sobota, 29 grudnia 2012

Rozdział XXXVIII


Przesadziłam. To chyba ja zniknęłam, bo świat normalnie istniał.

Leżałam na zimnym, mokrym chodniku. Leżałam w jakiejś ciemnej uliczce. Raczej zaułku. Pewnie bym tak leżała, gdyby nie to, że zobaczyłam Gave. Szedł w kierunku Glower Street. Czyli mówiąc inaczej, szedł do mojego domu. Zdecydowałam się, że pójdę za nim. W końcu to nie sen, zapewne wizja.

Gave na szczęście, nie chodził za szybko, więc mogłam co jakiś czas zatrzymać się i rozejrzeć. Chciałam wszystko zapamiętać.

                          Gdy wchodziliśmy do środka domu, od razu pobiegł po schodach, zapewne do mojego pokoju. Tak było. Otworzył kopniakiem drzwi i zaczął czegoś szukać. Zorientowałam się, że chodzi o marker do białej tablicy. Podeszłam do toaletki i otworzyłam szufladę, w której się znajdował. Gave zrobił zdziwioną minę. Spojrzał na mnie. Serce podskoczyło mi do żołądka. Zrobił parę kroków i wyciągnął rękę. Odruchowo się cofnęłam i na nieszczęście wpadłam na łóżko. Chyba coś musiało spaść bo Gave niespokojnym tonem, krzyknął:

                             - Kto tu jest?

Muszę się uspokoić. Wyciszyć. Wzięłam dwa, głębokie wdechy i zobaczyłam jak uspokojony Gave, pisze na tablicy jakieś słowa.

 

                       Niebo ogarnie ciemność. Czarne chmury przysłonią słońce. Jeden błąd – zagłada. Odmówienie – śmierć.

 

Za chwilę, pokój znika a ja i Gave stoimy w gabinecie Aarona. Ten ostatni ma dłonie pełne niebieskiej krwi i czarnych piór. Moich piór. Wyrwał mi skrzydła a teraz… Zabija Gave. Dotyka jego głowy i paraliżuje aż ten drugi upada bez tchu.

Świetnie. Wiedziałam, że Aaron chce go wykiwać. Zawsze tak przeczuwałam.

             Zanim zdążyłam cokolwiek pomyśleć, obraz trochę się zmienił bo teraz Gave stał przed Aaronem i mówił mu, że nie zdobył skrzydeł.

                                 - Jak to nie masz? – wrzeszczał Aaron. Na jego okropnie pięknej twarzy, pojawiły się zmarszczki. Jednak to, nie wyglądał na żywego. Jego ciało było prawie przezroczyste a nawet głos, słyszany był jak przez mgłę.  

W końcu Aaron nie powinien żyć. Wydaje mi się, że przybył tu jako duch. Inaczej nie mogłabym go zobaczyć. To by nawet wyjaśniało dlaczego spotkał się z Gavem tutaj. Nikt ich nie przyłapie.

                                  - Po prostu nie mam. I nie chcę ci już służyć.  

Z gardła Aarona wydobył się ryk. Przerażający gniew, strach, to wszystko teraz czułam. Nie chciałabym być w skórze Gave.

                                   - Zabiję cię! Rozumiesz?! Zabiję!! – złapał go za gardło a Gave bezwładnie mu się poddał. Aaron go zabił.





Krótki fragment, bo coś nie mam weny. A pisać na siłę nie ma sensu... :) Miłego czytania . :)

3 komentarze:

  1. krótki, ale ciekawy. czekam na kolejne rozdziały :)
    mrauuu <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiem, że krótki ale dzisiaj postaram się napisać długi. Wczoraj nie miałam weny do pisania ... :) Ale dziś mam. Dużą :) I dzięki, że to czytasz... ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. nie ma za co. nie mogłabym teraz ot tak przestać czytać, bo przyznam, że bardzo wciągnęła mnie twoja książka:)
    mrauuu <3

    OdpowiedzUsuń