***
Jeydon
1 dzień wcześniej
Gdzie jest Cher? - to pytanie zadawał sobie już od ponad trzech godzin. Miała pojechać do niejakiego Christiana Fighera, sprawdził tego gościa w internecie. Poszukiwania trwały długo ale znalazł coś ciekawego. Takowe imię i nazwisko wogóle nie istnieje. Nie ma żadnego Christiana Fighera a Cher nie wraca do hotelu chociaż zbliża się dwudziesta. Pytał się Madison czy wie kiedy wróci jego dziewczyna. Ona także nie miała pojęcia gdzie podziewa się ich przyjaciółka.
Kiedy ktoś zapukał do jego pokoju, nerwowo wstał z łóżka i prędkim ruchem otworzył drzwi. Miał nadzieję, że wróciła Cher. Mylił się.
Przed wejściem do pokoju numer 45 stała straszna istota. Ubrana na czarno, trzymająca w ręku sztylet Diemonts. Nie wróżyła niczego dobrego.
- Kim jesteś? - spytał groźnym tonem, przymykając lekko drzwi.
- Nie bój się. Nie przyszłam tu po to by cię zabić. - odpowiedziała, robiąc krok w przód i uderzając glanem w drewniane wejście. Nieznajoma usiadła na blacie kuchennym i zaczęła mówić:
- Jestem agentką Rady Plemienia Diemonts. Przybywam tu z polecenia Ellie Waslaw. Myślę, że wiesz kim ona jest. Informuję cię o tym, że niejaka Cher Beverly, wcale nią nie jest.
- Chwila. Pokaż mi dowód, że mogę tobie ufać. - odezwał się nie mogąc znieść kolejnych informacji o swojej dziewczynie. Podejrzewał ją o niejedno ale zawsze miał za to wyrzuty sumienia. Pewnie to co o niej zaraz powie agentka okaże się kłamstwem. Inaczej być nie może. Kochał Cher, nie wyobrażał sobie tego, że mógłby ją stracić.
Nieznajoma zdjęła z siebie czarną szatę i ukazała dwie gołe ręce utatuowane czaszkami i krzyżami. Na jednej z nich widniał napis: R.P.D.
Pokiwał głową aby dać jej do zrozumienia, że uwierzył w to iż faktycznie jest tą za kogo się uważa.
- Twoja przyjaciółka naprawdę nazywa się Cher Livery i jest córką Rose Livery. Owszem, Cher jest ostatnim potomkiem. 666. Naznaczonym przez samego Lucyfera.
Ugięły się pod nim kolana a świat przestał istnieć.
Serce pękło mu na pół. Kolejna dziewczyna, którą kochał. Kolejny raz się zawiódł.
- Skąd macie takie informacje? To jakiś absurd. - krzyczał. W jego oczach zaczęły pojawiać się łzy.
- Zjawiła się u Miriam Logland wraz ze swoją matką. Dodatkowo ustaliliśmy, że jej wuj to Billy Livery, brat Rose.
- Do cholery, sprawdźcie to jeszcze raz! Przecież to na pewno pomyłka! Znam Cher nie od dziś i...
- I co? Nigdy nie zauważyłeś, że jest inna? Naprawdę nie skojarzyłeś faktów? Przecież wiedziałeś o tym, że potomek zjawił się i Miriam.
- Owszem. - pokiwał głową. Teraz wszystko zaczęło układać mu się w całość.
- Nie domyśliłeś się już wtedy? A może po prostu nie chciałeś się domyśleć? - pytała.
- Gdzie ona jest? - zapytał idąc w głąb pokoju. Jego ciało drżało a po twarzy spływał pot.
- W Białym Domu. Porwał ją Tiffany.
Na sekundę zaniepokoił się. Po chwili to uczucie przeszło. Spłynęło po nim niczym przyjemna, ciepła woda. Przecież ta dziewczyna to demon. Kolejny potwór, którego trzeba się pozbyć. To śmieć, który zanieczyszcza powietrze. Czemu więc się nim przejmować? Jeżeli jej nie zabije, to zrobi to kto inny. Na przykład Tiffany. Nie będzie mu miał tego za złe.
- Co z nią zrobicie? - zapytał beznamiętnie.
- Przejmę ją z rąk Camilli Ping i zaprowadzę do siedziby Rady. Tam ogłoszą jej wyrok. A wy, jej przyjaciele...
- Nie jestem jej przyjacielem.
- Macie zakaz kontaktowania się z nią w jaki kolwiek sposób. Cher stała się tak jakby świadkiem koronnym.
- Nie chce jej widzieć. I myślę, że Madison także. Okłamywała nas od dłuższego czasu. Rada musi wiedzieć, że zaczniemy polowania na potomka. Jeżeli ma żyć, musicie ją dobrze chronić. - mówił jakby nigdy jej nie kochał. Jakby widział ją tylko raz.
I wtedy uświadomił sobie pewną rzecz.
To on musi ją zabić. Wtedy demon najbardziej zacierpi.
***
Madison
W tym samym dniu
Krótkowłosa blondynka stała na balkonie i wpatrywała się w urzekający ją zachód słońca. Ciągle zastanawiała się kto ją tu przysłał. Jak się tu wogóle dostała. Podejrzewała czasem, że to jej ojciec postarał się aby zamieszkała w tym hotelu i zapomniała o swojej przeszłości. Tylko jak mógł to zrobić? Owszem jest demonem ale przecież to nie komiks. Tutaj, w realnym świecie nie ma czegoś takiego jak paranormalnych mocy. Może się myli?
- Madison, czy możesz wreszcie tu podejść? - krzyczał ktoś z pokoju. Dziewczyna gwałtowie odwróciła głowę i odpyskowała:
- Zaraz przystojniaku. Zbieram myśli.
- To zbieraj je szybciej bo mamy do obgadania ważną sprawę. - odpowiedział jej.
Madison sapnęła i ciężkim krokami, trochę udawanymi podeszła do Jeydona. Spojrzała na niego wymownie i czekała na to co powie.
- Cher jest ostatnim potomkiem. - powiedział obojętnie.
Mad pokiwała głową i czekała dalej.
- Nie zaraagujesz? Cher to pół demon...
- Człowieku, wiem kto to ostatni potomek. - powiedziała. - Cher przyznała mi się do tego wcześniej.
Poczerwieniał i zaczął krzyczeć:
- CO? Wiedziałaś i nic mi nie powiedziałaś?
Dziewczyna zaczęła rechotać i odpowiedziała:
- Weź tak się nie sapaj. Owszem, nie powiedziałam ci bo Cher mnie o to prosiła. Przewidziała twoją reakcję. Jesteś taki przewidywalny, Jay. Taki prosty. - mówiła z satysfakcją.
- Nieważne. W każdym razie mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że musimy ją zabić.
Mad opadła szczęka. Przecież niespełna dwie godziny temu, martwił się o jej życie. Czy on pod tą swoją piękną warstwą miał wnętrze?
- Nie myślałam, że jesteś aż tak...
- Jaki?
- Taki bez uczuć.
Chłopak parsknął złośliwie i odrzekł:
- Jeżeli mówisz tu już o braku uczuć to spójrz na siebie.
Oburzona Madison poczuła jak coś ją uszczypnęło. To słowa, które wypowiedział Jeydon. Uważała go za swojego bliskiego znajomego. Wcale nie była pusta aby pozwalać sobie na takie traktowanie.
- Wiesz co Jay? To ty jesteś demonem. Nie jesteś jej wart. Cher to dziewczyna o najbardziej niebiańskiej duszy na świecie. Jeżeli już ktoś ma zginąć, to ty. Czy ty wogóle siebie słyszysz? Jeszcze niedawno twierdziłeś, że kochasz tą dziewczynę na wszystko co istnieje, że jesteś zdolny do śmierci za nią. A teraz co? Chcesz ją zabić? Były to tylko puste słowa... Zacytuję ci słowa pewnego barcelońskiego pisarza. Ludzie są gotowi uwierzyć we wszystko, tylko nie w prawdę. Potrafisz stanąć po stronie wieśniaków pragnących śmierci kolejnej istoty. Wierzysz im, że jest ona taka sama jak inne diemonty. Ale nie potrafisz sam ruszyć głową i zrozumieć to, że Cher jest inna. To ona jest prawdą, w którą nikt nie chce wierzyć. Pomyślałam jeszcze o jednej rzeczy. A może zależy ci na tych dolarach? Przecież jest ich do zgarnięcia tak dużo. Nie cieszyłbyś się, gdybyś rzucił pracę kelnera i nie wiem... został modelem? Przecież to piękne opakowanie wręcz do tego zawodu pasuje. Ale co z wnętrzem? Jeydon dlaczego masz tam echo? Na koniec tego przemówienia: to ty jesteś nikim, to ty jesteś śmieciem.
Następnie odwróciła się i zostawiła go samego, dumna ze swoich prawdziwych słów.
Nie wiem czy komuś się to podoba, oddałam całą siebie, że coś wydusić. Przepraszam za błędy ale nie mam siły już poprawiać. Dedykacja dla mojej friends, panny M. E. S . Córki Einstaina.
Dzięki niej mam wenę i humor.
Ślijcie w komentarzach propozycję zdjęć, które mam zamieszczać pod rozdziałami. Dajcie też coś od siebie.
Pozdrawiam i dobranoc :)
WOW ale Madison pocisnęła Jeydonowi.
OdpowiedzUsuńRozdział nie był nudny, ta rozmowa Eleny z Jeydonem mnie zaintrygowała. A cały rozdział pozostawił u mnie niedosyt, nie umiem tego wyjaśnić.
Czekam na rozwój wypadków.
Pozdrawiam i życzę weny.
Sztyletnica
Hej, bardzo żałuję , że dopiero teraz odkryłam tego bloga :C Świetnie piszesz, od razu mnie wciągnęło i jeśli będę miała czas, zacznę czytać od początku :D I już Cię obserwuję ;)
OdpowiedzUsuń+zapraszam na mojego bloga, gdzie piszę powieść fantasty. Mile widziany komentarz ze szczerą opinią. http://skazaninawiecznosc.blogspot.com/