wtorek, 30 października 2012

Rozdział XXXII


                     - Argie? – zdołałam wydusić. Byłam w totalnym szoku. Widziałam ją. Naprawdę! Jej blond włosy, jasną karnację i błękitne skrzydła. Moja kochana przyjaciółka tu jest a ja stoję jak słup i się na nią gapię. Wreszcie obudzona z chwili nieuwagi pognałam w jej kierunku i rzuciłam na ramiona. Argie zrobiła zdziwione oczy a ja poleciałam na stolik szpitalny. Przy okazji zwróciłam szklankę wody, którą podała mi ta niemiła pielęgniarka. Mogłam się tego spodziewać. Zobaczyłam ją jako ducha… Przecież jestem medium.
                           - Tak to ja. Przykro mi ale nie zdołasz mnie dotknąć.
Wstałam z podłogi, lekko otrzepałam szpitalną, białą, wygniecioną koszulę i spojrzałam na Argie. W jej oczach nie było widać już smutku, czy wyczerpania. Wręcz przeciwnie, była szczęśliwa i uradowana tym, że skończyła swój żywot.
                           - Czemu? Czemu to zrobiłaś? Argie, proszę wytłumacz mi to! – powiedziałam ostrożnie i w miarę powoli.
                           - Nie rozumiesz mnie Lav. Co byś zrobiła gdyby zabito Heatha, Reachel, Vee, Davida i zostałabyś sama ty? – zapytała mądrze. To samo co ty – pomyślałam. Ale nie przyznam się do tego. Bo przecież to i tak nic nie zmieni.
                           - To bez znaczenia.
                           - Lavende, w tym rzecz. To ma największe znaczenie!
                           - Najpewniej to co ty. – wydukałam po cichu. – Ale nie rozumiem. Przecież zostałam ci ja i David i Vee… Czemu? – spytałam ponownie płacząc.
                           - No właśnie dlatego. Dość na tym świecie łez i bólu. Chciałam z tego zrezygnować. I teraz mi ulżyło. Jest tutaj o wiele lepiej niż tam gdzie jesteś ty. Oczywiście nie popełniaj samobójstwa… Mówię jak jest. – wyjaśniła po czym odwróciła się do mnie plecami. Pragnęłam dotknąć palcami jej skrzydeł. Tak błękitnych i tak miękkich nie miał żaden Anioł. Przynajmniej ja takiego nie znałam a jestem Przywódcą Aniołów.
                         - Planowałaś to, prawda? Specjalnie zaciągnęłaś mnie nad klif. Później tylko udawałaś, że chcesz zmienić swoje życie i kiedy ja nie byłam w stanie cię obserwować, skoczyłaś. Oszukałaś los, przeznaczenie, mnie i czasoprzestrzeń. Zrobiłaś to bym ja mogła uratować świat… Tak ci przekazał Wódz. – powiedziałam jej do ucha. Gwałtownie odwróciła się na moje ostatnie słowa i usiłowała mnie przytulić. Płakała niewidzialnymi łzami i wtulała się w me ramiona. Niestety nic nie czułam.
                          - Tak to co mówisz jest prawdą ale moje wcześniejsze wyjaśnienia też są prawdą. Wierzysz mi? Nie miałam wyboru! – wykrzyknęła spanikowana.
                           - Argie, wiesz, że ci wierzę. Ale mówisz powiedzieć mi całą prawdą. Od początku do końca. Dasz radę usiąść? – zapytałam lekko odsuwając się od przyjaciółki.
                           - Pewnie. Tylko, że węszy tu Gave więc wolałabym pójść pogadać gdzie indziej. – wyjaśniła. Obie jednocześnie spojrzałyśmy na prześcieradło. Szybko chwyciłam jeden koniec, a drugi zaczepiłam o bok łóżka. Oczywiście mogłabym polecieć ale gdyby zobaczył mnie jakiś przechodni, to jeszcze bardziej rozdarłoby przeznaczenie. Zwinnie przerzuciłam jeden koniec prześcieradła za okno i szybko z niego się zsunęłam. Argie nie musiała nic robić. Po prostu przeniosła się na dół za pomocą teleportacji. Bycie duchem faktycznie ma jakieś zalety. Uśmiechnęłam się na tą myśl. Fajnie, że Argie jest szczęśliwa, teraz gdy jest umarłą a ja medium możemy się spotykać jeszcze częściej. Więc to nie tragedia… Przynajmniej na razie nie.
                          - To może do Krainy Istot? – zaproponowała Argie.
                          - Na cmentarz. Wiesz, który. – wyszczerzyłam zęby.
                          - Naprawdę zamierzasz tam biec?
Zaśmiałam się.
                           - Nie.
                           - Złap  mnie za rękę.
Spojrzałam na nią dziwnym i podejrzanym wzrokiem. Podeszłam do niej powoli i złapałam za dłoń. Poczułam tylko lekki ból głowy a gdy otworzyłam oczy stałam przy swoim nagrobku. Świetnie świat zniknął ale już nagrobek z moim imieniem i nazwiskiem nie. Ten świat jest naprawdę sprawiedliwy – pomyślałam z sarkazmem. 




To taki krótki fragment. : ) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz