Przecież się tak nie nazywała - nierozumiem. Ale to nie jest jedyna rzecz, którą nierozumiałam.
Czemu Shannon i Billy ukrywali mnie przed tymi ludźmi? Przecież to najbardziej przyjacielskie osoby, które dotychczas poznałam. Jeydon, staruszka, Andrew, taksówkarz, Miriam. Jaki mieli interes w tym, żeby przetrzymywać mnie w domu przez siedemnaście lat, po co cały czas ich słuchałam? Straciłam swoje dotychczasowe, stare życie. Nienawidziłam ich - od teraz. Gdyby mnie kochali powiedzieli by chociaż czemu to wszystko robią, oni zaś milczeli, przez siedemnaście lat.
Uśmiechnięta szłam w kierunku hotelu. Zachwycałam się właśnie widokiem zachodzącego słońca, które chowało się gdzieś za Golden Gate, cudownym mostem stojącym na wodzie, Golden Gate łączył podobno San Francisco z hrabstwem Marin. Pamiętam jak wujek uczył mnie o Kaliforni. Dziwnym trafem najczęściej wspominał o San Francsico i oto tym własnie moście. Niczym zaczarowana roześmiałam się na środku czystej, rozświetlonej przez pomarańczowe słońce ulicy. Szybko rozejrzałam się na boki by sprawdzić czy aby nikt na mnie nie patrzył. Na moje szczęście - byłam sama.
Kiedy wróciłam do hotelu pognałam szybko do swojego pokoju i z ulgą stwierdziłam, że jest otwarty. Jay pewnie siedzi w środku. No bo jeśli nie on, to kto? Niepewnie pchnęłam drzwi. W środku panowały egipskie ciemności. Lecz to nie to sprawiło, że osłupiałam.
Shannon siedziała cierpliwie na moim łóżku. Bacznie wpatrywała się w moje oczy, przekazując mi, że natychmiast mam zacząć się pakować i wracać z nią do domu. Ale gdy jeszcze raz jej się przyjrzałam mogłam to dostrzec - ona płakała i była cholernie niespokojna. W tej własnie chwili moja nienawiść do niej odpłynęła. Bo jak mogę nienawidzieć osoby, którą tak bardzo kocham?
- Co ty tu robisz? - zapytałam ją, zapalając światło i wchodząc w głąb pomieszczenia.
Uniosła brwi i odpowiedziała, szorstkim acz nierównym tonem:
- Mogłabym zapytać o to samo ciebie.
- Mam dość takiego życia jakie mi dałaś. Byłam waszym więźniem! - wyplułam z siebie.
Westchnęła ciężko jednocześnie zanosząc się płaczem. Zrobiło mi się jej żal, dlatego też, podeszłam do mojej ciotki i wtuliłam się w nią jak tylko najmocniej mogłam. Nie wrócę do domu - musiałam chociaż dać jej jakąś część siebie. Powiedzieć coś co jej nie urazi, zrobić taką rzecz aby mogła mi kiedyś wybaczyć.
- Posłuchaj. Jest mi tu dobrze ale wiem, że u ciebie byłabym bezpieczniejsza. Jednakże tamto życie nie pozwalało mi być szczęśliwą - tutaj taka jestem. Kocham to miejsce, Shannon. Ale ciebie też. Zrozum mnie, choć postaraj się zrozumieć.
Płakała na moje ramię a ja nie mogłam nic poradzić. Więc siedziałam i czekałam. Czekałam aż nasz ból ustanie.
- Cher, ty, ty nie rozumiesz. - wyjąkała wreszcie.
- Czego ciociu, powiedz, czego? - powiedziałam błagalnym głosem. Może w końcu czegoś się dowiem?
Pokręciła przecząco głową.
- Nie możesz się dowiedzieć. Obiecałam.
Niewiarygodne.
- Komu? Komu obiecałaś? - zadawałam pytania z fałszywą nadzieją, że jednak na nie odpowie. Nie mogłam się bardziej mylić.
Shannon wstała i pospiesznie wybiegła. Pozostawiając mnie samą z mokrym ramieniem od jej łez.
Ujęłam twarz w dłonie. Miałam w głowie mętlik. Komu i co obiecała moja ciotka? Czego nie rozumiem? Co takiego przede mną ukrywała przez siedemnaście lat? Ukrywali, bo Bill na pewno o wszystkim wie. Muszę się od tego wszystkiego oderwać - stwierdziłam. Pragnęłam teraz o wszytkim powiedzieć Jayowi. Nie mogłam. Jeszcze nie. Spotkanie! Rzuciłam wzrok na zegar wiszący obok telewizora. Punkt osiemnasta. A ja nawet nie mam w co się ubrać... Mam na sobie ciuchy faceta. To chyba niezbyt dobre ubranie na randkę. Ale co innego mogę zrobić niż zostać tak jak teraz? Mam ważniejsze sprawy na głowie. Wyszłam z pokoju i zostawiłam go otwartego. Przebiegłam parę kroków dalej i zapukałam do drzwi Jeydona. Po chwili otworzył.
- Cześć. - uśmiechnął się. - Moja koszula... - powiedział zdziwiony.
- Przepraszam, że ją wzięłam ale nie mam co na siebie włożyć. - wyjaśniłam. Zaprosił mnie do środka i zaczął mówić:
- Tak myślałem. - wyjął ze swojej szafy prezentową torbę. Zaskoczona i zaniepokojona co może być w środku, przełknęłam ślinę. Podał mi ją do rąk a ja natychmiast w nią zajrzałam.
Piękna, fioletowa, koronkowa sukienka na ramiączka była moja. Uniosłam wzrok i mechanicznie objęłam Jeydona. Oblała mnie fala gorąca, a całe ciało spięło pod dotykiem torsu chłopaka. Poczułam, że rumieniem pokrywa mój policzek. Powoli się odsunęłam i wyszeptałam jedynie:
- Dziękuję.
Zaśmiał się uroczo i rozkazał:
- Idź ją włóż. Wychodzimy za pół godziny. - mrugnął do mnie a ja onieśmielona wypełzłam z powrotem na długi, jasno kremowy korytarz i wpadłam jak szalona na swoje drzwi. Otworzyłam je pospiesznie i założyłam nową sukienkę. Leżała idealnie. Sięgała mi przed kolano, podkreślała wcięcie w talii i co najważniejsze - pasowała do mnie. Popatrzyłam na swoje buty - cóż trampki + sukienka? Coś w stylu Kristen Stewart. Nie mogłam lepiej trafić. Ruszyłam w kierunku łazienki i ułożyłam bujne, rude loki tak by śmiało opadały mi na gołe ramiona.
Kiedy byłam gotowa, wyszłam z pokoju przed którym stał mój towarzysz. Wręczył mi do ręki klucze i powiedział:
- Wyglądasz niesamowicie.
Podziękowałam mu cicho i niesmiało - wciąż byłam skrępowana moim wybuchem emocji sprzed dwudziestu minut. Zamknęłam drzwi i chwyciłam przygotowaną rękę Jaya.
- Idziemy do See Night. To świetny klub. - mruknął swoim normalnym tonem głosu i razem ruszyliśmy na spotkanie. Ba! Na moją pierwszą randkę.
Recepcjonistka obrzuciła mnie zazdrosnym spojrzeniem a ja nie patrząc na nią przygotowałam się na powiew zimnego, wieczornego powietrza. Jeydon zauważając na mojej ręce gęsią skórkę, zdjął marynarkę, którą założył i przykrył nią mnie. W garniturze wyglądał zabójczo.
- To miłe. - stwierdziłam. Staliśmy razem pod hotelem a on wyszeptał:
- Spotkaliśmy się wczoraj a mam wrażenie, że znam cię całe życie. - uniósł moją dłoń do ust i pocałował ją delikatnie. Ugięły się pode mną kolana. Nigdy się tak nie czułam jak teraz. Poczułam, że coś w brzuchu mnie gilgocze, dokucza ale przyjemnie. Zrobiło mi się nagle gorąco choć wiał wiatr. Tak. Zakochałam się.
- Gdzie ten klub? - spytałam przerywając romantyczną ciszę.
- Tam. - wskazał palcem, dobrze oświetlony budynek, stojący po przeciwnej stronie ulicy.
Klub See Night - od zewnątrz ozdobiony fioletowymi i zielonymi neonami. Przy wejściu stało dwóch, potężnych gości w garniakach. Przeszliśmy ostrożnie przez ulicę i stanęliśmy z nimi twarzą w twarz.
Sukienka Cher:
to niedokładnie taka ale innej podobniejszej nie mogłam znaleźć.
Dobranoc <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz