niedziela, 25 listopada 2012

Rozdział XXXIV


Gave. Oczywiście to o niego chodzi. Nie wierzę, że zamienił się w czułą mamuśkę. Nie Gave. O nie. Tylko jest jedna rzecz, którą nie za bardzo rozumiem. O jaką białą poświatę chodzi? Co prawda, duchy są przezroczyste i pokrywa ich biała mgła. Może właśnie o nie chodzi?  Hmm. Gave jest Upadłym więc czemu on może mi pomóc? Przecież to nie logiczne. I znów masa pytań a zero odpowiedzi.
                         Gdy chciałam schować kopertę, uświadomiłam sobie, że moje ciało pokrywa wygnieciona, biała, szpitalna koszula. No może już nie taka biała… Miejsce w, którym się znajduję przyprawia mnie o dreszcze. Jak się stąd wydostać? – pytałam samą siebie. Ależ ja głupia. Jestem Aniołem. Upadłym Aniołem i mam skrzydła.
                          Po przemyśleniu całej sprawy z kopertą rozwinęłam czarne jak smoła skrzydła i po chwili znalazłam się nad rozkopanym nagrobkiem. Nie mogę go takiego zostawić, więc poprosiłam o pomoc duchy. Gdy upewniłam się, że jest on zakopany i wokół wszystko gra, odwróciłam się plecami do napisu Lavende Purry na moim grobie i ruszyłam ku wyjściu z cmentarza. Uugh.
                            Biegłam. Byłam na tyle zdenerwowana, że nie śmiałam spojrzeć się za siebie. Z jednej strony bałam się reakcji Gave Ugly ale z drugiej zaś wiedziałam, że nie mam innego wyboru. Kierowałam się ku domowi. Ciekawe czy wygląda tak jak kiedyś? Pewnie Reachel znów zachowuje się nie do poznania. Szkoda bo pokochałam ją taka jaką była po śmierci swojego kochanka. Za dużo o nim myślę… Ciekawe co robi Heath?
                               Kochanie, słyszysz mnie?
Cały czas biegłam.
                                Lav, coś się dzieje?
                              Nie… A właściwie tak. Możesz odpowiadać na moje pytania? Nie chcę cię narażać na jakieś niebezpieczeństwo.
                             Tak. Śmiało.
                            Czy możliwe jest, że Gave wie jak wejść do świadomego snu? To znaczy raczej, jak przez niego przejść?
Chwila ciszy.
                            Nie mogłem powiedzieć ci tego wcześniej ale… Gave jest wyrocznią przepowiedni, losu i czasu.
Zamurowało mnie. Gave? Przecież nie jest na tyle mądry by pełnić takie ważne dla świata, stanowisko.
                            Żartujesz?
                           Nie.
                          Ale, przecież ty jesteś strażnikiem czasu.
                         Tak. Moje role polegają na zatrzymywaniu i uruchamianiu czasu. Ale jego umiejętności są znacznie większe. Widzisz on jest tak jakby moim szefem. Wyrocznia zawsze góruje nad strażnikiem.
                        Co potrafi?
                        Umie sprawić, że świat zamienia się w czasoprzestrzeń. Czyli ułamek całego wszechświata. To on pisze przepowiednie a raczej wydaje rozkazy innym by je pisali. Nie każdy jest posłuszny, wtedy wyrywa im skrzydła.
                       To okropne, Heath.
                      Wiem Aniele.
Westchnęłam.
                       O, Heath. Bądź oryginalny. Nie naśladuj Patcha z Szeptem, ok.?
                       Jasne.
                      To zadziwiające, że potrafisz żartować w takich momentach.
                     Wiem. Lavende…
                    On to zrobił? Sprawił, że świat się zatrzymał?
                    Mylisz się. To Argie i Wódz. Oni go oszukali, więc zemścił się i zamknął mnie i Wodza w świadomym śnie. Argie nie mógł bo zginęła.
                    Ale czemu nie ukarał mnie?
                   Bo jesteś Ciemnym Światłem i boi się ciebie. Po za tym,                 zauważ, że skazał nas na przebywanie w czasoprzestrzeni…
 Tak. Gave Ugly? Boi się mnie? Haha – wybuchnęłam histerycznym śmiechem.
                     Idę z nim pogadać. Kończę.
                    Bądź ostrożna. Kocham.
        Gdy zobaczyłam drzwi swojego domu odetchnęłam. Jest tutaj. Tego mi nie zabrał. Zapukałam ale po chwili przypomniałam sobie, że jest on moją własnością dlatego stanowczym ruchem otworzyłam drzwi. Na czerwonej kanapie siedział Gave przytulony do mojej mamy.
                        - Chyba mi niedobrze. – skwitowałam. Reachel szybko się odwróciła a mój ojczym powiedział:
                        - Lavende. Chyba musimy porozmawiać.
                        -Tak. Zdecydowanie się z tobą zgadzam, tatuśku. – odrzekłam pewnie i bardzo sarkastycznie.
Wstał ciężko z kanapy i razem weszliśmy na drugie piętro.
                         - Chodźmy do mojego pokoju.
Poszedł za mną. Słuchał się mnie jak piesek. Cudnie. No właśnie … Gdzie Northy?
                          - Psa oddałem do schroniska.
Odwróciłam się brutalnie na słowa, które wypowiedział i jednym pewnym ruchem uderzyłam go w policzek.
                           - Słuchaj mnie uważnie. – popchnęłam go na ścianę. Niestety był silniejszy i to on nade mną górował. Przypierał mnie do drzwi mojego pokoju i nie chciał puścić.
                           - Pomogę ci ale pod jednym warunkiem.
Przymknęłam złośliwie oczy. Głośno westchnęłam i zapytałam:
                            - Jakim?
                            - Oddasz mi swoje skrzydła. 







Zaskoczeni? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz