piątek, 26 lipca 2013

Rozdział 20

- Cher! Poczekaj na nas! - zawołała Madison. Skołowana obejrzałam się za siebie i zobaczyłam w oddali dwójkę moich przyjaciół. Przystanęłam przy ostanim z domów tej uliczki i czekałam aż moi przyjaciele do mnie dotrą. Gdy stanęli obok mnie, Jay zapytał:

- Z kim rozmawiałaś?

Przez moment zastanawiałam się czy powinnam powiedzieć im prawdę. Jednakże postanowiłam, że odpowiem na pytanie Jeydona by wzbudzać u nich jakichkolwiek podejrzeń.



- Z Jackiem Halleyem.

Mad roześmiała się w niebogłosy aż z jej oka uroniła się łza. Popatrzyła na mnie i z niedowierzaniem skomentowała:
- Serio to było dobre...

- Madison, przymknij się. - rozkazał Jay. Popatrzył na mnie zbyt surowo. Moje ciało spięło się gdy powiedział:

- On nie żyje.

- Wiem o tym. Sama w to nie wierzę ale właśnie tam - wskazałam palcem na trzy domy wstecz- opierał się o ścianę i ze mną rozmawiał. Mówił o wskazówkach. Ale nie udało mi się ich rozszyfrować. - wyjaśniłam.

- To niemożliwe. - wyjąkała Madison. Jeydon tylko stał i patrzył w jedno miejsce. Na ścianę o którą opierał się Halley.

- O czym rozmawialiście?

- Spytał się mnie dokąd idę na co nie miałam ochoty mu odpowiadać, więc zaczął zgadywać. Jego pierwsza propozycja to dom. Odpowiedziałam mu, że nie. A później Jack zapytał czy może do pracy na co powiedziałam, że tak. Po mojej odpowiedzi od razu spytał czy papierkowa robota, akta. Pokręciłam mu głową.

- Co później?

- Zniknął... - wyjąkałam.

- Tak bez pożegnania? - spytała Madison.

- Powiedział, że już mnie nie zatrzymuje bo pewnie się spieszę i nakazał bym przetrawiła naszą rozmowę.

- Nieźle. Gadałaś z duchem. - wybełkotała zaskoczona.

- Co o tym myślisz? - zadałam pytanie Jeydonowi, który bez ruchu nic nie mówił.

- Musisz wracać do domu. - powiedział ostro.

Coś we mnie podskoczyło. Czemu Jay tak zaaragował? Niepokoi mnie jego spojrzenie i ton głosu, ostatnimi czasy nie zwracał się do mnie w ten sposób. Może znowu zaczął mnie podejrzewać. Może stracił do mnie zaufanie. Bo niby czemu Jack Halley rozmawiał akurat ze mną?

- O co chodzi? - zapytałam łagodnym i udawanym, spokojnym głosem.

- To wskazówka. Jako pierwsze miejsce do którego szłaś podał dom. Dopiero kiedy dotarł do pracy od razu zmienił temat na papierkową robotę. Myślę, że w domu jest jakiś dokument, który by coś znaczył. Musisz to sprawdzić. - wyjaśnił. Żołądek opadł na swoje miejsce a ja chwilowo odetchnęłam.

Jak mam wejść do domu kiedy Shannon ciągle w nim jest?

Jak mam przeszukać wszystkie szuflady w pokoju wujka kiedy on ma tylko do niego klucz?

- To niemożliwe. Nie mogę tam wrócić. - wyszeptałam. Momentalnie zrobiło mi się słabo. Możliwe, że to od dusznego powietrza, które dzisiaj zagościło w San Francisco. A może to od zbiegłej sytuacji?

- Muszę wam to wyjaśnić.

- Później. Teraz idziemy do Tiffanego.

- Mojego tatuśka. - zaśmiała się pogardliwie Madison.

Nikt z nas nie odpowiedział. Jeydon szedł w milczeniu co jakiś czas zaciskając pięści i kręcąc głową. Zastanawiałam się o co mu chodziło.

Kiedy przyjechał nasz autobus, Jay nadal nic nie mówił. Ta sprawa mnie jeszcze bardziej niepokoiła niż bycie gościem u siebie w ,,domu". Hm, może dlatego, że mi na nim zależało. Coraz bardziej.

Z każdym dniem mocniej.

Madison tylko co jakiś czas dawała swój komentarz, ale i ona nie potrafiła zniszczyć krępującej atmosfery jaka zaczęła panować między nami. Jay odezwał się dopiero przed drzwiami Toma. Nie zahaczyliśmy nawet o sklep once&rock. Musieliśmy pokazać się w takich ciuchach w jakich jesteśmy ubrani. Zastanawiałam się tylko czy Madison może z nami wejść. Przecież jej ojciec nigdy nie powiedział jej kim jest. Nie powinna więc wiedzieć o istnieniu diemontów.

Gdy Jeydon przykładał pięść do drzwi zatrzymałam go słowami:



- Stój.

Spojrzał na mnie kątem oka i w jednym czasie odskoczyliśmy od drzwi.

- O co chodzi? - zapytał za ścianą.

- Ona nie może z nami wejść.

Po chwili zastanowienia, Jeydon potarł ręką po karku i odrzekł:

- No tak. Kompletnie o tym zapomniałem. Madison idź do hotelu, tu masz klucze - wyjął je z kieszeni spodenek - odpal laptopa Cher i poszukaj informacji o Rosalie Luvery. Czy miała rodzinę, gdzie mieszkała, w jakim szpitalu urodziła dziecko. Jest ważnym elementem w legendzie Diemontów. Powinna być jakaś namiastka. - polecił. Dziewczyna zawiedziona tym, że nie będzie mogła popatrzeć na swojego ,, kochaniutkiego ojczulka" westchnęła i z wyrwaniem kluczy z dłoni Jeydona popędziła w kierunku Grands Hotel. Gdy zostałam sama wraz z Jeydonem , lekko popchnęłam go na ścianę. Stanęłam dokładnie naprzeciwko niego, spojrzałam mu w piwne oczy i spytałam:

- Czemu tak się zachowujesz?

- Jak? - unikał mojego wzroku.

- Dlaczego zachowujesz się jakbym coś ci zrobiła?



- Niepokoisz mnie.

- Co?

- Czemu Jack Halley dał ci wskazówki?

- Nie mam pojęcia. Naprawdę.

- Może jesteś związana z tą całą akcją. Może próbujesz zdobyć nasze zaufanie a potem nas zabić?

- Jak śmiesz...

- A może zrobisz to właśnie teraz? Nakablujesz na nas Tiffanemu i razem nas się pozbędziecie?

- Przestań. - krzyknęłam upokorzona. Odbiegłam od domu Toma najdalej jak się dało. Tak by zostawić Jeydona daleko za sobą. Gdy weszłam na Golden Gate, zaczęłam płakać. Rozczulać się nad sobą, nad tym co powiedział mi chłopak, w którym jestem zakochana. Uświadomiłam sobie, że nie zasługuję na normalne życie. Na ludzką przyjaźć czy miłość. Jestem inna. Nie wiem o sobie nic poza imieniem, wiekiem i miejscem zamieszkania. Wszystko co podałam w dokumentach Billsa i Miriam jest kłamstwem. Obłudą realnego życia. Jedynego jakiego nawet nie potrafiłam stworzyć. Po co w ogóle tu jestem? Psuję wszystko. Tylko to umiem robić. Usiadłam przy barierce najpiękniejszego mostu na świecie i zamknęłam bolące oczy. Nie chciałam patrzeć na ruiny życia, które chciałam zburzyć...
 
Most Golden Gate razem z plażą Baker Beach. Cudownie tam... Pomyśleć tylko, że to właśnie na tej plaży Rose zabiła Jacka Halleya.
Mam dla was konkurs :D
Napiszcie w komentarzach którą z postaci polubiliście najbardziej:
1. Cher
2. Madison
3. Jeydon
 
Dla każdego kto napisze komentarz z imieniem! Musicie dodać tylko swoje imię, bo użyje je do następnych rozdziałów. Każdy z was będzie pełnić jakąś rolę w mojej książce. Zachęcam :)
 
 

1 komentarz:

  1. 1/2/3 są świetni, tacy prawie realni, polubiłam ich :)

    OdpowiedzUsuń