środa, 7 stycznia 2015

Rozdział 9.

 


                                       Bez wyjścia





                    Siedziałem, niemal  w obłąkanym stanie. Myślałem, że wizyta u Sheppelina była w moim śnie a tymczasem widzę pod sobą kałużę wody. Jeśli naprawdę to by działo się w mojej głowie to by jej tu nie było. Gdybym zaś naprawdę udał się do Jacoba to w jaki sposób znalazłem się w domu? Zupełnie nie pamiętałem co działo się po słowach gospodarza domu. Co on właściwie powiedział? Zwrócił się do tajemniczego głosu, słyszałem ,,mamo”.  Wstałem po dobrej godzinie namysłu i wyjrzałem za okno. Słońce grzało niemiłosiernie a jego promienie odbijały się od tafli wody. Poczułem nagłą chęć by się w niej zatopić, poczuć jej dotyk na mojej skórze. 
Zostawiłem mokrą podłogę w spokoju i udałem się do wyjścia. Patrzyłem na swoje ubranie, nieprzemoczone. Skąd więc wzięła się ta woda, do cholery? Nagle zderzyłem się ze ścianą.
- Co jest do… - zacząłem gdy nagle zupełnie oniemiałem. Przede mną nie było drzwi. Zamurowane przejście. Odwróciłem się tyłem i ujrzałem korytarz a na jego końcu, kuchnię. – Nie, to nie może być prawda. To tylko mi się śni. Zaraz się obudzę. – zamknąłem oczy i zacząłem się szczypać, bić, Bóg tylko pamięta co jeszcze. Jednak, gdy me powieki się otworzyły, nawet po kilkunastu razach, widok pozostawał ten sam. – Zabiję was! – zacząłem wrzeszczeć. Darłem się niemiłosiernie, uderzałem pięściami w ścianę aż zaczęły krwawić, napawała mną nienawiść do wszystkich w to wmieszanych.  Jak mocno bym starał się ją rozwalić i tak nic bym nie zdziałał. Jak ja stąd teraz wyjdę? Kończy mi się jedzenie… W dodatku… Nie, nie wytrzymam tu.
Okno. – wpadła mi myśl. Ruszyłem więc do najbliższego pokoju, jakim był salon. Zdziwiła mnie nagła ciemność w pomieszczeniu. Jego również nie było. – To niemożliwe. Przed chwilą jeszcze tu było.
Pobiegłem do sypialni, kuchni ale tam spotkałem się z tym samym. Cholernym żartem. Wszystkie okna były zamurowane, tak jak i drzwi. Tkwiłem sam w nawiedzonym domu bez żadnego światła. – Może je zapal, geniuszu. – powiedziałem sam do siebie. A więc chodziłem po wnętrzu posiadłości i zapalałem wszystko co się da. Zajęło mi to mało czasu.  Po wszystkim, zachodziłem w głowę kto i jak mógł to zrobić. I kiedy… Przecież usłyszałbym a poza tym to wymaga czasu. Okna zamurowano dosłownie w ciągu paru sekund co było niemożliwe. Nikogo tu nie było, tylko ja. To nie może być normalne, nie może mieć rozsądnego wytłumaczenia. Moje kroki nigdzie nie prowadziły, ruszałem się po kwadracie, myśląc, myśląc i myśląc. Jak, do cholery? No jak? Ktoś zaczyna ze mną grać. W kotka i myszkę. Chyba nie muszę pisać jaką miałem rolę.
Nie miałem ochoty na czytanie. Teraz, kiedy zostałem tu uwięziony tak bardzo zapragnąłem poczuć ciepło słońca. Tęskniłem za oceanem, za powietrzem. Długo tu nie wytrzymam. Przecież mogę się udusić – nie mam sposobu by wprowadzać tu nowy tlen. Daję sobie kilka dni, najwyżej tydzień. To dość przestrzenne miejsce. Może uda mi się jakoś stąd wydostać. Potrzebowałem narzędzi… Tylko skąd je wziąć? W kuchni znaleźć można najwyżej nóż. W salonie i sypialni dosłownie nic nie nadaje się do użycia. Jeśli dawni gospodarze mieli jakiekolwiek narzędzia a powinni je mieć to musieli je gdzieś trzymać. Zwykle chowa się je na strychu lub…
Piwnicy.
***
Nie dałem za wygraną. W jednej sekundzie chwyciłem lampę naftową a w drugiej schodziłem po schodach prowadzących do złej ciemności. Otaczała mnie cisza. Miałem przeczucie, że zaraz coś spadnie lub mnie uderzy a ja polecę z hukiem na dół i połamię sobie kręgosłup. Ogarniał mnie też lęk, że za moment kogoś zobaczę, postać podobną do ducha, która będzie tylko stała i na mnie patrzyła – wtapiała we mnie nienawistne oczy. Ogarnij się. – przywołałem rozsądek do porządku. Poświeciłem na boki i upewniłem się, że jestem tu sam. To wcale nie było pocieszające…  Mimo to, lepiej niż gdybym był z nieproszonym gościem. Gdy poczułem równą powierzchnię pod stopami zwróciłem lampę przed siebie. Zobaczyłem kolejne drzwi, o których istnieniu zupełnie zapomniałem oraz trzy, wielkie pudła. Stały sobie z zakurzonym kącie, stare, kryjące pewnie straszne tajemnice. Podszedłem na tyle blisko by dojrzeć  co jest w ich wnętrzu. Ucieszyłem się, ponieważ choć raz los mi sprzyjał. W środku kartonu leżał stos narzędzi. Począwszy od młotka, śrubokrętu, klucza, kominiarek, dłuta, topora do siekiery. W drugim pudle zobaczyłem stare książki, poniszczone i zapomniane. Carlos pewnie zaraz by je przepraszał… Nienawidzę go. – pomyślałem zaraz. To on mnie w to wpakował. Zajrzałem do trzeciego kartonu ale w nim leżały tylko jakieś brudne obrusy i szmaty. Wziąłem ten gdzie były potrzebne mi przedmioty i wróciłem się do salonu.  Postanowiłem, że spróbuję rozwalić ścianą  toporem i młotkiem. Silne nimi uderzenia mogły się okazać skuteczne.  Pełen energii, siły i wiary udałem się na korytarz. Stanąłem nie przed drzwiami, jakbyście mogli się spodziewać ale przed tajemnym przejściem. Położyłem na bordowej ścianie swą dużą dłoń i zacząłem badać jej powierzchnię. W jednym miejscu występowało dziwne zgrubienie, ogólnie rzecz biorąc była nie równa. Tak jakby ktoś postawił i zamalował ją w pośpiechu, jakby się spieszył. Widocznie szybko chciał tą stronę domu od kogoś lub od siebie odgrodzić. Jeszcze nie wiedziałem czy jestem gotowy by zobaczyć co tam się ukrywa ale wolałem coś robić. Nie siedzieć bezczynnie i poddawać czyjejś władzy. Jakakolwiek by ona nie była.
Uniosłem rękę i z całej siły walnąłem toporem w ścianę.  Wielki płat farby i tynku odleciał i runął na podłogę. W powietrzu unosił się biały pył i po chwili pokrył mnie od głowy do brzucha. Po pięciu minutach uderzania zaczęła boleć mnie ręka. Byłem jednak zadowolony, ponieważ niektóre cegły zaczęły się chwiać ukazując mi drugą stronę. Gdy dwie wyleciały uklęknąłem przy otworze i spojrzałem przez niego. Ujrzałem schody tak jak się tego spodziewałem i parę obrazów wiszących na ścianie.  Odsapnąłem  parę minut i wróciłem do pracy. Z każdą sekundą rosło moje zadowolenie i podniecenie. Jeszcze tylko trochę a będę mógł poznać pierwsze piętro tej posiadłości. Wejść do pokoju Jacoba, do pomieszczenia, w którym więziona była Anna. Przeszedł mi strach, została fascynacja. Tak jakbym nie mógł się tego doczekać. Cieszyło mnie to bo znaczyło to, że przestałem wariować i wracam do siebie. Do Olivera, którego przeraża tylko śmierć bliskich i … niektóre sny.
Po piętnastu minutach dziura w ścianie była wystarczająca bym mógł przez nią przejść. Pochyliłem się i zrobiłem krok do przodu – stałem właśnie na nieznanej ziemi. Rozejrzałem się dookoła ale jedyne co przykuło moją uwagę to tylko wąskie, średniej wysokości schody. Obrazy, które wcześniej przyuważyłem przedstawiały bitwy rycerskie. Te przeważnie, niektóre jeszcze mieściły na sobie Niebo i Boga. Nie patrzyłem na nie długo bo wszystko prowadziło mnie na górę. Wchodziłem z uśmiechem na ustach, usatysfakcjonowany tym, że przechytrzyłem Carlosa i Sheppelina. Uważali mnie za naiwnego głupka, który nie domyśli się ich tożsamości. Po chwili, gdy stałem już na piętrze a przede mną ukazał się niedługi korytarzyk z kilkoma drzwiami usłyszałem krzyk. Sprężyłem się i popatrzyłem za i przed siebie. Szybko dotarły do mnie również prędkie kroki. Na dole. Miałem gościa. 




Proszę, oto kolejny, bardzo krótki ale dla mnie ważny rozdział. Czekam na jakiekolwiek od was słowo. PROSZĘ, ODEZWIJCIE SIĘ! :D Pozdrawiam wszystkich i życzę dużo zdrowia bo mi ostatnio ono nie dopisuje :( 

 Bardzo lubię tego aktora i jeśli miałabym pokazać wam jak wyobrażam sobie Olivera, głównego bohatera to myślę, że wskazałabym tego pana. Co o tym myślicie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz