Bez wyjścia
Siedziałem, niemal w obłąkanym stanie. Myślałem, że wizyta u
Sheppelina była w moim śnie a tymczasem widzę pod sobą kałużę wody. Jeśli
naprawdę to by działo się w mojej głowie to by jej tu nie było. Gdybym zaś
naprawdę udał się do Jacoba to w jaki sposób znalazłem się w domu? Zupełnie nie
pamiętałem co działo się po słowach gospodarza domu. Co on właściwie
powiedział? Zwrócił się do tajemniczego głosu, słyszałem ,,mamo”. Wstałem po dobrej godzinie namysłu i
wyjrzałem za okno. Słońce grzało niemiłosiernie a jego promienie odbijały się
od tafli wody. Poczułem nagłą chęć by się w niej zatopić, poczuć jej dotyk na
mojej skórze.
Zostawiłem mokrą podłogę w spokoju i udałem się do
wyjścia. Patrzyłem na swoje ubranie, nieprzemoczone. Skąd więc wzięła się ta
woda, do cholery? Nagle zderzyłem się ze ścianą.
- Co jest do… - zacząłem gdy nagle zupełnie
oniemiałem. Przede mną nie było drzwi. Zamurowane przejście. Odwróciłem się
tyłem i ujrzałem korytarz a na jego końcu, kuchnię. – Nie, to nie może być
prawda. To tylko mi się śni. Zaraz się obudzę. – zamknąłem oczy i zacząłem się
szczypać, bić, Bóg tylko pamięta co jeszcze. Jednak, gdy me powieki się
otworzyły, nawet po kilkunastu razach, widok pozostawał ten sam. – Zabiję was!
– zacząłem wrzeszczeć. Darłem się niemiłosiernie, uderzałem pięściami w ścianę
aż zaczęły krwawić, napawała mną nienawiść do wszystkich w to wmieszanych. Jak mocno bym starał się ją rozwalić i tak
nic bym nie zdziałał. Jak ja stąd teraz wyjdę? Kończy mi się jedzenie… W dodatku…
Nie, nie wytrzymam tu.
Okno. – wpadła mi myśl. Ruszyłem więc do
najbliższego pokoju, jakim był salon. Zdziwiła mnie nagła ciemność w
pomieszczeniu. Jego również nie było. – To niemożliwe. Przed chwilą jeszcze tu
było.
Pobiegłem do sypialni, kuchni ale tam spotkałem się
z tym samym. Cholernym żartem. Wszystkie okna były zamurowane, tak jak i drzwi.
Tkwiłem sam w nawiedzonym domu bez żadnego światła. – Może je zapal, geniuszu.
– powiedziałem sam do siebie. A więc chodziłem po wnętrzu posiadłości i zapalałem
wszystko co się da. Zajęło mi to mało czasu.
Po wszystkim, zachodziłem w głowę kto i jak mógł to zrobić. I kiedy…
Przecież usłyszałbym a poza tym to wymaga czasu. Okna zamurowano dosłownie w
ciągu paru sekund co było niemożliwe. Nikogo tu nie było, tylko ja. To nie może
być normalne, nie może mieć rozsądnego wytłumaczenia. Moje kroki nigdzie nie
prowadziły, ruszałem się po kwadracie, myśląc, myśląc i myśląc. Jak, do
cholery? No jak? Ktoś zaczyna ze mną grać. W kotka i myszkę. Chyba nie muszę
pisać jaką miałem rolę.
Nie miałem ochoty na czytanie. Teraz, kiedy
zostałem tu uwięziony tak bardzo zapragnąłem poczuć ciepło słońca. Tęskniłem za
oceanem, za powietrzem. Długo tu nie wytrzymam. Przecież mogę się udusić – nie
mam sposobu by wprowadzać tu nowy tlen. Daję sobie kilka dni, najwyżej tydzień.
To dość przestrzenne miejsce. Może uda mi się jakoś stąd wydostać. Potrzebowałem
narzędzi… Tylko skąd je wziąć? W kuchni znaleźć można najwyżej nóż. W salonie i
sypialni dosłownie nic nie nadaje się do użycia. Jeśli dawni gospodarze mieli
jakiekolwiek narzędzia a powinni je mieć to musieli je gdzieś trzymać. Zwykle
chowa się je na strychu lub…
Piwnicy.
***
Nie dałem za wygraną. W jednej sekundzie chwyciłem
lampę naftową a w drugiej schodziłem po schodach prowadzących do złej
ciemności. Otaczała mnie cisza. Miałem przeczucie, że zaraz coś spadnie lub
mnie uderzy a ja polecę z hukiem na dół i połamię sobie kręgosłup. Ogarniał
mnie też lęk, że za moment kogoś zobaczę, postać podobną do ducha, która będzie
tylko stała i na mnie patrzyła – wtapiała we mnie nienawistne oczy. Ogarnij
się. – przywołałem rozsądek do porządku. Poświeciłem na boki i upewniłem się,
że jestem tu sam. To wcale nie było pocieszające… Mimo to, lepiej niż gdybym był z nieproszonym
gościem. Gdy poczułem równą powierzchnię pod stopami zwróciłem lampę przed
siebie. Zobaczyłem kolejne drzwi, o których istnieniu zupełnie zapomniałem oraz
trzy, wielkie pudła. Stały sobie z zakurzonym kącie, stare, kryjące pewnie
straszne tajemnice. Podszedłem na tyle blisko by dojrzeć co jest w ich wnętrzu. Ucieszyłem się,
ponieważ choć raz los mi sprzyjał. W środku kartonu leżał stos narzędzi.
Począwszy od młotka, śrubokrętu, klucza, kominiarek, dłuta, topora do siekiery.
W drugim pudle zobaczyłem stare książki, poniszczone i zapomniane. Carlos
pewnie zaraz by je przepraszał… Nienawidzę go. – pomyślałem zaraz. To on mnie w
to wpakował. Zajrzałem do trzeciego kartonu ale w nim leżały tylko jakieś
brudne obrusy i szmaty. Wziąłem ten gdzie były potrzebne mi przedmioty i
wróciłem się do salonu. Postanowiłem, że
spróbuję rozwalić ścianą toporem i
młotkiem. Silne nimi uderzenia mogły się okazać skuteczne. Pełen energii, siły i wiary udałem się na
korytarz. Stanąłem nie przed drzwiami, jakbyście mogli się spodziewać ale przed
tajemnym przejściem. Położyłem na bordowej ścianie swą dużą dłoń i zacząłem
badać jej powierzchnię. W jednym miejscu występowało dziwne zgrubienie, ogólnie
rzecz biorąc była nie równa. Tak jakby ktoś postawił i zamalował ją w
pośpiechu, jakby się spieszył. Widocznie szybko chciał tą stronę domu od kogoś
lub od siebie odgrodzić. Jeszcze nie wiedziałem czy jestem gotowy by zobaczyć
co tam się ukrywa ale wolałem coś robić. Nie siedzieć bezczynnie i poddawać
czyjejś władzy. Jakakolwiek by ona nie była.
Uniosłem rękę i z całej siły walnąłem toporem w
ścianę. Wielki płat farby i tynku
odleciał i runął na podłogę. W powietrzu unosił się biały pył i po chwili
pokrył mnie od głowy do brzucha. Po pięciu minutach uderzania zaczęła boleć
mnie ręka. Byłem jednak zadowolony, ponieważ niektóre cegły zaczęły się chwiać
ukazując mi drugą stronę. Gdy dwie wyleciały uklęknąłem przy otworze i
spojrzałem przez niego. Ujrzałem schody tak jak się tego spodziewałem i parę obrazów
wiszących na ścianie. Odsapnąłem parę minut i wróciłem do pracy. Z każdą
sekundą rosło moje zadowolenie i podniecenie. Jeszcze tylko trochę a będę mógł
poznać pierwsze piętro tej posiadłości. Wejść do pokoju Jacoba, do
pomieszczenia, w którym więziona była Anna. Przeszedł mi strach, została
fascynacja. Tak jakbym nie mógł się tego doczekać. Cieszyło mnie to bo znaczyło
to, że przestałem wariować i wracam do siebie. Do Olivera, którego przeraża
tylko śmierć bliskich i … niektóre sny.
Po piętnastu minutach dziura w ścianie była
wystarczająca bym mógł przez nią przejść. Pochyliłem się i zrobiłem krok do
przodu – stałem właśnie na nieznanej ziemi. Rozejrzałem się dookoła ale jedyne
co przykuło moją uwagę to tylko wąskie, średniej wysokości schody. Obrazy,
które wcześniej przyuważyłem przedstawiały bitwy rycerskie. Te przeważnie,
niektóre jeszcze mieściły na sobie Niebo i Boga. Nie patrzyłem na nie długo bo
wszystko prowadziło mnie na górę. Wchodziłem z uśmiechem na ustach,
usatysfakcjonowany tym, że przechytrzyłem Carlosa i Sheppelina. Uważali mnie za
naiwnego głupka, który nie domyśli się ich tożsamości. Po chwili, gdy stałem
już na piętrze a przede mną ukazał się niedługi korytarzyk z kilkoma drzwiami
usłyszałem krzyk. Sprężyłem się i popatrzyłem za i przed siebie. Szybko dotarły
do mnie również prędkie kroki. Na dole. Miałem gościa.
Proszę, oto kolejny, bardzo krótki ale dla mnie ważny rozdział. Czekam na jakiekolwiek od was słowo. PROSZĘ, ODEZWIJCIE SIĘ! :D Pozdrawiam wszystkich i życzę dużo zdrowia bo mi ostatnio ono nie dopisuje :(
Bardzo lubię tego aktora i jeśli miałabym pokazać wam jak wyobrażam sobie Olivera, głównego bohatera to myślę, że wskazałabym tego pana. Co o tym myślicie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz