W środku pokoju nie znajdowało się nic prócz wielkiej szafy i lustra. Dosłownie. Nie było tu nawet okien a więc wybieranie odpowiedniego stroju do spotkania z przewodniczącym Rady było bardzo kłopotliwe. Mimo to odnalazłam jakąś czarną sukienkę, która idealnie kontastowała z moimi rudymi włosami. Założyłam jeszcze trampki Converse a następnie z dumą wyszłam z ciemności.
Elena obrzuciła mnie srogim spojrzeniem.
- Nie mogłaś założyć spodni?
Popatrzyłam na nią zadziwiona.
- Nienawidzę sukienek.
Zastanowiłam się czy ta dziewczyna lubi cokolwiek innego od zabijania, czarnych ciuchów i samej siebie.
- Chodź za mną. - nakazała.
Szłyśmy dalej wąskim korytarzem oświetlonym tylko lampami jarzeniowymi. Czy Elena naprawdę należała do Rady? Przecież to miejsce w najmniejszym stopniu nie opisuje jej siedziby.
- Kiedy...
- Już niedługo. - nie pozwoliła mi dokończyć pytania.
Ta dziewczyna czytała w myślach.
Po piętnastu minutach wreszcie stanęłyśmy.
Przed nami w bordowych murach, które niewiadomo skąd pojawiły się na ścianach korytarza, stały ogromne, mosiężne drzwi.
- To kolejna rzecz, którą zobaczysz i nie będziesz mogła pochwalić się nią nikomu.
- Czemu, czemu nikt nie może wiedzieć o tym miejscu?
- Bo Rady tak naprawdę nie ma. To wszystko dzieje się w twojej głowie. Potraktują cię jak idiotkę.
Zamurowana patrzyłam się na Elene. Dziewczyna pchnęła drzwi i wstąpiła do wielkiej, jasnej dla odmiany sali. Sali niczym z pałacu.
W żadnym stopniu nie przypominała holu wejściowego w hotelu. Była pięć razy większa, bardziej elegancka, mniej zatłoczona, udekorowana rzeźbami aniołów. Na przeciwko wejścia były widoczne trzy, sięgające aż do sufitu okna. Nie zauważyłam nawet bardzo szerokiej ławy, przy której siedzieli jacyś ludzie. Ludzie na pozór wyglądający tak jak my a jednak zupełnie inni.
Każdy z nich ubrany był w czarną pelerynę. Wszyscy wyglądali tak samo, ten sam wyraz twarzy, taka sama pozycja. Miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. W jednej chwili chciałam cofnąć się i być z powrotem w mieście, w drugiej - pragnęłam zacząć już rozmowę.
Tak wiem to strasznie dziwne i pewne niezrozumiałe dla większości ludzi ale człowiek w chwili kiedy wie, że czeka go śmierć nie jest pewien czego tak naprawdę chce.
Wytężyłam wzrok i zauważyłam pewną różnicę wśród członków Rady.
Niska szatynka ubrana w czarną pelerynę stała przy środku długiego stołu. Na nosie miała okulary a na szyi zawieszony srebrny łańcuch. Patrzyła na mnie zahipnotyzowana i poruszała niezrozumiale ustami. Dopiero po dwóch sekundach ktoś popchnął mnie od tyłu i zdałam sobie sprawę, że kobieta ta mówiła do mnie na głos a ja jak głupia stałam i się na nią patrzyłam.
- Przepraszam. - powiedziałam skruszona.
- W porządku. W siedzibie Rady jesteś po raz pierwszy, nic dziwnego, że tak to przeżywasz. - odpowiedziała. - Jestem Ellie Woslow. Przewodniczący Rady Plemienia Diemontsów i Łowców.
- Przewodniczący? - wyrwało mi się.
Ellie spojrzała na mnie rozbawiona i uświadomiła mi, że wcale nie jest taka straszna jak Elena. Uśmiechnęłam się.
- Przejdźmy do rzeczy. Sprowadziliśmy cię tutaj, ponieważ Rada dowiedziała się o twojej prawdziwej tożsamości i pragnie ci udzielić pewnych zaskakujących informacji. - mówiła kobieta nieco poważniejszym tonem.
- Mianowicie?
- Mianowicie?
- Pozostało ci mało czasu Cher. Jednakże musi ci go starczyć na wykonanie paru rzeczy.
Popatrzyłam na nią, unosząc brodę. Czułam się jak najważniejsza osoba na świecie, bohaterka, która poświęcając swoje życie wie, że zasłużyła na szacunek.
To całkiem do mnie niepodobne....
- Po pierwsze, będziesz musiała zabić Toma Tiffanego, Camillię Ping i kilku innych diemontów. Po drugie, nie możesz już mieszkać w Grands Hotel, nasi ludzie zbudowali ci małą rezydencję na przedmieściach San Francisco. Po trzecie, musisz zrezygnować z wszelkiego kontaktu ze swoimi przyjaciółmi. I czwarte, powód dla, którego nie możesz utrzymywać kontaktu z Madison Tiffany i Jaydonem Hallem jest jeden: oni już wiedzą kim jesteś. Poinformowani zostali przez Elenę. - przerwała swoje przemówienie a ja czułam jak miękną mi kolana. - Jeśli nie wypełnisz tych wszystkich zaleceń, czeka cię coś znacznie gorszego niż śmierć. Zostaniesz zamknięta w celi a nasi specjaliści uwolnią w tobie demona. Będziesz męczyła się sama ze sobą, ponieważ jak wszyscy wiemy jesteś także człowiekiem. Jako Cher będziesz odczuwała ból, który zadaje demon. Jednakże, nie będziesz mogła nic z tym zrobić. Dlaczego będziesz musiała tak cierpieć? Z racji takiej, że zajmujemy się likwidacją Diemontów a przyjmowaniem Łowców, naszym obowiązkiem jest cię zabić. Wiemy natomiast, że jesteś inna i nie potrafisz przyznać się do swojej prawdziwej tożsamości. Postanowiliśmy dać ci szansę.
- Ellie, zapomniałaś o jednej rzeczy. - odezwał się jakiś mężczyzna.
- No tak. Przepraszam. Jeśli zmieniłabyś decyzję i zrezygnowała ze swojej śmierci, moglibyśmy zatrudnić cię jako Łowczynię Demonów Najsilniejszych. Elena wytłumaczy ci później co to za organizacja. Jeśli zaś jej nie zmienisz, pozostaje ci tylko to wyjście, które wcześniej omówiłam. Na odpowiedź masz czas do jutra a teraz Elena zaprowadzi cię do twojego, tymczasowego pokoju.
Dedykacja dla Sztyletnicy :)
Dzięki za dedykacje.
OdpowiedzUsuńRozdział zajebisty. Decyzja Cher jest oczywista chyba że będziesz chciała nas zaskoczyć. Nie mogę się doczekać przemiany. I o co chodziło z tym że " zostało ci mało czasu"? Cher będzie demonem na pełny etat? I jeszcze coś kurde jak ja lubię Elenę, to taka miła i fajna dziewczyna. ;)
A teraz kilka słów do czytelników tego bloga : KOMENTOWAĆ GO K****, MOJA KOLEŻANKA TU SIĘ MECZ, A WY CZYTACIE TEGO BLOGA I NIE POŚWIĘCICIE TYCH 5 MIN NA NAPISANIE KILKU SŁÓW. Piszcie komentarze bo wam tego czasu może kiedyś zabraknąć.
Pozdro,
Sztyletnica