środa, 12 grudnia 2012

Kontynuacja poprzedniego rozdziału

Jutro…
Wstrząśnięta tymi emocjami, leżałam. Nie miałam siły się podnieść. Za nic. Gdybym jeszcze wiedziała, że to zwykły sen. Lecz nie mogę się oszukiwać. To rzeczywistość. Ktoś umrze. Znowu.
                           To dziwne. Zawsze gdy doznawałam wizji, były one tak realne i tak widoczne. Mogłam z nich wywnioskować sens znaczenia, kto w niej występował… Teraz? Po prostu czarna dziura. Tylko głosy. Określające śmierć jakiejś osoby. No raczej Istoty. Jedno jest pewne: Heath nie zginie. Jest w świadomym śnie a więc w jakiejś części czasoprzestrzeni. Chyba, że… Gave będzie chciał moje skrzydła już dzisiaj. To by oznaczało, że od jutra wszystko będzie normalne. Takie jakie powinno być. Wtedy, każdy mężczyzna z mojego otoczenia jest zagrożony. Myślę, że zabójcą będzie ktoś z Upadłych… Właśnie… Kim jest Heath? Pamiętam jego oderwane skrzydła na polu bitwy, ale o ile się nie mylę przeszedł przemianę w Upadłego bo zabił swojego pobratymca. Kogo? No właśnie…
                             - Wszystko w porządku? – spytała moja mama zza drzwi pokoju.
                             - Tak. – powiedziałam słabo. Reachel od razu wparowała do pokoju. Już podejrzewam co sobie pomyślała, gdy zobaczyła, że jej córka leży zapłakana po wyjściu mężczyzny z jej pokoju… Nie. Reachel zbyt bardzo jest zapatrzona w Gave.
                             - Przecież widzę, że nie. Czemu płaczesz? – odgarnęła mi włosy, przylepione do mokrego czoła.
 Podniosłam się na łokciach i spojrzałam jej w oczy.
                              - Musimy się stąd wynosić. – odrzekłam. – Pamiętasz zdarzenia, które działy się przed szpitalem?
Błagam, powiedz tak.
                              - Słonko, a  co mogło się dziać? – zaśmiała się nerwowo. Nie pamięta… Wiem to.
Energicznie wstałam z fioletowego dywanu i podeszłam do białego stolika. Przeszukałam wszystkie szuflady lecz w żadnej z nich nie mogłam znaleźć listu od Lavende. Haha. To ja. Wariuję!
                               - Mamo… Znasz Northiego, prawda?
Zamrugała zdziwiona.
                               - Tego psa – przybłędę? – powiedziała zdezorientowana. Spojrzałam na nią wściekła. – Gave go tak nazwał.
Potaknęłam zrozumiale.
                                 - Jasne… Więc nie pamiętasz jak mi go kupiłaś?
                                 - Przykro mi skarbie, ale nigdy nie miałyśmy psa.
Obraz przeszłości. Muszę go tu sprowadzić, muszę pokazać wszystko mamie. oczywiście oprócz zasad Nieba. No i niektórych rzeczy. Najlepiej będzie jak wywołam ten list. Głupi liścik, który Gave najpewniej spalił.
                                  - Daj rękę. – poprosiłam.
                                  - Lav…
                                  - Daj. – podała szorstką dłoń. – Zamknij oczy i postaraj się wyciszyć. Gdy coś zobaczysz, oglądaj i nie przerywaj połączenia.
                                  - Dobrze.
 Ja również zamknęłam oczy.


***
Reachel



                Nie wiedziała o co chodzi. Lavende zawsze była dziwna ale nie podejrzewała, że umie czarować. Czy cokolwiek tam robić.
Gdy Lav powiedziała, że ma nie przerywać połączenia została kompletnie zbita z toru. Lecz te myśli przesłonił obraz. De ja vu
Gave Ugly zabił Betty. Zabił. W pokoju Lav.
[…]
                 Jakie śliczne maleństwo.  Wygląda zupełnie jak moja zmarła córka Lavende. Maluch leżał na trawniku, opatulony koszulą. O duuużo rozmiarów za dużą. Położyła go na łóżku jej córki i przykryła kocykiem. Gdy miała już wyjść za drzwi, zobaczyła, że coś leży na podłodze. Tym czymś okazała się kartka. Napisana przez jej córkę.
                    Lavende Purry !
[…] Jestem tobą. […] Jeśli czyta to nasza mama, to droga Reachel wiedz, że ona musi to przeczytać! […] To nie żadna błahostka… […]  To Sprawa ŻYCIA I ŚMIERCI.
         
                     Chciała czym prędzej wyrzucić kartkę do kosza, lecz coś ją powstrzymało. To coś kazało jej czekać 17 lat.
                      […]
                    SKRZYDŁA? Jej córka, Lavende Purry, powróciła ze skrzydłami i w dodatku jako Anioł? Podejrzewała, że Ivan, jej mąż nie jest normalnym człowiekiem ale, że Anioł? To już przesada…
          

***
Lavende



             Gdy uświadomiłam Reachel, kim jestem i co okropnego zrobił Gave, puściłam jej rękę. Wystraszona, upadła na podłogę. Podrapała się nerwowo po głowie i zapytała:
                         - Kim jesteś?
                         - Mamo. Twoją córką. Tyle powinnaś wiedzieć. – powiedziałam nieśmiale.
Pokręciła przecząco głową. Do licha co mam jej odpowiedzieć? Mamuś, jestem Upadłą i mogę rozmawiać z duchami. W dodatku walczyłam z Piekłem. Aha i widziałam się z tatą. Na marginesie, to znajdujemy się w czasoprzestrzeni a Gave jest jej przywódcą. No i mam już swój grób.
Nie.
                          - Jestem medium. To co widziałaś w wizji powinno ci wystarczać. Przykro mi ale nie mogę ci nic więcej powiedzieć.
Uderzyły mnie wielkie wyrzuty sumienia. Dlatego wyszłam z pokoju. A właściwie wybiegłam z płaczem. Dość. Muszę już to skończyć. Cały czas jakaś plątanina… Ktoś musi ją zakończyć. I to będę ja. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz