Nie zasługiwaliśmy na dalsze życie i jakiekolwiek
szczęście. Bóg pewnie ma zapisany nasz los i wkrótce się nas pozbędzie.
Siedziałem na dywanie trzymając się uporczywie za
kolana i bujałem. Patrzyłem w jeden punkt, słyszałem odgłosy padającego
deszczu, nuciłem pod nosem jedyną znaną mi melodię, którą nuciła mi matka przed
snem jeszcze pięć lat temu. Myślałem, że wydarzenia ostatnich dni wynikają
jedynie z zemsty ducha mojej babki. Ale to nie była prawda. Człowiekiem rządzi
przeznaczenie. Siła wyższa, Bóg, Fortuna, Los, różnie nazywany, będący mocą
samą w sobie, bytem wszystkowiedzącym, znającym zakończenie i początek. Niesie
konsekwencje i przyczyny lecz samo jej nie posiada.
Z transu wybudziły mnie kroki lecz gdy odwróciłem
głowę aby zobaczyć kto podążał w naszą stronę zobaczyłem istotę o sinych,
posiniaczonych stopach. Stopach opuchniętych, z żółtymi, długimi i nieco
zagiętymi paznokciami. Istotę o szerokich, żylastych łydkach, ubraną w czarną
sukienkę przypominającą sukienkę dobrej gospodyni. Kobietę o tępym spojrzeniu,
pozbawionym jakiegokolwiek pierwiastka życia. Ujrzałem jej puste oczodoły, jej
sine, zaciśnięte usta i opadnięte policzki. Miała siwe, proste, długie włosy.
Nie znałem jej imienia ale doskonale wiedziałem kim jest. Stanęła na środku
salonu, obróciła się bardzo powoli i spojrzała wprost na mnie. Zadrżałem.
Wyglądała upiornie. Podniosła swoją rękę na wysokość twarzy i zaczęła pocierać
ją paznokciami. Coraz gwałtowniej i szybciej ukazując ślady. Rozdrapywała
czoło, policzki do krwi. Była tylko zjawą, gdyż duchy nie mają krwi. Ich
organizm nie funkcjonuje a więc nie ma przepływu czerwonej substancji. Chciała
mnie tylko nastraszyć. Pokazać, że pamięta o mnie i wkrótce obejmie cały ten
dom. Zmusi nas do oddania jej siebie, swoich dusz, które przecież były jedyną
wartą rzeczą w bycie człowieka.
Kiedy zauważyła, że nie reaguję już na cieknącą
krew otworzyła buzię a z jej gardła zaczęły wydawać się skrzeki. Ten dźwięk był
potworny, przypominał głośne, śmiałe mruczenie.
- Przestań! –
wrzasnąłem.
Jej usta poruszyły się i wygięły w kształt chytrego
uśmiechu. Osiągnęła to co chciała uzyskać. Strach, przerażenie, otworzyła
dantejskie wrota piekieł.
- Nigdy. Nigdy nie
przestanę. – odrzekła lekko i rzuciła się na mnie z ogromnym wrzaskiem.
Zamknąłem oczy będąc zdziwionym, że ojciec nie próbował mnie ochronić. Może
sądził, że na to zasłużyłem? Owoc kazirodczego związku był zgniły i trzeba było
się go jak najszybciej pozbyć. A może po prostu jej nie widział? Może ukazała
siebie tylko dla mnie?
Nie poczułem absolutnie żadnego bólu. Otworzywszy
oczy znajdowałem się ciągle w salonie, siedząc na dywanie u boku mego ojca.
Deszcz nadal padał a życie toczyło się dalej.
Przeznaczenie było zniecierpliwione zakończeniem.
Choć dobrze wiedziało jakie ono będzie, cieszyło
się z niego tak jak pisarz z końca swojej upiornej powieści.
Pamiętnik
Nie musiałem być Jacobem Scheppelinem aby wiedzieć
jak się wtedy czuł. Świadomość, że jest
się dzieckiem matki i jej syna była okrutna i brudna lecz gorsza była wiedza,
iż trzeba robić wszystko aby umrzeć. Nikt nie chce śmierci. Absolutnie nikt.
Ludzie, którzy popełniają samobójstwa też jej nie chcą. Dlaczego? Bo śmierć nie
istnieje. To czym ją nazywamy nie jest niczym innym jak po prostu sposobem na
życie w innym wymiarze. Tam gdzie nie ma już ciała, fałszu, rzeczy
materialnych, praw fizyki i innych stworzeń. Są tam tylko dusze, które opuściły
piekło. Tak. Prawdziwe piekło jest tutaj. Jacob nie przeżył jeszcze osiemnastu
lat lecz wiedział, że życie to istna męczarnia, na której musiał cierpieć
katusze. Jego przeznaczeniem było umrzeć
u boku swojej matki i ojca. To nie najlepszy sposób na podróż do
drugiego świata. Nie chciał jeszcze wyjeżdżać.
Ja byłem inny. Miałem na karku
pięćdziesiąt dwa lata i chciałem czegoś nowego. Właśnie w takim celu
przyjechałem tutaj.
Nie oznaczało to tego, że chciałem
umrzeć. Oczywiście, że nie. Może i to
był odpowiedni moment – straciłem rodzinę, na niczym mi już nie zależało, w
Londynie nikt na mnie nie czekał. Czy spotkanie ze żniwiarzem właśnie teraz nie
wydaje się kuszące?
Przeanalizowałem ostatni
rozdział książki Jacoba i stwierdziłem, że aby zrozumieć historię w całości
muszę odnaleźć pamiętnik Anny i go przeczytać. Dopiero wtedy będę mógł odczytać
zakończenie tej opowieści i umrzeć wraz z nią.
Zabawne z jaką to łatwością o
tym myślałem.
Rzecz jasna nie widziało mi się
szukanie pamiętnika w tych ciemnościach (niestety zapas lamp naftowych powoli
się wykańczał i musiałem je oszczędzać do czytania). Wiedziałem, że dowiem się
o jego położeniu poprzez słowa syna Anny. Dlatego też zacząłem czytać dalej.
Niemal po trzech zdaniach dowiedziałem się o jej miejscu pobytu.
***
Nie widziałem się z matką już tydzień. Na ten czas przerwałem pisać
swoją historię. Wolałem poznać całą przeszłość mojego ojca i Anny. Dostałem
pamiętnik. Teraz leży u mnie na biurku, pochłonięty w całości i niemal ziejący
potępieniem. Opisywał kazirodczy grzech, dalszy los Adama i Ewy, szatańska
wersja Biblii.
Chwyciłem lampę i szybkim
krokiem ruszyłem w kierunku dziury w ścianie. Przedostałem się do zapomnianej
części domu. Było potwornie ciemno, można by rzec – egipskie ciemności.
Zaświeciłem na schody i powoli zacząłem po nich wchodzić. Skrzypiały upiorniej
niż poprzednim razem a każdy mój krok był słyszalny o 100 metrów dalej. Przy
piątym schodku potknąłem się i omal nie upuściłem lampy. Stanąłem w miejscu by uspokoić oddech. Zaraz natychmiast
go wstrzymałem. Charakterystyczne skrzypnięcie schodów. Tak jakby ktoś wchodził
po schodach. Ruszyłem do przodu. To coś również przyspieszyło. Czułem, że nie
jestem sam. Zebrałem się na odwagę i najszybciej jak mogłem odwróciłem się z
lampą i poświeciłem przed siebie. Nie ujrzałem absolutnie nic. Pustka. Czarna
przestrzeń. To pewnie moje wyobrażenia.
Może to ja przez przypadek postawiłem nogę we wrażliwe miejsce i stąd cały
trzask.
Zwróciłem się z powrotem w
kierunku drogi na górę i ujrzałem przeraźliwie białą twarz z wytrzeszczonym
uśmiechem. Kobieta. Starsza kobieta – matka Anny. Moje serce zabiło jeszcze
mocniej gdy zacząłem tracić grunt pod nogami i powoli spadać w dół..
W dół…
W dół…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz