchodził od 1994 roku.
- Dlaczego? – spytałam zaciekawiona.
- Doszło tam do brutalnego gwałtu na
kobietę Rose Livery.
Przeszukałam wzrokiem wszystkie
papiery i dostrzegłam zdjęcie kobiety o tym imieniu i nazwisku.
Podałam je Jeydonowi a on natychmiast
wciągnął powietrze do płuc.
- To… to… ona. Masz zdjęcie. To
niemożliwe. – wstał zszokowany i zaczął chodzić po pokoju. – Byłaś tam sama?
Wchodził ktoś z tobą do tego pokoju, gdzie znalazłaś to? – pokazał ruchem dłoni
dokumenty.
- Nie. Nikt nie widział, że je
oglądałam.
- To bardzo dobrze.
- Dlaczego?
- Jak już wcześniej mówiłem, zostały
zniszczone ponad dwa lata temu. Na moich oczach były palone w kominku.
Zrobiło mi się słabo. Na chwilę świat
zatrzymał się w miejscu.
- Dobrze się czujesz? – zapytał
zaniepokojony Jay.
Pokręciłam przecząco głową. Wzięłam
drżącą dłonią pożółkły papier, który najbardziej wstrząsnął mną w Białym Domu.
- Ciekawe, imię i nazwisko nieznane.
- Właśnie. Wszędzie podana jest nazwa
dziecka a tutaj wyjątkowo nie. Może Rose zdążyła uciec zanim urodziła dziecko?
- Całkiem prawdopodobne. A gdy się
urodziło ukryła je gdzieś nie podając jego tożsamości.
Serce podskoczyło mi do gardła.
Nie wiem jak się nazywam.
Nic o sobie nie wiem.
Ciotka z Billym ukrywała mnie w lesie
w jakimś nędznym domku.
- Chcę wam pomóc. – oznajmiłam. Wtedy
uspokoję swoje sumienie.
BOŻE CO JA WYGADUJĘ?
NIE JESTEM 666 POTOMKIEM LUCYFERA! –
wrzasnęłam w myśli.
- Nie mam pewności co do słuszności
tego pomysłu. – wydukał chłopak.
- Zaufaj mi.
- Nie chodzi tu o zaufanie ale o to
czy dasz radę w razie czego zabijać?
To jeszcze nie całość ;) Polecam wam fajną piosenkę, fajną to za mało powiedziane... ;) Świetny utwór w wykonaniu Florence: ,, Seven Devils".
Kocham, cały czas jej słucham :)
Piszcie czasami komentarze, jest mi naprawdę miło z samego : Super, Fajna.
Każde słowo się dla mnie liczy.
Wejście do hotelu :)
Mniej więcej takie widoki z balkonu jak tutaj.
Podobny wystrój wnętrza.
Pisać czy podoba wam się to wyobrażenie hotelu i czy wy również sobie go takim wyobraziliście.
dokładnie tak sobie wyobrażałam ten hotel, znaczy w środku, bo na zewnątrz, to trochę inacze, świetne :D
OdpowiedzUsuńThis typically could precisely what figure out irrespective of whether you've
OdpowiedzUsuńalready certain the main dysfunction or simply balanced residing.
Carry on with mixing the combo ahead of butter comes with dissolved properly pairing is undoubtedly even into profitability.
To operate an effective home's kitchen?
Each of our Cookinex is always quite a few toaster oven reviews best morning meal producers you can get.
Cantonese has five inflections, inclusive of fall-then-rise as well as a rise-then-fall.