środa, 27 marca 2013

C.d 8 rozdziału


- Czekaj, coś ci pokażę. – zachęciłam Jaydona by na chwilę zamilkł.

Drżącą dłonią wzięłam papier z identyfikacją ostatniego potomka Lucyfera.

- Tu napisane jest, że po roku gdy Rose Luvery urodziła dziecko została zamordowana. Piszą, że sprawiała kłopoty. Co to może znaczyć?

Nie zastanawiał się ani chwili.

- To logiczne. Uciekła im parę dni później. W 1994 gdy urodziła dziecko, chciała się go pozbyć. W tą samą noc była zamordowana.

- Skąd ta pewność? – zapytałam.

- Rada nie pozwoliłaby żyć kobiecie, która uciekła z ich więzienia. Mieli dużo informacji na jej temat i najpewniej ją śledzili. Stąd mogli też obserwować dziecko, nie słyszeli imienia ani nazwiska ale zauważyli jego kolor oczu i włosów. W noc kiedy chciała pozbyć się dziecka zabili ją. By …

- Potomka mieć dla siebie.

- Dokładnie. Tyle, że to im się nie udało… - wyjaśnił przerażony.

- Interesuje mnie tylko kto to Jack Halley, Tom Tiffany i S.B.

- Tiffany musiał być jednym z tych satanistów. S.B napisała, że brał udział w czarnej mszy na Rose.

- A Jack Halley musiał być takim jak my.

- Wszystko na to wskazuje.

S.B – to inicjały kobiety.

Dźwięk dzwoniącego telefonu rozproszył mnie z myśli. Otworzyłam moją torbę i wyjęłam czarnego Samsunga. Na wyświetlaczu pokazał się numer Shannon. Odrzuciłam połączenie i wyłączyłam komórkę. Nie mam ochoty teraz się tłumaczyć.

- Czemu nie odebrałaś? – Jay podniósł wzrok znad kartek.

- Nieznany numer. – wyjaśniłam.

Pokiwał głową.

- Widziałaś te zdjęcia? – zapytał zainteresowany.

- Jasne. - A to? – podał mi fotografię przedstawiającą grupę ludzi ubranych w czarne ciuchy.

- Tu gdzieś musi być Tom Tiffany.

- Właśnie. Zdjęcie pochodzi z 1993.

- Rok ostatniej czarnej mszy.

Przeszukałam wzrokiem stertę dokumentów i zauważyłam kolejną kopertę.

***

1994, San Francisco

Rose Luvery biegła przez ciemną uliczkę miasta. Bała się odwrócić bo tuż za nią podążali ci mężczyźni.

- Panno Luvery, proszę się zatrzymać! – krzyczeli.

- Tom, ona się nie podda. Trzeba przyspieszyć. – usłyszała głos głównego bohatera tamtej nocy.

Po paru minutach poczuła na swoich plecach czyjeś ręce. Potykając się o kogoś nogę runęła na ziemię.

- Rosalie, popełniłaś duży błąd uciekając od nas. To, że pozbyłaś się demona wcale nie oznacza, że jesteś bezpieczna.

- Nie możemy pozwolić by ktoś kto uciekł z naszego więzienia przeżył. – powiedział Tom.

- Gdzie ukryłaś dziecko?

- Nie powiem wam. – wyjąkała bezsilna.

Tiffany kopnął ją w głowę. Poczuła, że powoli odpływa i zasypia ale słyszała ostatnie pytanie.

- W jakim szpitalu je urodziłaś?

- W San Francisco, UCSF Medical Center…

Straciła przytomność.

***

- Cher? Cher, słyszysz mnie? – usłyszałam głos Jeydona jak przez mgłę.

- Tak. – wyszeptałam.

- Co ci się stało?- spytał przestraszony.

- Sama nie wiem. Chyba powinnam położyć się spać. – zamknęłam oczy i dokończyłam – Jak chcesz to weź te papiery ze sobą i zostaw mnie na jakieś dwie godziny. Spotkamy się o szesnastej na dole.

- W restauracji?

- Tak, a co? – zapytałam zniecierpliwiona.

- Pracuję tam jako kelner. Zaczynam pracę o 14:30. – powiedział lekko rozbawiony. Zebrał do kupy tonę dokumentów i wstał z zimnej podłogi. – Postaram się być na czas.

- Ok. Idź już. – szepnęłam.

Nie pamiętam kiedy zasnęłam.

***

Sen zaczął się od przedstawienia mi pewnego pomieszczenia. Nie rozpoznałam go od razu ale gdy przed moimi oczami pojawił się stół z zabłoconymi dokumentami, wiedziałam, że znajdowałam się w archiwum.

Biała Willa.

Tyle, że jej ściany były w czarnych plamach. Na deskach rozlana krew.

Istny koszmar. Modliłam się by jak najszybciej się obudzić.

Niestety, sen trwał o wiele za długo.

Usłyszałam trzask zamykanych drzwi i okien i nagle zrobiło się kompletnie ciemno. Z głębokiej czerni świeciły się tylko żółte oczy.

- Nie uciekniesz przede mną, Cherry Beverly. – w oddali rozległ się nieprzyjemny i bolesny ton głosu.

- Cherry Beverly?

- Tak się nazywasz.

- Niemożliwe.

- Nie wierzysz? Sprawdź. – rozkazał.

- Jak? – pytałam.

- Sama do tego dojdź.

- Kto to S.B? – dopytywałam.

W odpowiedzi usłyszałam tylko kapryśny i chrapliwy śmiech.

***
Pisać czy fajne te rozdziały ;) Na moje gg: 32202116 możecie informować co mogę jeszcze wrzucać na bloga by was zainteresowało, zdjęcia, filmy, co chcecie ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz