sobota, 9 listopada 2013

Koniec rozdziału 37


- Ellie na samym początku powiedziała, że pozostało mi niewiele czasu. Co to miało znaczyć? - spytałam po pięciu minutach ciszy.

- To znaczy, że wszyscy cię szukają i możesz się spodziewać, że jeżeli zostałabyś w hotelu, nie przeżyłabyś jutrzejszego dnia. Mieszkanie blisko Rady zapewni ci odrobinę większe bezpieczeństwo, ale nie stuprocentowe. Dlatego właśnie musisz się spieszyć z wykonaniem swoich zadań. - wyjaśniła.

- Hmm czy to nie dziwne, że śmierć traktuję jak najnormalniejszą w życiu rzecz? - zapytałam trochę przybita. Muszę kogoś zabić - o to wlaśnie pytał mnie Jeydon kiedy rozmawialiśmy o mojej pracy jako Łowczyni, mianowicie o to czy dam radę zabić. Odpowiedziałam tak. Teraz nie jestem już taka pewna.

- Nie. Według mnie to nie dziwne. Śmierć to naturalna kolej rzeczy. Przychodzi, zabiera i odchodzi. Czy nie jest taką samą istotą jak człowiek? Kiedy czegoś od ciebie chce, jest miły, podlizuje się byle tylko to coś od ciebie zabrać i odejść. Nawet bez słowa. Bez pożegnania. To najbardziej boli. Tym jest śmierć.

Myślałam przez chwilę nad słowami Eleny. Nigdy nie dobrałabym tak słów, nigdy nie wymyśliłabym czegoś bardziej sensownego.

A co jeśli ...

Jeśli to wszystko jest naprawdę tylko wymysłem w mojej głowie?

Co jeśli jutro obudzę się i nie będę nic pamiętać?

Co jeśli ... nie będzie w nim i mnie?

Co ja bredzę?!

- Co sądzisz o Ellie? Czy naprawdę zawsze jest taka miła i uprzejma? - zapytałam by przerwać durny monolog.

- Przewodniczący to bardzo fajna babka. Chyba tak się to mówi.

Wybuchnęłam śmiechem.

- To znaczy, powiem to inaczej. Jest konsekwentna, stanowcza, kiedy się wkurzy to naprawdę potrafi dowalić ale to jej jedyne wady.

- Teraz rozumiem czemu musiałaby mnie zabić gdybym nie zrobiła tego co mi kazała.

- To dobrze, że wiesz... Nie byłoby to dla ciebie miłe uczucie. Chociaż chętnie bym się z tobą zamieniła. - uniosła kąciki ust.

- Czy od jutra mam zacząć ... hmm tak zwaną ,, przemianę " ? - spytałam patrząc jej w oczy. To pytanie nurtowało mnie najbardziej.

Elena wstała z łóżka, zgasiła światło i burknęła:

- Tak. Pobudka o piątej rano.

Po czym trzasnęła drzwiami i zostawiła mnie samą.



***

Dochodziła druga w nocy a ja nadal nie spałam. Za trzy godziny miałam ponownie zmienić swoje życie. Wskoczyć w glany, czarne spodnie, czarną tunikę, spakować sztylet i inne bronie i zabijać swoich wrogów. Czy właśnie nie takiego życia chciałam? Pełnego wrażeń, adrenaliny, innego niż codzienne siedzenie w domu. A teraz co?

Leżałam w obcym łóżku, nie mam przy sobie Jaya. Pewnie mnie nienawidzi. Przypominam sobie nawet kiedy powiedział, że zabił swoją dziewczynę tylko dlatego, że była diemontem. Podobno kochał ją jak nikogo innego, pewnie gdy teraz chodzi o mnie, sam wyda zarządzenie, żeby mnie zadźgali. Nie mówcie mi, że się mylę.

Co powinnam jutro, dzisiaj zrobić? Na pierwszy ogień wezmę sobie Camillię... zaraz zaraz. Czy ona przypadkiem nie została zabita przez Elenę? Czemu więc Ellie kazała mi się jej pozbyć? Muszę zapytać o to bladoskórą piękność.



Pozostał jeszcze Tom Tiffany. I reszta członków Diemonts. Zabicie tego pierwszego jak wcześniej mówiłam będzie trudne, mam nadzieję, że Madison nie będzie mi miała tego za złe. Ciekawa jestem co z moimi rzeczami, które zostały w hotelu. Przecież był tam mój laptop, wszystkie dokumenty z Białego Domu, telefon, ubrania od Madison. Naprawdę za nią tęsknie. Jak za niczym na świecie.

Ciekawa jestem co słychać u Alex. Dziwne jest to, że parę dni po tym jak wróciliśmy z Białego Domu, zaatakował mnie Tom Tiffany. To trochę zbyt podejrzane, ta cała jej historia, że Andrew wcale jej nie zabił.

To ona mnie zdradziła.

Dziewczyna, której podałam swoje dane osobowe.

Dziewczyna, która dała mi numer do Christiana - zdrajcy, który nie prowadzi żadnej biblioteki, nie ma Księgi Diemontów, Camillia miała racje. Alex specjalnie kazała mi sie skontaktować z Christianem, diemontem, który dał znać o moim spotkaniu z nim Tiffanemu. Ten czekał na mnie kiedy to jechałam do Fighera.

Sprytnie to wykombinowali.

A więc muszę zabić Christiana Fighera i Alex.


 
   Hmm pierwsze skojarzenie z Ellie. W książce jest ona odzwierciedleniem mojej pani od chemii, którą serdecznie pozdrawiam :)

Pisać czy rozdział się podobał.
:)

 


4 komentarze:

  1. No, Cher wbija nogi w glany, ciemne ubranie, kilka sztyletów, noży do rzucania i sznur do duszenia i można zaczynać imprezkę.
    Nie jest nudny, jest fajny. Ale powiem ci coś. Masz tu tyle drugoplanowych lub epizodycznych bohaterów że prawie nikogo nie pamiętam. Ale to tylko ja.
    Uwielbiam gatki Eleny. Gada jak mój sobowtór.
    Pozdro. I życzę dużo weny.
    P.S. chyba w końcu skończę ten epicko długi rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz rację, sama się w nich gubię ale co poradzić. Bardzo lubię wprowadzać nowych bohaterów . Pozdro. Życzę szybkiego skończenia epicko długiego rozdziału ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam.
    Zgłosiłaś swój blog do katalogu na Rejestrze blogów, podając kategorię fantastyka, jednak ma ona trzy podkategorie, dlatego prosiłabym o uzupełnienie zgłoszenia. Wystarczy dopis.
    Przypominam też o dodaniu linku/buttonu do Rejestru na blogu.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie widzę linku do IS'u na blogu i jest złe hasło.
    Data usunięcia zgłoszenia i przeniesienia na czarną listę: 01.12.2013 r.
    http://internetowy-spis.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń