Zamurowana wpatrywałam się w przeraźliwie bladą twarz Eleny. Lodowata piękność, trzymała w dłoni długi nóż plemienia Diemonts. Miałam wrażenie, że wbija we mnie jego ostrze. Czekałam aż coś powie. Czekałam na zbawienie z ciszy, która mną zawładnęła.
- Powinnaś się bać. - powiedziała Elena.
Pokiwałam szybko głową.
- Mogę cię w każdej chwili zabić.
Przełknęłam głośno ślinę. Nie miałam odwagi spuścić z niej wzroku. Elena była niczym psychiczny ból. Nie krzywdzi mnie bezpośrednio, robi to samym istnieniem.
Boję się jej.
Wiem, że może mnie zabić.
- Haha. Uwielbiam kiedy ludzie to robią. - wybuchnęła gromkim smiechem. Dziewczyna opuściła nóż i schowała go w kieszeń płaszcza, który miała założony na czarną tunikę. Wyglądała jak śmierć. Śmierć o rudych włosach.
- Ale co? - spytałam Elenę nieco idiotycznym głosem.
- Kiedy patrzą się na mnie i są przekonani, że zaraz ich zabiję. Lubię zabijać. - syknęła nieco przybliżając się do mojego ucha. Na plecach pojawiła się gęsia skórka.
Opuściłam głowę.
O nie.
Stoję w samym staniku i majtkach. I to w lesie.
- Spokojnie. Pojedziesz teraz do naszej siedziby i tam się przebierzesz. - powiedziała i ruszyła do przodu.
- Naszej? Siedziby? - spytałam zagubiona idąc po liściach. Moje stopy były strasznie poranione.
- Siedziby Rady.
Oniemiałam.
- Do czego?
- Rady Diemontów.
***
Dziewczyna o imieniu Cher zaczęła ją denerwować. Zadawała pytania, poruszała się strasznie wolno, w dodatku była kimś na kim powinna się wzorować.
Szła przed siebie - Elena, agentka S.R. Zdeterminowana, odważna, sadystyczna, pesymistyczna - niemal zapomniała o swojej dobrej stronie. Czy w ogóle jeszcze ją miała? Po akcji z zabiciem kilkuset diemontów, miała spore wątpliwości co do swojej jasnej strony.
- Gdzie jest ta Siedziba? - znów pytanie zielonookiej.
Elena westchnęła z irytacją.
- Nie mogę udzielić ci takiej informacji.
Dziewczyna nie odpowiedziała. Przez następne piętnaście minut podążała za nią bez słowa.
Wreszcie ujrzała drogę. Elena odwróciła się do swojej towarzyszki i zaczęła mówić:
- To co teraz zobaczysz musisz zatrzymać dla siebie. To nasza tajemnica. Nie obchodzi mnie, że masz jakiekolwiek pytania. Masz się nie odzywać, jeśli złamiesz jakiekolwiek moje słowo ten nóż wyląduje w twoim sercu. - Cher patrzyła na nią osłupiała. Tak, zrozumiała jej słowa. Agentka przykucnęła na ziemii i zaczęła odgarniać liście. Był drugi październik a San Francisco wyglądało niczym żółto - pomarańczowa plamka. Obrzydliwe kolory. Zbyt wesołe.
Kiedy poczuła pod grubą warstwą liści, twarde podłoże powiedziała:
- Zamknij oczy.
Zielonooka posłuchała.
Po pięciu minutach były już pod ziemią.
***
Szłam korytarzem, chyba. Wciąż miałam zamknięte oczy a pytania nie wchodziły w grę. Elena prowadziła mnie za rękę. Nagle się odezwała a na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka.
- Zaprowadzę cię do pokoju, gdzie czekają na ciebie ubrania. Przebierzesz się a potem masz spotkanie z przewodniczącym Rady.
Milczałam.
- Możesz już coś powiedzieć. Spokojnie, nie zabiłabym cię w siedzibie Rady. - szepnęła. Otworzyłam oczy i zobaczyłam długi, oświetlony lampami korytarz. Z sufitu skapywała woda a podłoże wyglądało jak błoto.
- To ma być siedziba Rady? - spytałam ironicznie.
Elena obrzuciła mnie lodowatym spojrzeniem.
- Może jednak się zamknij.
- Zanim to zrobię mam jedno pytanie.
- Szybko. - rozkazała.
- Czemu chciałaś pozostać tak anonimowa? - zapytałam próbując spojrzeć Elenie prosto w oczy. Agentka nie odwzajemniła spojrzenia.
- Powiedzmy, że mam zakaz wchodzenia do Białego Domu. - odpowiedziała zatrzymując się.
Obok nas stały drzwi, dziewczyna je otworzyła i nakazała:
- Tu masz drzwi, wejdź i się przebierz. Tutaj na ciebie czekam.
Posłusznie weszłam do pomieszczenia.
Wiem, że ten rozdział był nudny i krótki ale ostatnio nie mam czasu nawet na porozmawianie z moją jedyną przyjaciółką, Marleną, która znaczy dla mnie naprawdę dużo. Ona także prowadzi bloga ( wkrótce nowego), jest genialna, to co pisze jest tak wciągające, że momentalnie znajdujesz się w innym świecie http://jestem-potworem.blogspot.com/ oto link. Naprawdę zapraszam i jeszcze raz przepraszam za moje zanudzanie... Hmm czy w ogóle jeszcze chcecie czytać tego bloga?