- Więc on nadal żyje?! – spytałam
osłabiona.
- Tak, zgadza się.
Świetnie. –
pomyślałam. Oddałam całą siebie na tą bandę Upadłych a tak naprawdę Aaron nadal
jest!
- Ale co to znaczy? Co muszę
jeszcze zrobić?! Bo teraz jestem Ciemnym Światłem, prawda?
- No właśnie… Nie do końca.
Jesteś w trakcie przemiany między Jasnym a Ciemnym Światłem.
Oburzona wstałam
z kamienia. W Ogrodzie jak zawsze oprócz Heatha był mój ojciec. Przyglądał się
naszej rozmowie, nic nie mówiąc.
- Co?
Heath opuścił
głowę i zacisnął pięści.
- Przykro mi ale tak jest.
- Dobrze więc co teraz mam
robić? – pytam. Po chwili wahania, mój chłopak odpowiada:
- Nie mogę ci powiedzieć.
- Możesz. – powiedział Wódz.
Niespodziewanie stanął obok Heatha, kładąc mu dłoń na ramieniu. – Masz moje
pozwolenie, chłopcze. Postępuj rozważnie.
Oboje zdziwieni
nagłą obecnością Wodza, spojrzeliśmy się na siebie. Nigdy nie wypada kłócić się
z samym Niebem więc Heath zaczął mówić od razu:
- Musisz go odnaleźć i zabić a
wtedy staniesz się w pełni Ciemnym Światłem.
- Ale przecież jego ciało już
nie istnieje, tak jak Upadli. Więc co jeszcze?
- No właśnie nie wszyscy
zostali usunięci. – spojrzał na Wodza.
Dał mi do
zrozumienia, że ma on coś w tym wspólnego.
- Pamiętasz kiedy ci mówiłem,
że na świecie musi istnieć równowaga? Zło i dobro? Jasność i Ciemność?
- Tak. Ale nadal nierozumiem.
Co ma to w tym wspólnego?
- Kiedy zabijesz Aarona,
pozostanie dobro. A samo ono nie może istnieć. Ale jeśli zaś pokonasz dobro,
pozostanie zło. Więc wniosek jest taki, że?
- Trzeba pokonać dobro,
żeby zniknęło zło.
Potaknął.
I w tej chwili
zrozumiałam.
Te wszystkie
podpowiedzi, wskazówki od Wodza. Mam go zabić!
- Nie zrobię tego. Nawet nie
mam jak. Oderwali mi skrzydła, całą duszę. Tak właściwie to jakim cudem ja
jeszcze żyję?
- Ach dziecinko, masz skrzydła.
Spojrzałam się za
siebie. Faktycznie były. Tylko, że jedno białe a drugie czarne.
- No dobrze ale dusza?
- Podczas przemiany w Ciemne
Światło, odzyskałaś trochę swojego istnienia. Ta odrobina ma starczyć na
pokonanie mnie.
Więc co ja mam
zrobić? Zabić WODZA? Nie, nie, nie. Musi być jakieś inne rozwiązanie. Tylko, do
licha nikt nie może go znaleźć! Część Aarona jest w Wodzu? Jak to możliwe?
Z drugiej zaś strony, za
bramą właśnie jest koniec świata. Mogą zginąć rodzice moich przyjaciół, lub już
prawdopodobnie umarli. Czy poświęcenie się dla paru Istot odda cześć Bogu? Czy
nie skaże mnie na wieczne potępienie?
Teraz patrząc się w oczy,
smutne oczy mego światła, nie rozumiem. Nie pojmuję sensu życia. Zabić dobro by
zniknęło zło? Ale to by znaczyło, że świat przestanie istnieć.
- Na świecie musi istnieć
równowaga. SAM to mówiłeś. – powiedziałam szczerze.
- Zgadza się.
- Więc czemu mam cię zabić?
- Ależ nie mnie. Tylko tą
złą część.
No tak. Nie
pomyślałam o tym. Haha – wybuchnęłam śmiechem w myślach. Czy ja nie rozmawiam
ze samą sobą?! A to dziwne, bo przecież została cząstka jednej ze mnie. Zaraz,
czemu ja w ogóle śmieje się w takim momencie? To nie stosowne. Czemu nie? Bo
nie!
Otrząsnęłam się.
Ktoś siedzi w mojej głowie!
- Ach, to normalne. To tak
zwany dajmon. Istnieje u wszystkich paranormalnych Istot.
- Aha. Dobrze, więc mam
pokonać w tobie zło?
- Nie. Masz zabić Aarona
siedzącego tam gdzieś w głębi. Zło musi pozostać.
- Więc ty jesteś po części
zły?! – spytałam podniosłym, zdziwionym głosem. Heath zaśmiał się.
- Każdy ma to coś w sobie.
- Jak mam to zrobić?!
Podszedł do mnie
i wcisnął w dłoń karteczkę. Spojrzałam na niego umownie i odwinęłam liścik.
Zło, czarne, Upadłe Anioły,
Wypędźcie z dobrego te demony.
Usuńcie się w cień, odstąpcie nam miejsca,
A zaznacie wiecznego spokoju.
- Mam to przeczytać?
- Tak ale w momencie kiedy
rozwiniesz skrzydła, a ja będę leżał już pod presją rytuału.
- Jakiego rytuału? –
spytałam oszołomiona. Cały czas dowiaduję się to nowszych rzeczy. Masakra –
podkreślenie mojego istnienia.
- Trzeba rozstawić świece
na wszystkich kierunkach świata. W środku ja kładę się a ty poza kręgiem
wymawiasz to zaklęcie. Tylko musi wybić równo północ.
Pokiwałam z
zamyśleniem głową. ,, Artur i Maminki” . Czemu ten właśnie film mi się
skojarzył?
- Dobrze, ja idę się
przygotować. Odpocznijcie trochę. – uśmiechnął się do nas przywódca Niebios a
następnie udał się wzdłuż śnieżnej alejki.
- No to co kochanie? –
spytał mnie Heath. Objął w talii i delikatnie do siebie przyciągnął.
- Nie, nie, nie. –
odepchnęłam go od siebie. – Gdzie jest Argie i reszta?
- Chodzi ci o Reachel,
Davida, i resztę ludzi i aniołów?
- Tak.
- Część Aniołów poległa.
Argie David, Vee, Reachel i Northy są u Wodza. Zostali w śniegu . – zachichotał.
Uśmiechnęłam się
smutno.
- Ostatnio jesteś taka
smutna.
Spojrzałam
zapłakanymi oczami na ukochanego.
- Chyba jak wszyscy. Przytul
mnie jeszcze raz. – poprosiłam bezradna.
Przygarnął mnie
do siebie i trzymał tak bardzo długo. Po paru minutach położyliśmy się na
trawie i zasnęliśmy. Nic już nas nie interesowało. A niech świat się wali –
pomyślałam.
Co sądzicie o tym rozdziale?