niedziela, 28 października 2012

Rozdział XXXI



                             Nie śmiałam się poddać. Za nic. Umrzeć jako tchórz nie miało żadnej wartości a przynajmniej dla mnie. Zginąć jako bohater, tak to ma jakiś sens. Tylko dlaczego ja jeszcze żyję? Przecież pamiętam jak płonęłam. Tak w zasadzie tylko to mi zostało w pamięci. A co było potem? Chyba niestety na to pytanie mogła odpowiedzieć tylko jedna osoba. Ale nie śmie się jej zapytać. Bo ona nie żyje. Argie spłonęła i to tylko z mojej winy. Nie zdążyłam jej złapać. Więc co mam się łudzić, że dostanę się do świadomego snu? Tak, marna ze mnie bohaterka. Chyba każdy może to potwierdzić. Nawet teraz nie wiem gdzie jestem, a co gorsza kim jestem. To chyba uraz głowy. Przynajmniej tak powiedział lekarz. Do licha jaki lekarz? Był koniec świata!! Mimo to słyszę z oddali dźwięk głosu Heatha. A przynajmniej mężczyzny, który jest do niego łudząco podobny.
                                 - Heath? Gdzie... gdzie jestem? - wyjąkałam. Niestety odpowiedź nie wyszła z ust mojego chłopaka, a raczej z kogoś niemożliwego, że w ogóle istnieje. Bo chyba nie oszukuję się, że Gave Ugly nie żyje, prawda?
                                 - Oh, Lavende. Śpij sobie. Twoja matka poszła mi po coś do picia.
Zbulwersowana tym, że do mnie przemawia, szarpnęłam swym ciałem z całej siły i obudzonym tonem wykrzyczałam:
                                  - Nie masz prawa się do mnie odzywać! Zabiłam cię! Ja, Ciemne Światło sprawiłam, że przestałeś istnieć.
Rozbawiony z moich skarg, wybuchnął sarkastycznym i niebywale chamskim śmiechem.
                                  - Dziecko, jaka jesteś śmieszna i zdesperowana. To, że twój kochaś nie żyje, wcale nie oznacza, że musisz się wyżywać na nas. O popatrz twoja matka już idzie. Reachel, Lavende dziwnie się zachowuje. Może ma gorączkę?
                             Nie potrafiłam otworzyć oczu. Nie śmiałam. Za bardzo bałam się widoku powtarzającego się koszmaru. A może to sen? Może wystarczy się uszczypnąć? Złapałam kciukiem za kawałek skóry i lekko przycisnęłam. Z moich ust wydobył się jęk ale nic po za tym.
Heath powiedz, że żyjesz. Proszę.
Niemal po sekundzie odpowiedział
Kochanie, nie wiem jak ci to wyjaśnić. Widzisz ... nie zdołałem was uratować. I wygląda na to, że ty przeżywasz swoje życie od nowa a ja zostałem uwięziony w świadomym śnie.
Nie, nie. Tak nie może być. Przecież pokonałam Aarona. Czemu mam przez to przechodzić jeszcze raz? Po prostu nie chcę wierzyć w to wszystko. Jak to możliwe? Wiem, że Argie zginęła ale ja? I jak by to wyjaśniało, że wszystko pamiętam? Kim był Heath, kim ja a nawet... Nawet gdzie jest Kraina Istot.
Heath. Jak mam to zrobić? Jak wejść do świadomego snu?
Po prostu zrelaksuj się. Musi być absolutna cisza. Nic co w pobliżu nie może cię rozpraszać.
Dobrze. Czekaj na mnie dzisiaj. Spotkamy się tam.
A właściwie gdzie, durna?? Przecież nawet nie wiem czy uda mi się za pierwszym razem.
                               - Mamo. Zostawcie mnie samą. Chcę pójść spać, a gdy się obudzę wszystko powróci do normalności. - teraz otworzyłam oczy. Spojrzałam na uśmiechniętego z tego koszmarnego zbiegu wydarzeń, Gava. Po moich słowach uśmiech zbladł. I dobrze. Moja matka zupełnie zahipnotyzowana swoim chłopakiem, wyszła z sali szpitalnej bez żadnego pożegnania. Rany! Jestem w szpitalu!
         Dość tego.
         Muszę się skupić. Wejść w świadomy sen.
         Dostać się do ukochanego.
Zamknęłam powieki. Obezwładniłam ciało z wysiłku i z pracy mięśni. Moje ręce i nogi ciężko spoczywały na szpitalnym, niewygodnym łóżku. Wyobraziłam sobie, że znajduję się w nicości. W której nic nie jest żywe. I udało się. Poczułam się wolna, taka zupełnie wyodrębniona od swojego ciała. Otworzyłam oczy powoli i ze strachem. Moja ręka była normalna. Tak jak reszta ciała. Tyle, że to co widziałam przed sobą już takie nie było. Bo czy w normalnym świecie można ujrzeć kogoś z tamtego świata?








 Taki krótki fragment następnego rozdziału :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz