Nie
wiem czemu, ale podświadomość
kierowała mnie do Krainy Istot. To tam, poznałam prawdę i to właśnie w niej
muszę to skończyć.
Jeszcze dziś oddam
skrzydła Gave. Skoro jutro ma ktoś zginąć, wolę poddać się dzisiaj. Dlatego
też, wzięłam komórkę, która nie wiadomo skąd i dlaczego znalazła się w kieszeni
moich spodni. Poszukałam w kontaktach jego numer i zadzwoniłam.
Poczta głosowa.
Spróbuję jeszcze
raz – pomyślałam.
Sygnał. Po paru
minutach ktoś rozłączył połączenie.
Dziwne… Przecież
tak mu na tym zależało. Niemożliwe jest by nagle się rozmyślił. Aaron by go
zabił.
Aaron by go zabił.
O mój Boże. Teraz
chętnie spotkałabym się z Heathem.
Co jeśli…
Jeśli…
Nie, mogę nawet o
tym myśleć. Nienawidzę Gave ale nigdy nie chciałabym jego śmierci z rąk Aarona.
To by było zbyt okrutne, pomimo tego, że zabił Betty.
Kiedy wreszcie
przystanęłam, zorientowałam się, że znajduję się blisko mojej szkoły. Starej szkoły, bo nie
chodziłam tam już od… 17 lat? Mimo tak dużego odstępu czasu, szkoła zdawała się
wyglądać tak samo. Hmm. David i Vee również się nie zmienili, a powinni mieć
teraz 34 lata… Tak… Ktoś mi to wyjaśni? – krzyknęłam w umyśle.
- Tak, ja mogę ci to
wyjaśnić. – nerwowo rozejrzałam się wokoło siebie ale nie zobaczyłam żadnej
żywej istoty. Przy bramie do Ogrodu szkolnego, jakaś kobieta wpatrywała się
wprost na mnie.
- To naprawdę
świetnie ale przerażasz mnie. Kimkolwiek jesteś. – odrzekłam głośniej. Postać
kobiety była jak czarna plama. Ciemna Czerń.
Co?
- To ty, Ciemna Czerń?
– spytałam ochrypnięta.
- Zgadza się. Podejdziesz
bliżej czy mamy tak krzyczeć przez ulicę? – zapytała sarkastycznie.
Ruszyłam powolnym
krokiem. A co jeśli to jakiś podstęp? Może to nie ona? Lecz trudno było mi
wyobrazić sobie kogoś innego, przebranego na tak ciemny kolor…
Gdy zobaczyłam jej twarz, byłam nieco
spokojniejsza. Na szczęście, to nie przebrany Aaron. Co ja gadam… Jego tu nie
ma.
Odgarnęłam
kosmyki włosów z twarzy i podniosłam głowę. Niebo było pochmurne a z niego
zaczął padać śnieg. To dość wczesna pora na śnieg. No bo czy w październiku
może coś takiego się dziać? Rzadko. Lecz, tak naprawdę sama nie jestem pewna,
który mamy miesiąc i rok. Nie było mnie tu 17 lat a teraz jeszcze ten cały
koniec świata. Eh…
- Po co tu przyszłaś?
– zapytałam ostrożnie cicho.
- Nie możesz oddać
mu skrzydeł, Lavende. – odpowiedziała zaskakująco miło. Może nie dałabym uciąć
ręki ale zdawało mi się, że w jej głosie pobrzmiewała nuta troski.
Zrobiłam
skwaszoną minę.
- A ty skąd o tym
wiesz?
Uśmiechnęła się
cierpko i wyszeptała:
- Świat świadomego
snu wie o wszystkim. Obserwujemy sprawy ludzi i Istot z góry. Wiem nawet co
masz pod tą ohydną, szpitalną koszulą.
Uniosłam prawą
brew. Miałam ochotę wybuchnąć głośnym i niepohamowanym śmiechem. Chyba pierwszy
raz od tak strasznego, długiego czasu.
- Niby co?
- Bokserkę z
napisem: P.O.D. – wyjaśniła pewnie. Zajrzałam lekko pod koszulę i stwierdziłam,
że naprawdę ją mam.
- Dobrze. Więc
wyjaśnij mi o co tu chodzi? Czemu nie mogę oddać mu skrzydeł?
- To proste.
Kiedy Aaron osiągnie swój cel, zabije Gave a ty zostaniesz zupełnie sama.
Przypomnijmy to, że skoro Gave umrze, nikt poza nim nie będzie mógł przywrócić
czasu. To znaczy, że Heath nadal będzie siedział w świadomym śnie, tak jak
Wódz. A my, nie możemy cię tam wpuścić. Znalazłaś przepowiednię, prawda?
- Tak. W liście
było napisane, że muszę iść do mojego wroga, który kocha się w mojej matce. Od
razu zgadłam że to Gave.
- Słusznie. Więc
teraz odnajdź go i przekonaj, że Aaron go zabije.
- Skąd ta pewność? –
spytałam śmiało.
- Już ci mówiłam.
Ja o wszystkim wiem. – mrugnęła okiem i zniknęła.
I jak wam się podobał ten fragment? :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz