***
Jeydon
Słowa Madison wcale go nie ruszyły.
A może jednak?
Owszem kiedyś może i coś czuł do Cher ale w tym momencie, gdyby zobaczył ją w tym pokoju, wziąłby nóż i wbił go jej prosto w brzuch.
Kiedy trochę ochłonął, siegnął po telefon i wykręcił numer Merlona. Po paru sekundach mężczyzna odebrał.
- Spotkajmy się pod Grands Hotel. Wiem gdzie ukrywa się potomek. Jeszcze dzisiaj zginie.
***
Cher
Czekając na Elenę przed jej pokojem ciągle miałam przed oczyma zmarłe ciała Christiana, Miriam i Alex, którą bardzo łatwo można było znaleźć. Początkowo nie zdawałam sobie sprawy, że praca Łowcy okaże się tak męcząca psychicznie. W dodatku tęskniłam za Jeydonem i Madisonem a nikt za cholerę nie pozwalał mi ich zobaczyć. Sekundę później Elena nagle wyszła ze swojej sypialni i dała mi do ręki długi nóż.
- Co to jest? - zapytałam przestraszona.
- Polują na ciebie. Jeszcze dzisiaj chcą cię dorwać. Musisz być ubezpieczona... - wyjasniła.
- Co ty gadasz? Kto? Kto na mnie poluje?
- Chrześcijanie. Nawet twój ukochany. To on jest ich przywódcą.
Zmroziło mnie. To niemożliwe. Przecież...
- Kłamiesz! Próbujecie mnie z nimi skłócić! Jesteś cholerną kłamczuchą!
Szybko oddaliłam się od Eleny i pobiegłam do przodu. Z moich oczu płynęły łzy, rozpaczliwie chciały się wydostać. Nadal nie wierząc w słowa mojej współpracowniczki bolały. I to strasznie.
Kiedy wreszcie ujrzałam wyjście na zewnątrz, jak najszybciej się wydostałam z tego okropnego tunelu. Znowu zaczęłam biec nie zważając na to, że z tyłu woła mnie Elena.
- Cher?! To ty? - nagle przede mną pojawiła się znajoma postać.
- Jay? To naprawdę ty? - spytałam rzucając się na szyję.
- Tak. Gdzie byłaś? Martwiliśmy się o ciebie...
Niespodziewanie zaczęłam upadać. Świat spowiła mgła a na moim brzuchu pojawiła się wielka plama krwii.
***
Lekko otworzyłam oczy. Spanikowana uświadomiłam sobie, że leżę na zimnej glebie w samym środku lasu. Obok mnie stali mężczyźni, trzymający w ręku katany i sztylety.
- Puśćcie mnie! Błagam! - zaczęłam wrzeszczeć.
Chrapliwy śmiech.
- Nie bój się. Tak szybko się ciebie nie pozbędziemy, śmieciu. - powiedział Jeydon.
I właśnie w tym momencie przestało mi zależeć. Nie obchodził mnie fakt, że zaraz będę nieżywa ani to, że już nigdy nie zobaczę Shannon i Billiego. Najgorsze było to, że słowa Jaya były słowami, które uśmiercały mnie na miejscu. Zachowywał się jakby mnie nie znał. Nienawidziłam go a jednocześnie kochałam.
Dedykacja, przepraszam że przy takim słabym rozdziale pff tego nie można nazwać rozdziałem. dedyk dla mojej Einstainówy Sztyletnicy! :) Pozdrowienia dla innych czytelników, jeśli takich mam
:p
Rozdział ma sens
OdpowiedzUsuńJeydon jest wkurzony. Więc zbiera ekipe i idzie zbawiać świat.( zabic ostatniego potomka Lucyfera)
Cher, debilka (sorry przyzwyczajenie) jest podłamana psychicznie zabójstwami i nie chce przyjąć do wiadomości tego że Jeydon jej nienawidzi. Więc ucieka i się jej za głupotę dostaje.
Jaki Jeydon na końcu jest miły: " Nie bój się..." Polubiłam chłopaka ( trochę)
Liczę na krwawy ciąg dalszy.
Więc bierz dupę w troki i pisz mi tu natychmiast kolejny rozdział.
Pozdrowienia, Sztyletnica