poniedziałek, 24 września 2012

Rozdział XXV



                          - Co? Jak mam niby to zrobić?! – spytałam kompletnie oszołomiona.
                           - Wystarczy, że uwolnisz z siebie całą duszę.
Poczułam się jak na jakimś beznadziejnym filmie fantastycznym.
Uwolnić duszę? To przecież jak popełnić samobójstwo!
                           - Dobrze myślisz. O to w tym chodzi. Pamiętaj, że całej prawdy jak to masz zrobić nie mogę ci zdradzić. Dam ci tylko parę wskazówek. – uśmiechnął się mój ojciec. Mimo tego, że jest przezroczysty, jego rysy oczu, ust, uszu wyraźnie wyodrębniły się od prześwitującej skóry.
                            - To mam się zabić i jako nieśmiertelna ich pokonać? – pytam zdezorientowana. Jeszcze niedawno martwiłam się pojęciem ,, narodź się na nowo”… Ależ ja nie wiedziałam co mnie jeszcze czeka.
                            - Nie. Oczywiście, że nie. To przecież niemożliwe. – pokręcił głową. – Musisz ich pokonać poprzez uwolnienie z siebie duszy. Im jej więcej, tym większą liczbę Upadłych pokonasz.
Tak, a co jeśli nie wystarczy mi siły na wszystkich?
                            - Wtedy, odpowiedź jest prosta. Myślę, że ją znasz.
Tak, oczywiście, że znam. Jak bym nie mogła?! Jeśli mi jej nie wystarczy po prostu pokonam mniejszą liczbę Ciemnych i Czarnych Istot.
                             - Hmm. Gdybym miała pokonać wszystkich, musiałabym się zabić, prawda?
                             - Tak, córeczko. Ale niewiadomo czy będziesz silna aby starczyło ci jej na wszystkich, czy nie będziesz. Zostawmy tą kwestię.- odrzekł posmutniały. – Na pewno ci się uda. Oczywiście nie wiemy czym będziesz kiedy się odrodzisz od nowa. – uśmiechnął się. Miałam wrażenie jakby zdawał sobie sprawę co się stanie za kilka godzin. Jakby przeczuwał, że przegram. Że umrę. Dlatego też wstałam, otrzepałam spodnie z trawy, podeszłam do mego ojca i przytuliłam jego niewidzialną postać tak bym mogła go poczuć. Chociaż jako ducha.
                               - Kocham cię. – sapnęłam cicho. Wgłębił się w moje oczy i powiedział:
                               - Masz niewiele czasu, moje Jasne Światło.
                               - Chyba wolałabym być Ciemnym Światłem. Bo powiedz mi co dobrego w odstąpieniu złu miejsca na świecie? Rozumiem dlaczego tak postąpiłeś. Tylko nierozumiem czemu nie chciałeś nam tego powiedzieć…
                                - Kochanie, złamałbym zasady…
                                - Wiem, wiem ale nie mogłeś dać nam jakieś wskazówki?
Odwrócił wzrok. Odsunął o  parę kroków i odrzekł spokojnym głosem:
                                 - Lav, leć już.
Tak postąpiłam. Rozwinęłam czarne skrzydła a zadziało się to tak zupełnie jak poprzednim razem.
                   Nie wiedziałam gdzie mam się kierować. Czy do wodospadu Istot, czy na polanę. Nie wiem nawet co znaczy uwolnić duszę. Nie mam pojęcia i znów jestem bezradna.
                    Hmm…
I spełni się nieba niebieskiego słowo, razem upadną by powrócić na nowo.
Dobrze więc, razem upadną – Heath już to zrobił poprzez zabicie jednego ze swoich pobratymców.
By powrócić na nowo- to już wiem o co chodzi. Upadniemy by się odrodzić jako nowe Istoty. Lub zwykli ludzie.
Słowo nieba niebieskiego – wydaje mi się, że może to być moja rozmowa z Wodzem o Ciemnym Świetle. Powiedział, że gdybym się nim stała wszystko byłoby łatwiejsze  w pokonaniu Aarona. Oczywiście, podjęłam decyzję co zamierzam zrobić, żeby się nim stać. Chcę pokonać Aarona przez co być może sama się zabiję i wtedy odrodzimy się na nowo, bo…
Bo,
bo, no jasne!
Bo zabiję jedną z Czarnych Istot, jednego z moich braci!
Tak! Doszłam do tego. Tyle, że jak przez to stanę się Ciemnym Światłem? Jasne. Przez zabicie Złych odstąpię miejsca Dobrym. I wszystko robi się takie proste.
                        - Teraz muszę polecieć na polanę zobaczyć co u Heatha. – powiedziałam na głos. Jaki wielki błąd popełniłam.
Poczułam popchnięcie od tyłu a zaraz uderzyłam głową w ziemię. Spadłam z kilku metrów! Przez mgłę usłyszałam denerwujący i charczący głos Jerrego Corazone. Niestety nie był sam. A mianowicie dołączył do niego niejaki, umarły i poszukiwany Gave Ugly. Oczywiście jestem zdana na siebie, bo Heath mi nie pomoże.
                         - No i co dobry aniołku, znaleźliśmy cię.
Podniosłam z trudem twarz z ziemi i odrząknęłam. Z ust poleciała mi krew. Głowa strasznie bolała.
                         - Czego chcecie Upadli? – spytałam wściekła. Jednakże bałam się co mnie czeka ale nie chciałam tego pokazywać.
                         - Hmm Gave czego my chcemy? Wiesz? – spytał z sarkazmem tego drugiego. On w odpowiedzi, kopnął mnie w plecy. Ponownie uderzyłam głową o ziemię.


                           -Uwolnij duszę! Zrób to! Masz parę sekund.
Ja. Lavende Purry. Jasnowidz. Medium. Upadła. Ciemne Światło. JASNE ŚWIATŁO.  Teraz popełniam samobójstwo. Próbuję się zabić. Bo zależy mi na życiu mych najbliższych a nie tylko na swoim własnym. Staram się wydostać z siebie mą normalną Lav. Tą dziewczynę, której największym problemem była klasówka z geometrii czy zapoznanie się ze strasznym snem. Za chwilę czuję, jak wychodzi, jak przedostaje się przez moje serce w postaci ducha. Stoi teraz plecami do mnie. Widzę jej długie, za pośladki brązowe włosy, które idealnie pasowały do brązowej bluzki. Tej, którą dostałam od taty na siedemnaste urodziny. Wyciąga zaraz rękę by dotknąć jednego z Upadłych. Gdy już to zrobiła, od jednego ze złych aniołów przepłynęła fala białego strumienia. Wszystkie złe Istoty połączyły się ze sobą przez tą właśnie wyczarowaną nić.
                   Ale to nie wszystko. Serce zaczyna kłuć aż w końcu tryska z niego smuga białego, czystego anielskiego światła. Skierowana jest wprost do nieba. Tam gdzie moje miejsce. Za chwilę widzę swoją postać jako Jasne Światło. Błękitne oczy, tego samego koloru skrzydła, uśmiech na twarzy. Ona także wychodzi poza mnie i stąpa w kierunku tego samego Upadłego co normalna Lavende. Dotyka jego dłoń aż zaraz pojawia się czarna nić, która okrążyła całą polanę Złych. Zostało tylko dwóch Upadłych. Zostali ci, których znałam.
                    Ciemne Światło przeciska się przez me serce a ja stękam i wrzeszczę z bólu. Znacie uczucie ukłucia igły? To nic w porównaniu z tym co teraz czuję. To jakby przeszywanie serca. Jakby wyrwanie mi go z piersi. Ale na chwilę ból ustaje a Lavende, Ciemne Światło o czarnych i tego samego koloru oczach podbiega do dwóch pozostałych moich sobowtórów i łapie Upadłego za ramię. Nagle świat zniknął.
Kompletnie.
Pustka.
Białe światło.
Nowe życie.
Nowe przeznaczenie.
Ja jako … Światło. 





Proszę piszcie komentarze, czy podobają wam się ostatnie rozdziały czy nie. Z góry dziękuję i życzę miłego czytania. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz