wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział 6 - fragment

 

 

Cisza i spokój





                                               Przez resztę nocy siedziałem w kuchni. Czekałem aż nadejdzie poranek a słońce ponownie pokaże swoje jasne oblicze. Nie miałem odwagi stawić czoła temu czemuś. W chwili gdy zapaliłem światło, wszystko wróciło na ziemię. Łącznie z moją ręką, która przestała krwawić. Zadziwiające i niesłychane. To nie mogło się zdarzyć, to tylko moja wyobraźnia - powtarzałem sobie przez cztery godziny. Dlaczego więc ani razu nie wstałem z krzesła?
                                                Gdy stwierdziłem, że jest dostatecznie jasno opuściłem kuchnię i poszedłem na korytarz. Dokładnie go obejrzałem i sprawdziłem czy nie ma śladu po nocnym towarzyszu. Dywan był tak samo brudny jak wczoraj, po moim  mokrym piasku na stopach, który tak brutalnie tu wpuściłem, ściany w identycznym stanie. Jedyne co mogło mi się wydawać inne to ja sam. Zmieniłem się wtedy - zacząłem się bać i to nie był udawany strach. Miałem na ciele gęsią skórkę, włosy stały mi dęba, zacząłem nierówno oddychać a moje serce biło jak szalone. Ważne, że dopiero ranek a do nocy został szmat czasu. Przez ten dzień najpewniej minie mi strach.
                                                Poszedłem się wykąpać. Zirytowany stwierdziłem, że znów będę musiał przystąpić do naprawy kranu. To nieodpowiedzialne ze strony Carlosa, że zostawił łazienkę w tak okrutnym stanie. Mógł chociaż mnie o tym poinformować. Wchodząc do wody przypomniałem sobie od razu moją nocną kąpiel w Oceanie. Muszę to kiedyś powtórzyć tak jak i wizytę w ogrodzie. Namydliłem dłonie i dokładnie obsmarowałem nimi swoje ciało. Pojawiła się piana i wspomnienie mojej córeczki. Były jej urodziny. Doskonale pamiętam jak wraz z Isabelle wrzuciliśmy ją do wanny pełnej wody. Rosi zaczęła się głośno śmiać i tak słodko prosiła o wyniesienie jej z łazienki. Wtedy ja namydliłem sobie ręce i dotknąłem jubilatki. Mała po piętnastu minutach była cała w pianie a na kafelki wylały się chyba trzy litry wody. W ten dzień po raz ostatni widziałem ją taką uśmiechniętą. Po dwudziestu czterech godzinach była martwa, tak jak i moja żona. Ból jaki wtedy czułem był gorszy i nieporównywalny z tym wczorajszym. Człowiek, który stracił rodzinę nigdy nie będzie już sobą bo odebrano od niego to co było najważniejsze. Jak i dla każdego innego człowieka. Samotność to brak osoby obok nas, w moim przypadku była spowodowana śmiercią bliskich. Śmierć to nasza nadziemska przyjaciółka, wiecie? Zjawia się znikąd, na pewno nie z niezapowiedzianą wizytą bo przecież wcześniej sobie ustala kogo pocałuje najpierw. Tak jakby była Panią Przeznaczenia. Ludzie to marionetki, lalki, które kiedyś się znudzą i muszą zostać wyrzucone. Problem w tym, że nie każde dziecko może się z tym pogodzić. Ja nadal nie czuję tego, że wybaczyłem śmierci. Nie wiem czy to przez krótki okres czasu czy przez to, że jeszcze nie dorosłem. Cóż, być może nadal jestem dzieckiem. Ale Rosi miała tylko dziesięć lat. Cholerne dziesięć lat, które nic ją nie nauczyło. Nie zdążyła nawet dorosnąć. Może to i dobrze - czasami myślę. Może akurat nie była warta tego by poznać jaki to świat jest beznadziejny? Co właściwie ma on nam do zaoferowania? Życie? Jakie to życie kiedy nie wiesz w którym momencie postanowią ciebie wyeliminować? Przygody? Na nie zwyczajnie brak czasu. Rzeczywistość cały czas depcze nam pięty i kopie w tłuste tyłki byśmy coraz szybciej wypełniali swoje zadania. Nie ma kiedy usiąść i pomyśleć o niczym. W zasadzie tak się nie da. Jesteśmy ograniczeni, mali i wpływowi. Wielu się boimy, mało co wiemy. Wiecie kiedy życie obdarowuje nas  tak zwaną wiedzą? Wtedy kiedy odbiera nam najbliższych. To właśnie wtedy pozostawia nas z cierpieniem i daje nam czas. Czas na to by łamać serce i zrozumieć, że to co było nigdy nie wróci. Co bym nie zrobił i co nie powiedział Rosi i  Isabella nie staną przede mną. Mój mały aniołek nie będzie już się tak śmiał. Nigdy nie zobaczę jej już w pianie. Wstrząśnięty mając łzy w oczach chlusnąłem wodą na kafle. Zacząłem łkać. Nikt nie mógł słyszeć mojej rozpaczy. Nikt z wyjątkiem mnie.
                                    Wyszedłem z wanny i o mało co nie wywróciłem się na śliskiej podłodze. Owinąłem się ręcznikiem oraz chwyciłem szmatkę. Opadła na podłogę a ja położyłem na niej stopę i zacząłem wycierać podłogę. Złośliwa woda, zamiast się wchłaniać to ona jeszcze bardziej się rozpływa. Poddałem się po dwóch minutach i poszedłem do sypialni. Wyjąłem z szafy czarne spodnie i granatową podkoszulkę. Za oknem słońce tak mocno nie świeciło a powietrze stało się ostrzejsze. Zaglądając do lodówki uświadomiłem sobie, że muszę wybrać się na porządne zakupy. Do jedzenia nie pozostało mi nic innego jak zielony ogórek i chleb. No cóż, musiałem się tym nacieszyć. Postanowiłem, że po przeczytaniu drugiego rozdziału i po odwiedzinach w ogrodzie udam się do miasteczka w celu zrobienia zakupów. Być może uda mi się porozmawiać ze sprzedającymi. Zapytam ich o tą wyspę i ... o ten dom. Może wyśmieją historię Carlosa i Sheppelina? Gorzej gdyby ją potwierdzili bo nie wiem czy zdołałbym później tu zasnąć. W sumie wyjścia nie mam. Dałem pieniądze, muszę tu zostać.
                                      Zaczekałem aż herbata się zaparzy i udałem się do salonu by tam w spokoju zjeść. Warzywa były suche i bez smaku, pieczywo zaś twarde i gorsze niż te, które jadłem w Londynie. Dziwne, że prawie wszystko tu wydawało mi się podejrzane. Nawet to jedzenie. Pewnie źle trafiłem a następne będą mi odpowiadały. Przekonam  się dzisiaj. Jedyne co mogłem robić cały czas to pić herbatę. Smakowała mi dokładnie jak ta w rodzinnym domu. Dziesięć minut minęło a ja siedziałem na kanapie trzymając w dłoni książkę Carlosa. Byłem ciekaw co stało się gdy ojciec przybył do kuchni.
                                      ,, Przerażony zorientowałem się, że widma już nie ma a ja trzymam w ręku nóż i próbuję się pociąć. Mój ojciec wyrwał mi go z ręki i zaczął wrzeszczeć co ja najlepszego wyprawiam. Oczywiście próbowałem mu to wszystko wytłumaczyć ale on jak zawsze mi nie wierzył. Ja sam nie potrafiłem pojąć takiego obrotu spraw. Gdy tata złapał mnie mocno za rękę i zaczął prowadzić do mojego pokoju, zapomniałem o mamie. Miałem ją spytać czy to wszystko widziała. Może ona byłaby świadkiem lecz następnego dnia czyli dzisiaj leży zamknięta w swoim pokoju. Podobno jest chora lecz ja w to nie wierzę. Coś musiało się stać, że ojciec trzyma ją pod kluczem. Tak więc nie mam okazji z nią porozmawiać. Pozostaje mi nic innego jak odpuścić sobie i zapomnieć o zdarzeniu. Tak będzie najlepiej. Zaraz idę z tatą na ryneczek. Próbuję go uprosić byśmy weszli na kiermasz książek. Nie mam pewności czy w końcu ulegnie bo od dzisiejszego poranka chodzi cały wzburzony i czerwony na twarzy. Lepiej go nie denerwować.(...) " .







To nie koniec tego rozdziału, reszta niebawem. Proszę was pozostawcie po sobie jakiś ślad! :( Nie ma się ochoty pisać jeśli nie ma się motywacji. Nawet jedno miłe słowo sprawia, że się cieszę:)
Jaką ostatnio książkę czytaliście? Ja zaczęłam ,, I nie było już nikogo" - Agaty Christie. BOSKA!!

Dobrej nocy i miłego czytania :***** 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz