~~~
***
Obudziłem się z silnym bólem głowy. Od momentu otworzenia oczu do
zejścia na dół aby zjeść śniadanie, cały czas myślałem o rozmowie z mamą
minionej nocy. Boję się śmierci. Boję się własnej matki. Boję się tego domu.
Nie rozumiem czemu duch mojej babki dręczy naszą rodzinę. Dlaczego jesteśmy
potępieni? Chce mi się płakać ale nie pozwolę sobie na to. Płacz jest dla
słabych, dla tych, którzy nie potrafią poradzić sobie z czymś trudnym. Wierzę,
że jest jakiś inny sposób. Może egzorcyzmy? Gdyby tylko tata uwierzył w nasze
słowa wszystko stałoby się realniejsze. Mielibyśmy szansę. W obecnym stanie
czyli: niepełnoletni chłopak, obłąkana matka i surowy ojciec - nie widzę szansy
na przeżycie. Spłoniemy. Nasze kości i ciało będą tlić się, dymić i płonąć aż
nie zostanie z nas nic. Żadnej pamiątki, żadnego śladu, że kiedyś istnieliśmy.
Znikniemy jak zdrajcy. Zginiemy za karę, za coś czego nie zrobiliśmy.
Wstałem z łóżka i ubrałem się w czyste ciuchy.
Poszedłem do łazienki, obmyłem twarz zimną wodą i spojrzałem w lustro.
- Nic się nie stało. Wszystko pod kontrolą. –
powiedziałem sam do siebie, wyszedłem z pomieszczenia i truchtem pobiegłem do
kuchni.
Przy stole siedział już ojciec, popijał herbatę i
patrzył na talerz z kanapką. Wydawał się zamyślony, przygnębiony i …
niewyspany. Uśmiechnięty usiadłem obok
niego i zacząłem rozmowę:
- Dzień dobry. Jak spałeś? – przeczuwałem, że coś
się kręci.
Nawet nie mrugnął.
- Jesteś tutaj? – zapytałem.
- Wiedziałeś? – mruknął.
- Słucham? – udałem, że nie usłyszałem pytania.
- Wiedziałeś? – powtórzył.
- Nie rozumiem o czym miałem wiedzieć. – szepnąłem.
Może podejrzewałem, że chodziło mu o rozmowę w nocy.
Pokręcił głową i wstał od stołu.
Chciałem go zatrzymać, zapytać co się stało, przy
okazji namówić aby spróbował zrozumieć mamę ale zabrakło mi odwagi. Bałem się
przyszłości. Wiedziałem, że jest ona nieunikniona i, że nie mamy wpływu na nasz
los. Mimo tego chciałem go zmienić. Postarać się mieć na niego jakikolwiek
wpływ. Ale to tak jak z wodą. Chciałbyś umieć po niej chodzić, dotknąć jej
szklanej, tak cienkiej warstwy. W rzeczywistości twój ciężar łamie ją i
przepuszcza cię na dno. Nawet nie zdążysz się zorientować a już toniesz.
Zjadłem śniadanie i pobiegłem do swojego pokoju.
Próbowałem obmyślić plan wydania swojej książki. Chciałbym napisać ją jak najszybciej. Chciałem wypełnić prośbę
mamy. Nie wiedziałem dlaczego tak jej zależało aby ukazała się ona możliwa do
kupienia. I chyba nie chciałem poznać odpowiedzi. Jeśli mnie o to prosiła,
musiała mieć jakiś powód.
Książkę chcę zakończyć w momencie ostatecznego
dnia. Tego, w którym mama zadecyduje, tego, który będzie naszym ostatnim. Z samego
rana pobiegnę do pobliskiego kiermaszu i zostawię powieść z prośbą aby jak
najszybciej ukazała się do kupienia. Kobieta prowadząca kiermasz zna naszą
rodzinę i pewnie nie będzie robiła problemu z wydaniem mojego rękopisu na
sprzedaż. Co musiałem zrobić:
- dowiedzieć się w jakim celu mam ją wydać,
- zapytać ojca o czym miałem wiedzieć,
- przekonać go aby uwierzył mamie,
- przestać się bać.
***
Nagle, z niewiadomych przyczyn
wstałem od książki i z dziwnym odpychaniem, trudem zacząłem iść do kuchni. Iść,
to nie odpowiednio użyte słowo - czołgać przy ścianie. Próbowałem trzymać się
jakiegokolwiek przedmiotu pod ręką ale wszystko mi się wymykało. Niewidzialna
siła brutalnie prowadziła mnie do pomieszczenia, w którym kiedyś zobaczyłem
owego gościa. Do pomieszczenia, gdzie Jacob Scheppelin sprowokowany przez matkę
Anny próbował popełnić samobójstwo. Siła tajemniczej energii zwiększyła się
powodując totalną bezwładność z mojej strony. Gdy leżałem już przy kuchennym
blacie, moje nogi opadły i przez chwilę pomyślałem, że to koniec. Że mogę
wstać, wrócić na miejsce, udawać, że nic się nie stało bo przecież szorowanie
podłogi plecami i bycie ciągniętym przez coś lub kogoś kogo lub co nie widać to
nie taka dziwna rzecz. Ludziom się to zdarza. Zakochują się. Miłość ciągnie ich
do drugiej osoby.
Nie. To zły przykład.
Gdy miałem już zacząć się
podnosić a moje ciało wykonało niezauważalny ruch, coś ruszyło po powierzchni
blatu. Serce podskoczyło mi do gardła, krew przestała płynąć a płuca pracować.
Nóż… O Boże nie.
Ostrze noża wisiało w powietrzu
skierowane w dół, w stronę mojego serca.
Przepraszam wszystkich za dość sporą przerwę. Mam nadzieję, że nadal to czytacie i choć trochę Wam się to podoba :) Dla tych, którzy lubią czytać moje wypociny mam wiadomość, że rozpoczęłam pracę nad nową powieścią. Nie będę jej tu publikować... Poczekam aż Oliver się z Wami pożegna. :)
Pozdrawiam i życzę długiej nocy.
M.K.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz