czwartek, 27 grudnia 2012

Rozdział XXXVII


Tak. Świetnie.

Gave wiesz, że Aaron chce cię zabić? Wykorzystuję cię przez tą chwilę by zdobyć moje skrzydła i stać się kimś silniejszym.

I na pewno mnie zrozumie. Co za głupi pomysł by przekonywać kogoś do czegoś, skoro doskonale wiemy, że i tak tego nie zrobi. Bo jak mogę wyobrażać sobie Gave, który mówi do mnie w odpowiedzi:

O, Lavende, dziękuję, że powiedziałaś mi o tym. To naprawdę miłe. Oczywiście, że ci pomogę bez żadnej zapłaty. Ucieknijmy od Aarona.

Wyobrazić sobie do tego ten monotonny lektor…

Stojąc w samej koszuli, która była ubrudzona ziemią z cmentarza i nasłuchując wichru oraz czując spadający śnieg na włosach uświadomiłam sobie jedną rzecz. Jeśli naprawdę nie porozmawiam z Gavem już nigdy nie zobaczę Heatha. A to gorsze niż upokorzenie się przed wrogiem. Bo miłość ma swoją cenę… I jeśli była by niemożliwa, to i tak znajdę sposób by ją spłacić.

             Do jasnej Anieli! Stoję tutaj przemoczona. Nadal. Już powinnam być w drodze do domu Gave.

.

.

.

Tylko trzeba znać jego adres zamieszkania. Jedyna osoba, która wiedziałaby gdzie on mieszka jest moja mama. Muszę z nią pogadać. I znowu cofać się do domu? I zastać Reachel w takim stanie w jakim ją pozostawiłam? Totalnie bez sensu. Mimo to zaczęłam biec. Tym razem w kierunku Glower Street.

Gdy stanęłam przed drzwiami domu, wzięłam głęboki oddech i wkroczyłam do środka. Mama siedziała sama na kanapie w której kiedyś czekaliśmy na policję w sprawie śmierci Betty.

                         -Mamo? – powiedziałam ostrożnie. Odwróciła się do mnie szybko i zaraz stanęła przy mnie.

                            - Kochanie, martwiłam się o ciebie. Gdzie byłaś? – spytała, przytulając mnie do siebie.

                            - Mamo, gdzie mieszka Gave?

Spojrzała na mnie dziwnie ale zaraz zapytała :

                            - Kotku, po co ci jego adres?

                            - Potrzebny mi… Nawet bardzo, ale nie mogę wyjaśnić ci dlaczego.

Jak to brzmiało… O błagam, Reachel nie może myśleć, że się pogodziłam z … Gavem Ugly. Samo jego nazwisko oznacza brzydki, a Lavende Purry nie może przyjaźnić się z kimś brzydszym od niej – żeby nie było, to słowa Argie Duchnat, mojej przyjaciółki, która poświęciła się dla mnie i dla całego świata.

Mama spojrzała mi uważnie w oczy. Nie miałam pojęcia co pomyślała. Dla mnie liczyła się tylko jedna rzecz, a raczej jedna osoba. Heath. Nie żeby Argie, Vee, David czy sama mama była dla mnie nieważna ale Heath to mój chłopak od zawsze. Tak można powiedzieć.

                             - To jak. Powiesz mi gdzie mieszka twój Romeo? – wiem, że niestosowne były jakiekolwiek żarty ale nie mogłam się powstrzymać. Za dużo smutku zostało sprowadzonego na ten świat. Argie miała racje. Gorzej być tu nie  może.

                              - Wiesz, Gave nigdy nie chwalił mi się…

No jasne. Bo czy kobieta, która była tylko dodatkiem do mnie mogłaby wiedzieć, gdzie mieszka sługa Szatana? Tak, nazwałam Aarona szatanem.

                               - Ale może coś jednak ci wspominał? – oczywiście, że nie. – Najmniejszy szczegół. Obok mojej szkoły, cmentarza, Krainy … to znaczy krainy mojej i Argie. Wiesz, parku? – spytałam, w myślach zaś poklepałam się po czole. Ale ze mnie idiotka. Kraina Istot, co prawda moja mama już tam była ale całkiem nieświadomie. Dlaczego cały czas mnie tam ciągnie? Tak jakbym miała jakiś cel do spełnienia a odpowiedź czekała by na mnie za bramą. Tak jakby ktoś kogo kocham czekał by na mnie. Może nie realnie ale w mojej durnej wyobraźni. Tak jakby wejście tam mogło mi uratować życie i wtedy wszystko powróciłoby do normalnych rozmiarów. Może Gave czeka tam. W końcu to w niej znajduje się gabinet Pana Złego. Tak znów mówię o Aaronie.

                          - Lavende? Lav, słyszysz mnie? – dopiero teraz zorientowałam się, że mama machała mi dłonią przed oczyma. Zagalopowałam się. Ale przynajmniej wiem gdzie Gave może teraz być. Jeśli nie na ziemi Aarona to na polanie. I wcale nie mówię o takiej na, której skaczą zające czy fruwają motyle. O nie. To miejsce uświadomiło mi jak życie potrafi być niebezpieczne. To właśnie tam dorosłam. Dojrzałam do bycia Ciemnym Światłem, który musi wskazać drogę wszystkim Jasnym Istotom. Tak właśnie jest teraz. Wszyscy na mnie liczą. To ja muszę odnaleźć przepowiednię, to ja muszę nakłonić Gave do odwrócenia się od Aarona, to ja muszę przeprowadzić Dobre Anioły do Nieba i uwolnić je z pod niewoli Złego. Problem tkwił w tym, że raz już to zrobiłam. I muszę zrobić to ponownie. Tyle, że dwa razy silniej. Muszę przepędzić i pokonać Aarona raz na zawsze.

                           - Lavende Purry? Co do licha z tobą jest? Słyszysz nas?

Nas?

Otworzyłam oczy. Nawet nie wiedziałam kiedy je zamknęłam. Rozejrzałam się wokoło ale nie mogłam nic dojrzeć bo światło przesłaniały mi trzy postacie. Leżałam na dywanie w przedpokoju, a nade mną stał David, Vee i Reachel.
                             - Vee, świetnie wyglądasz ale proszę odsuń się. Potrzebuję trochę powietrza.



Krótki, nowy fragment. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz