U mojego boku leżał skrawek
papieru, bardzo poniszczony, cały zapisany. Mieściły się na nim słowa
nabazgrane piórem, niektóre słowa były rozmazane…
Niemożliwe…
Chcę umrzeć… To błąd… Żyć w tej niepewności to jak wstąpić do bram
piekła… Boję się śmierci… Czuję obrzydzenie… Boże, ochroń mnie przed mym
strasznym losem… Jak Adam i
Ewa.
Kompletnie zaciekawiony i wpatrzony
w kartkę nie poczułem, że ktoś trzyma dłoń na moim ramieniu. Ktoś blady, chudy
o kobiecych paznokciach. O dziwo odwróciłem się przodem do gościa. Ujrzałem
twarz pięknej kobiety o ciemnych włosach i również takich oczach. Ubrana była w
białą pelerynę sięgającą jej do kostek. Patrzyła na mnie wnikliwie chcąc coś
powiedzieć. Nie czułem, że żyję. Tak bardzo mnie to przerażało jak i
inspirowało. Widziałem ducha, naprawdę go widziałem. Nie wyglądała jak potwór
czy jak niewyraźna postać. Gdyby nie okoliczności pomyślałbym, że znajduję się
w towarzystwie obdarzonej urodą kobiety.
- Oliverze. Cieszę się, że tu
jesteś. Nie osądzaj mnie proszę… Nie skazuj na potępienie.
Pokręciłem głową.
- Jesteś Anna? Anna Thierin? –
zapytałem uśmiechając się delikatnie do towarzyszki. Ta w odpowiedzi skinęła
głową.
- Zgadza się. Przyszłam do
Ciebie by prosić Cię o przysługę. –
oznajmiła mi nadal trzymając swą dłoń na moim barku. – Duch mojej matki nadal
tu jest… Nie daje nam spokoju. Tobie i mojej rodzinie. Nikt z nas się stąd nie
uwolnił. Nikt nie spalił tego domu.
- Więc jak zginęliście? Czemu
nie żyjecie? Co się z wami stało? – żal było mi patrzeć na Annę i jej smutne
oczy. Wydawały się przepaścią, otchłanią
lamentu i bólu. Jak głęboka ona jest i ile cierpień mieści? Wydawało mi się, że dużo, że nie można ich
policzyć. Jej spojrzenie zabierało wszelką radość.
- Dowiesz się. Mój syn wszystko
opisał. Masz odpowiedź w książce.
- O co chcesz mnie prosić?
- Najpierw Cię zapytam.
Nastała chwila ciszy.
- Wiesz, że nie ma dla Ciebie
już ratunku? – zapytała wreszcie jednocześnie kierując swój wzrok na ścianę z
krwawym napisem.
Zmroziły mnie jej słowa.
Nastąpił przełom w moich odczuciach i w mojej świadomości. Poczułem, że wariuję…
Że tracę resztki normalności i
trzeźwości umysłu. Byłem uwięziony w przeklętym domu razem z duszami
wcześniejszych gospodarzy. Gdyby ktoś powiedziałby mi to zdanie parę miesięcy temu
uznałbym go za wariata, idiotę, chorą psychicznie osobę, potrzebującą
natychmiastowej pomocy, zamknięcia w wariatkowie. Kiedyś byłem innym
człowiekiem. Nie wierzyłem w paranormalność, po śmierci żony i córki nie
umiałem kochać. Straciłem to co było we mnie wrażliwe i kulturalne. Teraz a
może… wtedy obojętne było mi moje słownictwo, mój styl życia czy opinia u
innych. Żyłem bo świat nadal istniał. Mój koniec jeszcze nie nadszedł.
Cierpliwie na niego czekałem a gdyby się zjawił poddałbym mu się bez oporów.
Dlatego nie bałem się mieszkać w tym domu. Dlatego odpowiedziałem Annie: tak.
Wiedziałem czego chce. Wolności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz