Wybałuszyłam oczy. Nie jestem przygotowana psychicznie by już dzisiaj kogoś unicestwić. Tymbardziej kobietę, która była moją szefową. Jednocześnie kobietę, która mnie zdradziła...
- Wspaniale. - burknęłam.
- Tak, ja też się cieszę. - wyszczerzyła się Elena.
***
Po piętnastu minutach czekałyśmy na autobus. Oglądałam się z nadzieją, że może gdzieś uda mi się zobaczyć Madison. Moja towarzyszka cały czas przypominała mi o tym, że nawet gdybym ją zobaczyła, nie mogłabym się do niej odezwać. Czemu? Kazała mi spytać o to Ellie.
Wreszcie przyjechał bus. Wsiadłyśmy do niego i czekałyśmy aż dojedzie do ulicy Halley. Elena w skrócie mówiła mi co po kolei robimy. Ja wchodzę do środka, próbuje z nią porozmawiać tak by nie wyszła na zaplecze. W tym czasie Elena jakimś cudem pojawi się za nią tyłem i wbije jej sztylet w głowę. Pomiędzy oczy, tak będzie zabawniej - powiedziała mi przed chwilą. Przęłknęłam ślinę by nie puścić pawia. Oznajmiła mi, że to moja pierwsza akcja i do moich zadań będzie należeć tylko zagadanie Miriam. Resztą zajmie się ona.
- Ale myślę, że nie będzie mnie chciała słuchać. - wyszeptałam.
- Musisz to zrobić. Inaczej wyczai, że ktoś jest na zapleczu i się cofnie a tam mnie zabije. Tego chyba nie chcesz. I ja też nie.
- Myślałam, że chcesz umrzeć?
- Chcę ale nie jako przegrana. - uśmiechnęła się dziwnie a następnie wyszła z autobusu. Szłam za nią krok w krok.
Pięć minut później dotarłyśmy do sklepu muzycznego ,, u Betty". Elena powiedziała mi tylko:
- Postaraj się zrobić wszystko tak jak ci mówiłam.
A potem odeszła. Hmm nie całkiem. Rozpłynęła się w powietrzu, jakkolwiek to brzmi.
Odetchnęłam i weszłam do środka.
Za ladą siedziała Miriam Logland, niby przyjemna starsza pani, niby demon.
- Czego tu chcesz? - przywitała mnie drapieżnym wzrokiem.
- Mi też cię miło widzieć.
- Nie zgrywaj się. Po coś tu przyszłaś... Cher. - sarknęła.
Pokiwałam głową i podeszłam bliżej.
- Zgadza się. Mam jakiś cel. - odpowiedziałam patrząc jej głęboko w oczy.
- Jeżeli myślisz, że ponownie przyjmę cię do pracy to się mylisz. - oznajmiła spokojniejszym tonem. Chciała udawać normalnego człowieka.
- A ja wogóle byłam zwolniona? - improwizowałam.
- Tak, dokładnie tydzień temu cię wyrzuciłam.
- Nie wydaje mi się, żebym przy tym była... - szepnęłam.
- Stałaś dokładnie przede mną.
- A może była to moja matka? - zapytałam podnosząc brew.
Miriam wstała z krzesła i powiedziała:
- To ja na ciebie doniosłam.
Wybuchnęłam śmiechem. Kobieta patrzyła na mnie zdezorientowana.
- Naprawdę myślałaś, że nie wiem? - spytałam. - Myślałaś, że nie zauważyłam u ciebie tatuażu plemienia Diemonts? Naprawdę uważałaś, żę będę na tyle głupia by nie domyśleć się, że to całe znalezienie pracy było jedną wielką pułapką? Wszyscy chcieliście mnie. Dlatego poinformowałaś Tiffanego o tym, że zjawiłam się tutaj wraz z Rose.
- Dokładnie tak. - przyznała racje. - A teraz kiedy cię znalazłam, dostanę grubą forsę i część Lucyfera.
Nagle usłyszałam czyiś szept:
- Giń demonie. - Elena jednym ruchem wbiła sztylet w głowę Miriam. Jego ostrze widoczne było od przodu. Tkwiło idealnie pomiędzy oczami. Z kobiety zaczęła płynąć bordowa krew, powiedziałabym wręcz czarna a zapach jaki się rozniósł po całym sklepie przyprawiał mnie o mdłości.
- Brawo, poradziłaś sobie. - pochwaliła mnie Elena.
- To nie było takie trudne. - wyszeptałam pochylając się nad byłą szefową. W kieszeni jej spodni był telefon. Popatrzyłam znacząco na moją towarzyszkę i spytałam:
- Wziąść?
- Tak.
- Co z nią robimy?
- Najpierw musimy zamknąć sklep i zasłonić wszystkie okna. - pokiwałam głową i zaczęłam szukać kluczy. Były w szufladzie biurka. Przekręciłam zamek i schowałam je z powrotem w to samo miejsce. Elena w tym czasie spuściła rolety.
- Okej, dzwonię do Ellie i Ann. - powiedziała i wyciągnęła z kieszeni tunki czarną motorolę. Włączyła rozmowę na głośnik. - Mamy Miriam. Właśnie leży martwa ze sztyletem pomiędzy oczami. Ktoś musi po nią przyjechać. - Wspaniale. Za dziesięć minut przyjedzie Trevor.
Rozłączyła się.
- Kto to Trevor? - zapytałam.
- Koleś od trupów.
- Ahaaa. - ziewnęłam.
Elena się zaśmiała.
- Nie wyglądasz jak byś przed chwilą brała udział w zabójstwie. Myślałam, że zaczniesz płakać i użalać nad ludzkim losem.
- To źle myślałaś. - odpowiedziałam poważnie.
Siedziałyśmy w ciszy obserwując martwą Miriam.
Po kilkunastu minutach ktoś walnął w okno. Elena przyłożyła do ust palec na znak, żebym była cicho. Wyjęła z powrotem swój nóż i ostrożnie odsunęła roletę. Przed oknem stała Ellie z jeszcze jedną kobietą.
Moja współpracowniczka kazała podać sobie klucze. Zrobiłam to w ułamku sekundy a po dwóch Ellie i nieznajoma kobieta stały przed nami.
- Okej, Trevor zaraz przyniesie worek. Musimy ją w niego wsadzić i wrzucić do bagażnika.
- Brzmi to jak w kryminałach. - przyznałam lekko przytłoczona.
- Zgadza się. - powiedziała Ellie. - Cher pozwól, że przedstawię ci Ann. To moja prawa ręka. Najmądrzejsza osoba w całej Radzie.
- Miło mi. Jestem Cher, córka Rose Livery. - wyciągnęłam rękę. Krótko ścięta kobieta uścisnęła moją dłoń.
Po chwili do pomieszczenia wszedł wysoki, muskularny mężczyzna. Ubrany był w robocze ubrania. To pewnie Trevor. Koleś od trupów...
Bez żadnego słowa zaczął pakować Miriam w worek... Później wyszedł z nim na zewnątrz jakby była to siatka z zakupami. Usłyszałyśmy głośne uderzenie, znaczyło to, że Logland była już w bagażniku.
- Okej. Wychodzimy stąd i oczyszczamy.
- Co? - wyrwało mi się.
- Zaraz zobaczysz. - powiedziała Elena.
Wyszłyśmy ze sklepu, który kiedyś kojarzył mi się z całym szczęściem a teraz kojarzy mi się tylko i wyłącznie ze śmiercią i krwią.
- Katharsis demon. - wysyczała Elena, Ellie i Ann. - Oczyścić z demonów. - wyjaśniły.
Pokiwałam głową i podążałam za trójką najbardziej odważnych mi kobiet na świecie.
Teraz byłam jedną z nich.