poniedziałek, 31 marca 2014

Rozdział 3

 



      Fałszywy spokój

 
 
 
 
 
                                                - Cholerny kran. - powiedziałem wściekły. Woda tryskała mi prosto w twarz. Już od ponad godziny klęczałem w łazience cały umoczony. Cierpliwość powoli wygasała, podtrzymywałem ją faktem, że wieczorem trzeba się umyć. Miałem nadzieję, że naprawa kranu nie będzie trwała więcej niż pół godziny - przeliczyłem się. Dlaczego Carlos tak bardzo ją zaniedbał? Nie powinien zostawiać łazienki w tak strasznym stanie, ponadto liczył na to, iż jakiś głupek jak ja będzie miał serce nad nią ślęczeć. Mocno zdenerwowany wziąłem kurki w dłonie jeszcze raz i mocno zakręciłem. Woda nie kapała już na umywalkę ale gdy się ją odkręcało zamieniała się w istny wodospad. 
                                   Wstałem z kafelek i wyszedłem z łazienki. Przede mną były drzwi, te, których Peleponer zabraniał otwierać. Gdy tak na nie patrzyłem przypominał mi się pewien moment w moim dzieciństwie. Bodajże miałem zejść po konfiturę do piwnicy w swoim domu. Starszy brat zawsze straszył mnie, że na dole czeka na mnie zły duch a gdy ja tylko go zobaczę natychmiast mnie pojmie i zabierze do piekła. Wiem, absurd. Absurd dla dorosłego człowieka, nie sześcioletniego dziecka. Teraz kiedy stałem już jako dojrzały mężczyzna i patrzyłem na zniszczone lekko drzwi wydawało mi się, że nie ma rzeczy, której mógłbym się bać. Dlatego więc ruszyłem śmiało do przodu. Złapałem za klamkę. Usłyszałem pukanie do drzwi.
                                                - Naprawdę? - zadałem pytanie losowi. Zirytowany zaciągnąłem klamkę do siebie i szybkim krokiem udałem się do korytarza. Byłem bardzo ciekawy kto chciał mnie odwiedzić. Z Carlosem widziałem się całkiem niedawno a nikogo innego w pobliżu nie znałem. Wątpię, że to ktoś z ryneczku. Otworzyłem drzwi.
                                                - Witam. Nazywam się Johann Jacob Sheppelin. Czy dobrze zrozumiałem, że chciał pan ze mną porozmawiać? - spytał starzec. Tak jak słyszałem z ust Carlosa mężczyzna ten wyglądał tragicznie i chorowicie. Dałbym mu dziewięćdziesiąt lat. Miał pomarszczoną skórę, oblaną płatami dziwnych barw. Jego oczy były białe. Chyba niewidomy - pomyślałem.
                                                 - Tak. Proszę wejść. - zaprosiłem go do środka. Rozejrzał się po wnętrzu domu i powiedział:
                                                 - Dawno tu nie byłem. Wydawało by się, że minęło sto lat. - z jego gardła wydobył się chrapliwy śmiech. Zadziwiony zauważyłem, że ubrany był w czarny płaszcz. Czy ci ludzie naprawdę nie czują upału? Zaprowadziłem towarzysza do salonu i razem usiedliśmy na znajdujących się tam kanapach.
                                                - Napije się pan? - zapytałem grzecznie.
                                                - Nie piję alkoholu. - przyznał.
                                                - Chodziło mi raczej o herbatę. - uśmiechnąłem się poruszony błyskotliwością starszego pana.
                                                - Ach, nie. Dziękuję ale proszę spokojnie wyjaśnić mi na jaki temat chciałby pan ze mną rozmawiać? - popatrzył na mnie tak jakby był widomy. Tak jakby doskonale wiedział, że przerażał mnie swoją obecnością i wyglądem.
                                                - Carlos Peleponer wynajął mi ten dom na wakacje. Podczas jazdy tu zdążył opowiedzieć mi streszczoną jego historię. Domu, rzecz jasna. Ciekawy jestem szczegółów a podobno pan je zna. Pomyślałem więc, że może będzie pan zgodny mi je zdradzić? - patrzył na mnie cały czas w ten sam sposób, nie zmieniając nawet postawy ciała. Miałem niemal wrażenie, że nie oddychał, co było oczywiście abstrakcyjne.
                                                - Jest pan pewny? - spytał wreszcie.
                                                - Jak niczego na świecie. - odparłem rozpierając się wygodnie na fotelu.
                                                - Proszę więc zająć wygodnie miejsce. To będzie dość długa historia a podczas mojego mówienia proszę nie zadawać pytań. To wtrąca mnie z tematu a zważając na mój wiek trudno będzie mi znów w niego wejść.
                                                - Jasne, rozumiem.
                                                - Owy dom, w którym właśnie się znajdujemy wybudowany został w 1828 roku przez Daniela Hoffmana. Niby zwykłego, cichego mężczyznę pisarza. Ludzie zawsze traktowali go jak dziwaka. Siedział tu całe dnie próbując stworzyć bestseller. Żadnego nigdy nie napisał a uznania wśród mieszkańców nie zdobył. Był więc nieszczęśliwym człowiekiem tłoczącym się w tym ogromnym domu. Pewnego dnia usłyszał pukanie do drzwi. Uradowany poszedł je otworzyć. Ujrzał bowiem mężczyznę przedstawiającego się jako Hans Tresckow. Proponował on dwanaście milionów dolarów w zamian za to, że Hoffman szybko się wyprowadzi. Ten zaś zafascynowany faktem, iż stał się bogaczem wyniósł się w ciągu niecałej godziny. Hans jeszcze tego samego dnia wprowadził się tutaj wraz ze swoją żoną, Anną Barbarą Thierin. Jej imię i nazwisko znałem jako jedyny z ich znajomych. Hans był moim bliskim przyjacielem więc znałem przyczynę tajemniczości jego żony. Widzisz, Tresckow bardzo kochał Annę i za żadne skarby nie dałby jej nikomu skrzywdzić. Przeszłość ich jednak decydowała o tym, że kobieta ta musiała pozostać anonimowa. Miała wroga i to dość potężnego. Była nim  jej matka. Thierinowie należeli do tych świętych rodzin z tradycjami i ustalonymi zasadami. Anna kiedy zaszła w ciążę z Hansem i urodziła pierwsze dziecko wprowadziła w rodzinie poważną kłótnię. Matka kobiety zabiła ich syna w 1821 roku. Wtedy już nie żyła. Jako duch opętała tego człowieka. Wiem, że to może brzmieć bardzo abstrakcyjnie ale to prawda. Hans wtedy zabrał małżonkę tutaj. Wprowadzili się w 1830 roku. Moi przyjaciele obawiali się, że matka znajdzie swoją córkę a wraz z nią jej drugie dziecko urodzone w 1800 roku. Na szczęście mieli chwilowy spokój. Żyli tutaj całkiem spokojni gdy nagle Anna  zaczęła dziwnie się zachowywać. Miewała boleści głowy, widziała różne, nierealne rzeczy, sądziła, że  ich domu jest jej matka próbująca zabić Jacoba - jej syna. Hans twierdził, że żona gada już ze starości głupoty i nie traktował ukochanej poważnie. Kobieta umarła w 1875 roku. Tresckow zwołał lekarza, który nie mógł stwierdzić przyczyny śmierci jego żony. Wściekły wdowiec dopiero wtedy pojął, że Anna miała rację. Ten dom ją zabił. Przeklął go i w tym samym roku się z niego wyprowadził. Jego syn postanowił, że tu zostanie. Umarł trzy miesiące później. Dwadzieścia lat posiadłość Hoffmana stała pusta, do czasu gdy się nią nie zainteresowałem. Przez prawie kolejne dwadzieścia lat dbałem o niego i troszczyłem. Towarzyszył mi Carlos, który go wykupił. Zdaję sobie sprawę, że wiele rzeczy może być przez pana nie zrozumiałych ale opowiedziałem panu tę historię jak najlepiej umiem.
                                                 - Czy mogę zadawać pytania? - spytałem cicho wstrząśnięty tym co usłyszałem. Mieszkałem w jakimś przeklętym domu?!
                                                 - Tak, oczywiście.
                                                 - W którym roku urodziło się ich pierwsze dziecko?
                                                 - O ile dobrze pamiętam chyba w 1799 roku.
                                                 - Ile więc lat miała Anna?  - towarzysz uśmiechnął się mizernie i odpowiedział:
                                                 - 15. - to dlatego jej rodzice tak bardzo byli wzburzeni. - Pewnie dobrze pan teraz podejrzewa, że to był właśnie ich powód, dla którego zaczęli nienawidzić i przeklinać własne dziecko.
                                                  - Jakie ma pan dowody na to, że matka Anny zabiła jej syna jako duch? Nie sądzi pan, że brzmi to nieprawdopodobnie? Staruszek nie zmieniając pozycji, powiedział:
                                                  - Dowód ma pan u siebie w domu. - popatrzył na książkę Carlosa leżącą na stole. Zostawiłem tam ją po przyjściu z centrum.
                                                  - Chodzi panu o tą powieść? - zapytałem niedowierzanie.
                                                  - Tak. Dokładnie o nią. Proszę nie robić takiej miny.
                                                  - Naprawdę nie rozumiem w jaki sposób...
                                                  - Jeśli pan zacznie ją czytać, co oczywiście odradzam przypomni pan sobie tą rozmowę i zrozumie, że popełnił pan błąd. Jeszcze nie jest za późno by stąd uciec, Oliverze. Masz jeszcze szansę. Mężczyzna przekroczył granicę rozumu i mojej cierpliwości dlatego wstałem i dość jasno dałem mu do zrozumienia, że ma opuścić mój dom.
                                                  - Nie życzy pan sobie słuchania prawdy dość prostej do zrozumienia więc zanim wyjdę powiem ci tylko, że zakazany owoc może i jest zakazany ale najlepiej smakuje. - po tych słowach odprowadziłem towarzysza do drzwi i umiarkowanym głosem go pożegnałem.
                                                  - Jeśli będziesz ze mną chciał kiedykolwiek porozmawiać, powiedz Carlosowi. On przekaże ci wiadomość. - popatrzyłem na niego zniecierpliwionym wzrokiem. - Trzymaj się przy zdrowiu, Oliverze.
Trzasnąłem drzwi.
                                           Ten cały Sheppelin był szaleńcem. Pewnie ta cała historia o Hansie Tresckow i Annie Thierin jest zmyślona. Carlos jak i ten starzec kłamie. Próbują zwędzić jakiegoś półgłupka i wywęszyć od niego pieniądze. Zacząłem kląć jak szewc więc postanowiłem, że dla relaksu wyjdę na plażę. Zamknąłem drzwi wyjściowe i skierowałem się  na tył domu. Niebo powoli nabywało pomarańczowo - fioletowego koloru a słońce nieśmiało chowało się chmurami. Taki widok chciałem zachować w swojej pamięci do końca życia. Usiadłem na nagrzanym piasku i wyciągnąłem do przodu nogi. Zamknąłem oczy i wsłuchałem się w szum oceanu. Nadal nie byłem pewien czy to nie morze. Przypomniałem sobie nagle o moim śnie w pociągu. Tam też byłem nad wodą, trzymałem w dłoni książkę. Wtedy wydawało mi się, że to pamiętnik ale teraz gdy mam w domu powieść Carlosa jestem prawie przekonany, że to ona mi się wyśniła. W dodatku ta kobieta z obu marzeń sennych. Zdaje się, że była ona taka sama.
                                                       - Oliver...
                                               Wystraszony rozejrzałem się wokół. Nikogo nie widziałem a głos pochodził gdzieś stąd. Ktoś pewnie robi sobie żarty. Ponownie zamknąłem oczy.
                                                       - Oliverze... - to kobieta. Jestem pewny. - Znajdź mnie. Jestem blisko... - przyjemny głos, taki hipnotyzujący. Oczarowany wstałem i zacząłem iść. Szedłem w niewiadomym kierunku. Chciałem ją spotkać, zobaczyć, poczuć, dotknąć. Moje nogi same podążały, one znały drogę.
                                                        - Gdzie jesteś? - pytałem.
                                                        - Oliverze.... Otwórz oczy. - szepnęła.
Tak zrobiłem.
Byłem w domu.
Przede mną stały drzwi.
Drzwi od piwnicy.






Moi drodzy to już 3 rozdział, pisanie ostatnio idzie mi jak burza a moje palce bolą od stukania na maszynie!
Piszcie jak podoba wam się ta historia!
Pozdrawiam,  chora Mroczna Kraina ....




 

3 komentarze:

  1. Jestes niesamowita, ubóstwiam cie, moja pisarko :*
    TWÓJ MARIUSZEK <3

    OdpowiedzUsuń
  2. O mój Boże to jest wręcz niesamowite.! To jest dowód na to jak bardzo może być bujny ludzki umysł. ... Czytając to nie dowierzam , ze nasza kochana baletnica ma taki talent i niezwykłą wyobraźnię.. Na szczęście umie z niego korzystać, i dostrzegła to w odpowiednim momencie.
    czytam i czytam , czuje fatum i moc, która w tobie drzemie.
    każdy rozdział to właściwie wykorzystany czas w moim życiu, nie bez powodu wyrażam swoje uczucia, odczucia i opinie na temat niezwykłych historii pisanych przez Klaudyne, ponieważ jeżeli w ciągu dnia nie napoje mój mózg ludzka kreatywnością mam na myśli Klaudię Tkaczyk to nie potrafię zebrac moich myśli w jedna całość. Czytając tekst ciągle nasuwa mi się myśl: " co by było gdyby...". A tak naprawdę co by było ze mną, z moim życiem, z moim Umysłem, z moim podejściem do życia, pisarzy, książek. Gdyby nie KLAUDIA TKACZYK .???.
    Ja nie znam odpowiedzi na to pytanie, tak szczerze mówiąc.
    Czy Klaudyna jest moim nałogiem..? Moja odpowiedź brzmi tak: Klaudia Tkaczyk to najwspanialsza istota na Ziemi, która miałam zaszczyt poznać.!. I najważniejsze Tak Klaudia JESTEŚ MOIM NAŁOGIEM! Zapisz, zapamiętaj, naucz się jak wzoru z Matematyki, nagraj i puszczaj to sobie codziennie, nie wiem ale Pamiętaj o tym co dla mnie zrobiłaś, ile pozytywów wnioslas do mojego życia a ile wyrzuciłas . ... Klaudia nie zatrzymuj się w miejscu idź dalej, i tak zawsze będzie dobrze, myśl pozytywnie, glowa do góry i trzymaj się tego co najbardziej lubisz, kochasz. .. Wtedy będzie dobrze.
    Dziękuję Ci za wszystko .
    Mam nadzieje, ze moje skromne słowa będziesz pamiętała do końca życia. ...
    Jesteś moim nałogiem i Bogiem. ...
    Taka jest prawda. Czuj się swobodnie, aby atmosfera która tkwi wokół twojego niesamowitego umysłu była taka sama , jak i lepsza.
    Wiadome jest to, ze ty dla mnie jesteś niezwykłą, niesamowitą osoba .



    Z podziękowaniem i miłym zaskoczeniem:
    Kina.

    OdpowiedzUsuń