niedziela, 1 marca 2015

Dalsza część rozdziału 10



U mojego boku leżał skrawek papieru, bardzo poniszczony, cały zapisany. Mieściły się na nim słowa nabazgrane piórem, niektóre słowa były rozmazane…


Niemożliwe…     Chcę umrzeć…   To błąd…   Żyć w tej niepewności to jak wstąpić do bram piekła…        Boję się śmierci…       Czuję obrzydzenie…                Boże, ochroń mnie przed mym strasznym losem…           Jak Adam i Ewa.


Kompletnie zaciekawiony i wpatrzony w kartkę nie poczułem, że ktoś trzyma dłoń na moim ramieniu. Ktoś blady, chudy o kobiecych paznokciach. O dziwo odwróciłem się przodem do gościa. Ujrzałem twarz pięknej kobiety o ciemnych włosach i również takich oczach. Ubrana była w białą pelerynę sięgającą jej do kostek. Patrzyła na mnie wnikliwie chcąc coś powiedzieć. Nie czułem, że żyję. Tak bardzo mnie to przerażało jak i inspirowało. Widziałem ducha, naprawdę go widziałem. Nie wyglądała jak potwór czy jak niewyraźna postać. Gdyby nie okoliczności pomyślałbym, że znajduję się w towarzystwie obdarzonej urodą kobiety.
- Oliverze. Cieszę się, że tu jesteś. Nie osądzaj mnie proszę… Nie skazuj na potępienie.
Pokręciłem głową.
- Jesteś Anna? Anna Thierin? – zapytałem uśmiechając się delikatnie do towarzyszki. Ta w odpowiedzi skinęła głową.
- Zgadza się. Przyszłam do Ciebie by prosić Cię o przysługę.  – oznajmiła mi nadal trzymając swą dłoń na moim barku. – Duch mojej matki nadal tu jest… Nie daje nam spokoju. Tobie i mojej rodzinie. Nikt z nas się stąd nie uwolnił. Nikt nie spalił tego domu.
- Więc jak zginęliście? Czemu nie żyjecie? Co się z wami stało? – żal było mi patrzeć na Annę i jej smutne oczy.  Wydawały się przepaścią, otchłanią lamentu i bólu. Jak głęboka ona jest i ile cierpień mieści?  Wydawało mi się, że dużo, że nie można ich policzyć. Jej spojrzenie zabierało wszelką radość.
- Dowiesz się. Mój syn wszystko opisał. Masz odpowiedź w książce.
- O co chcesz mnie prosić?
- Najpierw Cię zapytam.
Nastała chwila ciszy.
- Wiesz, że nie ma dla Ciebie już ratunku? – zapytała wreszcie jednocześnie kierując swój wzrok na ścianę z krwawym napisem.
Zmroziły mnie jej słowa. Nastąpił przełom w moich odczuciach i w mojej świadomości. Poczułem, że wariuję…  Że tracę resztki normalności i trzeźwości umysłu. Byłem uwięziony w przeklętym domu razem z duszami wcześniejszych gospodarzy. Gdyby ktoś powiedziałby mi to zdanie parę miesięcy temu uznałbym go za wariata, idiotę, chorą psychicznie osobę, potrzebującą natychmiastowej pomocy, zamknięcia w wariatkowie. Kiedyś byłem innym człowiekiem. Nie wierzyłem w paranormalność, po śmierci żony i córki nie umiałem kochać. Straciłem to co było we mnie wrażliwe i kulturalne. Teraz a może… wtedy obojętne było mi moje słownictwo, mój styl życia czy opinia u innych. Żyłem bo świat nadal istniał. Mój koniec jeszcze nie nadszedł. Cierpliwie na niego czekałem a gdyby się zjawił poddałbym mu się bez oporów. Dlatego nie bałem się mieszkać w tym domu. Dlatego odpowiedziałem Annie: tak. Wiedziałem czego chce. Wolności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz