poniedziałek, 3 czerwca 2013

Kontynuacja rozdziału 13

Jeden z ochroniarzy spojrzał najpierw na mnie, później na Jeydona.

- Poproszę dowody. - rozkazał. Problem w tym, że go nie mam - dodałam w myśli. I co teraz?

- Bill, znasz mnie. - wyszeptał miło Jay.

- Ale jej nie znam. - wybełkotał obrzucając mnie dziwnym wzrokiem.

- Ma dziewiętnaście lat. Może wejść. - nalegał.

Bill cmoknął i niechętnie wpuścił nas do środka.

Pełno dymu, głośna muzyka rocka, tłumy ludzi - to wszystko przetłoczyło mnie już po pierwszym kroku.

Wnętrze klubu nie sprawiało wybitnego wrażenia. Ściany pomalowane zostały na jaskrawy fiolet a zielone neony ozdabiały niektóre ich kąty. Stoliki porozstawiane po różnych częściach pomieszczenia a na nim postawione menu z napojami. Na samym końcu Night See stał barman z wielkim stołem barmańskim a za nimi wisała szklana półka zawierająca masy butelek. Kasa stała na pojedynczym blacie blisko wejścia. Za przyjmowanie pieniędzy odpowiadała wysoka, rudowłosa kobieta. Na pozór sprawiała wrażenie brzydkiej ale gdyby jej się dokładniej przyjrzeć to była całkiem ładna. Duże, błękitne oczy, mały nos, nie odstające uszy, wydęte usta. Mimo to, widziałam ładniejsze. - parsknęłam.

Jeydon zaprowadził mnie do stolika, który stał obok stołu barmańskiego. Zajęliśmy miejsca a ja oddałam mu marynarkę.

- I jak? Podoba ci się? - przekrzykiwał muzykę.

- Może być. Nigdy nie byłam w takim miejscu. - odpowiedziałam również krzycząc.

Pokiwał zrozumiale głową a gdy podszedł do nas niski, czarnowłosy kelner, powiedział:




- Dla mnie woda.


- Dla mnie również. - odpowiedziałam.

Po paru sekundach gdy kelner odszedł od naszego stolika, Jeydon zaczął mówić:

- Jutro idziemy razem na spotkanie z naszym szefem. Chodzi mi o pracę Łowców. - zabrzmiało to dość śmiesznie.

- Dobrze ale błagam po południu, jutro mam pracę.

- Kiepsko. Najpóźniej o 16.

- Pracuję do siedemnastej. A czy nie możemy tego przełożyć na sobotę? - spytałam. Różowe glany mignęły mi wśród tłumu. Gdzieś je już widziałam.

- Zadzwonię do niego, poczekasz? - spojrzał na mnie swoimi piwnymi oczami. Odszepnęłam : tak a Jay zniknął.

Nie ukrywam, że boję się tu sama siedzieć. Spuściłam głowę w dół pozwalając by włosy zakryły moją twarz. Wzięłam do ręki menu i zaczęłam czytać. Hmm.

Truskawkowy szampan? Pomijając fakt, że nigdy nie piłam alkoholu to chętnie spróbowałabym tego rodzaju napoju. Uwielbiam truskawki więc pewnie szampan o tym smaku byłby smaczny.

- Co tak tam wyczytujesz? - spytał kobiecy, chrapliwy głos. Uniosłam oczy i oto zobaczyłam.

Dziewczyna ze snów. Emoska ubrana w czarną koszulkę z białymi czachami, krótką spódniczkę i długie, różowe glany.

- Niewiarygodne... - powiedziałam nieświadomie.

- Co ? Cena szampana?


Stała przy moim stoliku tupając swoim glanem o płytkę podłogową. Zmierzyła mnie zniecierpliwionym wzrokiem, odgarnęła kruczoczarne włosy z czoła i usiadła na krzesełku Jeydona.

- Nie. Miałam na myśli ciebie... - wyjąkałam zszokowana. Co to miało znaczyć? Dziewczyna ze snu wyglądała identycznie a w dodatku oznajmiła, że wkrótce się spotkamy, co rzeczywiście nastąpiło.

- Więc co? Jestem niewiarygodna? - spytała tępo. Była irytująca.

- Po prostu śniłaś mi się i...

- Hola, hola. - upomniała mnie palcem wskazującym. - To ty jesteś ta z plaży?

Zamarłam.

- Tobie też się śniłam? - otworzyłam szeroko oczy i zapisnęłam.

- Taa. Tylko wyglądałaś inaczej. Tak bardziej dojrzale. Nie to, że coś ale wiesz te rude fale sprawiają, że wyglądasz jak elf.

Przełknęłam ślinę.

- Chwila. To co we mnie było innego?

Cmoknęła i przychyliła się tajemniczo w moją stronę. Zaśmiała się krótko i powiedziała:

- Byłaś wyższa i miałaś na sobie białą, zwiewną sukienkę. A ty co nie pamiętasz? - zapytała odchylając się na krześle.

- No cóż, w śnie nie widzisz siebie. Tylko to co jest przed tobą. Zdajesz sobie sprawę z tego co mi powiedziałaś?

- Jak wyglądałam? Miałam na sobie te cudeńka co dzisiaj? - spytała podekscytowana podnosząc nogę ponad stół.

- Tak. Ale czy pamiętasz to co do mnie powiedziałaś? - powtórzyłam pytanie. Uniosła brwii i odburknęła:

- Niee. A co takiego powiedziałam? - podkreśliła ostatnie słowo.

- To, że niedługo się zobaczymy. I znałaś moje imię! - wytłumczyłam. Dziewczyna zrobiła zdziwioną minę.

- Cherry, tak?

Uśmiechnęłam się na dźwięk jej głosu. Wydawał się taki gorzki i sztuczny ale też przyjazny.

- Dziwne. Ja jestem Madison. Madison Tiffany. - wyciągnęła dłoń otoczoną przez ćwiekowaną bransoletkę.

- Cherry Beverly. - uścisnęłam jej rękę.

Tiffany.

Tom Tiffany.

Satanista, który próbuje mnie dorwać.

A przede mną siedzi najpewniej jego córka.

Do cholery, gdzie Jay?

Rozejrzałam się po zatłoczonym klubie i z kłębkiem myśli wstałam od stołu.

- Ej! Gdzie idziesz ślicznotko? - zapytała biegnąc za mną.

Starałam się być szybsza. Sama nie wiem gdzie się kierowałam ale wiedziałam jedno. Muszę uciekać.

- Jeydon! - wołałam wśród tłumu. Zero odpowiedzi. Muszę wracać do hotelu. To jedyne, sensowne wyjście.

- Poczekaj! - krzyczała Madison. W ciągu dwóch sekund złapała mnie za rękę.

- Puszczaj! - rozkazałam.

- Co ci jest? - spytała zdezorientowana.

- Znasz Toma ?

- Jakiego Toma? - wypluła z siebie.

- Tiffanego. Toma Tiffanego. - tłumaczyłam mając nadzieję, że powie nie. A jednak.

- No jasne. To mój ojciec.








     Pasuje na rolę Madison?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz