poniedziałek, 26 listopada 2012

Rozdział XXXV



                     Zamrugałam zdziwiona. Oddać mu skrzydła? Gave Ugly i moje skrzydła? Do licha, po co jemu są potrzebne?
                                - O co ci chodzi? – zapytałam zirytowana kosmykiem brązowych włosów, który dręczył mój nos. Nie mogłam go odgarnąć bo ten – eh – Gave trzyma mnie za ręce.
 Zaśmiał się kpiąco ale zaraz odpowiedział:
                                 - Jesteś Ciemnym Światłem, masz na plecach bardzo dużą wartość, nawet nie wiesz jak wielką, kotku. – odgarnął mi denerwujący kosmyk.
 Przypomniałam sobie słowa, w które nie mogłam uwierzyć. Gave Ugly się mnie boi. Jestem od niego silniejsza, dlatego boi się o swoje bezpieczeństwo. Chce bym oddała mu skrzydła, bo wtedy ja będę bezbronna. No nie całkiem. Jestem medium…
                                   - Rozgryzłam cię Gave, wiesz?
Spojrzał podejrzliwie.
                                   - Boisz się mnie, kochanie. – kontynuowałam sarkastycznie.
                                   - Jesteś śmieszna. – powiedział z odrobiną poruszenia. – Ciebie? Daj spokój.
                                    - Oj, Gave nie próbuj kłamać. Wiesz, jestem medium i mój ojciec zaraz może się tu zjawić.
Głośno przełknął ślinę. – Więc radzę ci powiedzieć mi całą prawdę. Od samego początku do końca. Bo jak nie… Hmm no radziłabym ci się już bać i uciekać. – mrugnęłam okiem. Nie może po mnie poznać, że obawiam się jego reakcji. Do licha! On może czytać mi w myślach!
                                     - Chodź. – oderwał się ode mnie i kopniakiem otworzył drzwi od mojego pokoju.
                  Łóżko stało na tym samym miejscu, podobnie jak biały stolik czy wieża. Ogólnie mówiąc, gdybym mogła położyłabym się spać zapominając o całym świecie.
                                   - Siadaj. – rozkazał.
                                   - Będę robić to co chcę. – uśmiechnęłam się sarkastycznie. Czy nie za dużo sarkazmu w jednym dniu?
                                   - Jak wolisz. Wiem, że wolałabyś, żeby to twój beznadziejny chłopak opowiedział ci o wszystkim ale niestety teraz to ty musisz się mnie słuchać.
Potaknęłam głową. Faktycznie, może kłamać. Ale co innego mogę zrobić jak go wysłuchać?
                                    - Zaczynaj.
Westchnął. Zaraz dowiem się całej prawdy… Aż się boję.
                                    - Pewnie słyszałaś tą historię wiele razy ale nic nie zaszkodzi posłuchać jej jeszcze raz. W dniu gdy zobaczyłaś Heatha na trawniku, nie śniłaś… To zdarzyło się naprawdę tylko ja, usunąłem ci pamięć.
                                      - Dlaczego? – wtrąciłam.
                                      - Bo nie chciałem byś znowu mieszała się w nasze sprawy. Mówiąc nasze mam na myśli, Aniołów. Także Upadłych.
                                       - Czemu mówisz, znowu ?
                                        - Przed narodzeniem się na nowo, mówię o dniach przed zobaczeniem Heatha na trawniku, byłaś z Lorenem. Kochaliście się i dlatego, Loren zdradził ci tajemnice dotyczące Nas. Ty byłaś Czarną Anielicą i prawdopodobnie nią zawsze zostaniesz. Jest ci to przypisane w Niebiosach. Kontynuując, gdy razem Upadliście za złamanie zasad, nie mogłaś stać się Upadłą po raz drugi, dlatego narodziłaś się na nowo, a Loren w postaci Heatha zjawił się na ziemi. Loren został w Piekle, pod niewolą Aarona.
                                         - Dlaczego na zawsze będę Upadłą? – powiedziałam zrzucona z gruntu. Świetnie. Czy jestem wpisana do ksiąg Niebios jako Zła?! Miałam ochotę krzyczeć na głos. Ale nie mogłam. W tym momencie muszę uszanować mego wroga.
                                          - Przy stwarzaniu świata, każdy człowiek otrzymuje swoją rolę. Inni po prostu są ludźmi, ty musisz być Upadłą. Jednak stworzono cię na pozór dobrą, masz tylko taki tytuł. Dokończę tamten temat a później będą pytania, dobrze? – zapytał niemile.
                                      - Tak.
                                      - Po tym jak zobaczyłaś na żywo tylko popiół i  wróciłaś z powrotem do swojego pokoju, wyczyściłem ci  pamięć. Potrafię się materializować jako duch, dlatego mnie nie widziałaś. Robiłem to na zlecenie Aarona. Miał nadzieję, że już nigdy się nie zobaczy a ty nie będziesz próbowała pokrzyżować jego planów. Niestety ten drań, mówię o Lorenie, zjawił się w twojej szkole. Ponownie wpadliście sobie w oko, a ja bacznie cię obserwowałem, wtedy gdy byłem z twoją matką. Z czasem miałaś sny, w których pojawiał się Heath. Cały czas byłem w kontakcie z Aaronem. Następnym jego rozkazem było dopilnowanie by Jerry złapał cię i przyprowadził do samych Piekieł. Tam najpewniej, zabito by cię lub ponownie wyczyszczono pamięć. Heath cię uratował i dlatego znowu pokrzyżowałaś nam plany. Gdy, twój chłopak Loren powiedział ci o prawie wszystkim, Wódz się wkurzył.
                                         - O jakim Wodzu mówisz?
                                         - O Aaronie, na razie nie mieszajmy Gabriela.
Gabriela?  - Wodza Niebios. – odpowiedział na moje myśli.
                                          - Następnie nastąpił okres w którym nie miałaś żadnej wizji, ani snu. Tak jak już wcześniej ci mówiłem, Wódz się zdenerwował i kazał mi zabić Betty. Postanowił, że skoro i tak już wiesz, to musisz dopełnić zadania. Tyle, że przecież byłaś Ciemnym Światłem i miałaś nas wypędzić. Chciał cię sprowokować i doprowadzić do Bitwy. Ty zaczęłaś panikować, w noc gdy Betty umarła …
                                          -Bo ty ją z a b i ł e ś ! – dokończyłam złośliwie.
                                           - Dostałaś wizji o narodzinach na nowo. Obudziłaś się w nocy i wyszłaś z Heathem w poszukiwaniu Reachel, którą chwilowo porwałem. – wyszczerzył bezczelnie zęby. Naburmuszona odwróciłam wzrok.
                                            - Dotarliście na cmentarz i tam dowiedziałaś się kompletnie wszystkiego… No może nie całkiem. W każdym razie, po pewnym czasie twój kochany Loren przysłał list. Po jego przeczytaniu Upadłaś i narodziłaś się na nowo. Każdy miał nadzieję, że powrócisz jako Jasne Światło. I to nam się udało. W dniu 17 urodzin, poszłaś do Ogrodu w twojej szkole i przypomniałaś sobie o zdarzeniach z tamtego życia… Niestety. W tym momencie, dowiedziałaś się, że Ciemne Światło ma lepszą rolę niż Jasne i postanowiłaś sprzeciwić się Aaronowi. Po tej rozmowie wściekł się i rozpętał koniec świata i wielką bitwę na której ty zabiłaś razem  z duchami jego ciało. Przed bitwą znów stałaś się Ciemnym Światłem, bo wiadome było, że Jasnym nie możesz być. Następnie zabiłaś część duszy Aarona za swoją cząstkę. Po powrocie do rzeczywistości na ostatnich siłach odprawiłaś rytuał na Gabrielu i sprawiłaś, że świat przestał istnieć. Inaczej mówiąc zabiłaś całego Aarona. Komplikacje rozpoczęły się gdy twoja przyjaciółka Argie oszukała los i rzuciła się z klifu. Przez to oszukała też mnie i za karę skazałem Heatha i Wodza ( który przeżył bo uczyniłaś świat od nowa, twój ojciec także powrócił tylko, że do tego nie doszłaś ). Ciebie zostawiłem na pastwę losu byś sama musiała szukać ukochanego.
                                  - Tak. Teraz ta cała plątanina nabrała sensu.
Wcale nie. Bo w głowie mam mętlik. Czemu Gave nagle jest taki dobry?
Coś knuje.
                                  - Coś blefujesz, Gave. – powiedziałam podejrzanie.
                                  - Jeżeli nie chcesz wysłuchać to końca, to proszę bardzo. Wyjdź. – rozkazał. Nie drgnęłam. – Dobrze. Więc chcę twoje skrzydła by stać się kimś więcej niż tylko Upadłym.  Pragnę być silniejszy. I tylko dlatego?


I co sądzicie o tym rozdziale?? 


Powiadomienie !

          Słuchajcie. Wczoraj stworzyłam na Facebooku, konto poświęcone mojej książce, ,, Ciemne Światło". Wszystkich , która zainteresowała historia Lavende Purry zachęcam do odwiedzin. Wystarczy, że wpiszecie w wyszukiwarkę : Ciemne Światło i gotowe. 
            Na tym koncie będę dodawała przeróżne zdjęcia, ciekawostki, cytaty z mej książki. Może nawet umieszczę zdjęcia aktorów, których wyobrażam sobie na miejsce tytułowych bohaterów. Jeszcze raz zapraszam, i udostępniajcie mojego bloga!! :) 
                                                                             Pozdrawiam, Klaudia.
 http://www.facebook.com/profile.php?id=100004751194421
Tu link  :)

niedziela, 25 listopada 2012

Rozdział XXXIV


Gave. Oczywiście to o niego chodzi. Nie wierzę, że zamienił się w czułą mamuśkę. Nie Gave. O nie. Tylko jest jedna rzecz, którą nie za bardzo rozumiem. O jaką białą poświatę chodzi? Co prawda, duchy są przezroczyste i pokrywa ich biała mgła. Może właśnie o nie chodzi?  Hmm. Gave jest Upadłym więc czemu on może mi pomóc? Przecież to nie logiczne. I znów masa pytań a zero odpowiedzi.
                         Gdy chciałam schować kopertę, uświadomiłam sobie, że moje ciało pokrywa wygnieciona, biała, szpitalna koszula. No może już nie taka biała… Miejsce w, którym się znajduję przyprawia mnie o dreszcze. Jak się stąd wydostać? – pytałam samą siebie. Ależ ja głupia. Jestem Aniołem. Upadłym Aniołem i mam skrzydła.
                          Po przemyśleniu całej sprawy z kopertą rozwinęłam czarne jak smoła skrzydła i po chwili znalazłam się nad rozkopanym nagrobkiem. Nie mogę go takiego zostawić, więc poprosiłam o pomoc duchy. Gdy upewniłam się, że jest on zakopany i wokół wszystko gra, odwróciłam się plecami do napisu Lavende Purry na moim grobie i ruszyłam ku wyjściu z cmentarza. Uugh.
                            Biegłam. Byłam na tyle zdenerwowana, że nie śmiałam spojrzeć się za siebie. Z jednej strony bałam się reakcji Gave Ugly ale z drugiej zaś wiedziałam, że nie mam innego wyboru. Kierowałam się ku domowi. Ciekawe czy wygląda tak jak kiedyś? Pewnie Reachel znów zachowuje się nie do poznania. Szkoda bo pokochałam ją taka jaką była po śmierci swojego kochanka. Za dużo o nim myślę… Ciekawe co robi Heath?
                               Kochanie, słyszysz mnie?
Cały czas biegłam.
                                Lav, coś się dzieje?
                              Nie… A właściwie tak. Możesz odpowiadać na moje pytania? Nie chcę cię narażać na jakieś niebezpieczeństwo.
                             Tak. Śmiało.
                            Czy możliwe jest, że Gave wie jak wejść do świadomego snu? To znaczy raczej, jak przez niego przejść?
Chwila ciszy.
                            Nie mogłem powiedzieć ci tego wcześniej ale… Gave jest wyrocznią przepowiedni, losu i czasu.
Zamurowało mnie. Gave? Przecież nie jest na tyle mądry by pełnić takie ważne dla świata, stanowisko.
                            Żartujesz?
                           Nie.
                          Ale, przecież ty jesteś strażnikiem czasu.
                         Tak. Moje role polegają na zatrzymywaniu i uruchamianiu czasu. Ale jego umiejętności są znacznie większe. Widzisz on jest tak jakby moim szefem. Wyrocznia zawsze góruje nad strażnikiem.
                        Co potrafi?
                        Umie sprawić, że świat zamienia się w czasoprzestrzeń. Czyli ułamek całego wszechświata. To on pisze przepowiednie a raczej wydaje rozkazy innym by je pisali. Nie każdy jest posłuszny, wtedy wyrywa im skrzydła.
                       To okropne, Heath.
                      Wiem Aniele.
Westchnęłam.
                       O, Heath. Bądź oryginalny. Nie naśladuj Patcha z Szeptem, ok.?
                       Jasne.
                      To zadziwiające, że potrafisz żartować w takich momentach.
                     Wiem. Lavende…
                    On to zrobił? Sprawił, że świat się zatrzymał?
                    Mylisz się. To Argie i Wódz. Oni go oszukali, więc zemścił się i zamknął mnie i Wodza w świadomym śnie. Argie nie mógł bo zginęła.
                    Ale czemu nie ukarał mnie?
                   Bo jesteś Ciemnym Światłem i boi się ciebie. Po za tym,                 zauważ, że skazał nas na przebywanie w czasoprzestrzeni…
 Tak. Gave Ugly? Boi się mnie? Haha – wybuchnęłam histerycznym śmiechem.
                     Idę z nim pogadać. Kończę.
                    Bądź ostrożna. Kocham.
        Gdy zobaczyłam drzwi swojego domu odetchnęłam. Jest tutaj. Tego mi nie zabrał. Zapukałam ale po chwili przypomniałam sobie, że jest on moją własnością dlatego stanowczym ruchem otworzyłam drzwi. Na czerwonej kanapie siedział Gave przytulony do mojej mamy.
                        - Chyba mi niedobrze. – skwitowałam. Reachel szybko się odwróciła a mój ojczym powiedział:
                        - Lavende. Chyba musimy porozmawiać.
                        -Tak. Zdecydowanie się z tobą zgadzam, tatuśku. – odrzekłam pewnie i bardzo sarkastycznie.
Wstał ciężko z kanapy i razem weszliśmy na drugie piętro.
                         - Chodźmy do mojego pokoju.
Poszedł za mną. Słuchał się mnie jak piesek. Cudnie. No właśnie … Gdzie Northy?
                          - Psa oddałem do schroniska.
Odwróciłam się brutalnie na słowa, które wypowiedział i jednym pewnym ruchem uderzyłam go w policzek.
                           - Słuchaj mnie uważnie. – popchnęłam go na ścianę. Niestety był silniejszy i to on nade mną górował. Przypierał mnie do drzwi mojego pokoju i nie chciał puścić.
                           - Pomogę ci ale pod jednym warunkiem.
Przymknęłam złośliwie oczy. Głośno westchnęłam i zapytałam:
                            - Jakim?
                            - Oddasz mi swoje skrzydła. 







Zaskoczeni? 

piątek, 23 listopada 2012

Kontynuacja


                             Tak to się stanie…
Nigdy nie wiesz co się zdarzy.
Nigdy nie wiesz kim się staniesz.
Tam pod ziemią, gdzie nie ma ciała, słowa, będą ratować całość.

Powoli wycofywałam się z tego obrazu. Jakby odstraszający grób był coraz to dalej aż w końcu zniknął z moich oczu. Zamiast jego ujrzałam cmentarz i w roli głównej mój nagrobek. Chyba mi niedobrze – pomyślałam.
                   Mam niby to odkopać? O nie. Na samą myśl, że mam coś takiego zrobić, prawie mdlałam a co dopiero gdy wzięłam łopatę w rękę. Tak była tu. A właściwie cały zestaw odkopania nagrobków. Zupełnie z nikąd. Po prosu, ot tak. Przetarłam oczy i poczułam zmęczenie. Dobrze by było na chwilę się położyć. Lecz patrząc na otaczające mnie miejsce, nie wydaje się być to dobry pomysł. Złapałam mocniej łopatę i zaczęłam kopać. Zimny i czarny piach wpadał mi do oczu więc co jakiś czas musiałam odpocząć. Sama nigdy tego nie wykopię, za Chiny. Zamknęłam oczy.
Duchy przeszłości, pomóżcie mi! Pozwólcie znaleźć Heatha!
Powtarzałam tą prośbę kilkanaście razy. Gdy ośmieliłam się otworzyć oczy, zobaczyłam dół. Podeszłam kilka kroków, bardzo ostrożnie. Gdybym tam wpadła, najpewniej dostałabym zawału serca. No może trochę przesadzam… Ale nie byłoby to najmilsze zdarzenie.
                   Gdy uważnie się przyjrzałam zobaczyłam, że na samym spodzie odkopanego nagrobka leży czarna koperta, ledwie widoczna. Jak ją sięgnąć? Uklęknęłam i próbowałam wyciągnąć rękę. Niestety, chyba muszę to zrobić.  Wskoczyłam.
                  - Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!! – wrzasnęłam gdy upadłam na ziemię. Na szczęście zabolała mnie tylko noga więc byłam spokojna, że jeszcze żyję. Kiedy otrząsnęłam się po szoku, wzięłam do rąk kopertę i zobaczyłam, że jest zaadresowana bezpośrednio do mnie.
                  Lavende Purry,
Osoba wroga tylko pomóc może, i zaprowadzic do prawy w prawidłowym humorze.
Gdy ujrzysz Biala poświatę, dotknij i wejdz, nie pozwol by czarne macki wroga  oplotly cie. Ten co nazwisko chce inne nosic, ten co pod Upadłego wola jest, powie gdzie i jak. 

czwartek, 22 listopada 2012

Rozdział XXXIII


Gdzie mam szukać? – powtarzałam w myślach.  Skoro jestem na cmentarzu to poszukam tutaj. Podbiegłam do bramy i położyłam na niej dłoń. A więc tamten świat nadal istnieje. Oparłam swoje czoło o drewniane drzwi i głęboko odetchnęłam. Kiedy to się zakończy, pójdę tam z Heathem zapomnieć o wszystkim przykrym co nas dotychczas spotkało. Po paru sekundach wyobrażania sobie tych chwil, odsunęłam się niechętnie i odgarnęłam trochę zarośli. W miejscu gdzie dawniej znajdowała się druga czy pierwsza wskazówka, teraz nie było nic. Zawiodłam się. Chociaż, podobno ta przepowiednia ma uratować świat, czego się spodziewać? Musi być ukryta gdzieś w głębi, tam gdzie nikt nie potrafi jej znaleźć. Oprócz mnie. Bo ja muszę.
                   Hmm. Warunkiem jej znalezienia jest śmierć bliskiej osoby. Może nikt nie może jej znaleźć, bo mało kto odważy się poświęcić kogoś ukochanego. I znów tylko ja na to pozwoliłam…  Dobra. Skoro nie cmentarz… To, to może Ogród? Tam gdzie wyrosła czarna róża. Tam gdzie wyrosła dzisiejsza Lavende.
Skoncentrowałam się nad moimi skrzydłami. Wyobraziłam je sobie, jak patrzę na nie z góry i dotykam ich miękkich, cudownych, czarnych piór. Nagle usłyszałam trzepot, szmer powietrza. Zrobiło mi się chłodno a z pleców wyrosły, długie jak nigdy skrzydła. Kiedyś Heath powiedział, że ich wielkość świadczy o danym Aniele, który je posiada. Jeśli są małe to zasługi Anioła równie takie są. A więc wielkie świadczą o dużych postępach i zmaganiach jakie ich nosiciel pokonał.
                      - No to lecimy Lav. – powiedziałam sama do siebie. Uniosłam swe stopy od ziemi i znów poczułam się swobodnie. Jakbym nic nie ważyła. Jakby na mnie nie ciążyła tona smutku, bólu, rozczarowana i płaczu. Byłam jak Argie. Wreszcie szczęśliwa i wolna.
Gdy byłam coraz to wyżej, miałam wrażenie, że cały świat może zmieścić się do szuflady. A Dallas zaledwie do rękawiczki. Wszystko jest tak małe a tak trudne. Czyż to niesprawiedliwe? Włosy wichrowały na wszystkie kierunki. Gdy ujrzałam swoją szkołę postanowiłam, że wyląduje przy samej róży. Zniżałam się parę dobrych minut, w końcu uniosłam się naprawdę wysoko. Gdy poczułam grunt pod nogami rozejrzałam się wokół siebie, by upewnić się czy nikt mnie nie obserwuje. Na szczęście nikogo nie zobaczyłam a to znaczyło, że mogłam ze spokojem spojrzeć na czarną różę. Była taka sama jak zawsze. Kwitnąca, długa, kolczasta. Objęłam dłonią jej płatki i wsunęłam lekko pod liść. Nie było koperty. Ani przepowiedni. A więc?
                   Załamana, że nic nie udało mi się odkryć, usiadłam na zimnej trawie. Potrzebuję pomocy. Tylko od kogo mogę jej zaczerpnąć? Heatha nie ma, Argie też. Jedynym wyjściem będzie wywołanie wizji. Lub obrazu… Tak mogę to zrobić!
                   Myślę, że najlepszym miejscem na wywołanie obrazu będzie właśnie Kraina Istot. To jest mój prawdziwy dom. Ponownie dzisiaj rozwinęłam skrzydła i wzbiłam się w powietrze. Z biegiem czasu ta cała sytuacja zaczęła mnie przerastać. Może po prostu powinnam żyć tak jak teraz? Bez Heatha, bez Argie, po prostu sama…
Nie. To bez sensu .
            Kiedy dotarłam na cmentarz, szybko podbiegłam do bramy i otworzyłam ją jak kiedyś. Oczywiście muszę pamiętać, że nie mogę zwrócić się o pomoc do Wodza bo on nie istnieje. Muszę liczyć na siebie.
            Po zobaczeniu miejsca za bramą cała zdrętwiałam. Czy to możliwe, że zamiast pięknej krainy teraz stoi tam tylko wierzba i nic po za tym? To naprawdę dziwne ale tak jest. Wycofałam się szybkim krokiem i trzasnęłam drzwiczkami od bramy. Upadłam na ziemię i z braku sił,  zupełnie rozluźniłam swoje ciało. Zamknęłam oczy i po prostu oblała mnie fala potrzeby znalezienia tej wskazówki. Wyobrażałam sobie różne sytuacje gdy ją znajduję, moje emocje, które wtedy występują oraz co dziwne, błagam kogoś tam w mojej głowię bym dostała szansę jej znalezienia. I udało się. Zupełnie z nikąd zobaczyłam swój grób. Tyle, że rozkopany a w środku leżała koperta. A dokładniej z napisem:
                             Tak to się stanie… 




Przepraszam że tak długo nie było nowego rozdziału, nie mam zupełnie czasu. Dzisiaj taki krótki nowy fragment. 

Bardzo prosiłabym o jakikolwiek komentarz, który mówił by czy podobają wam się nowe rozdziały :) 
 Tak mniej więcej widzę Krainę Istot. Ale to nawet w 30 % nie wyraża piękna tego mojego wymyślonego miejsca :) 

czwartek, 1 listopada 2012

C.d XXXII rozdziału


- Więc opowiesz mi teraz? – zapytałam trochę skołowana. Mam nadzieję, że przyjaciółka opowie mi wszystko.
                              - Tak. Jeśli nalegasz. – powiedziała cichym tonem. Poprosiła mnie bym usiadła obok niej. Posłuchałam i zrobiłam to co nakazała. Po paru minutach wzdychania i wpatrywania sobie w oczy zaczęła mówić:
                               - Pamiętasz ten dzień kiedy odprawiałaś rytuał z wodzem i to kiedy wstąpił w ciebie zły duch?
                                - Tak. Doskonale go pamiętam. – powiedziałam przygnębiona. Te zdarzenie najchętniej wyczyściłabym ze swojej pamięci.  
                                - Więc zaraz przed odprawieniem tej uroczystości wódz zabrał mnie na rozmowę. Powiedział, że muszę doprowadzić cię do kolejnej wskazówki a ona znajduje się gdzieś tutaj.
                                - Ale nadal nie rozumiem? Czemu musiałaś upaść i się zabić? – pytam zdezorientowana. To wszystko nie ma sensu.
                                - Warunkiem znalezienia tej wskazówki, jest śmierć jednej z bliskich ci osób… Tak powiedziało mi Niebo. – powiedziała nieśmiale.
Poświęciła się dla mnie. A właściwie dla całego świata.
                                - I dlatego zdecydowałaś się, że tą bliską osobą, która umrze będziesz ty? – spojrzałam na nią z troską, złością, miłością i nie wiem czym jeszcze. Nigdy w życiu nie ukrywałam w sobie takiej bomby uczuć. No może tylko wtedy gdy spotkałam Heatha po raz pierwszy.
                                - Lavende, zrozum mnie. Byłam już zmęczona tym życiem i dlatego powiedziałam: tak. To ja muszę umrzeć. Wiem, że gdybym zniknęła tak po prostu, byłoby nieodpowiedzialne wobec ciebie więc pomyślałam, że porozmawiamy razem po raz ostatni. Tak jak przyjaciółka z przyjaciółką. A gdy byłaś tyłem nie śmiałam czekać minuty dłużej. Skoczyłam. Tak naprawdę nie tylko jam oszukałam los. Widzisz, to także wina Niebios. A teraz by ta namiastka czasu została przywrócona do normalności musisz szukać przepowiedni. Nie mam pojęcia gdzie ona jest. Tego nikt mi nie oznajmił.
                      Do oczu napłynęły mi łzy. To takie urocze, że Argie zdecydowała się na tak wielkie zadanie. Dlatego coś jej się należy. Coś, co pomoże jej żyć spokojnie w Niebie.
                 Mamo Argie i tato, wróćcie do córki. Ona was potrzebuje. Zostańcie przy niej aż do końca istnienia wszystkiego.
                  Słowa, które powtarzałam w myślach, może były absurdem ale  jeśli naprawdę jestem medium i mam kontakt z duszami z poza tego świata, to może się spełnią.
                   I spełniły się. Gdy tylko usłyszałam dźwięk zdziwienia pochodzącego z ust Argie, ogarnęło mnie niedopisania przyjemne ciepło. Poczułam się spokojna o swoją przyjaciółkę. Oni się nią zaopiekują. Tylko tyle mogę dla niej zrobić.
                     - Dziękujemy ci, że pomogłaś nam ją odnaleźć. – powiedziała mama Argie. Zdanie, które wypowiedziała słychać było jak przez mgłę.
                      - Nie ma za co. Argie, trzymaj się. Odwiedzaj mnie czasami. – powiedziałam płacząc.  Lecz moja przyjaciółka, nie odpowiedziała mi tym samym jak zawsze. Uradowana położyła dłoń na moim ramieniu i zniknęła. A wraz z nią uczucie troski o jedną z najbardziej bliskich mi osób.



Taki króciutki fragment :) Pozdrawiam czytelników :)