poniedziałek, 5 stycznia 2015

Kontynuacja rozdziału 8.

---
Była dokładnie, dwunasta trzydzieści w nocy gdy wyszedłem ze swojego pokoju i niespokojnie ale jak najciszej przedostałem się do więzienia mamy. Zapukałem leciutko i wymówiłem szeptem ,,mamo".
- Jacobie? - usłyszałem jak mówi moje imię z odrobiną zdziwienia. - Nie wystraszyłeś się ostatnim razem?
- Chcę z tobą porozmawiać. Chcę ci pomóc. - po dwóch sekundach okrutnej ciszy wreszcie uchyliły się drzwi. Ujrzałem jej przetłuszczone, długie, czarne włosy i brudną już białą koszulę nocną. Na jej policzku widniała czerwona rysa. - Co ci się stało?
- Jeśli chcesz o coś zapytać to to zrób teraz. Nie mam za wiele czasu.
Zastanowiło mnie co takiego miała pilnego zrobić.
- Co mam robić? Tata nie uwierzył a ponad to zakazał mi tu przychodzić. Boję się, że zaraz mnie nakryje. - mówiłem szeptem. Moja twarz była za blisko jej twarzy.
- Piszesz o nas książkę, prawda? - Zadziwiłem się jej pytaniem.
- Tak ale...
- Przynieś ją tu. Chciałabym przeczytać.
Uśmiechnąłem się.
- Dopiero jak ją skończę. Ale powiedz mi... skąd wiesz?
- Widziałam... w nocy. Leżała na biurku.
Popatrzyłem za siebie by upewnić się, że ojciec ani... nikt inny nas nie podsłuchuje. Na korytarzu było pusto. W zasadzie nic nie wydawało się podejrzanego. Oprócz jednego faktu o którym myślałem już dzisiaj rano. Jakim cudem matka zdołała otworzyć drzwi? Przecież ojciec ma klucz.
- Jak się stąd wydostałaś?
- Twój ojciec jest bardzo roztargniony. Ostatnio przynosząc mi tu jedzenie zapomniał zamknąć. W nocy udałam się do sypialni i go znalazłam.
- Tata się nie zorientował?
- Oczywiście, że się zorientował.
- I co? - nie rozumiałem.
- I nic. Ukryłam klucz. Teraz mnie nie zamknie a nic nie poradzi. Nie może wyjść z domu bo zostawiłby mnie z tobą lub co gorsza, samą. Boi się, że mogłabym zrobić coś złego.
- Ale równie dobrze możesz uciec teraz. - powiedziałem siadając wygodnie na podłodze. Mama oddaliła się nieco i oparła o ścianę.
- Nie chodzi tu o ucieczkę. Chodzi o to, żebym nie zrobiła ci krzywdy.
- Ale skoro twoje i moje drzwi są otwarte a on śpi to...
- On nie śpi, Jacobie. Jestem tego pewna. Powinieneś już iść. Może zaraz tu przyjść. - nakazała mi władczym tonem. - Jeśli chcesz, przyjdź jutro ale nieco później. Przyjdź, jeśli oczywiście się nie boisz.
- Powiesz mi jutro co robić?
- Powiem ci dzisiaj. - uśmiechnęła się ale jej wzrok utkwiony był w ścianę.
- Dokończ książkę jak najszybciej i dopilnuj by zawierała całą prawdę. Potem ją wydaj i spal ten dom. Ominą cię konsekwencje. Nie pozwól by ktoś kogo lubisz czy kochasz się tu wprowadził. Jej demon nadal tu będzie czuwał. Wiesz dlaczego?
- Bo my tu nadal będziemy?
- Rzecz jasna. W najbliższym czasie wszyscy tu umrzemy, Oliverze. Tu będzie nasz grobowiec. Na wieki wieków.
Przeszył mnie dreszcz. Poczułem, że wiotczeją mi ręce a mózg przestaje pracować. Byłem jeszcze młody, miałem plany na przyszłość. Nie chciałem umierać. Dlaczego? Czemu nie możemy się wyprowadzić i zamieszkać w innym kraju? Może nawet na końcu świata?
- Mamo, nie rozumiem.
- Nie zostało ci dużo czasu. Musisz zdążyć ukończyć książkę i przekazać ją wydawnictwu. Konieczne jest również by w ostatnim momencie zapalić ten dom. Nikt nie może tu mieszkać.
- Czemu? Przecież duch babci dręczy naszą rodzinę.
- Nie mamy wyboru. Musimy umrzeć. Nie ma miejsca na świecie gdzie ona nie poszłaby za nami. Synku, wierzysz w Boga. On się nami zaopiekuje.
- Dlaczego więc mam spalić dom? Co jeśli nie zdążę?
- Wtedy... wtedy współczuję temu kto tu zamieszka.

***
Z impetem zamknąłem książkę. Nie mogłem uwierzyć w to co przeczytałem. To istny horror, bajka dla niegrzecznych dzieci. Jeśli to okazało się prawdą, gdzieś tutaj odnajdę dwa a może i trzy ciała. Nie wiedziałem czy ojciec Jacoba umarł w tym domu. Podobno wyprowadził się po śmierci Anny i zamieszkał bez syna. Ten natomiast w chwili przed śmiercią napisał do niego list, który znalazłem ja, głęboko ukryty w piwnicy. Ktoś musiał go tam ukryć i nie był to Jacob. Może Johann wrócił tu,  przeczytał słowa syna i uznając je za bzdurne schował z innymi klamotami. W takim bądź razie gdzie jest jego ciało? Musiałem wyciągnąć te informacje od kogoś kto napisał tą książkę a teraz prawdopodobnie ( paradoksalnie, piszę prawdopodobnie) już nie żyje. Wstałem i podszedłem do okna. Pogoda się nie zmieniła. Nadal padało a więc moje plany odnośnie pracy w ogrodzie legły w gruzach.  Mogłem jednak wziąć parasolkę i rozejrzeć się w okolicy. Może Sheppelin mieszka blisko? Naprawdę nie wiem jak można mówić, że duch gdzieś mieszka...
Ubrałem się w sweter i długie, plisowane spodnie. Na grzbiet założyłem czarny płaszcz a na głowę kapelusz w tym samym kolorze. Wziąłem parasol i wyszedłem z domu. Nie zamykałem go bo i tak ktoś był w domu. Najprawdopodobniej poprzedni właściciele.
Nie udałem się w tą stronę co zawsze - w kierunku rynku - ale w drugą, której jeszcze nie znałem. Wydawała się być dłuższa, prowadziła chyba gdzieś na odludzie ale mimo to nie zwątpiłem. Choć deszcz ciężko padał na zewnętrzną stronę parasola a moje buty zagłębiały się w piachu, ma chęć uwolnienia się z sideł niepewności była silniejsza niż jakiekolwiek niedogodności.
Szedłem po dość wąskiej dróżce, po której prawej stronie usiana była trawa. Za nią rozciągała się przepaść wodna, Oceanu Atlantyckiego. Pięknie to wyglądało, musiałem przyznać. Czysto niebieska woda doskonale odznaczała się od szarego, płaczącego nieba. Pomyślałem sobie zaraz, że jeśli Bóg istnieje to chyba nie przepada za tą częścią świata... Przecież tak często tu pada.
Po dziesięciu minutach drogi zobaczyłem przed sobą rozwidlenie dróg. Gdybym poszedł w lewą stronę dotarłbym najprawdopodobniej do ryneczku a jeśli w prawą, nie wiadomo. Skręciłem więc w nieznanym kierunku. Nie miałem pojęcia czy tam, na końcu drogi spotkam Sheppelina. Bardzo tego chciałem ale wiedziałem, że wszechświat nie jest nam skłonny. Przynajmniej, nie zawsze.
Zastanawiałem się co dzieje się teraz w domu. Czy ktoś lub coś chodzi po starych deskach korytarza? A może siedzi na kuchennym krześle, tam gdzie zostałem zaatakowany tak jak i syn Anny. Czy nieodkryta przeze mnie część domu skrywa w sobie pewien sekret? I ostatnie pytanie, które obecnie mnie dręczy... W jakiej części posiadłości leżą ciała rodziny. Miałem czystą nadzieję, że dowiem się tego od Sheppelina. Może on znajdzie w sobie tą chęć by mi wszystko wyjaśnić.
Podniosłem wzrok znad swoich butów i zobaczyłem przed sobą dom. Mały, drewniany, ledwo co trzymający się ziemi. Miał powybijane okna a w nich zawieszone stare szmaty, drzwi były zamknięte ale też one były niestabilne. Podszedłem bliżej, po schodkach na ganek i zapukałem. Ktoś był w środku. Usłyszałem kroki a zważając na to, iż jestem praktycznie na odludziu, żaden hałas mi nie przeszkadzał. Jednak to, nikt nie otwierał. Pomyślałem, że może nie mieszka w nim Jacob i powinienem się jak najszybciej zmywać. Zrobiłem nawet dwa kroki do tyłu i zaczynałem się odwracać gdy nagle, drzwi się otworzyły.
Stał w nich Sheppelin, we własnej osobie. Z tym samym wyrazem twarzy, jakby zmęczenia życiem, z tymi samymi oczami, które może i zmieniały kolor ale patrzyły na mnie wiecznie tak samo. Ubrany w czarny, pomięty garnitur trzymał w ręku fajkę. Nie był zdziwiony na mój widok. Stał i patrzył jakby się mnie spodziewał.
I tak też było.
- Wiedziałem, że tu przyjdziesz. Proszę, wejdź. Na zewnątrz nie jest przyjemnie. - powiedział ochryple. Wdzięczny złożyłem parasol i wgramoliłem się do środka. A wewnątrz było podobnie jak i na zewnątrz. Odrapane ściany, stara podłoga i meble, które nie nadawały się do użycia. Powiewało chłodem. Nie tylko z okien ale i od samego gospodarza. Stanąłem naprzeciw niego a on ułożył wyraz w pytajnym uśmiechu.
- Rozumiem, że chcesz ze mną o czymś porozmawiać, Oliverze. A więc... Jestem tu i ty też. Na co czekasz?
Przypomniałem sobie zaraz po co tu przyszedłem. Automatycznie podwyższyła mi się temperatura i już w ogóle nie czułem skapywającego ze mnie deszczu.
- Myślę, że wiem kim jesteś. I proszę cię o szczerość. - odpowiedziałem odważnie wchodząc w temat. Nie chciałem go od razu spłoszyć.
- Usiądźmy. - przeszedł koło mnie i zaprosił do, tak myślę, salonu. Stał tam dębowy stół i para krzeseł. Oprócz nich, w ścianie gościł kominek, co prawda nie rozpalony ale dodający iskrę ciepła temu mrocznemu domowi.
Udałem się za Jacobem i tak jak on, usiadłem.
- Sądzisz, że wiesz kim jestem. Tymczasem ja jestem bardzo tego ciekaw. Słucham. Kim jestem? - spytał mnie poważniej.
Zamyśliłem się chwilę. Teraz, patrząc na niego jak na żywego ale bardzo starego człowieka, zacząłem śmiać się z siebie, że pomyślałem, iż mógłby być duchem. No bo jak by to było możliwe? Przecież, siedzi tu i ze mną rozmawia.
Rosi też z tobą rozmawiała i ją widziałeś... A przecież już nie żyła...
Usłyszałem jej głos... Znów tej kobiety.
- Jesteś Jacob Sheppelin. Syn  Anny Barbary Thierin i Johanna Scheppelina. Urodziłeś się gdy oni wprowadzili się do domu, w którym obecnie mieszkam. Napisałeś tą książkę, w której opisałeś życie swojej rodziny. Anna została opętana przez swą matkę. Kazała ci dopisać powieść i spalić dom. Prawdopodobnie spalić go w dzień śmierci. Jeśli wierzyć tej, mojej może i abstrakcyjnej teorii, to powinieneś nie żyć. Twoje ciało powinno leżeć gdzieś w moim domu. Nie sądzisz, że to przeraża? - mówiłem jak oszalały bo nie chciałem by mi przerwano. Wtedy, najpewniej nigdy nie zdał bym się na odwagę powiedzieć o swoich podejrzeniach.
Mężczyzna uśmiechnął się pojednawczo, podrapał po brodzie i odpowiedział:
- Mnie nie przeraża. Memento mori. W obliczu śmierci, każdy jest równy. Ty też umrzesz. Niebawem.
Spiorunowałem go wzrokiem.
- Nie przestraszy mnie już ani jedno twoje słowo. Proszę cię, powiedz mi prawdę. Powiedz, że jesteś jej synem.
Jacobie...
To ona. Anna. Była tu z nami.
Jacobie, mamy gościa?
Sheppelin roześmiał się okrutnie. W jego głosie usłyszałem demoniczny pomruk.
- Tak mamo. Twój nowy przyjaciel.
***
Zerwałem się jak oparzony z krzesła. Nie byłem u Jacoba ale u siebie w domu. Ubrany byłem w ciuchy, które chodziłem cały dzień przed wyjściem. Jakim wyjściem? Przecież to był sen... W rzeczywistości cały czas tu siedziałem i czytałem książkę aż nagle mi się przysnęło.
Miałem już wstać aby zrobić sobie kolejną kawę gdy zauważyłem mokrą kałużę pod krzesłem.








Jak podobają wam się rozdziały? Nic nie piszecie :( Mroczna jest smutna :/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz