poniedziałek, 8 czerwca 2015

Dalszy fragment

Rosi siedziała na schodkach pełna gniewu. Jej śliczna, młoda twarzyczka wykrzywiona była w upierdliwym grymasie. Swoją złotą główkę podtrzymywała piąstkami wielkości mandarynki. Podszedłem i usiadłem koło niej. Nie za blisko, tak by się nie speszyła. Była wystarczająco wzburzona.
Spojrzała na mnie ukradkiem lecz gdy zauważyła, że spojrzałem w jej kierunku odwróciła głowę. Zaśmiałem się przyjaźnie lecz ona pozostała niewzruszona.
               - Maleńka co się stało? – zapytałem. Otworzyła usta i wylała z siebie potok słów.
               - Nie lubię dorosłych. Myślą tylko o sobie, zachowują się jakby byli najmądrzejsi na świecie lecz się do tego nie przyznają. Nigdy nie słuchają młodszych bo uważają, że to strata czasu. Nawet ich nie rozumiem. A oni nie rozumieją niczego. Nie widzą tego co inni. – na chwilę przerwała mówić piskliwym, słodkim głosikiem co wykorzystałem.
                 - Co masz na myśli mówiąc ,,inni” kochanie?
                - Mam na myśli dzieci.
Pokiwałem głową. Moja córka jest cholernie inteligentna –pomyślałem.
                 - Co doprowadziło Cię do takiego wzburzenia, hm? – spytałem. Spojrzała na mnie i odrzekła wyniośle:
                 - Twoja żona, tato. – roześmiałem się.
                - Masz na myśli mamusię?- upewniłem się.
               - Oj daj spokój. Nie masz więcej żon. Dorosłych bawią dziwne rzeczy. Takie brudne…
Spoważniałem. Nie spodobały mi się te słowa. Widząc moją minę dokończyła:
             - Sam powiedz tatusiu. Czy widząc tą spadającą biedronkę, z tego to właśnie listka masz ochotę się śmiać?
Powoli pokiwałem głową. Próbowałem dostrzec tutaj jakikolwiek powód do śmiechu lecz niestety nic nie potrafiło wzbudzić u mnie uśmiechu.
Rosi popatrzyła na mnie smutno.
             - Nie śmiałbyś się gdyż uznałbyś to za nudne, naturalne i nieważne. Ja dostrzegam jej świat. Wyobrażam sobie jak się ona czuje, śmieszy mnie to, że spadła bo wiem, że musiała bardzo się starać aby na niego wspiąć. A potem wszystko na marne. Dorosłych bawią rzeczy czysto ludzkie. Dotyczące ich samych. Twoje pytanie właśnie to potwierdziło…
Nie chciałem przyznawać jej racji bo to dziecko. Lecz właśnie w tej myśli dostrzegłem jak bardzo jesteśmy niedojrzali. Wiek nie świadczy o dojrzałości. To inteligencja i wyobraźnia świadczy o naszej dorosłości.
                       - Masz rację. Dorośli nie dorównują dzieciom do pięt.
                      - Mama dzisiaj nakrzyczała na mnie bo zadawałam jej za dużo pytań. – bąknęła ni stąd ni zowąd.
Uśmiechnąłem się. Dwie kobiety w domu to jednak wyzwanie.
                      - Opowiedz. – zachęciłam przytulając ją do siebie.
                      - Więc mama robiła obiad a ja siedziałam przy stole i opowiadałam o dzisiejszych lekcjach. Między innymi o religii. Uczyła nas taka miła, ładna pani. Opowiadała o niebie, że są tam aniołki ,mnóstwo dzieci i  każdy jest tam szczęśliwy. Byłam ciekawa czy mama o tym wie i oczywiście zapytałam ją czy wierzy, że w Niebie rządzi Bóg. Odpowiedziała mi, że nie ma czasu bo gotuje obiad. Spróbowałam ponownie. W końcu chodziło mi o krótką odpowiedź. Powiedziała mi, że nie wiadomo czy istnieje Bóg. Nie zrozumiałam więc spytałam dlaczego. Mama przekręciła oczami a ja ponowiłam pytanie. Nie odzywała się przez dobre trzy minuty. Tak, tatusiu. Nie odpowiedziała. Więc zapytałam jeszcze raz, dlaczego? Nagle zaczęła na mnie krzyczeć, że jeśli jestem ciekawa to mam zapytać pani od religii albo swojego pluszaka bo ona nie ma czasu. Nie jestem głupia. Wiem, że pluszak to pluszak. Nie rozumiałam dlaczego podała taki przykład. Przecież powinna być mądrzejsza.
Pocałowałem ją w główkę i powiedziałem sobie w duchu, że  kiedy dorośnie zrozumie cały ten proces. Życie toczy się swoimi niepojętymi regułami.
                  - A ty jak sądzisz tato? Istnieje Bóg? – popatrzyłem na białe obłoki i powiedziałem:
                 - Skoro trzymam w ramionach anioła to znaczy, że tak.
Rosi zaśmiała się dziecięco a ja podziękowałem Stwórcy, że dał mi skarb.



                 Moja żona, ubrana w czerwoną jak krew sukienkę leżała koło mnie i mówiła aksamitnym głosem:
                      - Oliverze, nawet nie wiesz jak bardzo jestem z tobą szczęśliwa.
Dotknąłem jej policzka i lekko musnąłem jej usta.       
                    - Sądzę, że wielu rzeczy jeszcze nie wiem o tobie. Lecz pocieszam się, że mam na to resztę życia.
Uśmiechnęła się nonszalancko. Podniosła jedną brew i zapytała:
                     - To przysięga ważna do końca życia?
Potaknąłem głową.
                     - Kocham Cię. – szepnąłem i zbliżyłem się do niej. Nasze usta delikatnie się ze sobą zetknęły, tak jakby dopiero się poznawały. Chcieliśmy by pozostały złączone już na zawsze. Zatrzymałem swoją rękę na jej talii i lekko gładziłem. Pocałunek stawał się coraz to intensywniejszy i emocjonalny. Tak bardzo ją kocham – pomyślałem. Jestem niewiarygodnym szczęściarzem. Dłoń mojej ukochanej spoczęła na mojej piersi, dokładnie w miejscu gdzie szybko biło serce. Trudno było mi się skupić na myśleniu, lecz jedno co utkwi mi w pamięci na zawsze to to, że o mały włos bym ją stracił. Właśnie dzisiaj wyszła ze szpitala. Ktoś próbował ją okraść i silnie zranił jej wątrobę.


Klęczałem na środku ulicy i wrzeszczałem do nieba. Miałem złamane serce, wszystko we mnie drżało. Pełno krwi, szkła. Dotykam czerwonej cieczy, która jeszcze niedawno dawała życie mojej rodzinie. Ale one nie żyją. Są blade, pozbawione pierwiastku życia. Zniszczył je wypadek. Cholerny wypadek samochodowy. Jakiś policjant podchodzi do mnie i próbuje uspokoić ale ja go popycham ręką i płaczę. Wrzeszczę i płaczę. Łzy leją się strumieniami a świat staje się jedną, gęstą mgłą. Nic nie jest widoczne oprócz krwi i szkła. I samochodu. Zgniecionego na pół. Zaczynam iść na kolanach w jego kierunku próbując dotknąć rączki mojej córeczki. Chcę zobaczyć uśmiech na twarzy mojej żony. Rozpaczliwie żądam aby coś do mnie powiedziały. Pytam dlaczego nie żyją, dlaczego nie jestem na ich miejscu. Nagle rzuca mi się w oczy przedmiot. Nie potrafię stwierdzić czym on jest. Dotykam, przykładam do nosa i czuję woń wanilii. Rosi, pluszak Rosi. Jej jedyny przyjaciel, którego kupiliśmy na szóste urodziny. Wpycham go sobie do piersi, próbuję wydrzeć serce i podarować je moim skarbom. Wiem, że mogę im pomóc. Muszę bo nie ma innego wyjścia. To co się stało jest pomyłką. To nie one. Może to nie one?
Wstaję i kuśtykając podchodzę do samochodu. Zaglądam do środka i widzę …
Zakrwawioną twarzyczkę mojej Rosi, jej złamane nóżki i wgniecioną klatkę piersiową. Nie mogę dostrzec jej oddechu. Nie oddycha. Jej serduszko nie pracuje. Przerzucam wzrok na jej matkę. Głowa mojej ukochanej leży na kierownicy, wydaje się, że śpi. Tak, tylko śpi. Wyciągam rękę w jej kierunku lecz zaraz zostaję odsunięty. Krzyczę:
             - Nie, zostawcie! Trzeba ją obudzić!  Kochanie, obudź się! To nie jest śmieszne! Musimy pomóc Rosi.
Lecz ona się nie rusza. Pozostaje w spoczynku.
Wtedy pojąłem.
Boga nie ma.
Jest tylko diabeł.
            









Dobry wieczór moi mili :)
Czy ktoś tu jeszcze zagląda? Nie otrzymuję żadnych komentarzy :( Nie wiem czy ta historia Wam się podoba a przecież to dla Was piszę. Kiedyś dawaliście znaki życia lecz w chwili obecnej jestem zmartwiona :( Dajcie jakiś znak... 
Dobranoc. :)

1 komentarz:

  1. Jak rośnie liczba odwiedzin to znaczy że ktoś czyta....albo klika kilkanaście razy "odśwież", ja mam czasem takie wrażenie na moim blogu. :), na ludzi nic już nie poradzisz.

    OdpowiedzUsuń