środa, 20 marca 2013

C.d 8 rozdziału


Położyłam swoją torbę na ziemi i otworzyłam drzwi hotelowego pokoju. W jego wnętrzu  było tak jak w innych częściach tego budynku. Przytulnie, zachwycająco, bogato.

Na wprost wejścia stał przy ścianie narożny blat kuchenny. Na nim znajdowała się mikrofalówka i solniczka. Przy lewej ścianie stała lodówka razem z kuchenką a na prawo było kolejne wejście do sypialni. Łóżko, komoda, biurko, wszystko to wykonane z ciemnego drewna. Na podłodze panele a przy biurku szklane drzwi prowadzące na balkon.

Widok z niego był jeszcze bardziej zachwycający. Rozwidlała się tutaj panorama całego miasta. A na samej północy widoczny był długi, oświetlany most  obok którego leżało szerokie i czyste morze.

Już wyobrażam sobie jak ten obraz musi być piękny nocą. Nie mogło mnie spotkać większe szczęście.

I niemal już zapomniałam o przerażających i dziwnych zdarzeniach dotyczących mojej śmierci. Aż do teraz.

Mrużąc oczy od jasnego słońca i patrząc na te dalekie morze, usłyszałam głośne pukanie do drzwi.

- Otwarte! – zawołałam za siebie.

- Pukałem parę razy ale może nie słyszałaś. – powiedział niezbyt donośnie Jay.

Wycofałam się do sypialni i usiadłam na łóżku. Jedwabista pościel miała kolor jasnego fioletu.

- Mogę tutaj wam je pokazać? Nie chce mi się stąd wychodzić. – wyjaśniłam chłopakowi. Jego zmierzwione włosy zachęcały by je ułożyć.

- Jasne. Dlatego tu przyszedłem. – wyszeptał siadając obok mnie. – W kuchni jest twoja torba, zostawiłaś ją przed drzwiami.

- Dziękuję. – podniosłam się z wygodnego łoża i podbiegłam do torby. Otworzyłam ją i wyjęłam teczkę z dokumentami leżącą na samym wierzchu.

Zaniosłam je do sypialni i rozłożyłam na podłodze.

Pierwszy dokument, który odłożyłam to dane ostatniego potomka Szatana. Czyli dziewczyna, która podobna jest do mnie z wyglądu ale tak naprawdę mną nie jest.

- Rany. – powiedział załamanym głosem Jeydon. – Ty naprawdę je masz. Skąd? Jak ci się udało je zdobyć? – pytał zaciekawiony jednocześnie kucając na podłożu.

- Zabrałam je z Białego Domu. - odpowiedziałam patrząc się na kartki papieru.

- Co? – wykrzyknął kompletnie zdezorientowany Jeydon. – Żartujesz, prawda?

- Nie. – odrzekłam podnosząc wzrok na chłopaka.

- Mój Boże.

- O co ci chodzi? – zapytałam oburzała. Zachowywał się jak jakiś nienormalny.

- Wiesz, że to miejsce czystego zła? Tam kiedyś odbywały się czarne msze i to tam właśnie stworzono ostatniego potomka. Tego, który nadal żyje.

Zamarłam.

Weszłam do przeklętego miejsca.

Byłam w pokoju, w którym mordowano i gwałcono kobiety.

Chodziłam po tej podłodze, po której chodził kiedyś sam Lucyfer.

A najgorsze było to, że zostawiłam w nim tego chłopaka…

- Jesteś pewny, że mówimy o tym samym miejscu?

- Biała willa położona w samym środku lasu przy San Francisco. Nikt tam nie wchodził od 1994 roku.

- Dlaczego? – spytałam zaciekawiona.

- Doszło tam do brutalnego gwałtu na kobietę Rose Livery.

Przeszukałam wzrokiem wszystkie papiery i dostrzegłam zdjęcie kobiety o tym imieniu i nazwisku.

Podałam je Jeydonowi a on natychmiast wciągnął powietrze do płuc.

- To… to… ona. Masz zdjęcie. To niemożliwe. – wstał zszokowany i zaczął chodzić po pokoju. – Byłaś tam sama? Wchodził ktoś z tobą do tego pokoju, gdzie znalazłaś to? – pokazał ruchem dłoni dokumenty.

- Nie. Nikt nie widział, że je oglądałam.

- To bardzo dobrze.

- Dlaczego?

- Jak już wcześniej mówiłem, zostały zniszczone ponad dwa lata temu. Na moich oczach były palone w kominku.

Zrobiło mi się słabo. Na chwilę świat zatrzymał się w miejscu.

- Dobrze się czujesz? – zapytał zaniepokojony Jay.

Pokręciłam przecząco głową. Wzięłam drżącą dłonią pożółkły papier, który najbardziej wstrząsnął mną w Białym Domu.

- Ciekawe, imię i nazwisko nieznane.

- Właśnie. Wszędzie podana jest nazwa dziecka a tutaj wyjątkowo nie. Może Rose zdążyła uciec zanim urodziła dziecko?

- Całkiem prawdopodobne. A gdy się urodziło ukryła je gdzieś nie podając jego tożsamości.

Serce podskoczyło mi do gardła.

Nie wiem jak się nazywam.

Nic o sobie nie wiem.

Ciotka z Billym ukrywała mnie w lesie w jakimś nędznym domku.

- Chcę wam pomóc. – oznajmiłam. Wtedy uspokoję swoje sumienie.

BOŻE CO JA WYGADUJĘ?

NIE JESTEM 666 POTOMKIEM LUCYFERA! – wrzasnęłam w myśli.

- Nie mam pewności co do słuszności tego pomysłu. – wydukał chłopak.

- Zaufaj mi.

- Nie chodzi tu o zaufanie ale o to czy dasz radę w razie czego zabijać?




To jeszcze nie całość ;) Polecam wam fajną piosenkę, fajną to za mało powiedziane... ;) Świetny utwór w wykonaniu Florence: ,, Seven Devils".
Kocham, cały czas jej słucham :)
Piszcie czasami komentarze, jest mi naprawdę miło z samego : Super, Fajna.
Każde słowo się dla mnie liczy.
Wejście do hotelu :)
Mniej więcej takie widoki z balkonu jak tutaj.
 Podobny wystrój wnętrza.
Pisać czy podoba wam się to wyobrażenie hotelu i czy wy również sobie go takim wyobraziliście.

2 komentarze:

  1. dokładnie tak sobie wyobrażałam ten hotel, znaczy w środku, bo na zewnątrz, to trochę inacze, świetne :D

    OdpowiedzUsuń
  2. This typically could precisely what figure out irrespective of whether you've
    already certain the main dysfunction or simply balanced residing.

    Carry on with mixing the combo ahead of butter comes with dissolved properly pairing is undoubtedly even into profitability.

    To operate an effective home's kitchen?

    Each of our Cookinex is always quite a few toaster oven reviews best morning meal producers you can get.
    Cantonese has five inflections, inclusive of fall-then-rise as well as a rise-then-fall.

    OdpowiedzUsuń